Artykuł
Stańczyk czasu przełomu

Wstęp do wyboru pism Michała Bobrzyńskiego „Zasady i kompromisy”, Kraków 2001 (seria Biblioteka Klasyki Polskiej Myśli Politycznej).

 

 

 

Michał Hieronim Bobrzyński urodził się 30 września 1849 roku w Krakowie. Jego ojciec Błażej, podówczas doktor nauk medycznych, blisko współpracował z Maciejem Józefem Brodowiczem, wielkiej sławy profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Matka Zofia de domo Cypser wywodziła się ze starej, zasiedziałej w Krakowie rodziny patrycjuszowskiej1.

Jak się wydaje, na ukształtowanie młodego Michała miał wpływ jego ojciec, który wpoił mu zamiłowanie do książek. Gdy Michał miał lat dziesięć został zapisany do Gimnazjum św. Anny, gdzie wśród jego przyjaciół odnaleźć można takie postacie jak Stanisław hrabia Badeni, czy Antoni hrabia Wodzicki, którzy w przyszłości będą obok niego należeć do elity politycznej Galicji.

Bobrzyński zachował daleki dystans do wypadków 1863 roku; gdy na wieść o powstaniu styczniowym wielu uczniów podjęło różnorakie akcje, choćby manifestacje, to pośród uczniów karanych nie odnajdziemy młodego Bobrzyńskiego. Nie oznaczało to, bynajmniej, jego chłodnego stosunku do sprawy narodowej. Tym bardziej, że wśród autorów czytanych i wielbionych znajdował się Henryk Schmidt – historyk polski, znany z gorących uczuć patriotycznych. Po okresie fascynacji literaturą romantyczną, Bobrzyński z czasem zainteresował się pozytywistami, a zwłaszcza Historią cywilizacji Anglii Thomasa Buckle’a oraz pracami Karola Darwina. Jednakże dopiero polscy autorzy, tacy jak W. Kalinka oraz J. Szujski, swymi dziełami dali młodemu Bobrzyńskiemu fundamenty, na których począł budować swój własny ogląd historii2. Mogłoby się wydawać, że fascynacje historią nie znalazły wyrazu na drodze, jaką obrał Bobrzyński po ukończeniu gimnazjum, bowiem w 1867 roku podjął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wybór prawa nie był jednakże przypadkowy. Mimo roli, jaką przypisywał Bobrzyński twórczości Kalinki i Szujskiego dla ukształtowania się jego systemu światopoglądowego, wydaje się, że jeszcze większy wpływ miała literatura pojawiająca się w tym czasie na półkach młodego „pokolenia”. Wśród książek, które wywarły nieusuwalne piętno na późniejszej twórczości Bobrzyńskiego, była praca Roberta von Mohla p.t.: Encyklopedia umiejętności politycznych (1864). Praca ta, napisana z perspektywy prawnika i polityka liberalnego, stanowiąca jeden z pierwszych „pełnych” wykładów dotyczących ustroju politycznego oraz dokonująca prób definiowania podstawowych pojęć z zakresu politologii, wskazywała także na potrzebę nowego spojrzenia na historię. O ile historia w dotychczasowym ujęciu była opisem wydarzeń minionych z życia narodu (ludu), o tyle w zalecanym ujęciu R. Mohla miała stać się historią polityczną, badającą i opisującą przeszłość przez pryzmat rozwoju i organizacji administracji państwa, stowarzyszeń oraz czynności politycznych podejmowanych przez rząd3. Wtórując niejako Mohl’owi, Bobrzyński pisał – dla historyka najważniejszą rzeczą jest prawo polityczne i dlatego zapisałem się na wydział prawa, mając na myśli, że mi to wcale nie przeszkodzi w studiach historycznych4.

W trakcie swych studiów uniwersyteckich zetknął się z dwiema wybitnymi osobowościami naukowymi: Józefem Szujskim oraz Stanisławem hr. Tarnowskim. To właśnie ci dwaj profesorowie ośmielili młodego Bobrzyńskiego do jednoznacznego odrzucenia dotychczasowego dorobku szkoły romantycznej, skłonili do bardziej krytycznego spojrzenia na dzieje Polski. Obok wymienionych już profesorów, na Bobrzyńskiego mocno wpłynęła działalność naukowa A. Z. Helcla. Nie były to jednak syntezy Helcla, lecz wydane przez niego źródła historyczno-prawne z czasów panowania Kazimierza Wielkiego. Znajdował się wreszcie w gronie przewodników duchowych Bobrzyńskiego Walerian Kalinka, który swym Początkiem panowania Stanisława Augusta popchnął Bobrzyńskiego do szukania i pisania prawdy o ujemnych i bolesnych stronach naszej przeszłości5.

W trakcie studiów Bobrzyński podjął pierwszą próbę napisania rozprawki historycznej dotyczącej wieku XVI („Reformy polityczne Jana Zamoyskiego”). Jednakże dopiero praca o unii lubelskiej z roku 1872, wysłana na konkurs im. Juliana Ursyna Niemcewicza, organizowany przez Towarzystwo Historyczno-Literackie w Paryżu, przyniosła Bobrzyńskiemu większy rozgłos. Obok pochlebnych recenzji, jakie zyskał tekst Bobrzyńskiego, pojawiły się także nad wyraz negatywne; te drugie wynikały nie tylko z błędów formalnych pracy, ale przede wszystkim ze specyficznej oceny tła historycznego panującego w Polsce w wieku XVI. W opinii Bobrzyńskiego, głównym czynnikiem sprawczym niepowodzenia jakichkolwiek reform w tamtym czasie była zbyt potężna rola kościoła katolickiego oraz pozycja ustrojowa magnaterii polskiej. Jak się wydaje, wpływ na tak charakterystyczne ujęcie znaczenia katolicyzmu w dziejach miała lektura T. Buckle’a, który w swej Historii cywilizacji w Anglii pisał: Po upływie kilku wieków chrześcijaństwo zwolna wydobyło się z tego zepsucia. Nie zdołały się wszakże po wielkiej części otrząść jeszcze z niego wszystkie cywilizowane kraje. Niepodobna było rozpocząć nawet reformy dopóki umysłowość europejska nie zbudziła się do pewnego stopnia ze swego letargu. Nawet postępując stopniowo w swej wiedzy, coraz więcej uczuwały pogardy ku przesądom, którym wprzód cześć oddawały. Droga jaką coraz bardziej wzrastała owa pogarda, aż w wieku XVI objawiła się wybuchem, słusznie zwanym Reformacją, jest jednym z najwięcej zajmujących przedmiotów historii nowożytnej6. Bobrzyński, znajdujący się wtedy na początku swej kariery naukowej i politycznej, zainspirowany T. Buckle’m, przyjął stanowisko, którego do końca swego życia nie zmienił – jednym z głównych winowajców niedojrzałości politycznej Polaków i Polski w wieku XVI był kościół katolicki.

Wraz ze skończeniem studiów Bobrzyński podjął pracę w C.K. Pokuratorii Skarbu, aby tym sposobem dopełnić wymogów stawianych kandydatom ubiegającym się o stopień doktora praw. Po zdaniu rygorozów (egzaminów) prawniczych, w dniu 18 lipca 1872 roku doszło do „obrony doktoratu”. Na podstawie przygotowanych tez i ich obrony Rada Wydziału nadała Bobrzyńskiemu stopień doktora7. Tezy bronione przez M. Bobrzyńskiego, przygotowane pod kierunkiem prof. Piotra Burzyńskiego, stanowić mogą cenną wskazówkę dla określenia ówczesnego światopoglądu młodego prawnika i historyka. Wśród tez odnaleźć możemy takie, które w sposób jednoznaczny sytuują Bobrzyńskiego w nurcie myśli postoświeceniowej i pozytywistycznej; w nurcie postoświeceniowym – bowiem w mniemaniu doktoranta urzeczywistnieniem prawa natury była rewolucja francuska; w nurcie pozytywistycznym – ponieważ zacieranie się odrębności narodowych miało być znamieniem „wyższego rozwoju prawa”. Ta druga teza w połączeniu z tezą, wedle której naród dobijający się udziału w rządzie, winien dążyć do udziału raczej w obowiązkach, niźli w swobodach obywatelskich, stanowić mogła fundament zbliżający Bobrzyńskiego ku środowiskom konserwatywnym, akceptującym istniejący stan prawny jako legalny. Niestety, nie zachował się zapis argumentacji zastosowanej przez Bobrzyńskiego dla obrony powyższych tez, jeśli jednak wziąć pod uwagę wcześniejsze jego wystąpienia i referaty, przygotowywane jeszcze w trakcie studiów, wtedy jego poglądy staną się o wiele bardziej wyrazistsze. Z całą pewnością dla Bobrzyńskiego kwestia polskiej kultury narodowej była jedną z istotniejszych i nie uważał za właściwą drogi, mogącej doprowadzić do wyzbycia się przez Polaków świadomości narodowej. Wręcz odwrotnie, podniesienie kultury narodowej polskiej uznawał za jedno z najważniejszych zadań dla polityków galicyjskich. Jak zatem rozumieć tezę o zjawisku wyzbywania się cech narodowych jako znamienia wyższego prawa? Stawiając takową tezę, Bobrzyński miał zapewne na myśli znoszenie pomiędzy narodami tych jego właściwości (tak naprawdę przywar), które uniemożliwiały pokojową współpracę w ramach jednego bytu państwowego. W takim właśnie ujęciu tejże tezy możemy odnaleźć objaśnienie dla późniejszego polityka Bobrzyńskiego, zmierzającego do ułożenia poprawnych stosunków pomiędzy Polakami i Rusinami, w ramach zreformowanego systemu prawa wyborczego.

W roku następnym Bobrzyński przedstawił Wydziałowi Prawa UJ rozprawę habilitacyjną, będącą niejako spełnieniem testamentu naukowego A. Z. Helcla. Otóż Helcel, wydając niegdyś Starodawne pomniki prawa polskiego, wyraził życzenie, aby któryś z przyszłych badaczy poświęcił swój czas na wydanie i opracowanie historyczno-prawne statutów nieszawskich z 1454 roku. Życzenie zmarłego już profesora krakowskiej Alma Mater zostało spełnione właśnie przez Borzyńskiego, który w roku 1873 w „Pamiętniku Wydziału Prawa i Administracji” opublikował swą rozprawę pt.: O ustawodawstwie nieszawskim Kazimierza Jagiellończyka. Habilitacja otworzyła Bobrzyńskiemu drogę do kariery uniwersyteckiej, do katedry historii prawa polskiego. Młody uczony nie poprzestał jednakże na historii prawa polskiego – zapewne pod naciskiem pozostałych pracowników Wydziału, w roku 1875, wyjechał do Niemiec, w celu podjęcia studiów nad prawem niemieckim, pod kierunkiem prof. Rudolfa Sohma8. Po powrocie do Krakowa przedstawił rozprawę naukową p.t.: O założeniu sądów wyższych prawa niemieckiego na zamku królewskim (1875). Przyjęcie tejże dysertacji przez Radę Wydziału dało Bobrzyńskiemu prawo do prowadzenia wykładów z zakresu historii prawa niemieckiego. Bobrzyński, pracując jako wykładowca uniwersytecki, swe obowiązki traktował nader rzetelnie – świadczą o tym choćby publikacje będące pokłosiem prowadzonych wykładów. I tak, efektem wykładu z historii prawa polskiego była praca O dawnym prawie polskim, jego nauce i umiejętnym badaniu (1874), natomiast owocem wykładów z historii prawa niemieckiego była Historia prawa niemieckiego w zarysie wraz z historią prawa tego w Polsce (1875). Efekty pracy naukowej w postaci publikacji znalazły swe przełożenie na kolejne awanse uniwersyteckie: w 1877 roku Bobrzyński został profesorem nadzwyczajnym, a w dwa lata później profesorem zwyczajnym historii prawa polskiego i niemieckiego. Obok pracy uniwersyteckiej, Bobrzyński aktywnie uczestniczył w pracach Akademii Umiejętności, której członkiem korespondentem był od roku 1878 (w 1883 r. został członkiem czynnym).

Przełomowym w życiu Bobrzyńskiego okazał się być rok 1877, kiedy to ledwie w kilka miesięcy, jak stwierdzał S. Estreicher, napisał książkę swego życia, dzieło zatytułowane Dzieje Polski w zarysie. Zawierzając słowom S. Estreichera, książka powstała w bardzo krótkim czasie, lecz ukazała się dopiero w roku 1879. Zasadnym w tym miejscu staje się postawienie pytania o to, dlaczego Bobrzyński tak spieszył się z zakończeniem prac nad książką oraz dlaczego tak długi okres dzieli moment powstania dzieła od momentu jego wydania drukiem? Odpowiedzi na te dwa fundamentalne pytania odnajdziemy u M. Francicia, który w sposób nader trafny daje opis przebiegu wydarzeń oraz klimatu tym wydarzeniom towarzyszącym9. Otóż zasiadając do pracy nad syntezą dziejów Polski, Bobrzyński z całą pewnością miał świadomość faktu, iż jego dotychczasowy mistrz, J. Szujski, zasiadł już do pisania Historii polskiej treściwie opowiedzianej. Zachowana korespondencja Bobrzyńskiego wskazuje na to, że wydawca (Pawiński), z którym związany był Szujski wyraźnie zwraca „młodemu” autorowi uwagę na niemożność wydania jednocześnie dwóch syntez, bowiem ze względu na stosunek przyjaźni – pisał Pawiński – nie chcę z Szujskim wprost zrywać10. Praca Bobrzyńskiego ukazała się zatem dopiero w dwa lata po swym powstaniu, w 1879 roku w Warszawie, nakładem „Gebethnera i Wolfa”. Zatem Bobrzyński drukiem swej pracy wyprzedził Szujskiego prawie o rok. Rywalizacja Bobrzyńskiego ze swym dawnym mistrzem nie świadczy bynajmniej o złych stosunkach panujących między nimi, raczej jest dowodem na to, że Bobrzyński, wstępujący na scenę historiografii polskiej, był głęboko przekonany o oryginalności swego dzieła, miał świadomość odmienności swego ujęcia rozwoju dziejowego państwa polskiego.

Zaiste, Dzieje Polski w zarysie były pracą nietuzinkową, by nie powiedzieć niekonwencjonalną. Po ukazaniu się Dziejów…, stały się one przedmiotem ostrej i zażartej dyskusji, obejmującej swym zasięgiem całe ziemi polskie11.

Dzieje… były z całą pewnością pracą o charakterze naukowym, lecz zostały napisane przez historyka, który przystępując do pisania syntezy historycznej, miał gotowy nie tylko ogólny plan dzieła, lecz przede wszystkim dokonał wstępnych założeń oraz postawił konkretne tezy, które późniejszym wywodem starał się udowodnić.

Bobrzyński napisał swą książkę mając 28 lat, natomiast fundamenty światopoglądu, na którym wsparł swe dzieło ukształtowały się zanim jeszcze uzyskał stopień doktora praw. Wspomniano już o wpływie T. Buckle’a na poglądy naukowe twórcy Dziejów…, właściwym wydaje się nawiązać w tym miejscu ponownie do pobytu Bobrzyńskiego w Strasburgu, bowiem jak zauważył S. Estreicher, przewodnikiem naukowym w tamtejszym uniwersytecie był R. Sthom wyróżniający się niezwykłą zdolnością do odtwarzania głównych linii rozwoju. Ową główną linię rozwoju odnajdujemy z łatwością również i u Bobrzyńskiego, na ile jest ona wynikiem oddziaływania strasburskiego historyka prawa, a na ile skutkiem lektury innego niemieckiego uczonego, R. Mohla, trudno dziś dociec. Pewnikiem jest natomiast to, że Bobrzyński, wykorzystując dorobek intelektualny obydwu myślicieli, wspierając się przy tym o metodę T. Buckle’a, dokonał analizy procesu tworzenia się, potęgowania i wreszcie upadku państwowości polskiej.

Pierwsze wydanie Dziejów… opatrzone było wstępem, na który składało się dowolne streszczenie głównych tez Encyklopedii umiejętności politycznych R. Mohla. Wstęp tego rodzaju miał wedle Bobrzyńskiego pokazać wagę i znaczenie wiedzy, którą dziś określilibyśmy mianem politologicznej. Ten rodzaj wiedzy pozwalał spojrzeć na dzieje polskich jako na ciąg wydarzeń dotyczących jednego organizmu prawno-politycznego. Mniejsze znaczenie w tym kontekście zyskiwały pojedyncze postacie i ich heroiczne czyny, rangę i wagę zyskiwały te osobistości, które wzmacniały bądź osłabiały tenże organizm. Historia w ujęciu Bobrzyńskiego stawała się tym samym historią państwa. Państwa, jako zbiorowości powstającej, rozwijającej się i funkcjonującej wedle pewnych określonych, ogólnych praw dziejowych. Bobrzyński daleki był od precyzowania takowych praw, jednakże ich istnienie uważał za fakt niepodważalny. Jak pisał – zgadzam się z Bucklem w tym, co w nim nie jest nowym, co wziął wprost z nauk społecznych i politycznych. Jako prawnik nie mogę nie wierzyć, że wszystkie objawy życia społecznego i politycznego narodów pewnym podlegają zasadom i prawom, nad których wydobyciem i zestawieniem historia i nauki społeczne i polityczne pracują12. Zgadzał się także Bobrzyński z Buckle’m co do tego, że uznanie faktu istnienia praw rządzących rozwojem dziejowym nie implikuje ograniczenia czy zniesienia wolnej woli, a zatem nie prowadzi do sytuacji, w której człowiek lub zbiorowość mogłaby być zwolniona z odpowiedzialności za swe czyny13.

Bobrzyński wprowadził zarazem zupełnie nowatorski podział historii polski, zgodnie z wnioskami wypływającymi ze wstępu do wydania pierwszego, partycja dziejów dokonana przezeń opiera się nie na tradycyjnym wskazaniu epoki piastowskiej, jagiellońskiej i elekcyjnej, lecz odwołuje się do typologii ustrojowej. Bobrzyński wyróżnia zatem trzy zasadnicze (bo już zamknięte) fazy rozwoju: patriarchalną (do najazdu Mongołów – XIII w.), patrymonialną (XIII-XIV w.) oraz fazę nowożytnego państwa prawnego (Rechtstaadt). O ile mieszkańcy ziem polskich oraz ich władcy w okresie patriarchalnym i patrymonialnym doskonale rozeznawali cele im naznaczone, o tyle w czasach nowożytnych, tj. od wieku XV, zatracili zdolność „odczytywania” głównego kierunku ewolucji ustroju państw w nowej rzeczywistości politycznej i religijnej14. Czwarta faza, rozpoczynająca się od roku 1773 – to okres porozbiorowy.

Dla Bobrzyńskiego wiek XVI był przełomowym, pisał o tym już we wcześniejszych pracach, lecz w Dziejach… wiek XVI zyskuje głębsze znaczenie, bowiem zostaje usytuowany w kontekście ogólnych praw rozwoju oraz całości dziejów Rzeczypospolitej. To w tym okresie należy szukać głównych przyczyn upadku państwowości polskiej. Reformacja w opinii Bobrzyńskiego była ruchem ex definitione reformatorskim, wprowadzającym do zatęchłego świata ożywczy podmuch odrodzenia we wszelkich przejawach życia, który zbudził zgasłe już uczucie religijne, a z nim inne wzniosłe i szlachetne porywy, natchnął energią woli i czynu, przywrócił społeczeństwu zdrowie15. Nowy prąd religijny odcisnął swe piętno w strukturze i ustroju XVI-wiecznego państwa. W znacznej części państw europejskich (poza Polską) dokonały się gruntowne reformy, zmierzające do wzmocnienia władzy państwowej, które w części z nich przeszły w postać monarchii absolutnej. Na ruinach starego porządku budowane były zręby nowoczesnej, bo sprawnej administracji państwowej, generującej i przyspieszającej ogólny rozwój narodów. Finałem rekonstrukcji ustrojowej państw, dokonującej się pod wpływem reformacji, był wedle Bobrzyńskiego wiek XVIII, kiedy to nowożytne państwa prawne posiadały nie tylko sprawny, scentralizowany system władzy, ale również – co istotne – liczne, stałe armie, gotowe do podjęcia bezpośrednich działań. Relację pomiędzy zaistnieniem silnej władzy a liczną armią Bobrzyński uznaje wręcz za zasadę, zresztą podobnie jak H. Spencer, który stwierdzał, że wojowniczość jest jednym z głównych czynników prowadzących do ześrodkowania władzy kierowniczej16.

Aby objaśnić w pełni jak ważnym dla Bobrzyńskiego był przełom wieku XV i XVI, sięgnijmy po inny jego tekst, w którym dokonał prezentacji myśli politycznej Jana Ostroroga (ok. 1436-1501)17. Ostroróg, wedle Bobrzyńskiego, jako myśliciel miał szansę odegrać wielką rolę poprzez sam fakt wyrażenia zasadniczej tendencji, a właściwie kierunku, w którym kilkadziesiąt lat później począł zmierzać cywilizowany Zachód. Ostroróg istotnie wyprzedzał swą refleksją polityczną czasy, w których przyszło mu żyć. Ostroróg, a za nim i Bobrzyński, spoglądali na rzeczywistość historyczną (minioną) jak i tę teraźniejszą, przez pryzmat państwowości. Jak się wydaje, zbliżało to Bobrzyńskiego w kierunku doktryny T. Hobbesa, dla którego państwo było bytem wymagającym nieustannych starań nad utrzymaniem porządku prawnego wyrażającego w prawie (lex). Bobrzyński, podobnie jak Hobbes, był „tropicielem” wszelakich znamion osłabienia władzy centralnej. O ile jednak dla Hobbesa anarchizacja prowadziła ku powrotowi do stanu natury, rozumianego jako wojna wszystkich przeciwko wszystkim, o tyle dla Bobrzyńskiego słabość władzy centralnej wieść musiała ku upadkowi państwowego bytu narodu – ku rozbiorom. Bliskość Bobrzyńskiego wobec hobbesizmu wyrażała się nie tylko w tekście o Ostrorogu, przypomnijmy w tym miejscu jedną z tez z obrony jego doktoratu – naród dobijający się udziału w rządzie, winien dążyć do udziału raczej w obowiązkach, niźli w swobodach obywatelskich. Analogia pomiędzy punktami widzenia Hobbesa i Bobrzyńskiego jest wyjątkowo uderzająca: respektowanie przez ogół i każdego z osobna lex, jest warunkiem sine qua non dla realizowania jednostkowego ius.

Jakże odmiennym było ujęcie Bobrzyńskiego od diagnozy następstw reformacji w perspektywie Szujskiego czy Kalinki. Ten punkt widzenia obrazu dziejów spotkał się z nader ostrą krytyką ze strony, z której Bobrzyński spodziewał się raczej drobnych pouczeń i napomnień. Jednakże rozmiary tej krytyki przekroczyły w dwójnasób jego najgorsze oczekiwania. Jak pisał profesor Michał Jaskólski …dobry skądinąd obyczaj sporów naukowych w „rodzinie” przybrał w momencie ukazania się „Dziejów Polski” charakter niemal burzy. Tylko elegancja języka i wspólnota idei politycznych w pewnym stopniu hamowały zarzuty, jakie sypnęły się na głowę Bobrzyńskiego ze strony Kalinki i Szujskiego18. Dodajmy, że tak Kalinka, jak i Szujski, stanowili dla autora Dziejów… autorytety naukowe, do których najczęściej się odwoływał19.

Jakże bolesnym musiało być jednoznaczne stwierdzenie, iż Dzieje… z całą pewnością nie prezentują myśli nowej szkoły historycznej, zwanej dziś szkołą krakowską20. Powodem tak kategorycznego sądu ze strony Szujskiego było uznanie przez Bobrzyńskiego istnienia praw rządzących rozwojem zbiorowości ludzkich. Ów socjologizm, inspirowany pracami T. Buckle’a, a zapewne i H. Spencera, był dla Szujskiego szczególnie obcy, bowiem jak zauważał, nierealnym jest powołanie do życia dyscypliny naukowej, wzorowanej na naukach ścisłych, a zajmującej się materią historyczną i społeczną. Szujski powstanie nurtu historycyzmu łączył z faktem ogólnego upadku filozofii w wieku XIX oraz z tendencją do wydzielenia z historii tego, co dla niej do tego czasu było najistotniejsze, to jest treści duchowych przez nią niesionych21. Szujski zwracał także uwagę na to, że historia narodu to wszak nie tylko dzieje prawa i instytucji państwowych, to także szeroko rozumiana kultura; nieuprawnionym jest zatem pisać dzieje narodu, pomijając te wątki, które częstokroć są konstytutywne dla istnienia narodu, a w następstwie i państwa. Szujskiemu w krytyce Bobrzyńskiego dzielnie sekundował Kalinka, dla którego najpoważniejszym błędem popełnionym przez Bobrzyńskiego było niezgodne z prawdą historyczną przedstawienie roli kościoła katolickiego na przełomie XV i XVI w. oraz w wiekach późniejszych22. Tym, co różnicowało Bobrzyńskiego i Kalinkę, obok stosunku do reformacji, była rola kościoła katolickiego w wiekach późniejszych. Bobrzyński stawiał bowiem oryginalną na gruncie polskim tezę, wedle której nietolerancja religijna w państwach z silną władzą centralną prowadzi do dodatkowego wzmocnienia państwowości, natomiast w państwach takich jak Polska tryumf kościoła katolickiego z jednej strony, a marginalizacja znaczenia pozostałych kościołów przy jednoczesnej słabości władzy monarchy z drugiej, musiały prowadzić do osłabienia pozycji nie tylko samego państwa i narodu, ale również rangi samego kościoła. Dysydenci uciekali się ze skargami swoimi do pokrewnych im wiarą sąsiadów, a mszcząc się na ojczyźnie, dawali im zawsze gotowy pozór do mieszania się w nasze sprawy23.

W podobnie krytycznym tonie ocenił rangę „nowożytnego państwa prawnego” (zawartą po raz pierwszy w Dziejach…, a ponownie w tekście o Ostrorogu) profesor Kazimierz Morawski. W opinii Morawskiego – prędzej pochwalić można Polskę za to, że nie poszła drogą, przez reformatora wskazaną. Miarą cywilizacji narodu nie może być ślepe chwytanie się prądów czasowych, zbawiennych lub zdrożnych, byle dominujących w świecie i opatrzonych sankcją nauki, która jutro lub pojutrze gotowa zmienić zdanie. I dziś niekoniecznie cała bez wyjątku nauka stoi przy zasadzie wszechwładzy państwa24.

Wskazując na krytykę, z jaką spotkał się Bobrzyński ze strony konserwatystów krakowskich, nie zmierzam bynajmniej do obniżania rangi Dziejów…. Miałem raczej na celu wykazanie odmienności, różnicujących środowisko krakowskich historyków (a zarazem konserwatystów), które częstokroć przez współczesnych historyków traktowane jest wręcz jako monolit.

Dzieje… traktowały, jak już wspomniałem, o okresie historii Polski do roku 1773, zatem Bobrzyński nie mógł w sposób jednoznaczny wykazać, że jego metoda oglądu historii (przez pryzmat państwowości) spełni funkcję, jaką tej dziedzinie przypisywali historycy krakowscy. Wyprzedzając nieco bieg czasu sięgnijmy po kolejny tom Dziejów…, w którym odnaleźć możemy opisanie i ocenę wydarzeń XIX wieku.

Bobrzyńskiego łączyło ze szkołą krakowską przede wszystkim stanowisko w ocenie działań politycznych Polaków podejmowanych w wieku XIX. Za Szujskim, autor Dziejów… wprowadza do swego dzieła pojęcie liberum conspiro, któremu nadaje znaczenie analogiczne do XVIII-wiecznego liberum conspiro. Historia wieku XIX była dla Bobrzyńskiego ciągiem wydarzeń, w ramach którego dochodziło do nieustannego ścierania się dwóch nurtów. Pierwszego, reprezentowanego przez środowiska zachowawcze, dążącego do wykorzystywania ram ustrojowych, danych przez czynniki zewnętrzne i drugiego – tkwiącego swymi korzeniami w XVIII-wiecznej tradycji anarchii szlacheckiej, a wzmacnianej przez filozofię romantyczną. Polacy, dzięki istnieniu Księstwa Warszawskiego oraz Królestwa Polskiego, weszli w wiek XIX z dojrzałą klasą polityczną, co więcej, konstytucja listopadowa Królestwa umożliwiała prowadzenie polityki, mającej na względzie podniesienie „narodu polskiego”, dokonanie koniecznych reform społecznych i gospodarczych. Niestety, obok wytrawnych polityków takich jak F. K. Drucki-Lubecki, pojawili się również i tacy, którzy pod presją ulicy łatwo zapominali o powinnościach spoczywających na osobach publicznych. Jak pisał Bobrzyński – zręczna polityka, gdyby na nią byli w stanie zdobyć się Polacy, byłaby stąd wielkie dla kraju mogła wyciągnąć korzyści25. Do wzrostu nastrojów rewolucyjnych w opinii Bobrzyńskiego przyczynili się sami Polacy, poprzez szereg działań, wśród których na plan pierwszy wysuwa się zbyt łagodne potraktowanie spiskowców polskich, uczestniczących w spisku dekabrystów, anarchizacja Izby Poselskiej dokonywana siłami kaliszan, czy wreszcie pojawienie się ruchu politycznego głoszącego hasło wszystko albo nic. Ów slogan, pozornie wyrastający z troski o zachowanie konstytucji, był w istocie rzeczy ruchem w prostej linii zmierzającym do jej obalenia. Efekty takowych nastrojów politycznych musiały w końcu doprowadzić do rewolucji politycznej, sprokurowanej przez garstkę, radykałów nie posiadających jakichkolwiek planów określających choćby w minimalnym stopniu sposób powołania nowych władz politycznych czy wojskowych. Myślą przewodnią było „wolne spiskowanie”, nie dbające o bliższe i dalsze następstwa tegoż.

 

* * *

Krytycyzm wobec Dziejów…, wyrażający się w wymiarze recenzji naukowych, nie znajdował swego odzwierciedlenia w ocenie Bobrzyńskiego jako osoby publicznej, profesora uniwersytetu, sympatyka środowiska związanego z szeroko rozumianymi Stańczykami. Bobrzyński, tak ostro oceniany jako sympatyk nowożytnego państwa prawnego, w rzeczywistości galicyjskiej wiele zyskiwał jako przeciwnik wszelkich działań określanych przez konserwatystów mianem anarchizujących oraz jako propagator budowania siły narodu na drodze pracy organicznej w ramach istniejącego systemu prawnego. Po fali dyskusji wokół Dziejów…, uniwersytet i sama tylko praca naukowa i dydaktyczna przestała zaspokajać aspiracje Bobrzyńskiego, tym bardziej, że w jego opinii profesura uniwersytecka, jak i sam uniwersytet, miały do spełnienia istotną rolę na polu społecznym i politycznym. Uniwersytet powinien był z jednej strony kształcić nowe elity społeczeństwa polskiego, lecz równolegle z tym wyposażać młodego człowieka w głębokie przywiązanie do tradycji oraz poczucie patriotyzmu, rozumianego jako codzienna, mozolna praca na rzecz całego narodu. Rolą uniwersytetu było zwalczać wszelkie przejawy mniemań, popychających ku idei liberum conspiro, a tym samym wychowywać młodych Polaków świadomych faktu, iż tylko poprzez wyrzeczenie się działalności radykalnej (powstańczej) możliwym jest zachowanie bytu narodowego26. Świat polityki stawał się Bobrzyńskiemu coraz bardziej bliski, tym bardziej, że dla środowiska krakowskiego tamtego czasu zupełnie naturalnym było wkraczanie doń profesury uniwersyteckiej. Posłami byli wszak profesorowie: J. Majer, J. Szujski, S. Tarnowski.

Jak bliskie były koneksje intelektualne i polityczne Bobrzyńskiego z konserwatystami krakowskimi wskazuje tekst wykładu, jaki Bobrzyński wygłosił w cztery lata po opublikowania swych Dziejów…, a który poświęcił Stańczykowi27. Wykład w swej warstwie naukowo-historycznej utracił już swe walory, natomiast w warstwie politycznej, dotyczącej spadkobierców Stańczyka czyli Stańczykom, swą wartość zachował w pełni28. Bobrzyński, traktując w swym tekście o błaźnie Zygmunta I, starał się potwierdzić bliskość duchową Stańczyka ze środowiskiem krakowskim, które w kilkaset lat po nim przyjęło jego imię jako godło swej działalności. Stańczyk z obrazu Matejki z roku 1862 (na tle odbywającego się balu dworskiego, jako jedyny zadumany nad losami Rzeczpospolitej po utracie Smoleńska), który w lat kilka następnych stanie się symbolem krytycznej refleksji popowstaniowej. Stańczyk Szujskiego i Tarnowskiego ze sławetnej Teki Stańczyka (1869), będącej ostrą satyrą na przywary narodu polskiego, z całą bezwzględnością potępiającą słomiany zapał Polaków, a zwłaszcza ten romantyczny, powstańczy prowadzący do ruiny politycznej narodu. Stańczyk Szujskiego z roku 1873, z obchodów czterechsetlecia urodzin M. Kopernika29. Wreszcie Stańczycy jako ugrupowanie polityczne, których z błaznem królewskim łączyła nienawiść, jaką obdarza się szyderców, zwłaszcza tych, którzy obnażają nasze słabości, a osobliwie głupotę.

Wykład o Stańczyku, składający się z części historycznej, opartej na badaniach archiwalnych, zyskiwał walor naukowości, a zatem odwoływał się do prawdy historycznej. Do prawdy odwoływał się również Bobrzyński w części politycznej, gdzie wskazując na wysiłki polityczne Stańczyków stwierdzał: cała ta walka i praca na nic by nam nie przydała i pożądanych nie przyniosła owoców, gdyby ona nie miała wielkiego hasła: prawdy. Tylko naga historyczna prawda otworzy przed nami skarby przeszłości i nauczy nas, co z niej jako drogą spuściznę mamy zachować, co jako błąd stanowczo od siebie odepchnąć30. Mimo operowania pojęciem prawdy, wystąpienie Bobrzyńskiego było w istocie rzeczy deklaracją polityczną, potwierdzało jego przynależność do spadkobierców głównego bohatera tegoż wystąpienia.

Rok 1885 przyniósł Bobrzyńskiemu zmianę profesji, do tego momentu był przede wszystkim pracownikiem uniwersytetu, od tego momentu stawał się w pierwszym rzędzie politykiem – dopiero w drugim profesorem prawa. Stało się to za przyczyną sukcesu wyborczego, jaki odniósł w wyborach zarówno do Sejmu Krajowego jak i Rady Państwa w Wiedniu (izby niższej parlamentu). Na gruncie parlamentarnym Bobrzyński bezpośrednio związany z konserwatystami krakowskimi, początkowo jedynie wdrażał się do „roboty publicznej”. Wykorzystując swą wiedzę uniwersytecką ale i tę, którą nabył dzięki kontaktowi z młodzieżą, podejmował się „działań wokół podniesienia oświaty” w Galicji. W następstwie predyspozycji organizacyjnych i merytorycznych posiadanych przez Bobrzyńskiego powierzono mu w roku 1890 stanowisko wiceprezydenta Rady Szkolnej Krajowej. Pełniąc tego rodzaju urząd Bobrzyński, zwłaszcza jako człowiek nader konsekwentny w swych działaniach, musiał zyskać zarówno dobrą, jak i złą sławę. Ograniczony budżet oświatowy Galicji zmusił Bobrzyńskiego do przyjęcia planu działań, pozwalających na reformę systemu edukacji przy stałym dochodzie i jednoczesnym wzroście liczby osób wchodzących w mury szkolne. Bobrzyński zmierzał ku wprowadzeniu wyraźnego rozróżnienia pomiędzy szkołami wiejskimi i miejskimi, co wedle niego miało umożliwić wprowadzenie zróżnicowanych programów nauczania, a dzięki temu uczniowie mogli zyskać wiedzę potrzebną dla wykonywania zawodów właściwych, a to dla środowisk wiejskich, a to środowisk miejskich. Takowe rozróżnienie miało znaleźć także odzwierciedlenie w typach kolegiów nauczycielskich, przygotowujących adeptów do tego zawodu. W programie reformy zaproponowanej przez Bobrzyńskiego (w 1893 r.) odnaleźć można rys właściwy dla konserwatyzmu, charakteryzujący się dążeniem do zachowania edukowanej młodzieży w środowisku najlepiej mu znanym, w zbiorowości będącej społecznością o charakterze naturalnym (rodzina, parafia, gmina). Jest to jednak zbyt daleko idące uogólnienie. Bobrzyński swą reformą bynajmniej nie zamykał drogi młodzieży wiejskiej do wyższych szczebli edukacji, gimnazjów czy uniwersytetów. Szkoły elementarne były bezpłatne, nauka w gimnazjach była bezpłatna dla osób z rodzin legitymujących się świadectwem ubóstwa, funkcjonował system pomocy stypendialnej (prywatnej i społecznej). Można zatem mówić jedynie o dążeniu do stworzenia systemu, ułatwiającego wydobywanie z nizin społecz-nych osób o większych niż przeciętne uzdolnieniach. Argumentem koronnym, używanym przeciwko Bobrzyńskiemu, było podnoszenia rangi języka niemieckiego. Sam Wiceprezes Rady Szkolnej traktował ten zarzut jako przejaw „głupoty politycznej”, jak bowiem Polacy mieli starać się o wyższe funkcje urzędnicze, zabiegać o równouprawnienie w ramach wielonarodowej monarchii bez znajomości języka stanowiącego spoiwo tegoż państwa?

 

* * *

Zaangażowanie w świat polityki nie wiązało się z całkowitym porzuceniem działalności pisarskiej (publicystycznej), bowiem zmieniająca się rzeczywistość polityczna wymuszała chwycenie za pióra, zwłaszcza wtedy, gdy uderzano w pozycje polityczne Stańczyków. W 1889 roku odbyły się wybory parlamentarne do Sejmu, w których nieoczekiwany sukces odnieśli demo-liberałowie pod wodzą T. Romanowicza. Sukcesy wyborcze demo-liberałów były o tyle deprymujące, że dokonały się kosztem konserwatystów. W Krakowie przepadł J. Majer, przegrywając z A. Asnykiem. Wielu kandydatów konserwatywnych odpadło na terenach wiejskich. Wszystko to dało asumpt do dyskusji politycznej w kręgach zachowawczych, w której starano się objaśnić przyczyny, dla których żywioł konserwatywny począł tracić mandaty w okręgach dla siebie dotychczas zwycięskich.

Głos Bobrzyńskiego w tej dyskusji był wypowiedzią człowieka, który od niedawna parał się polityką, stąd cechuje go świeżość spojrzenia na rozkład dominujących ówcześnie sił politycznych. Dostrzegł on o wiele wcześniej niż pozostali liderzy konserwatywni fakt zmian społecznych, będących efektem reform zapoczątkowanych uwłaszczeniem, a przede wszystkim wielką reformą roku 1867, kiedy Galicja zyskała autonomię polityczną i kulturową, w następstwie której dokonała się również gruntowna reforma oświaty. Może się to wydawać zdumiewającym, ale dopiero Bobrzyński dostrzegł owoce reform (pracy organicznej), dokonywanych pod patronatem konserwatystów i pierwszy wskazał na niebezpieczeństwa z tego faktu wynikające. Z niezwykłą przenikliwością stwierdzał – w społeczeństwie naszym, które w nowe warunki bytu i rozwoju wstąpiło, dokonywa się proces wewnętrznego przeobrażenia, wiele czynników nowych występuje na widownię politycznego życia bez sztucznego impulsu z góry siłą swoją elementarną i objawi się za lat sześć z większym niewątpliwie niż dotychczas impetem31. Trudno posądzać Bobrzyńskiego o wizjonerstwo, lecz jego prognoza w pełni się sprawdziła – w połowie lat dziewięćdziesiątych doszło do zjednoczenia się żywiołów liberalnych z ludowymi w jednym bloku wyborczym, co doprowadziło do jeszcze większego uszczuplenia liczby mandatów będących w posiadaniu konserwatystów.

W opinii Bobrzyńskiego, konserwatyści nie mogą pozwolić sobie na nonszalancję w sytuacji, gdy obok nich w wyborach startują inni kandydaci, samo nazwisko i przynależność przestały być glejtem wprowadzającym do parlamentu. Dyscyplina i zjednoczenie – oto wskazówka dla poróżnionych środowisk konserwatywnych. Należy odrzucić wszelkie pomysły, zmierzające do ograniczenia dostępu mandatów poselskich dla ludzi spoza dotychczasowych elit politycznych. Jak stwierdzał, wykluczenie posłów pochodzenia chłopskiego jest nie do przyjęcia, bowiem parlament nie jest radą stanu, lecz organem przedstawicielskim, a zatem miejsce w nim powinni posiadać reprezentanci wszystkich warstw. Bobrzyński nie był oczywiście skłonny uznać i propagować postulat otwarcia parlamentu dla żywiołów radykalnych. Bynajmniej. Uważał natomiast, że zadaniem warstwy „przodkującej” (szlacheckiej, wykształconej) winno być rozciągnięcie nad warstwami niższymi szczególnej opieki, przejawiającej się w rozwoju oświaty, aby tym sposobem podnieść go moralnie, oświecić, uszlachetnić, a w efekcie uodpornić na oddziaływanie radykalizmu agitatorów. Ważną rolę przypisywał prasie, jako czynnikowi oddziałującemu bezpośrednio na szerokie rzesze potencjalnych wyborców. Ba, zalecał nawet dziennikom ostrożność w ferowaniu ocen, aby w ten sposób nie utrudniać akcji politycznych prowadzonych przez polityków konserwatywnych32. To ostanie wskazanie naraziło Bobrzyńskiego na ostrą ripostę ze strony Stanisława Koźmiana, posądzającego młodego polityka o mało oryginalny już zarzut relatywizowania zasad, mających mieć wszak charakter niewzruszalny i fundamentalny. Krytycyzm wobec Bobrzyńskiego nie miał podstaw. Jak dalece – udowodniła to przyszłość. Dwadzieścia lat później Bobrzyński po raz kolejny zmuszony był analizować status konserwatystów na galicyjskiej scenie politycznej, posiadając mocniejszą pozycję polityczną mógł wypowiedzieć swą opinię w imieniu nie tylko swoim, lecz całego ugrupowania politycznego33. Niestety, było to dwadzieścia lat później, gdy pozycja całego ugrupowania była o wiele słabsza niźli w latach osiemdziesiątych, a straty organizacyjne okazały się być nie do odrobienia.

Przełomowymi okazały się lata dziewięćdziesiąte, wtedy to na scenie pojawiło się Stronnictwo Ludowe, PPS-D Galicji i Śląska Cieszyńskiego oraz Narodowa Demokracja. O ile Stronnictwo Ludowe skupiało polityków wyrosłych na galicyjskim gruncie parlamentarnym i było podatne na oddziaływania ze strony obozu konserwatywnego, o tyle Narodowi Demokraci odczytywani byli jako stronnictwo obce i niebezpieczne, tak pod względem doktrynalnym, jak i instytucjonalnym. Bobrzyński, analizując początki ruchu narodowo-demokratycznego, upatrywał jego popularność w ogólnej tendencji, przejawiającej się we wszystkich państwach i narodach ówczesnej Europy. Głoszenie programów odwołujących się do „świętego egoizmu narodowego” było nader nośne, choć zaniedbujące kwestię elementarną, że tak naprawdę były to programy głoszące szowinizm narodowy. Warto zauważyć, że komentując wystąpienie wyborcze Asnyka z roku 1889, Bobrzyński nie tylko ze względów towarzyskich nie nazwał jego wystąpienia szowinistycznym – choć w swym przemówieniu redaktor „Nowej Reformy” odwoływał się do ideału odradzającej się Polski, czy konieczności zachowania tradycji narodowej. Powodem zapewne było to, że demo-liberałowie przyjęli legalną drogę działalności politycznej i społecznej, natomiast wstępujący na arenę narodowi demokraci, wywodzący się w większości z terenów Królestwa Kongresowego, przyjmowali, za naturalny sposób prowadzenie swej polityki poprzez zakonspirowane struktury. Dla Bobrzyńskiego niejawność, brak zorganizowanych, legalnych struktur, łączyła się z zamachem na porządek konstytucyjny i swobody polityczne Polaków, jakie posiadali oni w ramach monarchii habsburskiej. Istnienie zakamuflowanych organizacji to niebezpieczeństwo powtórzenia się roku 1863, to próba urzeczywistnienia na nowo idei liberum conspiro. Bobrzyński, mocno osadzony w rzeczywistości parlamentarnej, był przekonany, że niebezpieczeństwo polityczne ze strony ND-cji ulegnie zniesieniu wraz z momentem, gdy na terenie Galicji przyjmie ona kształt organizacji politycznej. Legalizm był wedle niego najdoskonalszym lekarstwem na wszelakiego rodzaju „ekstremizmy polityczne”. Miejscem, gdzie niewątpliwie narodowi demokraci mogli odegrać dużą rolę były, w opinii Bobrzyńskiego, tereny zaboru rosyjskiego i pruskiego, gdzie z natury rzeczy jakakolwiek praca narodowa lokowana być musiała na marginesie systemów politycznych państw zaborczych. Działalność taka musiała jednakże prowadzić do następstw wręcz fatalnych, to jest do nasilenia się represji policyjnych. Wreszcie Bobrzyński, krytykując tajność struktur i działań politycznych, użył wyjątkowych jak na konserwatystę argumentów. Otóż jak pisał: tajna organizacja jest ogromnym zmarnowaniem żywotnych sił społeczeństwa. (…). Siły zużyte na organizację, gdyby je bez niej zwrócić do pozytywnych celów, przyniosłyby większy i pewny pożytek, a pola takiej pracy znajdą się wszędzie. (…). W życiu publicznym, w historii, wygrywają tylko te jednostki i te narody, które umieją przetrwać przez niekorzystne dla siebie czasy i warunki, a które przygotowane są na to, aby chwile i warunki przyjazne uchwycić i wyzyskać34.

Funkcjonowanie ND-cji na terenie Galicji, zrazu zakonspirowane, z czasem, zgodnie z przewidywaniami Bobrzyńskiego, przybrało charakter legalistyczny, lecz metody działania i program tego ugrupowania były wyjątkowo trudne do zaakceptowania przez człowieka wyrosłego na gruncie pozytywistycznej idei pracy organicznej. ND-cja, posługując się „sztandarem narodowym”, zyskując poparcie wyborców, a tym samym zdobywając mandaty poselskie do Lwowa i Wiednia, w rzeczywistości wiejskiej i miejskiej Galicji odkryła głównych wrogów narodu polskiego. Owymi wrogami byli Ukraińcy i Żydzi. Dla Bobrzyńskiego było to uderzenie w podstawy tak misternie budowanej przez lata współpracy pomiędzy żywiołem polskim i ukraińskim, a także polskim i żydowskim. Do lat dziewięćdziesiątych sytuacja na forum parlamentu lwowskiego była daleka od doskonałości, jednakże dialog prowadzony przez samego Bobrzyńskiego z Ukraińcami w sprawach dotyczących powstawania szkół ukraińskich (kiedy pracował w Radzie Szkolnej), czy w kwestii reformy wyborczej (gdy był namiestnikiem Galicji), mimo wszystko zbliżał i łagodził napięcia we wzajemnych stosunkach Polaków i Ukraińców. Metody stosowane przez ND-cję nie opierały się na dialogu, lecz na brutalnym zwalczaniu swych przeciwników politycznych. Metody te naruszały pokój społeczny, będący w opinii Bobrzyńskiego podstawą dla wszelkiej pracy organicznej.

ND-cja po roku 1908 stała się dla środowiska konserwatystów krakowskich w dwójnasób niebezpieczna, bowiem jak stwierdzał Bobrzyński, zawarła ona sojusz z państwem „bizantyńskiej kultury”. Głoszone dotychczas hasło walki o niepodległość z trzema zaborcami zastąpione zostało przez hasło oparcia się o słowiańską Rosję przeciwko germańskim gnębicielom (Austro-Węgrom i Niemcom). Bobrzyński, zdecydowany orędownik oparcia się o monarchię habsburską, gwarantującą system ustrojowy dający autonomię polityczną i kulturalną Polakom, był zdecydowanym przeciwnikiem odwoływania się do autorytetu Wielkiego Brata Słowiańszczyzny co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – w warunkach napiętych stosunków polsko-ukraińskich, przy istniejących sympatiach rusofilskich w kręgach „starorusińskich”, w okresie narastania napięcia pomiędzy Rosją a Austro-Węgrami mogło to prowadzić do wytworzenia się na terenach Galicji silnej opozycji antyhabsburskiej. Powód drugi był o wiele bardzie fundamentalny. Pisał o tym Bobrzyński już w czasie wojny – idea autonomii polskiej w obrębie rosyjskiego imperium przedstawiała się u nas w chwili zwycięskich postępów rosyjskiego oręża, jako smutna ostateczność, na którą trzeba się godzić. Wiary w tę autonomię nie miał nikt, kto nie zapomniał ucisku ze strony rosyjskiego caro- i prawosławia…35. Dla Polaków jedyną alternatywą było poszukiwanie kompromisu z Ukraińcami, aby wspólnie korzystać z realnych, bo konstytucyjnych, a nie mniemanych praw politycznych.

 

* * *

Powróćmy jednak do biografii Bobrzyńskiego. W 1901 roku składa on dymisję z zajmowanego stanowiska, jednakże jej przyczyną nie jest krytycyzm wobec jego polityki oświatowej lecz zmiana na stanowisku namiestnika Galicji, które obejmuje Ludwik Piniński – człowiek niechętny Bobrzyńskiemu. Po opuszczeniu stanowiska dawny wiceprezes powrócił do swego wyuczonego zawodu, przez kolejne sześć lat piastował kierownictwo katedry prawa politycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim.

W tym czasie problemem zasadniczym dla ustroju Galicji stawała się konieczność zreformowania ordynacji wyborczej do Sejmu Krajowego. Było to kwestią naglącą, bowiem w Galicji ordynacja – wspierająca się na systemie kurialnym – trwała w niezmienionym kształcie od czasów początków autonomii, natomiast ordynacja do Rady Państwa od 1896 r. oparta była na systemie uwzględniającym kurię powszechnego głosowania, a co więcej, w połowie pierwszej dekady XX wieku rozpoczęła się debata na temat wprowadzenia powszechnego prawa wyborczego. To ostanie zaprowadzone zostało w roku 1907.

W tej sytuacji presja ze strony środowisk i ugrupowań politycznych galicyjskich, optujących za upowszechnieniem prawa wyborczego, zastąpiona została naciskiem o wiele bardziej silniejszym, bo kierowanym prosto z Wiednia. Główną przyczyną trwania archaicznego systemu wyborczego w Galicji nie był mimo wszystko konserwatyzm elit politycznych, najlepszym dowodem jest stanowisko w tej kwestii demo-liberałów galicyjskich – głównych orędowników demokratyzacji.

Trzy kolejne wnioski liberałów, dotyczące zaprowadzenia kurii powszechnego głosowania, A. Dworskiego (1897), F. Weigla (1898), T. Romanowicza (1900), odesłane zostały Wydziałowi krajowemu, po czym już nie wróciły pod obrady Sejmu. Z tego między innymi powodu liberałowie zmuszeni zostali do dokonania pewnych modyfikacji swego wniosku. Został on przedstawiony w Sejmie jako wniosek A. Vayhingera i A. Rayskiego, w październiku 1905 roku. Główna zmiana dotyczyła rezygnacji z bezpośrednich wyborów w obrębie wyborców gminnych i kurii powszechnego głosowania. Propozycje reform kosztowały liberałów rozłam polityczny, będący efektem oprotestowania owych projektów przez posłów z Galicji Wschodniej. Przyczyną była „kwestia ruska”.

W podobnej sytuacji, jak liberałowie, znajdowali się konserwatyści, bowiem obok grupy krakowskiej (zachodnio-galicyjskiej) w Sejmie Krajowym znaczącą siłę posiadali tak zwani „Podolacy”, reprezentujący polskie środowiska konserwatywne mocno zanurzone w żywiole ukraińskim. Stykając się nie tylko na gruncie parlamentarnym, ale i w życiu codziennym z hasłem: Lachy precz za San, Ruś nasza, były one szczególnie uwrażliwione na wszelkie próby reform ordynacji, tym bardziej, że jakakolwiek demokratyzacja musiała prowadzić do zwiększenia liczby posłów ukraińskich.

Bobrzyński, w tym czasie parający się pracą uniwersytecką i parlamentarną, ale już nie urzędniczą, podjął się dzieła przygotowania projektu nie tylko reformy ordynacji, lecz reformy całego systemu parlamentarnego w Galicji. Projekt przygotowywany był i dyskutowany z dwiema najważniejszymi postaciami życia kraju tj. marszałkiem S. Badenim oraz ówczesnym namiestnikiem – A. Potockim. Propozycja Bobrzyńskiego odwoływała się do systemu bikameralnego, w którym izbę wyższą mieli stanowić wiryliści oraz reprezentanci grup zawodowych. Izba niższa natomiast miała pochodzić z wyborów wolnych, powszechnych i bezpośrednich. Bobrzyński nie zdecydował się jednakże za właściwe wprowadzić do swej reformy zasady równości – głos oddany w trakcie wyborów miał być ważony wysokością dochodu tego, kto głos oddawał. Bobrzyński, wprowadzając ten rodzaj ograniczenia miał w pamięci wydarzenia roku 1897, kiedy posłowie wybrani w kurii powszechnego głosowania urządzili regularną bijatykę w Radzie Państwa w Wiedniu. Nie można było zatem doprowadzić do sytuacji, w której do parlamentu weszliby politycy o niskiej kulturze politycznej i radykalnych poglądach politycznych. Reformowanie miało odbywać się stopniowo, aby nie naruszać wątłej równowagi politycznej. Odrzucenie zasady równości miało wreszcie na celu zachowanie na forum przyszłego parlamentu pozycji „żywiołu polskiego”, posiadającego w stosunku do ukraińskiego o wiele silniejszą pozycję ze względu na status majątkowy i edukacyjny. Bobrzyński, myśląc o tym, aby projekt stał się aktem prawnym, musiał pozyskać dla swej propozycji przynajmniej część żywiołu ukraińskiego (o to zabiegał Wiedeń). Stąd wprowadził do swego projektu zapis określający liczbę posłów ukraińskich. Reforma wyborcza była dla Bobrzyńskiego najlepszym sposobem uodpornienia Ukraińców na propagandę i wpływy środowisk sprzyjających Rosji. Ukraińcy wybierając swych posłów, a zatem nabywając „pełnię praw politycznych”, stawali się mniej podatni na obietnice swobód i praw obywatelskich w przyszłym, zjednoczonym pod egidą cesarza Rosji „państwie ruskim”.

Projekt Bobrzyńskiego, dobrze odebrany w środowiskach konserwatywnych, spotkał się z druzgocącą krytyką ze strony ukraińskiej. Sytuację dodatkowo zaogniło zawarcie pokoju wyborczego pomiędzy polskimi a starorusińskimi komitetami wyborczymi, w wyborach 1907 r. (pierwszych wyborach powszechnych)36. Wprowadzenie ugodowych posłów starorusińskich do Rady Państwa, w kontekście trwającej nad projektem Bobrzyńskiego dyskusji, radykałowie ukraińscy odczytali jako zdradę. W 1908 roku w formie, jak pisał S. Estreicher, barbarzyńskiej odpowiedzi doszło do zamachu, w którym stracił życie namiestnik Andrzej Potocki (z rąk Siczyńskiego).

Śmierć namiestnika pogłębiła wzajemne nieufności pomiędzy Polakami i Rusinami, a tym samym pomiędzy ugrupowaniami polskimi, które podzielił stosunek do dalszego dialogu z Ukraińcami. Bobrzyński, któremu po śmierci A. Potockiego powierzono urząd namiestnikowski, mógł liczyć przede wszystkim na poparcie konserwatystów krakowskich, w mniejszym stopniu na demokratów bezprzymiotnikowych (demo-liberałów) i ludowców. Tych ostatnich dla swego stanowiska kompromisu pozyskał w czasie długich debat jeszcze w roku 1907, tych pierwszych dopiero w roku 1910. Efektem przymierza było stworzenie w wyborach do Rady Państwa (1911 r.) bloku namiestnikowskiego. Wybory zakończyły się zupełnym sukcesem, jak się wydaje był to osobisty sukces namiestnika Bobrzyńskiego, który wykazał niesamowite zdolności organizatorskie, a osobliwie mediatorskie, bowiem złączył w jednym obozie siły polityczne, które wcześniej toczyły między sobą nieustanne boje polityczne. Na początku lat dwudziestych Michał Konopiński, ciągle redaktor „Nowej Reformy”, pisał: …nie mogę więc pominąć walk partyjnych z obozem konserwatywnym, którego charakter zmienił się dzisiaj tak znacznie. Inaczej też, (…), niż przed laty trzydziestu kilku, układać się poczęły stosunki tego stronnictwa, zwłaszcza począwszy od 1910 roku z demokracją polską37.

Sukces wyborczy wzmocnił pozycję nie tylko Koła Polskiego w Wiedniu, ale przede wszystkim pozycję konserwatystów i samego Bobrzyńskiego jako namiestnika. Ufny w swe siły Bobrzyński podjął się kontynuacji dzieła rozpoczętego za czasów namiestnika Potockiego, tj. przeprowadzenia do finału projektu reformy wyborczej. Ufność ta doprowadziła Bobrzyńskiego do dramatycznej klęski. Projekt ordynacji, uzgodniony z Ukraińcami (dający im 27% mandatów)38, mający poparcie ludowców i demokratów, upadł za sprawą episkopatu, bowiem biskupi odmówili dla niego swego poparcia. W swym oświadczeniu episkopat zarzucił propozycjom namiestnika to, że prowadzą do sztucznego (urzędowego) podziału ludności na okręgi etniczne, co w przyszłości będzie musiało prowadzić do jeszcze większego zaostrzenia się konfliktów na tle narodowym. W opinii historyków powodem odrzucenia przez episkopat projektu nie był sam projekt, lecz osoba głównego sojusznika Bobrzyńskiego ze strony ludowców – J. Stapińskiego, wojującego antyklerykała39. Uznając swą porażkę, a nie chcąc blokować drogi do reformy, Bobrzyński w kwietniu 1913 r. podał się do dymisji – otrzymał ją w miesiąc później (14 maja)40. Wiele lat później, w trzecim tomie Dziejów Polski… napisze, iż po raz kolejny się to stało, że episkopat polski, który, jak sam przyznał, ulegał nieraz obcej przemocy, gdy władza dostała się w ręce Polaka, przeciw niemu wystąpił. Wskutek takiego wystąpienia padł niegdyś minister oświecenia Stanisław Potocki. Kiedy jednak Potocki wystąpieniem swoim masońskim prowokował biskupów, to Wielopolski żądał od nich jedynie, aby nie pozwalali używać nabożeństw i kazań do celów rewolucyjnej propagandy41. Oczywiście dwóch opisanych przypadków Bobrzyński nie łączył ze swą osobą, lecz sam fakt uwypuklenia i połączenia dwóch akcji biskupów polskich – i to przeciwko politykom dwóch różnych obozów – świadczy dosadnie o jego intencjach.

Potem nastąpił rok przerwy w udziale byłego namiestnika w czynnym życiu politycznym kraju. Prawie rok spędził Bobrzyński we Włoszech, gdzie czas dzielił pomiędzy wypoczynek i pisanie pamiętnika. Emigracja polityczna (wypoczynek) przerwana została wybuchem wojny. W sierpniu Bobrzyński był już w Wiedniu, gdzie na życzenie władz udzielił odpowiednich informacji dotyczących stanu sprawy polskiej oraz możliwości jej wykorzystania przez monarchię habsburską. Dla samego Bobrzyńskiego przewidziano rolę komisarza cywilnego w sytuacji, gdyby wojskom austriackim udało się podbić ziemie zaboru rosyjskiego. Plan ten nie został zrealizowany z dwóch powodów: Austriacy, przy braku odpowiedniego wsparcia ze strony niemieckiej, ponieśli klęskę na froncie rosyjskim; po drugie – podejmowane przez dwór próby przekształcenia monarchii dualistycznej w trialistyczną zostały zablokowane przez hrabiego Stefana Tiszę. Bobrzyński w tej sytuacji zdecydował się na powrót do Krakowa. Mimo, że w politykę bezpośrednio nie angażował się, to wszak ciągle był osobistością wpływową, tak w Krakowie, jak w Wiedniu. Częstokroć jego wiedza i znajomość wiedeńskiego świata politycznego były wykorzystywane przez polityków zgrupowanych w Naczelnym Komitecie Narodowym.

Wydarzenia wojenne postrzegał Bobrzyński z perspektywy zarówno krakowskiej, jak i wiedeńskiej, i – co dla niego charakterystyczne – były to perspektywy zbieżne. W jego mniemaniu, pomiędzy interesem narodowym Polaków i dworu habsburskiego nie tylko nie było sprzeczności, ale były one całkowicie ze sobą zgodne. Cechy monarchii habsburskiej, a wśród nich zwłaszcza stabilność porządku ustrojowego oraz społecznego, szeroki zakres swobód narodów składających się na system federacyjny państwa – wszystko to skłaniało Bobrzyńskiego do uznania zasadności oparcia się Polaków o Austro-Węgry w walce o nadanie podobnych praw Polakom zamieszkującym tereny znajdujące się pod panowaniem „bizantyńskiej Rosji”. Dla Bobrzyńskiego sukcesy wojenne roku 1915, w następstwie których większość ziem polskich znalazła się pod zwierzchnością wojskowych władz administracyjnych państw centralnych, dawały realną nadzieję na przyłączenie owych ziem do monarchii habsburskiej, a tym samym przekształcenie monarchii dualistycznej w trialistyczną. Bobrzyński uważał, iż Niemcy nie będą zainteresowani włączeniem ziem Kongresówki do swego państwa z obawy przed wzmocnieniem i tak już silnego żywiołu polskiego. Zatem jedyną drogą dla Polaków było lojalne wsparcie Austrii i walka z Rosją, czego najlepszy polityczny i militarny wyraz stanowiły legiony. Finałem miało być powołanie do istnienia państwa polskiego z ziem Kongresówki i Galicji (bez ziem zaboru niemieckiego, Śląska i Wielkopolski), Królestwa Polskiego związanego zapewne unią personalną z Austro-Węgrami, a z Niemcami sojuszem militarnym przeciwko Rosji.

Wobec polskich sympatyków pozostałych członków Entente cordiale, Bobrzyński stawiał zarzut nieliczenia się z realiami również i historycznymi. Wedle niego zwolennicy tej opcji byli wyrazicielami najgorszych złudzeń polityki emigracyjnej. Całą tę orientację angielsko-francuską, którą obecnie niektóre umysły polskie są dotknięte, biorę też tylko za wybieg, ażeby unikając dyskusji na serio, uciec na… księżyc42.

Głęboka wiara Bobrzyńskiego w opcję aktywistyczną wzmocniona została przez nominację na ministra ds. Galicji, jaką uzyskał w październiku 1916 roku. Jednakże wraz z ponownym wkroczeniem na grunt polityki wiedeńskiej, jego obawy co do przyszłości sprawy polskiej zaczęły coraz to bardziej narastać, do tego stopnia, iż w marcu 1917 r. W. L. Jaworski w swym Diariuszu zanotował: Bobrzyński jest zdesperowany i oddziaływa na nas niekorzystnie. Widzi wszędzie fałsz lub bałamuctwo43. Mimo ewolucji sytuacji politycznej w Wiedniu, zwłaszcza zablokowania przez Niemców powstania Królestwa z połączenia Galicji i Kongresówki, pomimo zmiany na frontach wojny światowej (przystąpienie USA), Bobrzyński trwał przy swej idei łączności z Austrią. Nawet wtedy, gdy Koło Polskie podjęło uchwałę żądającą powstania Polski zjednoczonej, niepodległej, Bobrzyński stwierdzał: trzeba tłumaczyć, że Polacy są za niepodległą Polską, ale pod cesarzem Karolem44. Bobrzyński czuł się coraz bardziej opuszczony, szczególnie boleśnie odczuwał odsunięcie się od niego wielu konserwatystów – dawnych współpracowników i przyjaciół politycznych. 1 czerwca 1917 r. podjął decyzję o złożeniu dymisji; dnia następnego dymisja została przyjęta. Powrócił do Krakowa, gdzie spędził ostatni rok wojny.

 

 

* * *

 

W Polsce niepodległej Bobrzyński, już nie jako polityk, lecz ekspert, wziął udział w pracach powołanej przez rząd I. Paderewskiego „Ankiety w Sprawie Konstytucji”; na jej pierwszym posiedzeniu został wybrany jej przewodniczącym. Prace Ankiety, mimo że przyniosły wymierny efekt w postaci gotowego projektu, nie zostały przychylnie przyjęte przez rząd, co oznaczało odłożenie samego projektu ad acta. Pokłosiem prac Bobrzyńskiego w Ankiecie było opublikowanie w „Czasie” artykułów, pod wspólnym tytułem O zespoleniu dzielnic Rzeczypospolitej45. Teksty te są często interpretowane tak, aby ukazać nieznaną stronę konserwatysty Bobrzyńskiego, aby przedstawić go jako zwolennika daleko idącej decentralizacji. Nic bardziej mylnego. Bobrzyński przez lata swej działalności politycznej był zwolennikiem jednolitego i silnego samorządu terytorialnego i ten właśnie rys jest znamienny tak dla propozycji tak zawartych w projekcie Ankiety, jak i w tekście opublikowanym w „Czasie”. Podobnie ujmie on kwestię władz samorządowych w projektach dotyczących reformy samorządu wojewódzkiego – z lata 1922 roku oraz roku 1926. Pisząc o roli samorządu (w rozumieniu decentralizacji) często pomija się rangę administracji państwowej, która wedle Bobrzyńskiego miała spełniać ważną rolę dopełniającą, a niekiedy nawet i kontrolną wobec jednostek samorządowych. Dla Bobrzyńskiego istotą poprawnego funkcjonowania samorządu było to, czego nie udało się osiągnąć w okresie galicyjskim, to jest wyraźnego rozdziału kompetencji działań i finansowania pomiędzy organy władzy samorządowej i państwowej.

Pisząc O zespoleniu… Bobrzyński proponował podział kraju na jednostki stosunkowo niewielkie, bo obejmujące swym zasięgiem ok. 2 miliony obywateli. Uznawał to za konieczne, bowiem tylko takim sposobem, poprzez powolne scalanie małych jednostek, można było doprowadzić do zniesienia szeroko rozumianych odrębności kulturowych (kultury prawnej), mentalnych i gospodarczych, dzielących w roku 1920 obywateli jednego państwa, a wynikających ze 123-letniej przynależności do trzech systemów prawnych i gospodarczych. Tylko powolna i systematyczna praca, chciałoby się rzec organiczna, pod działaniem jednolitego systemu prawa, mogła doprowadzić do wydoskonalenia narodu polskiego.

Lata dwudzieste to nie tylko prace czysto prawnicze. W tym czasie Bobrzyński na nowo powraca do historii Polski, efektem tego będzie dwutomowe dzieło p.t.: Wskrzeszenie Państwa polskiego (1920-23) oraz trzeci tom Zarysu dziejów Polski, obejmujący lata 1773-1923 (1931).

Jest znamiennym, jak bardzo życie Bobrzyńskiego związane było z jego Dziejami Polski w zarysie, nieprzypadkowo określanymi mianem opus vitae. To dzięki nim zyskał sławę i rozgłos, to dzięki nim wstąpił na arenę publiczną. Kiedy wydał trzeci tom swego dzieła, stało się ono jedyną syntezą historii Polski powszechnie uznawaną i co najważniejsze – czytaną. Bobrzyński nie należał do ludzi oczekujących powszechnego poklasku i splendoru, zresztą w swej karierze nigdy się tego nie doczekał. Ostanie lata spędził w swym majątku w poznańskiem46, zmarł 3 lipca 1935 r., w jednym z poznańskich szpitali. Pogrzeb odbył się trzy dni później w Krakowie.

Bobrzyński należał do tych nielicznych polityków, którzy u schyłku swego życia mogli powiedzieć: Jestem człowiek stary i nie wiem, czy Bóg mi pozwoli doczekać spełnienia się nadziei, które przez długie życie wydawały mi się marzeniem. Przeżyłem powstanie z r. 1863 i wszystkie mozolne usiłowania, ażeby dźwigać się z otchłani nieszczęść i nowym zamachom stawiać czoło. Całej mojej generacji i najznakomitszym jej moralnym i politycznym przywódcom przyświecała w tej ciężkiej pracy myśl, że kiedyś przecież pękną te kajdany, którymi skuło nas stuletnie przymierze rosyjsko-pruskie. Nie przypuszczałem, że się tego doczekam i dziękuję Bogu, żem dożył tej chwili47.

 

Biogram powstał na podstawie: W. Łazuga, Michał Bobrzyński. Myśl historyczna a działalność polityczna, Warszawa 1982 oraz S. Estricher, Michał Bobrzyński, Warszawa 1936.

W Szkicu do pamiętnika Bobrzyński pisał: Historię polską studiowałem z książki Henryka Szmidta, a obok tego rozczytywałem się w modnej podówczas literaturze pozytywizmu, książkach Buckle’a, Drapera i Darwina, dopóki dzieła Szujskiego i Kalinki nie zmieniły kierunku moich myśli. Szkic do pamiętnika [w:] „Nasza Przyszłość”, nr XLIX, sierpień-wrzesień 1936, s. 60.

Zob.: R. Mohl, Encyklopedia umiejętności politycznych, t. 2, Warszawa 1865, s. 366 i nast.

Szkic do pamiętnika, op. cit., s. 60-61. W 1870 roku, po śmierci A. Z. Helcla, w tekście poświęconym jego życiu i twórczości, Bobrzyński napisał: Ktokolwiek patrzy się na prawo z nieco wyższego punktu widzenia, ujrzy w nim, a osobliwie w jego historii, przedmiot badań, który zdolny zaspokoić największą ambicję. Nie każda to podobno umiejętność dozwala tak wszechstronnie ogarniać okiem całe społeczeństwo ludzkie we wszystkich jego najróżnorodniejszych stosunkach, jak to właśnie czyni prawo. W historii prawa przedstawia się społeczeństwo w nagiej prawdzie, w negliżu, tak, jak w literaturze pięknej objawia się po skończonej toalecie. cyt. za S. Estreicher, Michał Bobrzyński, Warszawa 1936, s. 7-8.

Tamże, s. 63.

H. T. Buckle, Historia cywilizacji w Anglii, t. 1, Lwów 1862, s. 218.

7  Zdania z różnych gałęzi Prawa i Umiejętności politycznych, których po złożeniu czterech egzaminów ścisłych w celu otrzymania stopnia Doktora Praw w C.K. Wszechnicy Jagiellońskiej w Krakowie Michał Hieronim Bobrzyński praktykant C.K. Prokuratorii Skarbu rodem z Krakowa bronić będzie publicznie w Collegium Juridicum dnia 18 lipca 1872 roku o godz.: 1 popołudniu, Kraków 1872.

Z filozofii prawa:

— Brak historycznego pierwiastka jest właściwym znamieniem filozofii Platona i Arystotelesa;

— Wielka rewolucja francuska jest urzeczywistnieniem teorii prawa natury;

— Zatarcie znamion czysto narodowych jest świadectwem wyższego rozwoju prawa.

Z prawa publicznego:

— Niesprawiedliwą jest teoria, że ludy niecywilizowane są tylko prywatnymi posiadaczami zajmowanych przez siebie obszarów;

— Rozwój społeczeństwa rozstrzyga o rozwoju państwa

— System teokratyczny jest dzisiaj najwyżej rozwiniętym ze wszystkich znanych form państwa;

— Naród dobijający się udziału w rządzie, winien dążyć do udziału raczej w obowiązkach, niźli w swobodach obywatelskich.

Sohm Rudolf (1841-1917), niemiecki historyk prawa, wykładowca uniwersytetu w Strasburgu; napisał m.in.: Institutionen des römischen Rechts (1883) (na język polski dzieło to przetłumaczył R. Taubenschlag) oraz Entstehung des deutschen Städtewesens (1890).

M. Franćić, Kilka uwag o monografii W. Łazugi poświęconej M. Bobrzyńskiemu, [w:] „Studia Historyczne”, r. XXVII, 1984, z. 4 (107), s. 661 i nast.

10   Tamże, s. 662.

11   Zob.: A. F. Grabski, Jeszcze o sporach wokół „dziejów Polski w zarysie”, [w:] tegoż, Perspektywy przeszłości. Studia i szkice historiozoficzne, Lublin 1983, s. 279-340; B. Krzemińska-Surowiecka, Polemika wokół „Dziejów Polski w zarysie” M. Bobrzyńskiego (w latach 1879-1889), [w:] „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego” 1956, z. 4.

12   M. Bobrzyński, Przedmowa do drugiego wydania Dziejów Polski w Zarysie, [w:] niniejszym wyborze.

13   Odrzucając tedy metafizyczny dogmat wolnej woli i teologiczny przeznaczenia, przyszliśmy do wyniku, że czynności człowieka będąc zależne jedynie tylko od wypadków poprzednich, muszą nosić na sobie znamię jednostajności, to jest muszą pod wpływem tych samych okoliczności, koniecznie tymi samymi objawiać się skutkami. T. Buckle, Historia…, op. cit. s. 16.

14   Złamano średniowieczne przywileje i urządzono państwo nowożytne, tak zwane prawne. Na nieszczęście urządzenie to nie dało się wykończyć. Wydobyły się żywioły nierządu i swawoli, które w wieku XVI złamały i ubezwłanowlniły usiłowania dalszej reformy i postępu i popchnęły naród w najstraszniejszy upadek, który się w roku 1773 pierwszym, częściowym rozbiorem zakończył. M. Bobrzyński, Dzieje Polski w zarysie, Warszawa 1974, s. 49.

15   M. Bobrzyński, Reformacja w Polsce, [w:] niniejszym tomie.

16   H. Spencer, Instytucje polityczne, Warszawa 1890, s. 153 i nast.

17   Pomimo wygłoszonej zasady rozdziału spraw kościelnych od świeckich, okazuje się Ostroróg zwolennikiem systemu tzw. policyjnego, na który Kościół nigdy się nie godził, a przeciw któremu dziś i nauka i doświadczenie się oświadcza. Z innego punktu widzenia musie tę stronę jego reform oceniać historyk. Historia uczy go, że państwo nowożytne powstało na Zachodzie wśród walki panujących z Kościołem, że wzniosło się na gruzach autonomii tego stanu, który samorządu innych stanów najdzielniejszych był stróżem. Jeżeli więc Ostroróg taką walkę władzy królewskiej z przewagą i samodzielnością Kościoła na pierwszy plan wysuwa, to tego nie zaprzeczy nikt, że uderza w samo jądro reformy politycznej XV wieku.

Spytajmy teraz czy autor, występujący z taką stanowczością za przewagą władzy królewskiej nad kościelną, znajdzie dość konsekwencji, aby za powagą tej władzy wobec całego społeczeństwa, wobec wszystkich poddanych w podobny sposób przemówić. Jest to nieszczęśliwe pytanie, które nas zwykle zawodzi, jeśli je stosujemy do polityków naszych XVI stulecia. W całej też naszej politycznej literaturze w jednym może pamiętniku Ostroroga znajduje ono świetną odpowiedź. Jeden może Ostroróg, zamiast prawić szeroko o swobodach i prawach i poddanych wobec panującego, przypomina im stanowczo ich obowiązki. M. Bobrzyński, Jan Ostroróg. Studium z literatury politycznej, Kraków 1884, cyt. za wydaniem tegoż tekstu [w:] Szkice historyczne, s. 19 i nast.

18   M. Jaskólski, Historia-Naród-Państwo. Zarys syntezy myśli politycznej konserwatystów krakowskich w latach 1866-1934, Kraków 1981, s. 33.

19   Sam Borzyński po latach napisał: Najbardziej znamienne były obszerne recenzje Szujskiego i Kalinki, bo chociaż książka moja trzymała się myśli przewodniej, że Polska upadła wskutek wewnętrznego nieładu, to jednak obaj recenzenci, godząc się w ogóle, że pogląd ten konsekwentnie przez całe dziej polskie przeprowadziłem, wytykali nieuwzględnianie pierwiastka moralności i nie godzili się na moje przedstawienie reformacji. (…) krytyka jego (Szujskiego – przyp. W. B.) i Kalinki dała mi pochop do wielu uzupełnień i poprawek w następnych wydaniach. M. Bobrzyński, Szkic…, op. cit., s. 67.

20   Czyliż książka p. Bobrzyńskiego miała przedstawić zbiorową myśl nowej szkoły, odpowiadać jej tu i ówdzie wypowiadanym myślom ogólniejszym? Mniemamy, że nie. Teorii o jednostce ludzkiej, państwie i społeczeństwie, którą p. Bobrzyński głosi trudno byłoby przyjąć powszechnie historiografii naszej…, J. Szujski, Kilka uwag o „Dziejach Polski w krótkim zarysie” Michała Bobrzyńskiego, Odbitka z „Niwy”, Warszawa 1879. s. 13.

21   Nie łudźmy się: szturm na historię nie jest przypadkowy. Pytają ją, o jej matematykę i geometrię, aby jej narzucić swoją. Otaczają ją ze wszechstron naukami o awanturniczych jak dotąd hipotezach, mającymi podważyć lub przynajmniej osłabić treść duchową, którą przynosiła światu. Ekstrawaganci lingwistyki słuchają głosu, który ze zwierzęcego krzyku przeprowadził do ludzkiego słowa: ekstrawaganci archeologii historycznej szukają człowieka, najmniej podobnego do małpy. Prawdziwa zapamiętałość jedynej w świecie pychy – od goryla i szympansa, byle nie od Boga. Ekstrawaganci socjologii, wiodąc od dzikości pierwotnej do ponownego zdziczenia w maszynie, zatracającej ludzką wolność i indywidualność, radzi by, narzuciwszy swoją formułkę dziejom, zakryć dwa fakty: że protestowały one zawsze przeciwko zupełnemu utopieniu człowieka w materii i przeciwko [51=>52] zniszczeniu jego indywidualności w najdoskonalszym nawet organizmie politycznym. Szczęściem, historia nie potrzebuje się obawiać tych napaści, dopóki zachowa całe poczucie właściwej swojej treści, dopóki pomnieć będzie, że rozporządza dwudziestoma wiekami faktów, że istotą jej zadania jest zgłębianie tych faktów, a nie kondotierstwo w usługach innych umiejętności…, tamże, s. 51-52.

22   Zob.: recenzja W. Kalinki Dziejów…, [w:] tegoż, Galicja i Kraków pod panowaniem austriackim. Wybór pism, Kraków 2001.

23   M. Bobrzyński, Obraz upadku, [w:] niniejszym tomie. Bobrzyński w dalszej części pisał: Duchowieństwo także i wzniosłe obrzędy religijne do czczych zniżało praktyk, a natomiast w sprawach rozprzęgłej moralności prywatnej i publicznej wygodnie zachowywało milczenie. Ani powszechne pijaństwo i rozpusta, ani frymarczenie sprawiedliwością, ani jawna sprzedaż ojczyzny nie znalazły go do poruszenia tych skutecznych środków, jakimi ono jedno rozporządzać mogło. Tamże.

24   K. Morawski, Jan Ostroróg. Studium z literatury politycznej, napisał M. Bobrzyński, [w:] „Przegląd Powszechny”, r. 2, t. 5, styczeń-luty-marzec 1885, s. 264.

25   M. Bobrzyński, Liberum cospiro, [w:] niniejszym tomie.

26   M. Bobrzyński, Z uroczystego dnia, [w:] niniejszym tomie.

27   M. Bobrzyński, Stańczyk. Odczyt publiczny miany w Krakowie dnia 24 lutego 1883 roku, Kraków 1883.

28   Jak wskazuje Julian Krzyżanowski, Bobrzyński mimo przeprowadzenia szerokich badań archiwalnych nie poszerzył wiedzy na temat Stańczyka – błazna Zygmunta I Starego – krótko mówiąc, po szkicu Bobrzyńskiego wiemy o autentycznym Stańczyku tyle co i przed szkicem, to znaczy nic zgoła. J. Krzyżanowski, Błazen starego króla. Stańczyk w dziejach kultury polskiej, [w:] tegoż, W wieku Reja i Stańczyka, Warszawa 1958, s. 331.

29   Zob.: tamże, s. 385 i nast.

30   M. Bobrzyński, Stańczyk, [w:] niniejszym tomie.

31   M. Bobrzyński, Z chwili „Rozstroju”, [w:] niniejszym tomie.

32   A teraz jeszcze słowo z powodu bezpośredniego wezwania: „Dzienniki polityczne powinny jednak przy tym zachować niepospolitą ostrożność, ażeby akcji naszej nie utrudniać” Z niemałym moim żalem słów tych dokładnie nie rozumiem i nie wiem, czy to jest wyrzut czy przestroga. – W jednym i drugim wypadku, wiem przecież, że dziennik zachowawczy winien przede wszystkim trzymać się swej tradycji i swej szkoły, pozostać wiernym swej przeszłości, zasadom i prawdzie, że jego zadaniem każdorazowo prawdę wypowiadać, a ostrożnością nie krępować się, gdy idzie o rzeczy główne i pierwszorzędne momenty w życiu kraju, jakimi są wybory do Sejmu. Pięknie jest, gdy mąż publiczny ma odwagę cywilną, ale dziennik przedstawiający pewien kierunek, zasady i szkołę, na to jest, aby ją miał za wszystkich. (…) A zatem, Panie, nie odbieraj nam odwagi, zalecając ostrożność; nie osłabiaj animuszu obawą utrudnienia wam akcji, bo w tych twardych czasach potrzeba nam poparcia a nie wyparcia się, tego poparcia, którego nie brak dziennikom przeciwnego obozu. Wypierając się nas częściowo – wierz memu doświadczeniu, nie pozbędziesz się naszego utrudniającego poparcia, a nie zyskasz innego istotnego. – W chwili , w której nasz obóz poniósł tak dotkliwe straty, w której wiszą nad nim tak bolesne ciosy i w której nie brak mu zawodów, jedynie, jak pięknie rzekłeś: „Wierność zasadom, siła przekonania i odwaga cywilna w wypowiadaniu prawdy są bronią, która ostatecznie zawsze zwyciężyć musi.” (…) Gdy słyszę wyrzut czy przestrogę, aby wam nie utrudniać zadania, poczynam mniemać, iż ja nie rozumiem planu. Bo nikt i nic nie zdoła zmienić mojego przekonania, iż głównym i istotnie u nas niebezpiecznym rozstrojem jest ten tylko, który żywioły zachowawcze same wprowadzają, odstępując od wierności zasadom – i wyzbywając się siły przekonań oraz odwagi cywilnej w wypowiedzeniu prawdy lub zdania swojego, a pobłażając złemu i złym, lub tym, co na potępienie złego i złych zdobyć się nie mogą. St. Koźmian do posła Bobrzyńskiego, Kraków 1889 nakładem Autora, s. 6-7.

33   Wysoka Izbo! Niech Szanowni Panowie z tamtej strony Izby nie wezmą za złe, jeżeli trochę obrazowo skreślę wrażenia, jakie na mnie wywarły przemowy posłów, reprezentując stronnictwo i kierunek radykalny w kraju, pp. Skołyszewskiego i Stapińskiego. W chwili, kiedy zwracali się do stronnictwa konserwatywnego i swoje wobec niego skreślili stanowisko, miałem wrażenie, że występują w roli entreprise des pompes funebres i że nam żywym jeszcze i nie umarłym przygotują rychły pogrzeb – co prawda pierwszej klasy. skreślili nam zarazem i postawili diagnozę choroby, na którą wszyscy w najbliższym czasie musimy umrzeć i zginąć. Diagnoza ta polega na czym?

Przede wszystkim p.Skołyszewski powiedział, że myśmy przez czas 40-letnich , jak nazywa, rządów nie myśleli wcale o sobie, w szczególności, że wielka własność w kraju nie starała się zabezpieczyć swoich interesów – czy stworzeniem [1=>2] majoratów i osobnego porządku sukcesji, może przez niepodzielność gruntów – i że wskutek zbiegu stosunków i okoliczności ta wielka własność maleje, że parcelacja ją nadkrusza i że wskutek tego stronnictwo konserwatywne dziś nie ma tej podstawy ekonomicznej, którą miało i mogło mieć przed 40 laty. To jest pierwszy objaw choroby. drugi objaw polega na tym, co później z innego stanowiska, broniąc nas nieco uzupełnił X. Stojałowski, że my nie umiemy agitować, że nie mamy daru oddziaływania na szerokie warstwy ludności, nie umiemy zdobyć sobie wpływu i że wskutek tego wybory muszą wypaść coraz więcej na naszą niekorzyść, że liczba posłów konserwatywnych musi stopnieć. Wskutek tego, czy reforma wyborcza przyjdzie obecnie do skutku, czy nie, na każdy wypadek utracimy w najbliższym Sejmie większość, staniemy się mniejszością – zapewne bardzo nieznaczną – i tym samym przestaniemy być rzeczywiści decydującym we wszystkich sprawach ustawodawczych, administracyjnych, kulturalnych i ekonomicznych czynnikiem. Tak brzmiała diagnoza.

Pozwólcie Panowie, że w krótkich bardzo słowach, choć nie lekarz, nad tymi objawami choroby się zastanowię.

Pierwszy zarzut jest rzeczywiści słuszny. Wielka własność nie pilnowała swoich interesów, nie robiła tak, jakby to zapewne robiło to stronnictwo, które chce przyjść do steru i które zapowiada „rządy chłopskie”. Wielka własność pracowała dla [2=>3] kraju z porywów idealnych, dodam, że do pewnego stopnia w generacji poprzedniej nieco liberalnych, bo uchyla od jednego zamachu nawet wielkiej dyskusji te pewne kartele, które mogły służyć do zachowania wielkiej własności, uchyliła całą kwestię niepodzielności gruntów, nie starała się w ogóle dbać i pod tym względem naturalnie ze stanowiska szanownych Panów z lewicy zgrzeszyła. Ale moralnie, w wewnętrznym poczuciu to nie przyniosło jej żadnej szczerby, żadnej ujmy, nie osłabiło jej siły. Stronnictwo polityczne, które przez 40 lat może o sobie powiedzieć, że pracowało zawsze dla narodu i kraju, że zawsze szło tylko pod hasłem publicznego dobra, a swoim własnym interesie nie pamiętało, takie stronnictwo nie kwalifikuje się jeszcze do pogrzebu. (oklaski)

Druga rzecz: nie mamy zdolności do agitacji. I to prawda. Tej zdolności nie mamy i mieć do agitacji takiej, która już dziś stała się, można powiedzieć zawodową sztuką, nie będziemy. Takimi agitatorami – Panowie macie rację – my nigdy nie będziemy, ale nie będziemy dlaczego? Po części dlatego, że my życia Publicznego i akcji politycznej nie będziemy nigdy obliczać na najkrótszą metę, na najbliższe tylko wybory, na najbliższy tylko efekt, bo my wierzymy, że tylko ten w życiu publicznym się naprawdę utrzyma, ten ma wpływ, a jak chcecie i rządy w ręku, kto pracuje pozytywnie i kto owocami i efektem swej rzeczywistej, realnej na polu kulturalnym [3=>4] i ekonomicznym pracy, zdobędzie sobie wcześniej czy później wbrew wszelkiej przeciwnej agitacji uznanie i szacunek. (brawa)

Możeśmy na tym punkcie doznawali niejednokrotnie zawodu. Zdawało się nam, że przede wszystkim potrzeba z chwilą, kiedy stworzone zostały Rady Powiatowe, zwrócić całą naszą pracę i działalność około dobra ludności nie na drogę agitacji, ale na drogę Rad powiatowych i pozytywną pracę około tych wszystkich instytucji, które w Radzie powiatowej mają swoje zawiązki i ognisko. Zakładaniem szpitali, towarzystw zarobkowych lub w ogóle instytucji finansowych, budową dróg itd. pragnęliśmy dźwignąć lud i stworzyć mu podstawę i warunki rozwoju. Posuwali to we wschodniej Galicji ci, którzy stali na czele Rad powiatowych, Polacy, tak daleko, że nie robili pod tym względem żadnej różnicy pomiędzy Polakami a Rusinami. Przeciwnie, można powiedzieć nawet, i dokładali wszelkich usiłowań, ażeby budowaniem, czy przyczynianiem się do budowy cerkwi, rozwijaniem wszystkich instytucji, dążących do podniesienia ludu ruskiego, zdobyć jego miłość i zaufanie. – Na razie to się nie udało. (…) [4=>5] Jednak mimo tych wszystkich doświadczeń my nie możemy zdobyć się na to i nie zdobędziemy się nigdy, ażebyśmy z instytucji, mających służyć do publicznego dobra, z instytucji, mających służyć dla podniesienia ludu, zrobili teren agitacji naszej politycznej.

Nie zdobędziemy się na to, co nam zarzucał poseł X. Stojałowski, że myśmy z kółek rolniczych mogli zrobić instytucje, za pomocą których politykę naszą propagować będziemy. Nie zdobędziemy się na to, ażebyśmy z instytucji finansowych, do których się przyczyniamy i kapitałem naszym i pracą, zrobili sieć organizacji politycznej.

Nie zgodzimy się na to, co tamci Panowie z pewnością zaraz by zrobili, żebyśmy do szkoły ludowej dopuścili politykę i z niej zrobili dźwignię naszego politycznego działania i wpływu. Może to jest pogląd zbyt idealistyczny, może kto inny nie miałby tych wszystkich skrupułów, ale według mego uczucia i przekonania, kto służy sprawie publicznej, ten nie powinien nadużywać tej sprawy publicznej, ale pracować dla dalszego celu i z tą wiarą i przekonaniem, że agitacja niesumienna może chwilowy przynieść efekt, ale rzeczywisty będzie zawsze po stronie realnej, pozytywnej pracy.

Trzecia rzecz: „skazani jesteśmy na mniejszość”. Ta mniejszość, czy reforma przyjdzie do skutku, czy nie, prawdopodobnie nastąpi. Dziś mamy kilka czy kilkanaście głosów większości, w przyszłym Sejmie [5=>6] może być bardzo, że tej większości nie będziemy mieli. Ale były już czasy w tej Wysokiej Izbie, gdzie tej większości po stronie konserwatywnej nie było. Mowa posła M. Bobrzyńskiego wypowiedziana na 36 posiedzeniu przy dyskusji generalnej nad prowizorium budżetowym na rok 1908, Stronnictwo Prawicy Narodowej 1908.

34   M. Bobrzyński, Rozmiary niebezpieczeństwa, [w:] niniejszym tomie.

35   M. Bobrzyński, O naszą przyszłość, [w:] niniejszym tomie.

36   Bobrzyński po latach tak charakteryzował obóz staroruski: ku wielkiej irytacji Ukraińców starałem się na każdym kroku popierać starorusinów, tj. tych, którzy wprawdzie wyznawali jedność narodową Rusinów z Rosjanami, ale nie brali udziału w agitacji rusofilskiej i byli elementem konserwatywnym. M. Bobrzyński, Z moich pamiętników, Warszawa 1957, s. 244.

37   M. Konopiński, Adam A. Asnyk jako polityk i redaktor. Ze wspomnień osobistych, Kraków 1922, s. 7.

38   Jak niejednoznaczny był, a całą pewności pełen obaw, stosunek Bobrzyńskiego do żywiołu ukraińskiego wskazuje jego wypowiedź z 7 IV 1913 r.: Nie ma już dzisiaj umiarkowanych Rusinów; jedni z nich wstąpili do Ukraińców i idą z nimi razem; drudzy, którzy wyznają jedność narodową z Rosjanami, występują w życiu publicznym lub trzymają się w cieniu, ale o ile występują publicznie, to należą do obozu rosyjskiego, szerzącego w Galicji agitację rosyjską i prawosławną. Organ ich „Hałyczanyn” w apoteozowaniu Rosji i schizmy prześciga nieraz „Prykarpacką Ruś” Dudykiewicza. Agitację tę uważam za o wiele niebezpieczniejszą niż jakąkolwiek agitację radykalną Ukraińców, bo kiedy ta ostatnia może z biegiem czasu złagodnieć i ustać, to pierwsza zagraża wprost naszemu krajowi i państwu, naszej narodowości i religii. Jest zasługą naszej historii, żeśmy Rusinom nie pozwolili utonąć w morzu rosyjskim i tej tradycji powinniśmy pozostać wierni, a ja rusofilizm w naszym kraju zwalczałem jako wiceprezydent Rady Szkolnej i zwalczam jako namiestnik, bo jest niebezpieczny dla państwa, zwalczam go jako Polak, który tradycji polskiej historycznej jest wierny. Cyt. za S. Estreicher, M. Bobrzyński, op. cit., s. 72.

39   Zob.: S. Estreicher, M. Bobrzyński, op. cit., s. 67-68, por.: W. Łazuga, M. Bobrzyński…, op. cit., s. 162 i nast.

40   Ordynacja została uchwalona w roku następnym, w postaci niewiele zmienionej przy aprobacie episkopatu.

41   M. Bobrzyński, Polityka Wielopolskiego, [w:] niniejszym tomie.

42   M. Bobrzyński, O naszą przyszłość, [w:] niniejszym tomie.

43   W. L. Jaworski, Diariusz 1914-1918, Warszawa 1997, s. 175.

44   Tamże, s. 196.

45   M. Bobrzyński, O zespoleniu dzielnic Rzeczpospolitej [w:] „Czas”, nr 185-86, 24-25 lipca 1919 r.

46   W 1920 r. Bobrzyński decyduje się na opuszczenie Krakowa i przenosi się na stałe w poznańskie najpierw do majątku w Garbach, później do Łopóchówka pod Poznaniem.

47   M. Bobrzyński, O naszą przyszłość…, op. cit.

Najnowsze artykuły