Artykuł
Narodowa Demokracja wobec przemian świadomości narodowej Polaków w latach 1918-1939

 [w:] „Wrocławskie Studia z Historii Najnowszej”, t. VI, Pod redakcją Wojciecha Wrzesińskiego, Prace Historyczne XXVII, Wrocław 1998, s. 21–36.

 

 

Za jedną z zasadniczych trudności, rzutujących na podejmowanie prób analizy stosunku Narodowej Demokracji wobec dokonujących się w okresie między wojnami przemian świadomości zbiorowej Polaków, uznać można niedostateczny stan badań, nie pozwalający na należyte wyjaśnienie wielu kluczowych zagadnień. Brak wnikliwych analiz enuncjacji środowiska kierowanych do ludności wiejskiej, jak i monografii znajdujących się w kręgu oddziaływania obozu narodowego instytucji społeczno–oświatowych w rodzaju Towarzystwa Szkoły Ludowej (przed 1931 r.). A i nasza wiedza na temat procesów składających się na przemiany świadomości narodowej jest bardzo niepełna. Stąd też zarysowany obraz siłą rzeczy musi być traktowany jedynie jako rysowane dość grubą kreską przybliżenie: raczej postawienie problemu niż jego rozwiązanie.

Istnieją również pewne kłopoty natury terminologicznej, rzutujące na możliwości ścisłego określenia pola penetracji badawczej. Po pierwsze, jak rozgraniczyć zjawiska dokonujące się w skali masowej – narastanie świadomości narodowej stanowiło jeden z ważniejszych procesów w naszej części Europy, w znacznym stopniu determinujący zmiany politycznej mapy, które dokonały się po roku 1918 – oraz poczynania środowisk, nie tylko dostrzegających owe zjawiska, ale i budujących na ich podstawie szersze systemy polityczne? Nie ulega wątpliwości, że zjawisk tych nie można można uważać za tożsame, z drugiej jednak strony nie sposób również silić się o kreślenie wyraźnych linii, oddzielających jedne od drugich. Środowiska nacjonalistyczne postrzegały bowiem siebie nie tylko jako integralną część owego szerszego procesu, ale i element o szczególnym znaczeniu, nadający przejawiającym się żywiołowo dążeniom formę zwartego systemu politycznego. Jeśli – sięgając do modnych na przełomie XIX i XX stulecia porównań ze swiatem biologii – traktowano naród jako żywy organizm, to pojawienie się nacjonalizmu stanowić miało zjawisko analogiczne do rewolucji, jaką w procesie ewolucji ku coraz wyższym formom gatunków zwierzęcych wywołało pojawienie się świadomości. Ten szczególny charakter doktryn nacjonalistycznych mógłby – z uwagi na sformułowanie tematu – być źródłem dodatkowych trudności. Roman Zimand w swoim czasie wskazywał, iż „W doktrynie nacjonalistycznej nie ma miejsca na poznawczy stosunek do narodu. Naród jest to pojęcie nie należące do opisu świata, lecz do hierarchii wartości, wartości zaś tego światopoglądu nie poznaje się, lecz przeżywa”[1]. Jeśli nawet – do czego bym się skłaniał – uznać tę opinię za nazbyt kategoryczną, to jednak zawarta w niej myśl jest godna uwagi. Już choćby przez to, że prowokuje do refleksji, zwłaszcza w zestawieniu z brakiem powszechnie uznawanej definicji narodu oraz zamętem pojęciowym w tej dziedzinie[2].

Sygnalizowany zamęt pojęciowy stanowi drugie spośród sygnalizowanych wyżej źródeł trudności. Pojęcie nacjonalizmu jest nieostre, a przy tym pojmowane rozmaicie. Na Zachodzie kojarzone bywa z wszelkimi dążeniami, powołującymi się na prawa narodowe[3], natomiast w tradycji polskiej (nie tylko w historiografii – także w znaczeniu odnotowanym w słownikach) przyjęło się nadawać słowu „nacjonalizm” znaczenie bardzo wąskie, redukując do skrajnych form przejawiania się świadomości narodowej, w ocenie zaś zdarzeń z historii Polski – do działań właśnie Narodowej Demokracji[4]. Nacjonalizm stanowił jednak u nas zjawisko znacznie szersze; Narodowa Demokracja była zaledwie jednym z jego odłamów, chociaż zarówno z uwagi na siłę tego środowiska, jak i swoistości doktryny politycznej stanowiła tu z pewnością grupę szczególnie reprezentatywną.

Musiała wszakże starać się o potwierdzenie swojej pozycji w toku ostrych konfrontacji politycznych, co w sposób trudny do przecenienia rzutowało na jej stanowisko, właśnie w sprawach związanych z pojmowaniem uczestnictwa w narodowej wspólnocie. Szczególne znaczenie przyznać tu należy sporowi z tym odłamem opinii publicznej, który skupiał się wokół osoby Józefa Piłsudskiego. Zgodnie z trafnym spostrzeżeniem Romana Wapińskiego reprezentował on bowiem również odłam nacjonalizmu polskiego, tyle że nacjonalizmu „konserwatywnego” (nie „nowoczesnego” jak endecja[5]), a toczący się zaś spór nie ograniczał się wyłącznie do kwestii związanych bezpośrednio z walką o władzę, lecz rozciągał się również na zagadnienia o tak fundamentalnym znaczeniu dla świadomości zbiorowej, jak stosunek do tradycji, pojmowanie kultury narodowej, pojmowanie państwa oraz jego roli w życiu społeczności, model przywództwa czy model wychowawczy (przy formowaniu młodego pokolenia). Nie wszystkie wypowiedzi, formułowane w obrębie obozu narodowego, miały kontekst polemiczny; ostateczne stanowisko stanowiło jednak swego rodzaju wypadkową i w bardzo znacznym stopniu zdeterminowane zostało właśnie sygnalizowanym sporem. Sytuacja taka stwarza poważne trudności interpretacyjne, jako że związki między tym, co w sposób bezpośredni wynikało z obserwacji, tym, co było zdeterminowane wyznawanym w obrębie środowiska systemem wartości, wreszcie odziaływaniem różnorakiego rodzaju względów taktycznej natury, nie zawsze układały się w sposób widoczny – a co za tym idzie czytelny.

Bezpośrednio po wojnie w enuncjacjach środowiska zwracają na siebie uwagę dwa elementy. Po pierwsze, podkreślano związek upowszechnienia się świadomości narodowej z dokonującą się demokratyzacją życia politycznego; po wtóre zaś – akcentowano silnie znaczenie poczucia narodowego, jako czynnika decydującego o tożsamości współczesnych społeczeństw oraz stabilizującego ład powojenny.

Ten ostatni wątek bywał przedmiotem polemik, toczonych głównie bodaj z reprezentantami środowisk liberalnych. Dość charakterystycznym ich przejawem były reakcje na broszurę Marcelego Handelsmana pt. „Rozwój narodowości nowoczesnej”, która ukazała się w 1923 r. Sama broszura z perspektywy czasy wydaje się interesująca raczej jako oryginalna propozycja interpretacyjna (Handelsman sytuował pojęcie nacjonalizmu raczej w sferze ideologii – także procesach związanych z umasawianiem się społeczeństw – niż w dziedzinie czy to emocji obudzonych wojną, czy praktycznych poczynań politycznych[6]) niż jako studium analityczne, zawierające zarówno diagnozę sytuacji współczesnej, jak i prognozę tego, co przyniesie przyszłość. Zapowiedź stopniowego, a nieuchronnego zaniku przeciwieństw między narodami na rzecz poszerzania się pola ich współpracy, nie potwierdzona w świetle dalszych wydarzeń, wywołała żywe polemiki w obrębie obozu endeckiego, gdzie starano się dowieść tezy przeciwnej. Podobnie oprotestowywano opublikowany rok później w konserwatywnym „Przeglądzie Współczesnym szkic o „megalomanii narodowej”, autorstwa Jana Stanisława Bystronia, eksponującego prymitywizm postaw nacjonalistycznych oraz sugerującego nieuchronność ich konfliktu ze światem tradycyjnych wartości, z religią w szczególności[7]. Reakcja na tego rodzaju argumenty wyrażała się nie tylko w doraźnie podejmowanych polemikach, ale i próbach wypowiedzi o charakterze szerszym, pomyślanym jako instrument formowania opinii środowiska. Do najbardziej znanych i najczęściej – także w literaturze naukowej – przywoływanych należała broszura Dmowskiego z 1927 r. o roli Kościoła katolickiego w dziejach Polski oraz związku między religią a narodowością. Podobnych wypowiedzi było jednak więcej. Roman Rybarski w wydanej rok wcześniej obszernej książce pt. „Naród, jednostka i klasa” bronił walorów ideologii narodowej jako narzędzia opisu i analizy współczesnych stosunków politycznych i gospodarczych[8], zaś Stanisław Kozicki w broszurze – analizującej stosunki polsko–niemieckie na szerszym tle powojennym (1926) – z wielkim naciskiem podkreślał, że właśnie nacjonalizm, widoczny w okazywanej przez narody determinacji i woli „utrzymania swej niezależności i całości swoich terytoriów, oraz w postaci ich sił zbrojnych”, stanowi gwarancję trwałości porządku wersalskiego[9].

Za znamienne dla zmienionego po wojnie klimatu uznać jednak można, że zjawiska związane z upowszechnieniem się poczucia narodowego budziły w obozie endeckim nie tylko pozytywne reakcje. Przede wszystkim, wskazywano na anachroniczność zasady egoizmu narodowego. Nie kwestionując samej idei walki o wpływy[10] wskazywano jednak, że w rywalizacji między między państwami i narodami nie wszystkie metody są do zaakceptowania. Tendencję tę dobitnie ilustrują charakterystyczne wypowiedzi Dmowskiego, uznającego (1926) nie liczącą się ze środkami rywalizację państw i narodów za jedną z najważniejszych przyczyn powojennego kryzysu cywilizacji. „Jeżeli – wskazywał (1926) – cywilizacja europejska ulegnie rozkładowi i upadnie, to upadną wszystkie narody europejskie. Stąd prosty wniosek, że w dobie, gdy ta cywilizacja zaczyna być zagrożoną, zadaniem polityki, której najwyższym celem jest dobro narodu, staje się nie tylko bezpośrednia obrona tego dobra, ale również obrona cywilizacji europejskiej przed upadkiem”[11]. Ewolucja doktryny politycznej środowiska oddalała je od integralnie pojmowanego nacjonalizmu[12]. Pewne złagodzenie ekskluzywizmu narodowościowego łagodziło ogólną wymowę doktryny politycznej, jakkolwiek tylko do pewnego stopnia – inne jej elementy zdradzały bowiem raczej zaostrzenie stanowiska.

Niewątpliwie dwuznaczną wymowę miały wątpliwości, związane z pełniejszym dostrzeżeniem wszystkich konsekwencji faktu, że upowszechnienie się świadomości narodowej stanowi zjawisko powiązane ściśle z demokratyzacją życia politycznego. Związki te widziano również i wcześniej, uważano je wszakże za naturalne i generalnie akceptowano. Stanowisko to zachwiało się wszakże po roku 1905, a jeszcze wyraźniej po wojnie. Jakkolwiek i wówczas można znaleźć sporo przykładów żywotności opinii podkreślającej znaczenie demokratycznych struktur ustrojowych dla utrzymywania się w masach poczucia odpowiedzialności za losy państwa[13], była ona jednak w rosnącym stopniu korygowana tendencją do dyscyplinowania aktywności społecznej, trzymania jej ramach bezpiecznych dla tradycyjnych struktur społecznych. Taką wymowę miało m.in. coraz silniejsze podkreślanie destrukcyjnego wpływu demagogii społecznej, demoralizującej masy i nasilającej niebezpieczeństwa związane z procesem uobywatelnienia ludu – pozytywnym, nawet wręcz niezbędnym, ale na dalszą metę. Ten wątek przewijał się w wielu wypowiedziach, powracając w różnych wariantach. Za ilustrację wpływu tego rodzaju obaw na stosunek do instytucji demokracji liberalnej posłużyć może charakterystyczna opinia Bohdana Wasiutyńskiego z 1922 roku. Podkreślając, że w Polsce „mamy (...) jedność kultury i jednolitość psychiki całego narodu” zakwestionował on sens istnienia ugrupowań „stanowych”, kultywujących poczucie odrębności ludu. Zarzut „stanowości” w tym rozumieniu kierował się przeciw wszystkim stronnictwom robotniczym i chłopskim, na prawicy zaś przeciw powiązanych z ziemiaństwem konserwatystom. De facto był on równoznaczny z zakwestionowaniem istaniejącego systemu partyjnego. Do ilu bowiem stronnictw się ne odnosił. Autorem tej opinii był polityk daleki przecież od ekstremizmu, jak i partyjnego zacietrzewienia. Jej źródłem, jak i innych podobnych, były zarówno obawy przed radykalizmem, jak i w charakterystyczne dla doby powojennej nastroje tymczasowości[14]. Sprzyjał im konserwatyzm środowiska, widoczny w jego poczynaniach bodaj zwłaszcza w pierwszych latach po wojnie (chociaż zaznaczający się także poźniej)[15], jak i przejściowo zaznaczające się poczucie słabości – w znacznym stopniu związane z boleśnie odczuwanymi skutkami rozłamów z lat 1908–1911.

Notabene, obawy przed konsekwencjami żywiołowej, wymykającej się spod kontroli elit demokratyzacji społeczeństwa nie były skądinąd właściwością czy to endecji, czy to prawicy w Polsce, czy nawet szczególnych cech klimatu umysłowego i politycznego doby międzywojennej. Że było to zjawisko szersze, dokumentuje choćby interpretacja poglądów Rousseau dokonana już po ostatniej wojnie przez Jacoba Leiba Talmona[16], a ostatnio w dostępnym w tłumaczeniu polskim pamflecie na intelektualistów autorstwa Paula Johnsona[17].

Radość z odzyskania państwa, postrzeganego jako dzieło własnej myśli programowej oraz efekt własnej polityki, w obrębie obozu narodowego nie zaowocowała szowinistyczną egzaltacją i niedostrzeganiem różnorakich zagrożeń tego państwa, natury zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej. Nie znaczy to, by w publicystyce środowiska nie można było i takich głosów znaleźć – bardziej reprezentatywne wszakże były opinie konstatujące niską kulturę prawną społeczeństwa polskiego, niechęć do oszczędzania, brak umiejętności wydajnej pracy, brak umiejętności samorzutnego organizowania się i tendencję do wyręczania się państwem, wreszcie silne różnice między poszczególnymi dzielnicami. W tym kontekscie sygnalizowane obawy przed demagogią społeczną dość logicznie korespondowały z innymi, dość pesymistycznymi w swojej wymowie spostrzeżeniami i opiniami. Można byłoby z nich zestawić solidną antologię. Co może zaskakiwać, to dość daleko idąca zbieżność tych opinii z eksponowanym przez środowiska piłsudczykowskie poglądem o demoralizacji społeczeństwa polskiego w wyniku niewoli. Różnice polegały na tym, że wypowiedzi powstające w obozie narodowym były o wiele mniej jednoznaczne w swoim pesymizmie, a przejawy demoralizacji wiązano wyłącznie niemal z działalnością jednego tylko zaborcy – to jest Rosjan. Jesienią 1926 r. ukazał się w „Myśli Narodowej” cykl czterech artykułów Dmowskiego, pod wspólnym tytułem „Wschód i Zachód w Polsce”, zawierający szerszą interpretację tych negatywnych cech, które przypisywano własnemu społeczeństwu. W sugestywny sposób Dmowski wskazał na słabość tych elementów kulturowych, które konstytuują narodową wspólnotę. Inaczej niż cytowany wcześniej Wasiutyński, Dmowski nie uważał, by narodowa kultura, jak i psychika były rzeczywiście jednolite. „Grunt polski – pisał – na którym przez wieki Zachód czynił ciągłe zdobycze, posuwał się nieustannie ku wschodowi, pod wpływem panowania rosyjskiego stał się widownią zdobyczy Wschodu; powracająca fala wschodnia zaczęła się posuwać ku zachodowi. Społeczeństwo polskie we wschodniej części kraju weszło w dwudzieste stulecie jako o wiele mniej zachodnie, niż było w poprzednich pokoleniach. Polska stała się o wiele mniej jednolita w swej psychice, w swych pojęciach moralnych i prawnych, w swej umysłowości politycznej. Widoczne było, że tylko praca pokoleń w sprzyjających warunkach może przywrócić krajowi jedność cywilizacyjną, może uczynić Polskę krajem całkowicie zachodnim, a tym samym zapewnić jej mocne podstawy samoistnego bytu. (...) Nasze życie polityczne od chwili odbudowania państwa jest ciągłym zmaganiem się wrodzonych już, utrwalonych przez wieki zachodnich, europejskich skłonności i dążeń narodu z duchem wschodnim, duchem bezprawia i gwałtu, oraz z wydobywanym przezeń na widownię polityczną rodzimym barbarzyńskiem”[18].

Obawy przed radykalizmem przejawiały się w różnych postaciach, widoczne początkowo w szeregu posunięć polityki praktycznej – dopiero z czasem zyskiwały również wykładnię ideologiczną. Można tu wskazać eksponowane dość szeroko w literaturze przykłady dystansowania się obozu narodowego od wystąpień o charakterze żywiołowym, jak i – jako swego rodzaju próby dostosowywania się do reguł gry – próby posługiwania się demagogią, eksponującej argument narodowościowy, chociaż przecież nie tylko. Obawy przed radykalizmem w praktyce – w pierwszych latach niepodległości – brały często górę nad wskazaniami ideologii akcentującej jedność narodu; rola tych ostatnich w ogóle wydawała się relatywnie słaba w obliczu konieczności narzucanych przez bieżącą taktykę polityczną. Dwa spośród tego rodzaju poczynań zasługują tu na przypomnienie. Po pierwsze, stanowisko Narodowej Demokracji podczas debaty ustrojowej[19]. Innym, bodaj bardziej chyba nawet rażącym, przykładem podobnej polityki była prowadzona przez endecję w pierwszych latach niepodległości kampania na rzecz podtrzymywania odrębności byłej dzielnicy pruskiej[20], sprzeczna ze wskazaniami ideologii akcentującej jedność narodu, jak i – w jakimś stopniu – programem zachodnim, realizowanym w Paryżu. Z czasem też została ona w dość zasadniczy sposób zakwestionowana przez samego Dmowskiego[21].

Dmowski i wcześniej dawał wyraz dawał wyraz swemu dystansowi wobec przejawów dostosowywania się swego środowiska do frazeologii politycznej, jaka triumfowała w pierwszych latach po wojnie[22]. Czy było to wówczas równoznaczne z dystansem wobec liberalnych instytucji typu zachodniego[23] – miałbym wątpliwości. Nie znaczy to jednak, by nie zaznaczyły się wtedy u niego symptomy znaczącej zmiany optyki w ocenie zjawisk społecznych. Przed wojną Liga Narodowa budowała swoją siłę wyzyskując rozszerzanie się kręgu środowisk aktywnych politycznie. Demokratyzację struktur politycznych oraz społecznych, tam gdzie o takiej można było mówić, postrzegano jako czynnik przyśpieszający „uobywatelnienie” ludu[24]. W dość często cytowanej wypowiedzi Romana Dmowskiego z 1902 r. powiązał on wręcz powstanie nowoczesnego nacjonalizmu z pojawieniem się instytucji, zapewniających masom realny udział we władzy oraz z aktywizacją tychże mas[25]. U progu niepodległości, w liście pisanym 20 marca 1920 r. z Algieru do Stanisława Kozickiego, opowiadał się już jednak za odmienną filozofią działania, nader sceptycznie oceniając efekt dotychczasowych wysiłków. „Ilu – pytał – mamy ludzi w narodzie, którzy nauczyli się tak myśleć jak my? A iluśmy wrogom odsłonili stron do ataku?... Polityka, drogi przyjacielu, zawsze była i zdaje się, zawsze pozostanie wiedzą ezoteryczną, dla szerokich mas niedostepną. Widzi to Pan w najwyżej rozwiniętych narodach. Trzeba sobie tylko stworzyć zastęp ludzi, posiadających tę wiedzę i z nim razem wypracować sposoby prowadzenia reszty. Nie mówię, żeby tej reszty nie kształcić na pewien stopień, ale nie trzeba marzyć, że wszystko jej można podać i że we wszystkim nas zrozumie”[26].

Specyficznym przejawem dystansu wobec dokonującego się procesu demokratyzacji społeczeństw była niechęć do współczesnej kultury masowej, w wyrazisty sposób ujawniana przez Dmowskiego[27], ale będąca w tym środowisku zjawiskiem i szerszym, i związanym z daleko idącą zmianą kryteriów, wedle których oceniano zjawiska społeczne. O ile do czasu źródeł słabości struktury społecznej Polski szukano w tym, co różniło je od stosunków charakterystycznych dla tzw narodów przodujących, o tyle w okresie dwudziestolecia systematycznie nasilały się głosy wskazujące na niecelowość prób zmniejszania dzielącego Polskę dystansu. Ogólna wymowa tych opinii, zaznaczających się już w pierwszych latach niepodległości, z całą zaś siłą ujawnionych w latach załamania gospodarczego początku lat trzydziestych, była bardzo konserwatywna. Zawarta w późnej publicystyce Dmowskiego, w rozwiniętej zaś postaci w głośnej „Gospodarce Narodowej”  Adama Doboszyńskiego, wizja społeczeństwa o stabilnych strukturach i słabo zaznaczającym się ruchu w ich obrębie, z relatywnie nieliczną kadrą inteligencji (przy ograniczeniu wyższego wykształcenia do elity), o gospodarce zdominowanej przez rolnictwo, z ograniczoną rolą państwa, opierającego się na niewielkim, po części pracującym społecznie aparacie była niewątpliwie głęboko anachroniczna; „antykwarska” – by użyć trafnego wyrażenia Wojciecha Wasiutyńskiego[28]. Znamienne, że wizja ta w jakiejś mierze kłóciła się z obserwowanymi współcześnie procesami – w jakiejś mierze przyśpieszonymi przez kryzys gospodarczy[29] – wzrostu ruchliwości społecznej, powiązanymi z nasileniem konfliktów społecznych i narodowościowych. Skądinąd były one dostrzegane przez obóz narodowy, który próbował je politycznie dyskontować. Widać to na przykładzie zaostrzającego się tonu propagandy prasowej; szczególnie wyraźnie w sposobie ujęcia kwestii żydowskiej. Do problemów z tym związanych wypadnie jeszcze wrócić w innym miejscu.

Brak ściślejszego związku aktywizacji mas w duchu narodowym ze wzrostem społecznej samowiedzy, jak i głębszą kulturą polityczną, rodził oczywiste problemy. W obliczu ewolucji dążeń zamieszkujących Polskę narodowości, stopniowo emancypujących się i określających własne cele polityczne, ekskluzywizm żywiołu polskiego dodatkowo przyczyniał się do nasilenia dążeń odśrodkowych. Wizja państwa o unitarnej strukturze, rządzonego przez Polaków, eksponowana przez Narodową Demokrację w znacznej mierze odpowiadała potocznym wyobrażeniom zdecydowanej większości ludności polskiej[30], nie zawierała natomiast oferty pod adresem grup mniejszościowych. W okresie tworzenia się państwa, jak zresztą i później, publicystyka endecka podkreślała, że jedynie ludność polska jest rzeczywiście zainteresowana w utrzymaniu państwa, ostrzegając przed niebezpieczeństwem dążeń odśrodkowych grup mniejszościowych, często wiązanych z poczynaniami niechętnych Polsce państw ościennych. Charakter zdecydowanej większości publikowanych komentarzy oraz ocen świadczy jednak o tym, że były one raczej projekcją obaw, podzielanych przez znaczny odłam opinii, niż próbą świadomego, obliczonego na uzyskanie politycznych profitów, podsycania antagonizmów na tle narodowościowym. Warto w tym kontekscie odnotować obecność wypowiedzi o zupełnie przeciwstawnej wymowie. Taki charakter – przykładowo – miała zamieszczona w połowie 1919 r. w wydawanej dla ludności wiejskiej „Zorzy”, wzmianka o Żydach, zgłaszających się na ochotnika do polskiego wojska[31].

Jakkolwiek – ogólnie rzecz biorąc – obóz narodowy domagał się państwa zapewniającego przewagę ludności polskiej, to jednak nie były one spójne na tyle, by ich wymowa była jednoznaczna. Elementy idei państwa – używając współczesnego języka – obywatelskiego przeplatały się z tendencją do ograniczenia kręgu owych pełnoprawnych obywateli. Ta ostatnia, choć w miarę upływu czasu stopniowo nasilająca się, zaznaczała się przecież w stopniu różnym. Odgrywający dużą rolę w kierownictwie ZLN przed rokiem 1926 Stanisław Grabski pisał (1922), że „państwo w stosunku do swych obywateli nie powinno dzielić ich i rozmaicie traktować wedle ich wyznania i narodowości – ale jedynie wedle tego, jak spełniają oni wobec państwa obowiązki i na jakie zasługują z tego powodu zaufanie”[32]. Podkreślał, że praktyki dyskryminacyjne są mało skuteczne – z równym naciskiem jednak zanegował sens poszukiwania kompromisowych formuł, umożliwiających współpracę z reprezentantami mniejszościowych elit. Ugoda nie będzie potrzebna, gdy nie będzie ucisku. Nie można – dowodził – pozbawiać przedstawicieli mniejszości dostępu do służby państwowej, ale trudno dawać urzędy członkom partii separatystycznych, dążących do oderwania terytorium, na którym mieszkają. Możliwy, chociaż trudny do osiągnięcia jest stan, w którym mniejszości będą przywiązane do państwa polskiego[33].

Zacytowana opinia, będąca nie tyle komentarzem do obserwowanych zjawisk, ale raczej deklaracją życzeń,  ujrzała światło dzienne w 1922 r., przed wyborczą próbą sił jesienią tego roku – stanowiącą etap w zaostrzaniu doktryny politycznej środowiska – a także przed proklamowaniem przez mniejszości wspólnego bloku. Sceptycyzm co do możliwości pozyskania grup mniejszościowych dla państwa – w jakiejś mierze zdeterminowany ideologicznie, ale i mający swoje źródła w trudnościach ułożenia współpracy, które realnie się zaznaczyły zarówno na forum Sejmu, jak i poza nim – usuwał wątpliwości co do rozumienia interesu narodu oraz państwa w sposób coraz bardziej ekskluzywistyczny. Roman Rybarski, bardziej od Grabskiego sceptyczny w ocenie szans pozyskania mniejszości dla państwa i domagający się „nacjonalizacji” Polski[34], w wydanej w roku 1926 książce przedstawił swoje obiekcje w formie bardzo klarownej: przeciwstawiając ostro ideę państwa narodowego „państwu narodowości”, jak i podkreślając szczególne prawa narodu–gospodarza. „Przyjmijmy hipotezę – pisał – że wszyscy obywatele państwa, bez względu na narodowość, wyznanie, pochodzenie, stali się, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, naprawdę lojalnymi obywatelami państwa, chcą się rządzić jego interesem”. Nawet jednak przy najlepszej woli będą ów interes państwa rozumieć po swojemu. Wniosą tu własne – odrębne, a często rozbieżne – emocje, sympatie, dążenia. Polityce państwa, próbującej je pogodzić, zabraknie „jedności i wielkości – będzie kompromisem najsprzeczniejszych dążeń, będzie się zataczała z kąta w kąt, od wypadku do wypadku. Przykładem tego jest Austria, chociaż tam przynajmniej była idea dynastyczna. Fikcja narodu państwowego nic tutaj nie pomoże, bo rzeczywistość silniejsza jest od fikcji”[35].

Korespondowały z tym stanowiskiem obecne zarówno w propagandzie środowiska, jak i programach, postulaty wspierania przez państwo żywiołu polskiego wszędzie tam, gdzie napotykał ona na konkurencję ze strony grup mniejszościowych. Hamulcem były tu obawy przed stwarzaniem hamulców dla asymilacji, ale fiasko nadziei na szybką i łatwą asymilację zmniejszało tego rodzaju obiekcje. Stanisław Grabski, dystansujący się w 1923 r. od postulatów tworzenia kurii narodowościowych przy wyborach, w wydanej sześć lat później pracy pt. „Państwo Narodowe” akceptował je już w pełni[36]. Oczekiwania wsparcia ze strony państwa wyraźniej jeszcze zaznaczało się tam, gdzie – inaczej niż w odniesieniu do słowiańskich mniejszości narodowych – na asymilację bądź nie liczono, bądź nie uważano jej za pożądaną, tj przede wszystkim w stosunkach gospodarczych polsko–żydowskich. Jedynym hamulcem była tu obawa, by przez stworzenie przywilejów nie zdemoralizować narodu panującego (postrzeganego skądinąd jako nazbyt skłonnego do wyręczania się państwem). W tym kontekscie zrozumiała wydaje się uwaga Stanisława Grabskiego, że jakkolwiek konieczne jest spolszczenie handlu i rzemiosła, interwencja państwa nie byłaby tu celowa – gdyż sztuczne uprzywilejowanie mogłoby oznaczać nieuzasadnioną i na dłuższą metę szkodliwą premię dla „lichych” przedsięwzięć[37]. Trudno jednak powiedzieć, w jakiej mierze pogląd ten mógł liczyć na szerszy odzew i rzeczywiście wyrażał opinię środowiska. Kiedy po przewrocie majowym obóz narodowy został zepchnięty do opozycji, odwoływanie się do pomocy państwa stało się z oczywistych względów trudniejsze, powracając, jako postulat, właściwie dopiero w drugiej połowie lat trzydziestych. I wcześniej przecież nie wyrzekano się nacisku na państwo – jego formą były wszak i oskarżenia władz państwowych, jak i poszczególnych urzędników o nadmierną ugodowość wobec mniejszości, i liczne alarmy wskazujące na niekorzystne zmiany stanu posiadania, struktury narodowościowej inteligencji (zwłaszcza w cieszącej się wysokim prestiżem grupie wolnych zawodów) a także na przypadki wynaradawiania się, pozbawionej właściwej opieki za strony władz, ludności polskiej na Kresach.

Maj 1926 roku traktować można jako cezurę w sporze: „państwo czy naród” o tyle, że w znaczącym stopniu zmienił akcenty. O ile wcześniej w interpretacji obozu narodowego sprowadzał się on w znacznej mierze do przeciwstawienia: „państwo narodowe” czy „państwo narodowości”, o tyle po maju w coraz większej mierze był on zdominowany przez odmienne widzenie problemów, związanych z relacjami między grupą rządzącą a społeczeństwem. Rzecznicy prymatu państwa występowali w obronie wyłonionej w wyniku przewrotu elity oraz wysuwanych przez nią roszczeń do niepodzielnego władania państwem, ich oponenci zaś – z różną konsekwencją i posługując się różnymi hasłami – upominali się o prawa społeczeństwa, polemizując z próbami deprecjonowania jego walorów. W ten sposób krąg obrońców praw „narodu” – prawda, że pojęcie to różnie było rozumiane[38] – rozszerzył się na ogół środowisk opozycyjnych wobec nowego porządku.

Również obóz narodowy znalazł się w tym kręgu. Niezależnie od nurtujących go tendencji rola, jaką obiektywnie na arenie politycznej odgrywał daleka była od jednoznaczności. Chociaż na wiele sposobów zaznaczał swoją odrębność wobec nawołujących do obrony demokracji socjalistów oraz ugrupowań centrowych, w praktyce, działając w dobrze pojętym interesie własnym, czynił wiele, by – poza odcinkiem polityki narodowościowej – blokować represyjne poczynania obozu władzy[39]. Sytuacja ta, nie wolna od dwuznaczności i budząca frustracje w obrębie środowisk ekstremistycznych, nie pozostawała jednak bez wpływu na szersze koncepcje polityczne, jak i na postrzeganie rzeczywistości. Jednym z przykładów może być stosunek do etatyzmu: obóz narodowy i wcześniej wprawdzie dystansował się od koncepcji, zakładających bezpośrednie zaangażowanie się państwa w gospodarkę, ale po maju 1926 r. jego deklaracje w tym względzie stały się zdecydowanie bardziej jednoznaczne i wyraziste[40]. „Narodowi – pisał uszczypliwie Roman Rybarski (1939) – służy nie tylko ten, który otrzymuje uposażenie od skarbu państwa. Także i współzawodnictwo jednostek, ich swobodna inicjatywa, może się stać czynnikiem rozwoju narodowej potęgi”[41]. Polemizowano z narzucanym kultem państwa jako twórcy narodu[42] oraz naczelnej wartości. Szerszym tłem tych deklaracji były dostrzegane, i komentowane z dużą niekiedy wnikliwością, procesy biurokratyzowania się społeczeństwa. Adam Heydel, ustosunkowując się z perspektywy czasu do tych procesów demokratyzacji społeczeństwa, które zaznaczały się w pierwszych latach niepodległości, wskazywał na negatywy umasowienia kultury: awans stylu dotąd plebejskiego, słabnięcie tradycyjnych elit, karierę brukowej prasy. Negatywy te zaznaczały się tym silniej, że „ta podpora kultury, jaką jest zamożność, jest w Polsce bardzo niepewna”[43]. Podkreślał przecież, że demokratyzacja społeczeństw rodziła problemy, ale i nadzieję – urzędniczenie społeczeństwa, nasilające się po 1926 r., może natomiast zaowocować wyłącznie różnego rodzaju wynaturzeniami.

Odrzucenie kultu państwa, forsowanego przez grupę rządzącą rzutowało na stanowisko środowiska również wobec wielu innych niż etatyzm, ważnych dla świadomości zbiorowej zagadnień. Wymieńmy w tym miejscu: 1) pogląd na relacje między władzą a społeczeństwem, rolę inicjatywy obywatelskiej, zakres suwerenności jednostki; 2) stosunek do tradycji narodowej, 3) stosunek do tzw „wychowania państwowego”, pogląd na to, jaki model wychowawczy winien dominować przy formowaniu młodego pokolenia.

O ile bezpośrednio po wojnie w reakcjach środowiska bardzo wyraźnie dominowały obawy przed skutkami niekontrolowanej aktywności mas, to wyraźne po maju (a bardziej jeszcze po Brześciu!) stłumienie tej aktywności pozwoliło dostrzec niebezpieczeństwa także tej nowej sytuacji. Konsekwencje maja, wyrażające się w powiększeniu się dystansu między rządzonymi a rządzącymi, postrzegano dość powszechnie jako niepokojące, sprzyjające zmniejszeniu poczucia odpowiedzialności za państwo. Jest znamienne, że autorami podobnych opinii byli zarówno działacze o poglądach umiarkowanych, wywodzący się ze starszego pokolenia, jak i przedstawiciele młodzieży. Żywa wśród tej ostatniej była legenda roku 1920 czy wcześniejszej obrony Lwowa: nie jako zaplanowanego działania, lecz swego rodzaju „pospolitego ruszenia” – żywiołowego odruchu, spontanicznego, jednoczącego społeczność polską w imię wyższych racji[44]. Dostrzegając słabość systemu opierającego swą siłę na bierności, a nie aktywności społeczeństwa, poszukiwano rozwiązań alternatywnych: odwołujących się do wzorców właściwych demokracji liberalnej (tzw „starzy”) lub, jak przedstawiciele młodszego pokolenia, kreśląc dość utopijne wizje porządku kojarzącego (w rozmaitej proporcji) idee hierarchii z jednej strony, wolności z drugiej[45]. Z perspektywy czasu dostrzega się i eksponuje totalitarny wydźwięk wielu z tych propozycji; współczesnych bulwersowały raczej odniesienia do przeszłości. Tej odleglejszej, sięgającej wieków średnich, i bliższej, osiemnastowiecznej, przywołującej czasy upadku Rzeczypospolitej.

Okrągła rocznica powstania listopadowego, obchodzona uroczyście przez państwo, w obrębie środowisk opozycyjnych dostarczyła impulsu do prób krytycznej refleksji nad przeszłością. Zbieżność rocznicy z zaostrzeniem się kursu politycznego (sprawa brzeska!) sprzyjała zaznaczaniu się owej reakcji w sposób skrajny. O tym, że było to zjawisko szersze. może przekonać choćby lektura „Kordiana i Chama” Kruczkowskiego. W obozie narodowym reakcja ta wyraziła się w serii artykułów publicystycznych, w różnej, nieraz bardzo drastycznej, formie poddających w wątpliwość sens powstańczego wysiłku[46]. Ich echa znajdujemy w głośnej powieści Dmowskiego, „Dziedzictwie”; formę zaś rozwiniętej koncepcji historiozoficznej koncepcje te otrzymały w wydanej w 1936 r. (i skonfiskowanej) książce Jędrzeja Giertycha, pt. „Tragizm losów Polski”. Toczące się równolegle zaciekłe spory wokół programów „wychowania państwowego” dotyczyły nie tylko przejawów serwilizmu, dyspozycyjności i wielu innych wynaturzeń, jakie się przy tej okazji ujawniały na terenie szkolnym[47], ale – w powiązaniu z dyskusjami wokół stosunku do XIX–wiecznej tradycji narodowej – także postulowanego wzorca wychowawczego. W tym względzie, abstrahując od motywacji – bo można mieć wątpliwości, w jakiej mierze stanowisko obozu narodowego było zgodne z głoszonym przezeń systemem wartości[48] – propozycje endeckie rysowały się bardzo wyraziście. Krytykowano heroistyczną wizję dziejów – w imię zdrowego rozsądku; korespondowały z tym stanowiskiem wypowiedzi na temat postulowanego nowego typu Polaka. Odwoływano się do sztywnych wartości moralnych, pojmowanych raczej w duchu XIX–wiecznym, niż kojarzącym się ze współczesnymi totalitarnymi wzorcami. „Pragniemy – pisał wybijający się działacz i ideolog młodego pokolenia, Jędrzej Giertych – by odrodziło się życie religijne. By odrodziły się cnoty rodzinne i normalne, staromodne, patriarchalne życie rodzinne (...). Pragniemy, by odrodziła się uczciwość w sensie pieniężnym (...), by odrodziła się uczciwość w traktowaniu swoich obowiązków, swej pracy i wziętych na siebie zadań (...), by zapanowały w Polsce europejskie i zachodnie zasady lojalności i honoru (...), by znikła z Polski moda życia nad stan, a nastała moda oszczędności, umiarkowania, skromnych potrzeb (...)”[49].

Ogólnie rzecz biorąc, postulowany wizerunek nowego typu Polaka eksponował cechy właściwe raczej etosowi mieszczańskiemu, niż szlacheckiemu; był on bliższy typowi przedsiębiorcy niż wojownika. Jak wskazywano, „nowy człowiek” kształtować się miał w toku walki gospodarczej z Żydami, w związku z emancypacją chłopa i tworzeniem się polskiego mieszczaństwa. W środowiskach faszyzujących, niezależnie od ich pochodzenia (dotyczyło to także środowisk wywodzących się z obozu narodowego) podobny ideał budził sarkastyczne komentarze: typowi „merkantylnemu” przeciwstawiano „bohaterski”[50].

Dzisiaj, z górą pół wieku później, wizerunek ten w wielu aspektach (wyłączywszy solidność) mógłby się kojarzyć z wszechobecnym do niedawna obrazkiem Polaka handlującego. Stanowisko zajęte w sporze o ideał wychowawczy w znacznej mierze zdeterminowane zostało przez polemiki, toczone z obozem rządzącym, formowane w opozycji wobec tego ostatniego. Decydował jednak inny czynnik: proklamowana przez obóz narodowy walka o polski stragan trafiła na szerszy odzew społeczny. Obóz narodowy starał się patronować akcji wkraczania ludności chłopskiej na drogę pośrednictwa handlowego; tło tej akcji – zasługującej na odrębną monografię – tworzyła nędza spowodowana kryzysem[51]. Współcześni, w tym i niepodejrzany w tym wypadku o stronniczość Ludwik Krzywicki, widzieli w niej raczej zjawisko spontaniczne[52]. Z punktu widzenia obozu narodowego istotne było, że powstała sytuacja stwarza szansę efektywnego powiększenia wpływów – stąd wspierał ją poprzez specjalnie powołane Wydziały Akcji Gospodarczej Stronnictwa Narodowego, starając się pośredniczyć w ułatwieniu zdobywania niezbędnej wiedzy fachowej oraz potrzebnego kredytu, a także nasilając kampanię bojkotu żydowskiego handlu.

Szersze omówienie tych poczynań nie wydaje się w tym miejscu potrzebne. Jakkolwiek dla większości uczestników całej akcji, nie wyłączając zapewne również wielu osób organizacyjnie związanych z SN, najważniejszy zapewne był jej aspekt ekonomiczny, aspekty polityczne były co najmniej równie ważne. Po pierwsze, rozwijająca się akcja związana była z aktywizacją postaw narodowych, a chociaż formy owej aktywizacji były specyficzne, to przecież – nie łącząc się z radykalizacją społeczną – nie potwierdzały wcześniejszych obaw o o konsekwencje demokratyzacji życia społecznego[53]. Po wtóre, poza sferę ekonomiczną sięgały rezultaty tej akcji. Przyczyniając się do wzrostu antagonizmów narodowościowych na najrozleglejszym z narodowościowych styków, zmuszały władze państwowe do zajęcia stanowiska, i to w sytuacji dla nich dość kłopotliwej, gdy były, nie tylko w propagandzie endeckiej, oskarżane o nadmierne sprzyjanie Żydom[54]. Na tle powszechnej, pogłębionej zjawiskami kryzysowymi nędzy, wysoki odsetek Żydów w rzemiośle i handlu kłuł w oczy, utwierdzając stereotypy o gospodarczej przewadze Żydów, a nawet ich gospodarczym panowaniu; sprzyjał też temu, że ujawniający się konflikt przybierał niejednokrotnie kontury warstwowe czy klasowe. Te właśnie elementy eksponowała propaganda endecka[55]. Z punktu widzenia władz trudność polegała na znalezieniu takiej formy przeciwdziałania, który nie angażowałby państwa w niepopularną i pozbawioną na dłuższą metę szans obrony struktur, które – w zgodzie zresztą z opinią większości polskiej opinii publicznej – postrzegano jako anachroniczne oraz sprzyjające konfliktom.

Można się spierać, w jakim stopniu proklamowana w 1912 r., a na skalę masową rozwinięta w latach trzydziestych kampania bojkotowa była zgodna z ogólniejszymi wizjami ideologicznymi – gdzie za wyznacznik siły społeczeństwa uznawano nie tyle jego podatność na hasła narodowe, ile raczej szczególny rodzaj społecznej dyscypliny, przejawiający się w poszanowaniu tradycyjnych autorytetów społecznych, zawartych w nakazach tradycji z jednej strony, religii zaś (integralnie zresztą z tradycją powiązanej) z drugiej. W jednym wszakże wypadku tego rodzaju zgodność wydaje się nie budzić większych wątpliwości. Ewolucja doktryny w kierunku konserwatywnym pociągała za sobą coraz silniejsze akcentowanie znaczenia ciągłości dziedzictwa kulturalnego; przekonanie zaś, że warstwa elit, będąca depozytariuszem dóbr kulturalnych, z natury rzeczy wąska, jest silnie zagrożona procesami, związanymi z umasowieniem społeczeństwa i jego demokratyzacją – w sposób dość naturalny torowało drogę postulatom obrony zagrożonej kultury. Postulaty te w miarę upływu czasu były rozumiane coraz bardziej skrajnie.

O ile w początkach swojej działalności obóz narodowy poddawał krytyce jednostronność szlacheckiej kultury polskiej, to z czasem coraz silniej podkreślano, że jednostronność nie przekreśla wartości, które należy pieczołowicie kultywować, właśnie w imię zachowania kulturowej ciągłości. Znamienna – przez to, że pochodząca od człowieka dalekiego od ekstremizmu „młodej” endecji – wydaje się tu opinia Adama Heydla, pochodząca z roku 1936. „Nie ma wątpliwości – wskazywał Heydel – że kultura polska tym pomyślniej się rozwinie, im większą wykaże ciągłość i im więcej mądrości wyciśnie ze swoich własnych, starych zasobów. Co więcej, ta tylko droga sprawi, że Polska upodobni się w głębszym i dodatnim znaczeniu do społeczeństw zachodnich, choć zarazem zachowa swoją odrębność. Szczyty kultury można bowiem zdobywać różnymi sposobami, ale nigdy nie da się ich osiągnąć bezmyślnym naśladownictwem i zatraceniem własnej indywidualności”[56].

Spór o kulturę narodową, uważaną za najważniejszy składnik narodowej więzi, w sposób bezpośredni i bardzo ścisły wiązał się z systemem wartości, wyznawanym w obrębie środowiska; szerszej opinii przypominał o sobie serią ekscesów, których terenem stały się w II połowie lat trzydziestych wyższe uczelnie. Polemiki o rozumienie wartości, takich jak tradycja, wzorce osobowe, itp w sposób nierozdzielny łączyły się z walką o to, kto zasługuje na wejście do środowisk intelektualnych i jak powinny one pojmować swoją rolę wobec reszty społeczeństwa polskiego. W tym sensie można tu mówić o analogii z toczoną równolegle walką o polski kramik. Podobieństwo przejawiało się też w tym, że przeciwnik był ten sam, a dla uczestniczących w całej akcji przedstawicieli młodej inteligencji polskiej aspekt ekonomiczny toczącej się rywalizacji też nie pozostawał bez znaczenia[57]. Jest jednak znamienne, że – abstrahując od ekscesów – stanowisko obozu narodowego aprobowały, a co najmniej rozumiały nie tylko ludzie o poglądach skrajnych. Warto w tym miejscu raz jeszcze odwołać się do opinii Adama Heydla. Jest ona interesująca z uwagi na to, że w skondensowanej formie zawiera wszystkie elementy, związane z rozumieniem w obrębie jego środowiska kultury narodowej: to jest przekonanie, że kultura musi zachować swoją ciągłość (i jest to warunek zachowania przez naród swojej tożsamości), jak i obawę o kształt elit formujących opinię i tworzących dobra kulturalne. „Dwa prądy – notował Heydel (1936) – zalewają warstwę inteligencji z niespotykaną dotychczas siłą. Prąd idący od warstwy chłopskiej i Żydzi z ghetta”. Jak podkreślał, wyzuci z tradycyjnego środowiska chłopi są na ogół nastawieni antytradycyjnie, psychologicznie jednak mają wiele cech wspólnych z kulturą szlachecką i nieraz, chociaż bynajmniej nie zawsze, potrafią się z nią sharmonizować. Natomiast „Niemal wykluczona jest taka asymilacja u Żydów. Nabierają oni cech szczególnych, zbierając z całego świata to wszystko, co nowe, modne a radykalne. Dzięki swej ruchliwości, przedsiębiorczości i zdolnościom zaczynają nadawać ton życiu miast polskich. (...) Wystarczy wymienić nazwiska żydowskie w literaturze, prasie, teatrach (zwłaszcza teatrzykach), tłumaczeniach z literatury obcej i porównać to ze stanem przedwojennym, by zmierzyć siłę tego zalewu. Większe zdolności finansowe, a także brak zurzędniczenia dają mu coraz to większą przewagę gospodarczą. Toteż klientela zarówno kawiarni i dancingu, jak teatrzyków, teatrów i koncertów od dawna jest przeważnie żydowska. Prawda, że odnosi się to wszysko głównie do tych dziedzin życia, które dają się obserwować publicznie. Rdzenny Polak żyje więcej w domu i coraz częściej czuje się u siebie tylko w zamkniętym pomieszczeniu i zamkniętym kole znajomych. W miejscach publicznych bywa w mniejszości i nieraz mimowolnie asymiluje się do przygniatającej większości”[58].

O ile nie sposób usprawiedliwiać aktów gwałtu, ani jątrzącej agitacji owocującej zaogniającą się atmosferą, to ocena w jakimś stopniu warunkujących owe wynaturzenia racji ideologicznych i moralnych jest już o wiele trudniejsza, i to z wielu powodów. Przede wszystkim nie można tu się, jak często się w publicystyce (chociaż nie tylko) czyni, odwoływać do pojęć nam współczesnych – formułowanych nie tylko z perspektywy czasu, ale w zasadniczo zmienionych realiach. Pogłębiona ocena wymagałaby pełniejszego uwzględnienia wszystkiego, co składało się na polityczny kontekst przedstawianych wydarzeń. Wydaje się, że można tu mówić o dwóch punktach odniesienia. Pierwszy z nich tworzyłoby pytanie o kształt rysującej się alternatywy; zmaterializowanej notabene rychło wraz z wybuchem wojny światowej i wszystkim, co z sobą przyniosła[59]. Drugi wiązałby się z próbą zwrócenia uwagi – w większym stopniu, niż to się dotąd czyni – na to, jakie w istocie były normy politycznej obyczajowości w ówczesnym świecie, także w liberalnych krajach zachodnich. Jaki był język polityki, do jakich wartości się odwoływano, jakie to pociągało za sobą konsekwencje w polityce kulturalnej, imigracyjnej, szkolnej itp. Dopiero na tym tle można byłoby pokusić się o próbę pełniejszej oceny wizji narodu, formułowanej w obrębie obozu narodowego – oceny pozbawionej elementów taniej moralistyki, mogącej zatem liczyć na trwalszą wartość.

–––––––––

 



[1]R.Zimand, Uwagi o teorii narodu na marginesie analizy nacjonalistycznej teorii narodu, "Studia Filozoficzne" 1967, nr 4, s. 13.

[2]Patrz interesujące uwagi Stefana Bednarka: Charakter narodowy w koncepcjach i badaniach współczesnej humanistyki, Wrocław 1980, s. 3-4, 63-77.

[3]Można się tu - by nie mnożyć przykładów - powołać nie tylko na klasyczną pracę Hugha Seton-Watsona (Eastern Europe between the Wars), ale i bestseller na naszym rynku wydawniczym przełomu lat 80 i 90 - książkę Paula Johnsona (Historia świata [od roku 1917], Warszawa 1989, s.45).

[4]Patrz: Roman Wapiński, Ruchy nacjonalistyczne a formowanie się tendencji faszystowskich i parafaszystowskich, w: Studia nad faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi w Europie, t.3, Faszyzm - teoria i praktyka w Europie (1922‑1945), Wrocław 1977, s.225‑230.

[5]R.Wapiński, Narodowa Demokracja 1893-1939. Ze studiów nad dziejami myśli nacjonalistycznej, Wrocław 1980, s. 37.

[6]Marceli Handelsman, Rozwój narodowości nowoczesnej, Warszawa 1973, s. 28‑44.

[7]Patrz: Jan Stanisław Bystroń, Megalomania narodowa, Warszawa 1935, s. 35-39, 43, 47-49, 53-54. Por.: Zygmunt Wasilewski, Dyskusje, Warszawa 1925, s.

[8]Roman Rybarski, Naród, jednostka i klasa, Warszawa 1926, 122‑126.

[9]Stanisław Kozicki, Niemcy i Polska na tle polityki powojennej, Warszawa 1926 (wydrukowane błędnie 1927), s. 39.

[10]Należy bowiem odnotować, że w obrębie szerzej rozumianego obozu prawicowego pojawiły się wówczas i takie głosy. Wskazywano, że przedłużanie rywalizacji między państwami i narodami prowadzi do wzajemnego wyniszczenia. "Bo czymże ‑ pytał retorycznie Marian Zdziechowski (1923) ‑ jest Europa? malutkim półwyspem, doczepionym do ogromnego azjatyckiego lądu. Ale mieszkańcy połwyspu byli rasą przedsiębiorczą i silną: zawładnęli światem. Lecz dążąc, każdy na swój sposób, do wyłącznej przewagi, poczęli się gryźć między sobą, aż się zagryźli do śmierci, jak owe dwa wilki z bajki, z których pozostały same tylko ogony" (Europa, Rosja, Azja. Szkice polityczno-literackie, Wilno 1923, s.254). Por. Leopold Caro, Ku nowej Polsce, Lwów 1923, s. 15‑24.

[11]Dmowski, Nacjonalizm i faszyzm, cz.IV, cz. VI, "Gazeta Warszawska Poranna", nry 202 i 206, z 25 i 29 VII 1926, s.3.

[12]Szerzej na ten temat: Bogumił Grott, Nacjonalizm i religia. Proces zespalania nacjonalizmu z katolicyzmem w jedną całość ideową w myśli Narodowej Demokracji 1926‑1939, Kraków 1984, s.16‑17, 151.

[13]Stanisław Grabski, Państwo Narodowe, Lwów 1929, s. 156-157; Bohdan Wasiutyński, Nasza Ojczyzna. Ziemia - naród - państwo polskie, Warszawa 1924, s.66; Antoni Marylski, Jan Załuska, Lud i naród, Warszawa 1918, s. 11-12, 16; Stefan Natanson, Zagadnienie racji stanu, "Przegląd Wszechpolski" nr 2, luty 1923, s. 133-135; Jan Zamorski, Postęp a wstecznictwo, "Gazeta Warszawska" nr 14, z 15 I 1923, s. 1; Bolesław Bator, Spuścizna Bolesława Chrobrego, Warszawa 1925, s. 5.

[14]K.Kawalec, Wizje ustroju państwa w polskiej myśli politycznej lat 1918-1939. Ze studiów nad dziejami polskiej myśli politycznej, Wrocław 1995, s.21-25.

[15]Patrz: Roman Wapiński, Narodowa Demokracja 1893-1939..., s. 219; tenże, Nad studiami z dziejów Narodowej Demokracji, "Dzieje Najnowsze" 1972, nr 3, s. 229-230.

[16]J.L.Talmon, The Origins of Totalitarian Democracy, New York 1952.

[17]P.Johnson, Intelektualiści, Warszawa brw, s.9-36.

[18]Cyt za: Roman Dmowski o ustroju politycznym państwa, Wstęp, wybór i opracowanie K.Kawalec, Warszawa 1996, 92.

[19]Roman Wapiński, Narodowa Demokracja 1893-1939..., s. 213; K.Kawalec, Narodowa Demokracja wobec faszyzmu 1922-1939. Ze studiów nad dziejami myśli politycznej obozu narodowego, Warszawa 1989, s.86. Patrz: Projekt Stanisława Głąbińskiego i ZLN z dnia 30 V 1919 r., w: Projekty konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1920, s. 63-80. Atakowany przez oponentów, Głąbiński bronił swego punktu widzenia: Projekty konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, "Przegląd Narodowy" 1920, nr 3, s. 327-339.

[20]Patrz też: R.Wapiński, Polska i małe ojczyzny Polaków, Z dziejów kształtowania się świadomości narodowej w XIX i XX wieku po wybuch II wojny światowej, Wrocław 1994, s. 344.

[21]Jerzy Drobnik, Diariusz, Biblioteka Narodowa, rkps akc. 11953, t. I, k. 93, 96-97.

[22]Krzysztof Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 237.

[23]Patrz: Antony Polonsky, Roman Dmowski and Italian Fascism, (w:) Ideas into Politics. Aspects of European History 1980-1950, London & Sydney 1984, s. 132, 135.

[24]Patrz: Teresa Kulak, Jan Ludwik Popławski 1854-1908. Biografia polityczna, Vol.II. Wrocław 1989, s.466, 525, 541-542,

[25]"Idea narodowa w scisłym tego słowa znaczeniu i ruchy narodowe - pisał - są (...) zjawiskiem bardzo świeżym w dziejach Europy. Interes narodu nie tak dawno zjawia się w polityce na miejsce interesu dynastii, hierarchii swieckiej lub duchownej itd. Jest to skutkiem nieuchronnym demokratyzacji ustroju politycznego i demokratyzacji kultury czyli rozszerzania się jej na wszystkie warstwy społeczeństwa. W miarę, jak źródło organizacji prawno‑państwowej przenosi sie od panującego do narodu, rządzącego się przez swych przedstawicieli, w miarę, jak pod wpływem postępu oświaty wszyscy członkowie społeczeństwa stają się uczestnikami kulturalno‑narodowego życia, jak pod wpływem postępu ekonomiczno‑społecznego wzmacnia się spójność i  wzajemne uzależnienie od siebie warstw i jednostek, składających  naród, cały interes publiczny ześrodkowuje się na narodzie, na tej samoistnej organizacji społecznej, będącej źródłem instytucji politycznych i cywilizacyjnych, tworcą form życia, od których zależy materialny i moralny dobrobyt jednostki. (...) Ten nowoczesny patriotyzm, a raczej nacjonalizm, w szlachetniejszym  tego słowa znaczeniu, najdalej jest posunięty w rozwoju tam, gdzie najstarszy jest samorząd polityczny społeczeństwa, mianowicie w Anglii" (R.Skrzycki, Myśli Nowoczesnego Polaka, "Przegląd Wszechpolski", 1902, nr 5, s. 353-354).

[26]Mariusz Kułakowski (Józef Zieliński), Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, t. II, Londyn 1972, s. 201-202  (Patrz też: Materiały S.Kozickiego, Biblioteka Jagiellońska, Akc.30/62).

[27]K.Kawalec, Roman Dmowski..., s. 312-313.

[28]Wojciech Wasiutyński, Źródła niepodległości, Londyn 1977, s. 110.

[29]Stanisław Ciesielski, Zbigniew Fras, Krzysztof Kawalec, Teresa Kulak, Naród i narodowość polska lat 1795-1945 w badaniach historycznych, w: Polska myśl polityczna XIX i XX wieku, tom VIII: "Polska - Polacy - mniejszości narodowe", Wrocław 1992, s. 20.

[30]R.Wapiński, Polska i małe ojczyzny..., s. 348.

[31]Kronika krajowa i zagraniczna, "Zorza" nr 28, z dn. 13 VII 1919, s. 382.

[32]S.Grabski, Naród a państwo, Lwów 1922, s. 18.

[33]Ibid, s.19-21. Por.: Bohdan Wasiutyński, Uwagi nad zagadnieniem narodowości w Polsce, "Przegląd Wszechpolski", 1923, nr 1, s. 7-17; Joachim Bartoszewicz, Sprawa Kresów Wschodnich, "Przegląd Wszechpolski" 1923, nr 3, s. 164-169.

[34]Patrz: R.Rybarski, Państwo narodowe i państwo narodowości, "Przegląd Wszechpolski" 1922, nr 8, s. 573-578.

[35]R.Rybarski, Naród, jednostka i klasa... , s.250‑251.

[36]S.Grabski, Z codziennych walk i rozważań, Poznań 1923, s. 63; tenże, Państwo Narodowe, Lwów 1929, s. 175.

[37]Grabski, Naród a panstwo..., s. 17-18.

[38]R.Wapiński, Polska i małe ojczyzny Polaków..., s. 346.

[39]K.Kawalec, Elementy liberalne w myśli politycznej Narodowej Demokracji przed rokiem 1939, [w:] Materiały i rozprawy do teorii, dziejów i współczesności liberalizmu. Sympozjum historyczne: Tradycje liberalne w Polsce, Warszawa 1993, s.156.

[40]Patrz: Program Stronnictwa Narodowego uchwalony przez radę Naczelną Stronnictwa dnia 7 października 1928 roku, Warszawa 1928, s.27-28. Por. "Popularne wskazania dla działacza narodowego. Polska dla Polaków - władza dla narodu, Nakładem Kierownictwa kujawsko-dobrzyńskiego okręgu Sekcji Młodych SN, 1935, s. 50-51.

[41]R.Rybarski, Idee przewodnie gospodarstwa Polski, Warszawa 1939, s. 197.

[42]Jak słusznie zauważył Andrzej Wierzbicki, stanowisko to nie wypływało z założeń ideologicznych ruchu, w którego dziedzictwie sporo znaczących wypowiedzi definiujących naród właśnie jako wytwór bytu państwowego (Naród-państwo w polskiej myśli historycznej dwudziestolecia międzywojennego, Wrocław 1978, s.47).

[43]Patrz: Adam Heydel, Myśli o kulturze, Warszawa 1936, s. 67.

[44]Patrz: J.Rembieliński, Dniepr i Wisła (w dziesiątą rocznicę bitwy pod Warszawą), Warszawa 1930, s. 25-31. Por.: tenże, Tysiącletnie opóźnienie, "Myśl Narodowa" nr 51 z 2 XII 1934, s. 749.

[45]K.Kawalec, Narodowa Demokracja wobec faszyzmu..., s. 132-149.

[46]Leszek Kamiński, Romantyzm a ideologia. Główne ugrupowania Drugiej Rzeczypospolitej wobec tradycji romantycznej, Wrocław 1980, s. 67-70.

[47]Patrz: J.Hajewicz [Haydukiewicz] i S.Jaworski, Kryzys wychowania i oświaty, Warszawa 1932, s. 10-19, 31-35, 108-114.

[48]W początkach naszego stulecia Zygmunt Balicki kreślił bardzo od niego odmienny wizerunek "obywatela-żołnierza".

[49]Zakończenie tego passusu stanowiło swego rodzaju komentarz do sytuacji beżącej: "Pragniemy wreszcie - pisał Giertych - by znikło z życia polskiego zakłamanie, by prawda zapanowała w życiu społeczenstwa, w tym, co rząd mówi narodowii, w tym, czego się dziatwy uczy w szkołach, w tym, jak się ocenia polską rzeczywistość" (J.Giertych, O wyjście z kryzysu, Warszawa 1938, s. 205-207).

[50]K.Kawalec, Narodowa Demokracja wobec faszyzmu..., s. 47.

[51]Patrz: Zbigniew Landau, Jerzy Tomaszewski, Lata interwencjonizmu państwowego 1936-1939, Gospodarka Polski międzywojennej 1918-1939, t. IV, Warszawa 1989, s.459.

[52]L.Krzywicki, Wspomnienia, t. III, Warszawa 1959, s.293.

[53]Dostrzegali to nie tylko endecy: charakterystyczny wydaje się komentarz Ksawerego Pruszyńskiego (Podróż po Polsce, Warszawa 1937, s. 54-57, 69, 72-74.

[54]Patrz: "Zielony Sztandar", nr 9 z 7 VI 1931, s. 3, 5.

[55]Teresa Kulak, K.Kawalec, Endecja wobec kwestii żydowskiej (lata 1893-1939), w: Polska myśl polityczna XIX i XX wieku, tom VIII: "Polska - Polacy - mniejszości narodowe", Wrocław 1992, s. 133-134, 136-137.

[56]A.Heydel, op.cit., s. 71.

[57]Patrz: J.Urbankiewicz, Młoda generacja prawników a studia prawnicze, "Wszechpolak", 6 II 1939, nr 6, s. 1.

[58]Heydel, op.cit., s. 69-70.

[59]Patrz: T.Kulak, K.Kawalec, op.cit., s. 137-138.

Najnowsze artykuły