Artykuł
Podwójna polityka

Sprawa odzyskania niepodległości politycznej Polski przedstawiać się musi każdemu, kto się nad nią zastanawia, jako rezultat współdziałania dwóch czynników: zbiegu po­myślnych okoliczności zewnętrznych, w bardzo małym sto­pniu od nas zależnych lub niezależnych wcale, i naszej wewnętrznej siły narodowej i społecznej. Nasza polityka na­rodowa przed 1863 r. zwracała szczególną uwagę na okoli­czności zewnętrzne – kombinacje dyplomatyczne i zatargi międzynarodowe lub ruchy rewolucyjne. Nie lekceważyła ona bynajmniej siły wewnętrznej społeczeństwa, jak to nie­którzy publicyści dziś twierdzą, sądziła jednak, że ta siła istnieje w stanie utajonym i że trzeba tylko użycia pewnych sposobów, pewnych środków agitacji i propagandy, żeby ją wydobyć i do odpowiedniego działania zorganizować, żeby poruszyć miliony.

Powstanie r. 1863 było w naszej polityce narodowej epoką przełomową. Nie tyle może następstwa bezpośrednie katastrofy i „nauka smutnego doświadczenia”, ile głębokie zmiany w stosunkach społeczno-ekonomicznych i prawno-­politycznych nadać musiały polityce narodowej polskiej inny charakter. Zadaniem jej niemal wyłącznym stało się wytwa­rzanie siły narodowej i zaprawianie jej do pracy we­wnętrznej, pracy organicznej w szerokim znaczeniu tego wy­razu. Zwrot ten w społeczeństwie odbywał się w znacznej mierze bezwiednie, pod parciem zmienionych warunków ży­cia, pod wpływem nowych prądów umysłowych i socjalnych, ale świadomym jego inicjatorom nieobcą była wyraźna, jakkolwiek zwykle niewypowiadana myśl, że celem polity­cznym pracy nad wytwarzaniem i organizowaniem siły na­rodowej jest odzyskanie kiedyś niepodległości Polski. Jak to zwykle bywa, zadania bezpośrednie, realne odwracały coraz bardziej uwagę od celu pośredniego. Słuszne zresztą jest wypowiadane nieraz zdanie, że praca organiczna, wewnętrzna praca polityczna nad wytwarzaniem i pomnażaniem siły na­rodowej jest pierwszej wagi zadaniem dla każdego narodu, pragnącego żyć i rozwijać się, chociażby on nawet posiadał niezależność państwową.

I to jest również słuszne, że polityka realna powinna być obliczona co najwyżej na przeciąg życia jednego, dzia­łającego obecnie pokolenia, ograniczona zakresem przewidy­wań możliwych i celów najbliższych. Właściwa naszemu usposobieniu pochopność do upędzania się za celami dal­szymi jest niewątpliwie szkodliwa. Ale unikając jej popeł­niamy błąd inny, równie szkodliwy, mianowicie zaczynamy traktować zadania bieżące, chwilowe lub w najlepszym razie czasowe, sub specie aeternitalis[1]. Nie tylko wyrzekamy się ce­lów dalszych, jako nie wchodzących w zakres działalności politycznej, ale dzisiejsze jej zadania chcemy przedłużać je­żeli nie w nieskończoność, to na znaczny przeciąg czasu. Słowem, zwolennicy programu, ograniczającego politykę naro­dową, popełniają ten sam błąd, przeciw któremu w innej formie walczą.

Niewątpliwie, świadome i celowe, systematyczne dąże­nie do wytwarzania, wzmacniania i organizowania siły na­rodowej, czyli innymi słowy dążenie do rozbudzania i roz­wijania odrębności narodowej i samodzielności społecznej musi być podstawą każdego programu polityki prawdziwie polskiej i prawdziwie demokratycznej. W naszym położeniu jednak dążenie to oprócz celów bezpośrednich bliższych, ma cel dalszy, pośredni – zdobycie czyli raczej odzyskanie nie­podległości państwowej. Łatwo by dowieść, i niejednokrotnie to czyniono, że właściwie ani prawidłowy rozwój indywi­dualności narodowej, ani prawidłowy postęp w stosunkach nie są u nas możliwe bez uzyskania niepodległości państwo­wej. Ale prawowitość tego dążenia nie potrzebuje wcale podobnych uzasadnień. Dosadnie i trafnie prawowitość tę wy­kazał pewien chłop z Królestwa na zebraniu urządzonym w Warszawie, na którym jakiś mówca, socjalista-patriota przekonywał obecnych włościan, że przyszła Polska będzie rajem dla ludu. „Jaka tam będzie ta Polska – powiedział ów chłop – to my nie wiemy, a i tego nie wiemy, czy bę­dzie nam gorzej czy lepiej. My chcemy Polski, bo my je­steśmy Polacy”.

Zaznaczyliśmy niejednokrotnie, że odzyskanie niepod­ległości musi być celem wyraźnym lub domniemanym poli­tyki polskiej, bez względu na jej barwę i charakter; zaznaczaliśmy również, że chociaż o tej niepodległości mówimy czasem i myślimy, nie zdajemy sobie, nie próbujemy nawet zdać sobie sprawy, w jakich okolicznościach, w jaki sposób i jakimi środkami moglibyśmy cel ten osiągnąć. Zgadzamy się tylko wszyscy na to, że liczyć powinniśmy przede wszystkim na własne siły, że trzeba te siły wytwarzać i wzma­cniać. Ale co dalej? Czy ta siła sama, w cudowny, nieprze­widziany sposób Polskę wyzwoli?

Jedni, którzy bodaj najsilniej w niepodległość Polski wierzą, nie zaprzątają sobie głowy pytaniem, w jaki sposób to nastąpi. Rzecz dziwna, że nieraz ludzie, wypowiadający bardzo rozumne poglądy w konkretniejszych kwestiach po­litycznych, w tej sprawie zadawalają się bezmyślnymi ogól­nikami: wzmacniajmy swoje siły, polegajmy tylko na sobie i czekajmy chwili sposobnej. Kiedy zaś im się wykazuje, że chwila sposobna, ten pomyślny dla nas zbieg okoliczności zewnętrznych mogą niespodziewanie nastąpić, że więc trzeba zawczasu do wyzyskiwania ich się przygotować, wtedy ci politycy powtarzają da capo: wzmacniajmy swoje siły, pole­gajmy tylko na sobie, nie liczmy na okoliczności zewnę­trzne itd.

Inni znowu radzą wytwarzać i wzmacniać siłę naro­dową dopóty, dopóki nie będziemy należycie przygotowa­nymi i dojrzałymi do niepodległości państwowej. Ci drudzy są echem bezwiednym poglądów na przyczyny upadku Pol­ski historyków urzędowych rosyjskich i niemieckich i na­szych polityków szkoły krakowskiej. Nie tylko Grecja, Ru­munia lub Bułgaria, ale nawet Włochy w r. 1861 pod względem narodowej kultury i uzdolnienia politycznego nie górowały chyba nad współczesnym społeczeństwem polskim i nie miały tak żywej jak ono tradycji politycznej, a nawet w pe­wnej mierze rutyny życia publicznego.

Niedorzecznością byłoby przypuszczenie, że nasza siła narodowa samą emanacją swej potęgi sprowadzi odzyskanie niepodległości Polski. A jednak taki tylko wniosek wypływa z tych nauk politycznych, które każą nam wzmacniać wciąż siły własne, na nich jedynie polegać i nie liczyć na okoli­czności zewnętrzne, wojny, kombinacje dyplomatyczne itd. Równie naiwnym w gruncie rzeczy jest mniemanie, że, kiedy siły nasze dojdą do jakiegoś, nieokreślonego zresztą nawet w przybliżeniu maximum ich wzrostu, wtedy sami wywal­czymy sobie niezależność.

I my wyznajemy zasadę, że tylko na własnych siłach polegać powinniśmy i że powinniśmy te siły wciąż wzma­cniać i rozwijać. Ale mieć siłę i polegać na niej, to w poli­tyce znaczy: móc i umieć skorzystać w danej chwili ze sprzyjających okoliczności, zapanować nad nimi i wy­zyskać je jak najlepiej na swoją korzyść. Żywotność naro­dową pojmujemy zwykle tylko jako zdolność wytrwania w swej indywidualności nawet w najgorszych warunkach, w jakich znaleźć się możemy. Nie tylko jednak na tym ży­wotność narodu polega, lecz i przede wszystkim na tym, żeby umiał z każdej sprzyjającej sprawie jego okoliczności skorzystać i swój zasób siły utajonej wyładować. Żywotność polega nie tyle na zdolności trwania, ile właśnie na zdolności energicznego działania w chwili sposobnej.

Wytwarzanie i wzmacnianie siły narodowej musi być głównym i stałym zadaniem działalności politycznej w tych anormalnych warunkach naszego bytu, które są warunkami normalnymi naszej niewoli. Nie tylko jednak wytwarzanie i wzmacnianie, lecz i organizo­wanie tej siły jest konieczne, organizowanie zarówno do spełniania zadań bieżących poli­tyki narodowej, jak i do wykonania tych jej postulatów, które chwili sposobnej i okoliczności przyjaznych czekają.

Organizowanie jednak w społeczeństwie naszym siły narodowej jest jednostronne. Poza działalnością polityczną stałą, systematyczną ku wytwarzaniu i pomnażaniu tej siły skierowaną, poza naszą polityką wewnętrzną, która nie po­winna odbiegać nigdy od swego wyraźnego określonego celu, istnieje jeszcze sfera polityki zewnętrznej, na którą baczną należy zwracać uwagę. Cała nasza działalność polityczna ma za zadanie zabezpieczenie społeczeństwa od zamachów na jego interesy żywotne, na jego dobra najwyższe, wyrabianie w nim odporności na wszelkie wypadki. Te ewentualności, które nam grożą, mogą być w znacznej mierze przewidziane, są one bowiem wynikiem mniej więcej stałej dążności państw zaborczych, zwłaszcza Rosji i Prus, zabezpieczanie się więc przeciw nim może i powinno mieć charakter systematyczny. Ale w zakresie polityki międzynarodowej zachodzą często okoliczności, których przewidzieć nie można, przynajmniej na dalszą metę, które są wynikiem przypadku. A te okoli­czności właśnie, te niespodziewane nieraz zwroty i zmiany w polityce międzynarodowej mogą mieć nieraz pierwszo­rzędne dla sprawy naszej znaczenie. Czy dlatego, że są one zwykle niespodziewane i zależne od przypadku, nie powinniśmy przygotowywać się do skorzystania z nich w od­powiedniej chwili i w odpowiedni sposób, gdy wezmą po­myślny dla sprawy naszej obrót?

Przygotowywanie się do tych ewentualności nie ozna­cza wcale, raz jeszcze z naciskiem to powtarzamy, uza­leżniania od nich naszej polityki wewnętrznej, naszej organicznej czy rewolucyjnej nawet pracy narodowej. Przede wszystkim polega ono na wpajaniu w opinię publiczną, od wielu lat bałamuconą u nas i ogłupianą przez ludzi, nie mających zmysłu ani wykształcenia politycznego, że tylko krwią i żelazem narody ujarzmione mogą zdobyć lub odzyskać nie­podległość i że sprawa odzyskania niepodległości Polski za­leżna jest zarówno od pomyślnego dla nas układu stosun­ków międzypaństwowych, jak od naszej siły własnej, konie­cznej dla korzystania ze sprzyjających w danej chwili spra­wie naszej okoliczności. Innymi słowy, odzyskanie niepodle­głości Polski może być jedynie wynikiem wojny czy to po­między mocarstwami zaborczymi, czy też pomiędzy jednym lub dwoma z nich a innymi państwami, i skombinowanego z tą wojną powstania narodowego, tak silnego, żeby nastę­pnie musiano się z nim liczyć. Łatwo nie jedną, ale dziesięć i więcej takich prawdopodobnych kombinacji politycznych przytoczyć, przy których częściowe przynajmniej odzyskanie niepodległości Polski, ma się rozumieć z udziałem naszym, byłoby zupełnie możliwe.

Powiadamy prawdopodobnych, chociaż te nawet, które dziś nam nieprawdopodobnymi się wydają, mogą w bliskiej przyszłości stać się faktami realnymi. Kto by trzydzieści lat temu przypuszczał możliwość przymierza pomiędzy rzecz­pospolitą francuską, rządzoną przez radykałów i socjalistów, a caratem rosyjskim? Kto przewidywał nie tylko możliwość, ale nawet konieczność zbrojnego starcia się pomiędzy Rosją a ucywilizowaną w ciągu tych lat trzydziestu Japonią?

Zmiany w układzie stosunków międzypaństwowych i w ogóle w polityce międzynarodowej są zależne od tylu i tak różnorodnych czynników, że tylko na krótką metę mogą być szczegółowo przewidywane. Rzecz dziwna, że nasi mężowie stanu i publicyści, których zmiana osoby monarchy w pań­stwach zaborczych, ba, nawet zmiana osoby ministra lub wielkorządcy skłania nieraz do stanowczego zwrotu w poli­tyce wewnętrznej narodu, przypisują właśnie szczególną sta­łość kombinacjom chwilowym polityki międzynarodowej. Polityka Rosji lub Prus w stosunku do narodu polskiego zmieniać się może, tj. łagodzić lub zaostrzać formy, ale jej istota pozostaje niezmienną, bo jest wynikiem ducha naro­dowego i tradycji państwowej pruskiej lub rosyjskiej, wy­razem interesu tych państw i interesów państw rządzących. Ten stosunek jest bardzo prosty: nasze dążenia i interesy narodowe są wprost przeciwne interesom państw zaborczych. Zmianę w stosunku tych państw do narodu naszego mógłby wywołać chyba jakiś radykalny przewrót wewnętrzny lub konieczność polityczna, jak w Austrii wskutek poważnej klę­ski, a i wtedy byłaby ta zmiana raczej zewnętrzną.

Natomiast układ stosunków międzypaństwowych zależy, jak już zaznaczyliśmy, od mnóstwa różnorodnych i przy­padkowych czynników. Sprawy międzynarodowe tak się wikłają, interesy polityczne i ekonomiczne państw tak się krzy­żują i tak komplikują, że najdziwniejsze na pozór kombinacje stają się możliwe. Niedawno jeszcze dyplomaci obawiali się jedynie wybuchu pożaru na Bałkanie, który, zdaniem ich, mógł wzniecić pożogę wojenną w całej Europie. Dziś już takich punktów jest kilkanaście. Wojna w Afryce południo­wej lub w Afganistanie, powstanie w Egipcie, rozruchy w Chinach itd. mogą stać się iskrą, wywołującą pożar po­wszechny. W naszych oczach tworzą się i rozpadają nie­zwłocznie coraz to nowe „porozumienia”, „układy”, „sojusze”. Zmieniają się całkowicie stosunki i obejmują coraz szerszą sferę. Obecnie np. stanowisko Japonii w polityce mię­dzynarodowej może mieć większy wpływ na sprawę polską, niż stanowisko Francji.

To rozszerzanie zakresu i skomplikowanie zadań poli­tyki międzynarodowej wytwarza niepewność i zmienność wszelkich kombinacji dyplomatycznych, a więc łatwo spro­wadzić może taki ich układ czasowy, który okaże się nie tylko dla sprawy polskiej, ale i dla sprawy odzyskania nie­podległości naszej ojczyzny pomyślny. Zapewne i to być może, że takiego układu nie doczeka się żyjące dziś poko­lenie, nie jest jednak wykluczone również, że nastąpi on dziś-jutro.

A wobec takiego pomyślnego dla nas układu stosun­ków międzypaństwowych bylibyśmy dziś, niestety, bezradni i bezsilni, bo niezdolni do działania, nieprzygotowani do wy­zyskania go na naszą korzyść.

Nie jesteśmy przygotowani nie tylko do wystąpienia czyn­nego, ale nawet do orientowania się w polityce międzyna­rodowej. Opinia publiczna u nas jest o niej błędnie, otwar­cie mówiąc, haniebnie poinformowaną przez prasę. Nie po­siadamy również ani informacji poufnych, ani stosunków odpowiednich, które by nam zdobycie ich ułatwiały. Tym bardziej nie mamy takich stosunków ze sferami dyplomatycznymi i stronnictwami politycznymi w innych krajach, ja­kie miała dawniejsza emigracja i jakie są konieczne dla rokowań poprzedzających wystąpienia czynne. Z przykrością nieraz zaznaczamy, że sprawa polska straciła charakter sprawy międzynarodowej, ale nic nie robimy dla nadania jej czy też przywrócenia tego stanowiska.

Zaznaczyliśmy już, że jesteśmy niezdolni również do czynnego wystąpienia w sprawie polskiej, do wystąpienia z bronią w ręku, gdyby zaszła tego potrzeba. Brak nam najpierwszych przygotowań w tym względzie, brak nawet świa­domości, co robić w tym celu należy.

Zwracanie uwagi kół inteligentnych społeczeństwa pol­skiego na konieczność orientowania się dokładnego w poli­tyce międzynarodowej i w miarę możności brania w niej bezpośredniego lub chociażby pośredniego udziału i na po­trzebę wytworzenia kadr lub przynajmniej jakiegoś za­wiązku organizacji wojskowej, uważamy za zadanie wiel­kiej wagi i nie cierpiące zwłoki ze względu na zmienność i przypadkowość układu stosunków politycznych między­państwowych.

Zdrowy instynkt polityczny ludu polskiego ujawnia się w tych rzeczach, ilekroć okoliczności tak się składają, że je­dno z mocarstw zaborczych bierze bezpośredni lub pośredni udział w wojnie czy w sporach dyplomatycznych pomiędzy kilkoma państwami. Gdy wybuchła wojna w środkowej Afryce i rozeszła się pogłoska o interwencji, jak również teraz z powodu zamieszek w Chinach, pomiędzy ludem w za­borze rosyjskim, gdzie tradycja czynnego występowania w sprawie narodowej jest najżywsza – zaczyna się głuche wrzenie. Nasi przyjaciele polityczni w Królestwie, mający bliższą styczność z ludem, jak tylko rozeszła się wieść o zamierzonym powołaniu pod broń rezerwistów, wprost zasy­pywani byli pytaniami i prośbami o radę co robić: czy ucie­kać zagranicę, czy pozostać w ukryciu w kraju w oczekiwa­niu wezwania do walki za niepodległość Polski. W przeko­naniu ludu walka taka w chwili wybuchu wielkiej wojny europejskiej jest konieczna i ten lud zwraca się do inteligencji z wiarą, że ona przecie tę ewentualność przewidziała, że ma jakiś plan działania obmyślony i przygotowany. Nie­stety, inteligencja polska w ogromnej większości niezdolna jest nawet do wysiłku myśli w tej sprawie a tym bardziej do działania.

Jeżeli wśród demokratycznej inteligencji polskiej wi­dzimy dziś chociaż na razie sporadyczne tylko objawy zaję­cia się sprawą odzyskania niepodległości Polski i próby wyświetlenia sobie teoretycznego sposobów i środków urzeczy­wistnienia tego ostatecznego celu polityki narodowej – to niewątpliwie pierwszą pobudką było właśnie żądanie ludu wskazań praktycznych w tym względzie. Lud, pojmujący po­litykę realnie, gdy mu się mówi o niepodległości Polski, pyta co robić, ażeby tę niepodległość zdobyć i słusznie są­dzi, że ci, którzy chcą być jego przewodnikami i nauczycie­lami, powinni mieć jakiś plan, jakiś program chociażby w ogólnych zarysach sformułowany.


 



[1] Łac.: Z punktu widzenia wieczności. Sformułowanie z Etyki Spinozy.

Najnowsze artykuły