Artykuł
O socjalizmie wobec potrzeby poprawy społecznej
Popiel - O socjalizmie wobec potrzeby poprawy społecznej

Pierwodruk: „Przegląd Polski”, 1881-1882. Przedruk: P. Popiel, Choroba wieku. Wybór pism, Kraków 2001.

 

 

Przed dwoma miesiącami wyszła w Krakowie spora broszura, 130 kart obejmująca, pod tytułem: O socjalizmie wobec potrzeby poprawy społecznej, pisał Semproniusz. O zjawieniu tej broszury doniósł „Czas”. Po dziś dzień żadnego nie doczekała się ocenienia, może dlatego, że nie tak łatwo ją przeczytać i z autorem się rozprawić. Jest to dzieło umysłu silnego, który do zgody z sobą przyjść nie potrafił. Obok zdumiewająco zdrowych poglądów, pochodzących z historycznego zapatrywania się na stosunki społeczne, zaczerpnięte z obecnych filozoficzno-socjologicznych poglądów błędy. Chociaż widać stanowczość i odwagę, to zdaje się, jakby chciał zadośćuczynić, czy obecnej opinii, czy stanowisku nauki i własnemu przekonaniu. Stąd czytający w ciągłym wzburzeniu, a jednak pociąga go pewna siła czy przekonania czy namiętności, objawiająca się w stylu jakkolwiek zaniedbanym i niewyrobionym, pełnym cudzoziemskich wyrazów i zwrotów, ale przy tym plastycznym i ciągle ożywionym.

Nie można też nie uznać pewnej potęgi rozumowania i logiki, z jaką pomiędzy wszystkimi trudnościami, które sam sobie postawił, zdąża do głównego celu. Że dobijając do portu, rozbija się o skałę, to nie robi całej pracy mniej ciekawą, a nawet mniej użyteczną. Praktyczny rezultat jest właściwie żaden, naukowy bardzo wielki; przekonać się bowiem można, jak obok dobrej woli i silnego rozumu, nie przychodzi się do prawdy, kiedy z umysłu albo bezwiednie, pomija się najważniejsze czynniki w człowieku i w ludzkości.

Autor odurzony niesłychanym postępem ludzkości w naszym wieku, jako najwyższy jego zaszczyt uważa, jakoby położył sobie był za zadanie, rozlać na masy narodu dobrodziejstwa cywilizacji i powiększenia ich dobrobytu. Wyprowadza zaś ten kierunek z dowolnego wniosku, że ludzkość przeszedłszy epokę wrażliwości i rozwagi, wstąpiła nareszcie w epokę własnej woli; posługując się tutaj porównaniem, w każdej, to z dziedziny poezji, w osobach Dantego[i] i Kochanowskiego[ii], to z dziedziny nauki, w osobach Descartesa[iii], Kepplera[iv] itd., przychodzi do rewolucji francuskiej, w której ród ludzki przechodzi w fazę czynu, to jest, wolnej woli. Tutaj, zdaniem autora, filozofia nie dopisała, utknęła na transcendentalizmie Heglowskim[v], i nie wydała filozofii wolnej woli. Co przez to autor rozumie, nie wiadomo. Sam, moim zdaniem nie umie zdać sobie sprawy, bo, jeżeli to wszystko co wyżej powiedział, jest prawdą, to Hegelianizm tak jak się obecnie objawia w Hegelingach, jest istotnie objawem wypadków, z którymi walczyć przychodzi. Czego nie dokonała filozofia, tego zdaniem autora dopełniła rewolucja francuska; trudno jednak zrozumieć, jak z paszkwilów Woltera[vi], urojeń Rousseau[vii], a pomysłów Encyklopedystów[viii], które potępia szyderczo, mógł wyrosnąć pierwiastek dodatni w ruchu rewolucyjnym francuskim, który takie prawno-społeczne postawił pojęcia, za przewodnictwem mężów jak Monteskiusz[ix], Turgot[x] i Sieyès[xi], że gdy przewrót nastąpił, nie błądzono po omacku, ale miano w pogotowiu prawidła i typy urządzeń społecznych, a głównie zasadę równości. Te stały się aksjomatami, do których odwołać się można bez potrzeby dowodzenia. Odtąd, twierdzi autor, prawno-społeczne stosunki wstąpiły na tor swobodnego i naturalnego rozwoju.

A o parę wierszy niżej mówi, że zjawia się groźne, socjalne pytanie. Jakiż to więc swobodny i naturalny rozwój, kiedy się zjawia groźne pytanie i autor chce o nim jako o sprawie ludowej z ludem pomówić; cóż kiedy język jego dla ludu zupełnie zrozumiałym nie jest; dla bardzo prostej przyczyny, bo te zagadnienia jak sam nader trafnie uważa, nie dają się pojąć ani rozstrzygnąć bez odnalezienia podstawy czysto rozumowej, na jakiej one spoczywają: to jest bez filozoficznej zasady, która dla ludu dostępną być nie może. Jest to jeden z tych błysków, które strzelają ze zdrowego autora rozumu, aby utonąć w odmęcie bałamutnej frazeologii będącej skutkiem nieokiełznanej wyobraźni, niedostatecznej nauki i nie dość ścisłego rozumowania. Przechodząc do wymarzonej swej teorii okresów ludzkości, powtarza twierdzenie, że dojrzawszy, weszła w okres wolnej woli: choć szalała, gotowa ustatkować się, mimo to jednak zamęt w wyobrażeniach nigdy nie był większy.

W stosunkach ludzkości i jej wyobrażeniach jest istotnie straszny zamęt, nie taki jednak jak w głowie autora, który wolnej woli stawiając jako jedyny kierunek rozum, mogący być jak sam mówi zaciemnionym, zostawia losy ludzkości na łasce namiętności i siły. Jakkolwiek usiłuje rozumowaniem, które nie da się ująć w żadne logiczne twierdzenie, dowieść, że ta wolna wola, której pod karą absurdu negować nie można, wytwarza prawo, ową najpiękniejszą rzecz ludzką a nawet Boską, bo w samym swym pojęciu mieści ideę wolności.

Gdyby tylko taką teoretyczną nauką zajmował się autor broszury, nie zadawałbym sobie pracy, aby rozbierać rzecz może niezrozumiałą dla niego samego, tym bardziej dla czytelnik, ale tak nie jest. Postawiwszy te spekulacyjne postulaty, przechodzi naraz do socjalizmu, a wskazawszy na kilka jego gatunków, ma sprawę z tym, który przedstawia się jako walka pracy z kapitałem. Uznaje, iż w żądaniu mas do współudziału własności nie masz nic zdrożnego, bo sposoby nabycia jej są nie wystarczające, a założeniem socjalizmu jest dążenie do swobody własności. Zdawałoby się tutaj, że logicznie musi autor przyjąć teorie atomistyczne socjologów jak Spencer[xii], Buckle[xiii], Darwin[xiv]; albo naturalistów jak Hobbes[xv], Rousseau; a przeciwnie, wrodzony zmysł zdrowy jak zwykle ratuje go z przepaści; on sam wykazuje z wielką siłą całą bezzasadność tych teorii i niespodziewanie rozwija wspaniały widok historycznej wolności człowieka w czasie przestrzeni i ewolucji; i dlatego słusznie twierdzi, że nie w zakresie nauk przyrodzonych, lecz w dziedzinie prawno-historycznych poszukiwań, należy szukać rozwiązania zagadnień socjalnych. Z tego wypływa, że musi rozdzielać państwo od społeczeństwa, a temu ostatniemu oddaje prawo i obowiązek ostatecznego ich rozwiązania.

Nierząd myśli, który się tutaj objawia, a choć w mniejszym stopniu towarzyszy autorowi do końca, pochodzi stąd, że choć nie neguje porządku duchowego i objawienia prawd społecznych od Boga pochodzących, zupełnie je pomija. Ani człowieka, ani społeczeństwa, zrozumieć nie można, ignorując duchową jego stronę zwłaszcza kiedy się odtrąca, co niech mu będzie na chwałę, atomistów i naturalistów teorie. Wolno pojąć człowieka jako zwierzę walczące o byt, a w tej walce polerujące swoje zdolności (cywilizację). W tym pojęciu człowiek tylko zwierzęciem pozostaje i zwierzęce może mieć chęci i prawa, ale kto tak stanowczo jak autor odtrąca atomizm i wypływającą z niego socjologię, ten musi uznać jako czynnik najprzeważniejszy duchowość, musi uznać osobistość Boga i człowieka; stąd wysnuć konieczne logiczne następności, a to pod karą popadnięcia znowu w błędne koło już wskazane, gdzie wolna wola ma wykształcać prawo, gdzie prawo do własności wyradza się z poczucia wolnej woli, tak, że prawo i własność innego źródła mieć nie mogą. Sam na to bałamuctwo o kartę niżej odpowiada słusznym zdaniem: że prawo do własności wnioskuje się wysileniem i musi być wykonane przez wywarcie rodzimych cech człowieka, innymi słowy: do własności należy przychodzić przez pracę. Raz tę podstawę zyskawszy, musimy w logicznym porządku dojść do indywidualnej własności, jak ją pojmowali Rzymianie; przychodzi też do niej autor, jakkolwiek w wymownej frazeologii stara się jej istotę zamotać po to, aby móc później potrzebne mu wysnuć następstwa. Stosunki ludzkie polityczne, socjalne i ekonomiczne, jakkolwiek skomplikowane, dają się rozwikłać, bacznej analizy nie ogarnie zwątpienie, byle badacz sam nie tworzył sobie trudności, zwłaszcza jeżeli jak tutaj widzi jasno, jakie są prawa naturalne pracy, kapitału i konkurencji. Nie godzi się zatem mówić, że antagonizm pomiędzy kapitałem i pracą ma rację bytu w tym, iż wszystkie zyski pochłania właściciel, kiedy na tej samej karcie rozpoczyna autor wywód praw ekonomicznych, wedle których albo przemysł, kultura, tworzenie bogactwa ustać muszą, albo indywidualnej sile kapitału i inteligencji należy zostawić sferę swobodnego działania, szanując z drugiej strony zbiorową konkurencję rękodzielnika i ustrój odpowiedni stosunkom pracy, któryby dawał słabym pojedynkom siły wspólności. Jeżeli prawodawstwo od wieku atomizuje społeczeństwo, jeżeli nie dozwala wiązać się hierarchicznie pojedynkom, jeżeli autor ignoruje prawo miłości równie w praktyce konieczne jak inne społeczne czynniki, to nie można się dziwić, że w końcu upatrzy tylko sztuczny sposób nie rozwiązania, ale przecięcia węzła, który ściska boleśnie obecnej chwili stosunki. Zanim jednak przyjdę do ocenienia ostatniego tego wyniku badań, zaznaczyć muszę, że autor postawił sobie wcześniej pytanie, czy od zasady indywidualności da się w prawie własności oddzielić cecha absolutności, a z odpowiedzi, która zapada twierdząca, wynikają trzy postulaty:

1) Że właściciele powinni się uiścić ze swego długu względem robotników.

2) Że lud pracujący powinien być dopuszczony do współudziału we własności.

3) Że poprawa społeczeństwa musi być podjętą drogą antytezy przez spojenie sprzecznych pozornie żywiołów, naturalnym węzłem stowarzyszenia.

Kiedy tutaj czytelnik spodziewać się ma prawo zastosowania pierwszego postulatu, jakby na dopełnienie dziwnych skoków i sprzeczności autora, następuje znakomity wywód różnych socjalistycznych szkół i teorii, które zna doskonale, logiczne każdej odparcie, a w końcu wymowne potępienie obecnego kierunku socjologii, której nawet słusznie nazwy nauki odmawia, bo zwęża widnokrąg i przytępia polot umysłu ludzkiego.

Warto z uwagą przeczytać cały rozdział o teorii i praktyce, stanowi on główną autora zasługę, dowodzi niemałego oczytania w sferze prawa i filozofii, a może służyć za przykład, na jakie bezdroża umysł silny, który z zapałem szuka zatwierdzenia przeprowadzenia swej myśli czy uprzedzenia, wpaść może, pomijając zasady duchowe, moralną stronę człowieka i społeczeństwa.

Gdyby autor wierzył, że przez miliony lat człowiek wyrabiał się z materii a następnie uznając walkę o byt, postawił aksjomat „siła przed prawem”, co jest koniecznym rezultatem atomizmu, pojmowałbym tę aberrację, bo byłaby logiczną, ale bynajmniej: Darwina, Bucklego, Spencera potępił, wykazał jak równoważące się siły społeczne w Anglii zapewniły temu społeczeństwu wolność, uznał przeto nie tylko wyższość, ale uprawnienie organicznego poglądu na ustrój ludzkości, a nie może wyprowadzić z tego rozumnego wniosku, dlatego że ignoruje albo ignorować zdaje osobistość Boga i człowieka, objawionemu prawu miłości poddanego. Sprzeczność, jaka tkwi w duszy autora, objawia się w ostatecznych jego konkluzjach i wnioskach. Jakkolwiek fałszywie zrozumiał zasadę wolności i własności, to wychowanemu, zdaje się, na zdrowym gruncie, wstrętnym mu jest naruszenie prawa własności. Szuka jakby zasadę wyratować a mniemane lekarstwo przeciw nawale socjalizmu usprawiedliwić, i odwołując się do znanej w każdym prawodawstwie teorii wywłaszczenia dla użytku publicznego, wydziela w każdej gminie z majątku większej własności część dziesiątą na rzecz proletariatu gminy; proponuje zaś to w jedynym artykule mającym zbawić ludzkość tej treści:

Artykuł prawa jedyny:

Dziesiąta część majątku nieruchomego po każdym obywatelu, przechodzi z prawa spadku na gminę, w obrębie której nieruchomość jest położona, i taż część szacunku każdego nieruchomego majątku, za życia nawet właściciela pozostaje nietykalną.

Zaledwo potrzeba rozbierać: czemu część dziesiąta, czemu obowiązek ten ma ciążyć tylko na większej własności, która najmniej proletariat rozwija; jaka więc rada na proletariat miejski i fabryczny: czy to zadowoli ludność nauczaną do patrzenia na własność jakby na zabór wspólnego majątku. Rozwiązanie kwestii socjalnej, zalecone przez autora, jest raczej zawikłaniem; a jeżeli poddałem ją tak szczegółowemu rozbiorowi, to dla pokazania, że trudność socjalna, jak wszystkie zagadnienia ludzkości dadzą się rozwiązać jedynie za pomocą odwiecznych prawd, które człowiek odrzucić może, bo ma wolność, ale które odtrącone zaważą na nim podwójnym ciężarem błędu w teorii, a kataklizmu w praktyce.

Owa wolność, owa równość, wskazane przez autora jako główne cechy i zdobycze nowszych czasów, to jest objaw coraz większego wnikania chrześcijaństwa w społeczeństwo; już wieszcz nasz dostrzegł tego przed pięćdziesięciu laty w słowach: „choć dawno o tym w Boskim pisano zakonie”[xvi]. Zmieniając wiele stosunków, nie mogło się obejść bez konwulsji, a młot rewolucyjny musiał wypalone pokruszyć formy. Póki nie wyrobią się nowe, wstrząśnienia powtarzać się będą, a ustalą prędzej lub później stosownie tego, jak społeczeństwo jakie szczerzej, prędzej powróci do uznania na nowo tych zasad, które wpośród form zmiennych zostają niewzruszone. Kiedy kataklizm średniowieczny wywołany rozkładem Rzymskiego świata i zalewem ludów północy i wschodu, zdawał się skazywać świat na barbarzyństwo, Kościół pochwycił te żywioły, natchnął nowym życiem, a z dawnego prawodawstwa i ustroju zachowując co wieczne, pod twardym choć duchowym regimentem, pochylał karki potężnych, kleił w organizm germański indywidualizm, znosił nieznacznie niewolę, a budził w gminach poczucie samorządu, wolności i własności.

W obecnej przechodowej chwili, kiedy nie tylko wolność osobista, ale swoboda posiadania ziemi zdobyta, kiedy wszystkie siły ludzkości do biegu w szrankach wezwane, powstaje naraz upiór socjalizmu. Czy dlatego groźny, że wolność wszystkich udziałem, a własność każdemu dostępna, co zdaje się powinno by zadowolić i uspokoić? Nie. Dlatego, że wpadła w ręce bez sumienia i miłości. Wolność i własność pod tym tylko warunkiem zbawienne, kiedy ludzkość ich używa pod Boskim miłości prawem.

Rozdziela się odpowiedzialność: spada na tych, co zuchwale i bezrozumnie z pogwałceniem natury człowieka a ruiną wiekowych cywilizacji nabytków, chcą do stanu pierwiastków o wymienionej natury społeczeństwo cofnąć; i na tych, co własności bez względu na prawo moralne używają. Opatrzność obdarzając ludzi różnymi zdolnościami, a tym samym stanowiąc jako prawo natury nierówność majątków, nakazała bogatym nie tylko jałmużnę, ale to oderwanie od dóbr doczesnych, które ułatwia poświęcenie. Bogaty pod tym warunkiem tylko sumiennie posiadać i używać może, a warunek ten spełniony przywraca równowagę w ekonomii ludzkości. Czy to samo ma już wystarczyć? Niezmierne w stosunkach ekonomicznych i przemysłowych odmiany, wywołane to przez nowe wynalazki, to przez rozbicie w imię wolności dawnego ustroju klasy robotniczej, wywołało znowu siły produkcyjne olbrzymie, posługujące się kapitałem osobistym albo zbiorowym, które bezwzględnie wyzyskują człowieka jak machinę. Potępia takie wyzyskiwanie nauka chrześcijańska, przepowiedziała przed półwiekiem jego skutki. Na próżno: pycha wieku nadymała się tym postępem, dopóki w groźnej nie wystąpił postaci, a dziś żąda sztucznego zażegnania trudności, którą tylko prawo moralne naturalnie rozwiązać może, nie jakimś nowym wymysłem, ale zastosowaniem odwiecznej zasady: „nie żądaj cudzego dobra” z jednej – „kochaj bliźniego, jak siebie samego” z drugiej strony. Prawodawca cywilny musi bezwzględnie i choćby z największym poświęceniem bronić prawa własności, ale jego także obowiązkiem czuwać, aby rozrost anormalny sił ekonomicznych nie zniszczył równowagi prawnej w społeczeństwie. Jeżeli dziś kapitał uchylając się od podatków i obowiązków używa przywileju, którego żadna inna nie posiada własność: jeżeli stawszy się niemal wyłączną własnością jednej kasty, pod opieką prawodawstwa jakby ad hoc ułożonego, wyzyskuje niemiłosiernie ludność robotniczą pod pozorem wolności z korporacji opiekuńczych wyrzuconą, to prawodawca temu zaradzić powinien i musi. Czy na drodze wskazanej przez rząd pruski, czy na drodze swobodnej hierarchicznej organizacji, nie wchodzę, bo mi wiadomo, że ludzkość w epokach największego rozbicia znajdywała zawsze organiczną modłę, wedle której kształciła się różnie co do formy zewnętrznej, ale zawsze wiernie tym moralnym prawom, które tak dalece przyrodzone są człowiekowi, że w nauce prawa natury przybrały nazwisko.

Reasumując uwagi, które nastręczyło pismo o socjalizmie, kończę wnioskami:

1)      Że każda teoria, która sztucznym ustrojem społeczeństwa chce zaradzić jego niedostatkom, jest grubym błędem.

2) Że przeprowadzanie takiej teorii na drodze spisku jest występkiem.

3) Że działanie poświęcone na drodze prywatnej, a prawodawcze na publicznej, w celu złagodzenia różnicy stanowisk społecznych, jest obowiązkiem.

4) Że dla otrzymania błogich działania tego skutków, nieubłagane przestrzeganie i przeprowadzenie idei prawnej jest koniecznie potrzebne.

5) Że jednak, jeżeli zdrowe społeczeństwo samo od tej zarazy bronić się nie będzie, to żadne państwowe. ani policyjne środki na to nie wystarczą.



[i] Dante Alighieri (1265-1321) – włoski poeta, filozof i polityk, autor m.in. Boskiej komedii

[ii] Jan Kochanowski (1530-1584) – polski dramaturg, poeta, tłumacz. W 1544 roku rozpoczął naukę na wydziale sztuk wyzwolonych Akademii Krakowskiej. Nie uzyskał tam żadnego stopnia akademickiego, ale dzięki zdolnościom znalazł się w jednym z ważniejszych europejskich ośrodków humanizmu. Studia rozpoczęte w Krakowie kontynuował w Królewcu i Padwie pod kierunkiem wybitnych humanistów, m.in. Francesco Robortelloi Bernardino Tomitano. Podczas nauki we Włoszech nawiązał przyjaźń z przebywającymi tam wybitnymi polskimi humanistami, m.in. z Łukaszem Górnickim, Stanisławem Porębskim. Najważniejsze dzieła: Treny; Fraszki; Pieśni; Czego chcesz od nas Panie za twe hojne dary(hymn); Psałterz Dawidów (tłumaczenie). Najważniejsze wydania: Dzieła wszystkie (wydanie pomnikowe), t. 1 – 4; Pisma zbiorowe, wyd. A. Brückner; Dzieła polskie.

[iii] Kartezjusz (René Descartes, 1596-1650) – francuski matematyk, filozof i fizyk, jeden z najwybitniejszych uczonych XVII wieku, autor słynnej maksymy „myślę, więc jestem”.

[iv] Johannes Kepler (1571-1630) – niemiecki matematyk, astronom i astrolog.

[v] Georg Wilhelm Friedrich Hegel (1770-1831) – filozof niemiecki, współtwórca niemieckiego idealizmu, teoretyk państwa i prawa, ważniejsze prace: Phaenomenologie des Geistes (Fenomenologia ducha, 1807), Wissenschaft der Logik, t. 1-2, (Nauka logiki, 1812-1816), Enzyklopaedie der philosophischen Wissenschaften im Grundriss (Encyklopedia nauk filozoficznych w zarysie, 1817), Grundlinien der Philosophie des Rechts (Podstawy filozofii prawa, 1820).

[vi] Wolter (François Marie Arouet, 1694-1779) – francuski myśliciel oświeceniowy, pisarz, publicysta, jeden z Encyklopedystów i twórców idei, które stanowiły ideowy fundament rewolucji francuskiej.

[vii] Jean Jacques Rousseau (1712-1778) – francuski filozof, autor koncepcji woli powszechnej i umowy społecznej (Du contrat social, 1762). Jego idee cieszyły się wielką popularnością w Polsce u schyłku I RP. Na prośbę Michała Wielhorskiego Rousseau napisał Uwagi nad rządem Polski (1770). Zdaniem dziewiętnastowiecznych konserwatywnych krytyków ustroju I RP, francuski myśliciel gloryfikując go, utwierdzał Polaków w złym pojmowaniu wolności i niezrozumieniu roli silnej władzy dla sprawności funkcjonowania państwa.

[viii] Encyklopedyści – określenie grupy uczonych i publicystów, którzy w latach 1751-1772 tworzyli w duchu oświeceniowym Wielką Encyklopedię Francuską. W ich gronie znaleźli się m.in. Jean Le Rond d'Alembert, Denis Diderot, Georges-Louis Leclerc Buffon, Etienne Bonnot de Condillac, Jean Condorcet.

[ix] Monteskiusz, Charles Louis de Secondat baron de la Bredé et de Montesquieu (1689-1755) – francuski filozof, prawnik, polityk. Jego traktat O duchu praw (De l’esprit des lois, 1748) uchodzi za jedną z najważniejszych rozpraw z zakresu filozofii politycznej. Koncepcja trójpodziału władz Monteskiusza jest niezmiennie ważnym punktem odniesienia w dyskusjach o pożądanym modelu ustrojowym.  More italico (łac.) – zwyczajem włoskim.

[x] Anne Robert Jacques Turgot (1727-1781) – francuski minister finansów za panowania Ludwika XVI, zwolennik fizjokratyzmu, doktryny, która głosiła potrzebę oparcia gospodarki na wolnym rynku, z ograniczoną rolą państwa (hasłem fizjokratów było: Laissez faire, laissez passer - „Dajcie swobodę czynu i ruchu”).

[xi] Emmanuel Joseph Sieyès (1748-1836) – francuski polityk, ksiądz, jedna z głównych postaci rewolucji francuskiej. Jego główną pracą był pamflet z 1789 r. Qu'est-ce que le tiers-état? (Czym jest stan trzeci?), który wywarł duży wpływ na Deklarację Praw Człowieka i Obywatela z 1789 r. oraz Konstytucję z 1791 r.

[xii] Herbert Spencer (1820-1903) – angielski filozof i socjolog, liberał, współtwórca doktryny ewolucjonizmu społecznego i organicyzmu.

[xiii] Henry Thomas Buckle (1821-1862) – angielski filozof i historyk kultury, autor m.in. Historii cywilizacji w Anglii (1857-1861). Sądził, że procesy historyczne można analizować w kategoriach obiektywnie istniejących praw dziejowych. Wywarł duży wpływ na poglądy wielu pozytywistów polskich. Inspirację Buckle’a można także zaobserwować w pracach Michała Bobrzyńskiego.

[xiv] Karol Darwin (1809–1882) – angielski uczony, twórca teorii ewolucji. Jego poglądy na istotę życia społecznego wywarły duży wpływ na myśl polityczną w drugiej połowie XIX wieku, przy czym dla konserwatywnych krytyków był to wpływ destruktywny, wzmacniający prymat zasady „siła przed prawem”.

[xv] Thomas Hobbes (1588-1679) – angielski filozof i myśliciel polityczny, głoszący teorię powstania społeczeństwa drogą umowy społecznej, związanej z koniecznością wyjścia ze stanu natury, w którym trwa wojna wszystkich ze wszystkimi; autor m.in. The Elements of Law: Natural and Politic (1640), De cive (1642), Leviathan (1651).

[xvi] Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,
Cywilizować będzie i konstytuować;
Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni
Zrobili wynalazek: iż ludzie są rowni;

Choć o tym dawno w Pańskim pisano zakonie
I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.
Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!
Lecz wówczas panowało takie oślepienie,
Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,
Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.

(fragment Pana Tadeusza Adama Mickiewicza)

Najnowsze artykuły