Artykuł
Sowieckie zbrojenia moralne
Jan Otmar Berson

 

Znalezienie „złotego środka” w ocenie sowieckiego nie­bezpieczeństwa jest rzeczą bynajmniej nie łatwą. Zarówno w opinii polskiej, jak w opinii ogólnoświatowej istnieją pod tym względem „przypływy” i „odpływy”, uzasadnione nie tyle obiektywnymi danymi, ile głównie fluktuacjami nastrojów społeczeństwa, jeśli chodzi o Polskę — zaś doraźnym, za-zwyczaj na bardzo krótką metę obliczonym interesem politycznym, jeśli chodzi o pozostały świat.

Ten właśnie doraźny interes powoduje jednocześnie… przesadę norymberskich mówców w kierunku alarmistycznym i zgoła nie mniejszą przesadę szeregu społeczeństw zachod­nich w dawaniu wiary pacyfistycznej frazeologii sowieckich mężów stanu. Istnieją poza tym (na szczęście niezbyt liczne) oświadczenia w rodzaju deklaracji czeskiego generała Łuża na manewrach czerwonej armii w Mińszczyźnie, który pa­rokrotnie pasował wojsko sowieckie na „obrońców powszech­nego pokoju”… Są to wszakże opinie „poza konkursem”, które nie wzbudzają zaufania nawet wśród wielu, bardzo trzeźwo na ogół myślących, rodaków deklaranta

Zagadnienie niebezpieczeństwa sowieckiego jest niesłychanie wielobokie i wielopłaszczyznowe, zaś szczególnie jest ono skomplikowane dla Polski — bowiem dla nas jest niebezpieczeństwem nie tylko bolszewickim, lecz również rosyjskim, a zatem — niebezpieczeństwem podwójnym.

O ile bowiem niebezpieczeństwo mogące zagrażać nam od Zachodu jest natury wyłącznie wojskowej, o tyle wschodnie grozi poza tym zniszczeniem wszystkiego, co Polak ma naj­droższego: ojczyzny, religii, honoru, godności osobistej i swo­bód obywatelskich.

Wschód kryje w sobie nie tylko możliwość militarnych usiłowań agresywnych, z czym oficjalne wydawnictwa „kominternowskie” bynajmniej się nie kryją. W myśl tych pla­nów — (całkowicie zresztą obłędnych, ale ujawnionych przez pisma, legalnie w Moskwie wychodzące), „sowietyzacja” Pol­ski ma oznaczać rozbicie Rzeczypospolitej na „autonomiczne republiki socjalistyczne”: śląską, kaszubską, „zachodnio-białoruską” (Wileńszczyzna i Polesie) oraz „zachodnio-ukraińską” (Małopolska Wschodnia, Wołyń i „tradycyjna” Chełmszczyzna). To wszystko — poza sprowadzeniem robotnika i pracującego inteligenta do stopy życiowej bezrobotnego, przy bardzo wytężonej pracy i absolutnym uniemożliwieniu jakiegokolwiek, choćby najbardziej słusznego protestu, poza wprzęgnięciem polskiego chłopa w jarzmo „kołchoznej” pań­szczyzny, już nie mówiąc o wyzuciu z wszelkiego dobytku lu­dzi, którzy cokolwiek posiadają.

Oto całokształt „programu — maksimum” naszego wscho­dniego sąsiada w stosunku do Polski, zaś fakt, że program ten bywa pomijany milczeniem przez urzędowe „Izwiestia”, zaś figuruje w pismach „kominternowskich”, bynajmniej nie powinien wpływać usypiająco na opinię polską. Zresztą na­wet „Izwiestia” drukują z okazji cytowania przemówień dy­gnitarzy z „kominternu” lub białoruskich, czy ukraińskich „premierów” oświadczenia o „okupowanej przez faszyzm pol­ski zachodniej Białorusi i Ukrainie”, które to określenie wschodnich ziem Rzeczypospolitej godzi się w przedziwny sposób z zapewnieniami o wzajemnym braku pretensji te­rytorialnych pomiędzy Związkiem Sowieckim, a Polską.

Zresztą nawet oficjalna terminologia sowiecka, będąca pozornie bez zarzutu, posiada niesłychaną elastyczność. Tak więc, jeśli czasem w Sowietach piszą czy oświadczają, że „Związek Sowiecki w niczym nie zagraża niepodległości Pol­ski” — to tego rodzaju enuncjacja nie pociąga za sobą wy­raźnych zobowiązań, bowiem w razie potrzeby stosuje się na przykład formułkę, głoszącą, że „prawdziwa niepodległość polega na wyzwoleniu spod jarzma kapitalizmu”, co z kolei, w tłumaczeniu na nasz język — oznacza moskiewsko-bolsze­wicką niewolę.

Powyższy przykład bynajmniej nie jest wytworem złośli­wej fantazji. Naczelny wódz czerwonej armii, marszałek Woroszyłow, przemawiając w kwietniu 1936 roku w Tyflisie z okazji obchodu 15-lecia sowietyzacji Gruzji, nie zawahał się powtórzyć słów Stalina z roku 1920, wedle których „tak zwana niepodległość tak zwanych niepodległych Polski, Fin­landii, Gruzji i Armenii (dosłownie!) stanowi właściwie za­leżność od międzynarodowego kapitalizmu i imperializmu”. Konkluzję tyfliskiej mowy marszałka Woroszyłowa stanowiło twierdzenie, że… dopiero sowietyzacja przyniosła Gruzji „prawdziwą niepodległość”… co do czego mamy w Polsce aż nadto wyrobione zdanie. Natomiast polityczna wymowa pu­blicznego zacytowania powyższych słów Stalina przez najwyż­szego sowieckiego dygnitarza wojskowego oraz przytoczenia tychże słów przez prasę moskiewską na czołowych miej­scach grubym drukiem, nie podlega dyskusji: kierownicy państwa sowieckiego po dziś dzień uważają słowa te za nadal aktualne.

Tak samo nie powinna nikogo zwodzić stalinowska for­mułka o „budowie socjalizmu w jednym kraju”, która zupeł­nie błędnie bywa interpretowana, jako rzekoma rezygnacja z „rewolucji światowej”, czyli właściwie z sowietyzacji świata niebolszewickiego. Los, który w swych, nawet niezbyt ukry­wanych marzeniach, gotują światu stalinowskie Sowiety, wcale nie różni się, jeśli chodzi o ostateczny rezultat, od marzeń Trockiego, określanego obecnie w kraju naszego wschodniego sąsiada mianem „wściekłego psa światowej kontrrewolucji”. Różnica pomiędzy „trockizmem”, a „stalinizmem”, polega jedynie na metodzie: to, co Trocki chciał robić „na waria­ta” — Stalin drobiazgowo przygotowuje, na najdogodniejszy dla Sowietów moment, przy czym na ten moment będzie cierpliwie czekał, choćby nawet, wnosząc ze słów kierownika „komsomołu” Kosariowa, przytoczonych w jednym z po­przednich rozdziałów, „walka o zwycięstwo socjalizmu w skali światowej” miała dopiero spaść na barki „młodego pokole­nia bolszewików”.

Toteż niebezpieczeństwo grożące światu, zaś przede wszystkim Polsce, ze strony obecnego kierownictwa państwa sowieckiego jest bodajże groźniejsze — ale nie natychmia­stowe, a w każdym razie mniej więcej obliczalne, pomimo, iż sądząc choćby z wydarzeń ostatniego roku na terenie so­wieckim — procesy wulkaniczne za naszą wschodnią granicą bynajmniej nie wygasły.

Poza tym, wnosząc z zacytowanych powyżej, a powtórzo­nych przez marszałka Woroszyłowa w Tyflisie słów Stalina — jeśli sowieccy władcy „godzą się” od biedy z odmiennym ustrojem na Zachodzie — o tyle mają niewątpliwy „żal” do Polski i państw bałtyckich, wchodzących uprzednio w skład byłego imperium rosyjskiego, że nie zmieniły ustroju wraz z „ex-matuszką Rosją”. Jest to czynnik psychiczny, wynika­jący z tradycyjnego wielkorosyjskiego imperializmu, którego nie należy lekceważyć, ponieważ tradycje te w miarę kultywo­wania „sowieckiego patriotyzmu” odżywają ze zdwojoną siłą.

Wreszcie nie od rzeczy byłaby uwaga, że w pojęciu so­wieckim sam fakt istnienia niepodległych państw narodo­wych, niegdyś przez Rosję podbitych, odgrywa co najmniej tak samo „rewolucjonizującą” rolę wobec narodów, które pod jarzmem sowiecko-rosyjskim pozostały, jak sam fakt istnienia „proletariackiego mocarstwa” ma wpływać „rewolu­cjonizująco” na „masy pracujące w świecie kapitalistycz­nym”. Wśród tych państw jedyna Polska stała się mocar­stwem, co wywołuje respekt, ale bynajmniej nie wpływa na wzrost przyjaznych uczuć ze strony sowieckiej.

Tyle — jeśli chodzi o gatunek wschodniego niebezpie­czeństwa.

Natomiast, jeśli chodzi o jego możliwości w chwili obec­nej, o jego natychmiastowość, rzecz się ma nieco inaczej. Sytuacja wewnętrzna i gospodarcza w Sowietach, biorąc rzecz logicznie — nie pozwala naszemu wschodniemu sąsiadowi na żadne ryzykowne awantury, do których zresztą nie zmusza go dynamika gospodarczo-populacyjna tego kraju. Gdyby Sowiety chciały szczerze poprzestać na realizacji oficjalnie ogło­szonego przez nie celu: „budowy socjalizmu w jednym kra­ju” — to, mając niemal wszystkie surowce, własny nowy prze­mysł, olbrzymi wewnętrzny rynek zbytu w swym kolonial­nym mocarstwie, zjednoczonym w „jednym kawale”, a po­nadto znaczną nadwyżkę obszarów w stosunku do liczby swej ludności — to realizacja tego celu doprawdy wojny nie wy­maga.

Ale te same dane posiadała dawna Rosja i… była jednym z najbardziej drapieżnych imperialistów. Rosja sowiecka również ma na sumieniu, jeśli mamy mówić o wyraźnym pod­boju, republiki kaukaskie, zaś o „mniej wyraźnym” — Ukrai­nę, Karelię, Krym i Mongolię Zewnętrzną. A poza tym zbroi się ponad wszelką miarę.

Stalinowskie słowa „ani piędzi cudzej ziemi nie chcemy, ale ani piędzi ziemi własnej nie oddamy” — też wymagają interpretacji choćby w sensie zapytania, co się uważa w głębi duszy za ziemię „własną”. Czy aby nie cały wytęskniony „przyszły światowy Związek Sowiecki?”

Jednak obecne kierownictwo Związku Sowieckiego składa się z realistów. Są to oczywiście fanatycy, ale raczej „fana­tycy umysłu”, aniżeli „fanatycy serca”. Dlatego to w chwili obecnej pchnąć ich może do awantury albo jakaś katastrofa wewnętrzna, albo absolutnie stwierdzona słabość ewentual­nego przeciwnika, którego wchłonięcie uszłoby całkowicie bezkarnie. Obydwa bieguny ewentualnego rozwoju sytuacji wewnętrznej w Sowietach: zarówno nadmierne powodzenie planów gospodarczych i zbyt wielkie postępy w dziedzinie konsolidacji politycznej — jak zbyt wyraźne załamanie się obecnego reżimu — zwiększają niebezpieczeństwo sowieckie. Sytuacja, której jesteśmy świadkami, będąca najwyraźniej stadium pośrednim pomiędzy sukcesem a katastrofą — wy­maga od świata, a zwłaszcza od bezpośrednich sąsiadów je­dynie bacznej obserwacji, czujności i siły, siły nie tylko mili­tarnej, lecz przede wszystkim wewnętrznej.

A więc przyszłość jest w olbrzymiej mierze w naszych rękach.

 

Jan Stanisław Berson (1903-1946), pseudonim Otmar, dziennikarz, publicysta „Gazety Polskiej” i „Głosu Prawdy”. W latach 1932-1935 był korespondentem Polskiej Agenci Telegraficznej w Moskwie, skąd został wydalony w 1935 w. Zebrane w czasie pobytu w ZSRS doświadczenia wykorzystał w książkach Nowa Rosja. Na przełomie dwóch piatiletek (1933-1934), Minus Moskwa (Wołga – Kaukaz - Krym) (1935), Kreml na biało (1936), Sowieckie zbrojenia moralne (1937). Jego opisy rzeczywistości sowieckiej cieszyły się dużą popularnością, choć nie brakowało krytyków (należał do nich np. Jerzy Niezbrzycki – ps. Ryszard Wraga (1902-1968), sowietolog, w okresie międzywojennym współpracujący m.in. z „Buntem Młodych) zarzucających mu uproszczenia i naiwność. W czasie II wojny światowej Berson zdołał opuścić Polskę i udać się przez Litwę do Skandynawii. Był korespondentem w czasie wojny fińsko-sowieckiej.

Prezentowany fragment pochodzi z książki Sowieckie zbrojenia moralne, Warszawa 1937, s. 148-153.

Najnowsze artykuły