Artykuł
Kazanie o rządach Opatrzności
Kazanie o rządach Opatrzności

 

Sądy Boże prawe, usprawiedliwione same w sobie.

(Ps XVIII, 10)

 

Drodzy Bracia!

Co mi dodaje otuchy, wstępującemu po raz pierwszy na tę kaznodziejską mównicę i stającemu wobec was w całej osobi­stej nędzy mojej, dla opowiadania prawdy i dróg Pańskich, to ta sama Opatrzność, tajemnicza zarazem i miłosierna, nad wa­mi jak nade mną. Ona nie bez celu nas tu przysłała, nie bez celu wcześniej garstkę opamiętała, nie bez celu wygnanie nasze prze­dłuża, nie bez celu dziś tu was zgromadza, nie bez celu nam już kapłanom mówić każe.

I ja jeden z tych, i najpodlejszy, cieszę się w Bogu, przed Bo­giem i przed wami, żem nic sam siebie wybrał i posłał: ale kiedym najmniej o tym myślał, gdy i we snach moich nie ma­rzyło mi się o kapłaństwie, podobało się Panu powołać mię spośród was «kość z kości i ciało z waszego ciała», powołać spośród was i dla was. A powoławszy, snadź litując się grze­sznej przeszłości mojej, zaprowadził mnie na puszczę do Świętego Miasta, abym tam oddychając już niejako ciszą wieczności, łacniej zapomniał dziennego gwaru, a przejął się gorącą, czystą ku wam wszystkim bez wyjątku miłością, i wrócił, nie samozwańcem, jakich niestety dziś bez liku, ale z porządnego i wie­kami sławionego stanowienia a posłannictwa kapłańskiego. Abym wrócił służyć Kościołowi bożemu, polskiemu szczególnie; ale wam przede wszystkim i najprzód, tyle bowiem szczegól­nych węzłów miłości i przyjaźni łączy nas wzajem. Razem z wa­mi, Bracia, cierpiałem i cierpieć przychodzę; razem z wami błądziłem; toteż mam w Bogu nadzieję, że kuszonemu przez wszystko da łaskę gorącego współczucia i zrozumienia potrzeb dusz waszych, i dając mi bezpieczeństwo do mówienia, da wam powolność i wyrozumiałość do słuchania.

Wybaczcie, drodzy Bracia, że przy zaczęciu mojego do was posłannictwa, wśród serdecznego wylania się, wspomniałem o sobie. Bo mi potrzebna ufność wasza i przekonanie, że nie mam innego pragnienia oprócz waszego zbawienia i pociechy, żem się więcej lękał niż pożądał tak trudnego do was poruczenia. Dlatego dziękuję Opatrzności, która mnie stawia przed wami, pod szczególną opieką Najświętszej Panny Nieba i Polski królowej, pośród samych Jej świąt. Tylko cośmy obchodzili rocz­nicę narodzenia się Bogarodzicy, którą lud nasz Najświętszą Panną siewną zowie; tylko cośmy święcili Imię Maryi szablą Sobieskiego[1] i krwią polską pod Wiedniem[2] przelaną zapisane w kalendarzu kościelnym; dziś bolejemy z Matką siedmiu boleści. O Matko boleści! o matko ludu mojego i moja! o matko miło­sierdzia, wszelkiej płodności i wszelkiego błogosławieństwa, matko prawdziwie siewna! Błogosław młodemu siewcy, rzuca­jącemu niewprawną ręką ziarno słowa, na tak spracowaną i zrytą w boleściach rolę serc braci moich! Aby z czasem, choć po najtwardszej zimie, bujnie wszedł na tej roli dusznej ewan­geliczny zasiew słowa syna Twojego, abyśmy na tym wygnaniu, siejąc w płaczu, w weselu zbierali i błogosławili Opatrzność świętą, której dróg dziś przez łzy nasze rozeznać i ocenić nie umiemy, i przyznali, że «sądy boże są prawe» i usprawiedliwiają same siebie.

Ojcowie zjedli kwaśną, jagodę… a zęby synów drętwieją… Nie jest prosta droga Pańska (Ezech. XVIII, 2, 25). Tymi sło­wy Żydzi w długiej niewoli, zawiesiwszy lutnie swoje na wierz­bach babilońskich (bo serca nie mieli ku chwaleniu Pana), a łzy gorzkie i obfite mieszając z wodami Eufratu, skarżyli się na Opatrzność. Ale nie sam lud tylko. Hiob[3], on wzór cierpli­wości, w złej chwili swojej pyta: Dlaczego bezbożni żyją? (XXI, 7). Jeremiasz[4] patrząc na pobicie ludu swego, a zniszczenie świętego miasta: Dlaczego, prawi, droga bezbożnych pomyślna (XII, 1). I prorok królewski wyznaje: Moje prawie zachwiały się stopy, kie­dym patrzał na pokój grzeszników… jakże to wie Bóg, i czy jest wiedza na wysokościach… (LXXII, 2, 3). Zarzuty widzicie jak świat stare, żal wszystkim właściwy, którzy cierpią wiele, tym bardziej, którzy cierpią długo.

Podobnie się i wy skarżycie, Bracia moi, acz innymi może wyrazy skarżycie się, choć rozumni i chrześcijanie. Wiecie, że Bóg nie może tworzyć, ani rządzić stworzeniem, jak tylko do­brze i doskonale; że w miarę tworzenia, części i wszystko w koń­cu pochwalił jako dobre i bardzo dobre; sami nareszcie tego dostrzegacie, w ozdobie, ładzie i mądrości tego fizycznego świa­ta. Słuszne by zatem było wnieść, że cokolwiek Bóg czyni i za­mierza z rozumnym stworzeniem jakim jest człowiek, musi być i jest dobre i bardzo dobre, ile że sam nas zapewnić raczył, że mu o nas więcej niezmiernie chodzi, niż o resztę stworzenia (Mat. VI, 27, Luc. XII, 22). Słuszne byłoby jeszcze wnieść i wie­rzyć, że co Bóg chciał i umiał tak mądrze a pięknie stworzyć, tym chce i może bez trudu i bez zniżenia się zawiadywać. Ale zuchwali żądamy zgłębiać płytkim naszym rozumem, i to dokładnie, tajemnice mądrości Bożej; kusą piędzią krótkiego naszego i niecier­pliwego żywota, chcemy zmierzyć wiekuiste, spokojne rozmiary dróg Bożych. Sądzimy przeto jako nieświadomi prawideł opty­cznych o perspektywie obrazu, dopóki nie staniemy w stosownym i prawdziwym punkcie widzenia. Zrazu nas uderza nieład, grubość rysów; powoli jednak a cierpliwie wpatrując się, szczególnie jeżeli słuchamy rad ludzi biegłych w tej sztuce, zaczynamy coraz więcej odkrywać harmonię, kształty i nareszcie piękność całości. Podobnie się dzieje w sądach naszych o rządach Opatrzności nad światem. Zrazu uderza nas i gorszy chropowata nierówność, krzycząca niesprawiedliwość; ale w miarę jak się zbliżać będzie­my do prawdziwego punktu widzenia, do ogniska wieczności, w którym Bóg sam mieszka, z którego wychodzi, do którego wszystko zwraca, coraz więcej odkrywać będziemy powodów do podziwiania, miast do sądzenia i gorszenia się: zrazu ciemniej jakoby przez mgłę, w coraz większej jasności potem, w dosko­nałej kiedyś.

Koleje osób moralnych, narodów, społeczeństw długo żyją­cych, a żyjących jedynie w czasie, jasne już tutaj: ciemniejsze osób pojedynczych a ściśle nieśmiertelnych. Jednakże i przeto, nie aby zranić więcej, ale przeciwnie - ulżyć tyle już cierpiącym sercom waszym, drodzy mi nad wszystko bracia, i nie zasłużyć z waszej strony na zarzuty, jakie spotkały Ezechiela[5] proroka: Objawienia jakie ten człowiek ogłasza, są na przyszłe czasy, i pro­roctwa jego nie groza nam jeno z daleka (XII, 27), przy pomocy bożej i na większą jego chwałę, pokuszę się o usprawiedliwienie Opatrzności Pańskiej w objawianiu się jej doczesnym nawet, tak co do pojedynczych osób, jak i całych narodów, biorąc za przykład Ojczyznę naszą. A to aby pokazać, że sądy boże są pra­we, usprawiedliwione same w sobie, i aby Pan był usprawiedliwiony w mowach swoich, i zwyciężyły gdy jest posądzany (Ps. L, 6).

 

I.

Źli są szczęśliwi, nieszczęśliwi dobrzy, mówią zwykle ludzie, a przynajmniej pierwsi daleko szczęśliwsi od drugich. Do tej treści sprowadzam zarzuty przeciw Opatrzności i chcę na nie odpowiedzieć pokrótce, bo długą mamy dziś przebiec drogę. Zobaczmy, czy te zarzuty prawdziwe, o ile, a nareszcie będziemy szukali dlaczego taki porządek rzeczy. A naprzód rozróżnijmy same dobra doczesne na wewnętrzne i zewnętrzne, moralne albo duchowe i fizyczne czyli materialne, na stanowiące istotę szczęścia jestestwa rozumnego, i będące tylko pewnymi doń warunkami. Otóż twierdzę, że dobrzy mają wyższość w pier­wszych, a przeto większą dostają miarę szczęścia rzeczywistego, choćby równymi tylko byli w drugich, a nawet upośledzonymi.

Do dóbr zewnętrznych, podrzędnych, policzę zdrowie, do­statki, zaszczyty; dobre zaś imię, pogodę umysłu, pokój serca do wewnętrznych, istotnych. Zastanówmy się teraz, porównaj­my, osądźmy.

Źli są szczęśliwi; a przecie doświadczenie i głos powszechny, filozofia że tak powiem ludzkości, skrystalizowana w przysło­wiach wszystkich niemal ludów, co innego utrzymuje.

Źli są szczęśliwi; tymczasem namiętności niszczą siły orga­niczne, tępią umysł, wycieńczają, zużywają serce, niszczą ja­sność, blask, świeżość umysłu, wypijają wszelką dziewiczość, tkliwość, szlachetność, podniosłość uczucia. Zmysłowe rozkosze, które mają w rozumieniu ludzi cielesnych stanowić tak znaczną część szczęścia ziemskiego, sprowadzają rychło, w chwili cza­sem, długie, ciężkie, bolesne, wstydliwe, haniebne choroby, które jeszcze przelewają się smutnym dziedzictwem na następ­ców z dopłatą ich przekleństwa. Zgnilizna, podług wyrażeń Pisma, włazi w ich kości, i drzemie z nimi jeszcze pod popio­łem, w ziemi. Są pewne stałe choroby, pewnym odpowiadające występkom, wyraźnie palcem naznaczone bożym, zadatki kar cięższych, ostatecznych: upomnienie albo proroctwo, podług ich użycia. Kiedy tymczasem życie cnotliwe może nawet mierne zdrowie dziedziczne, zwykle mówiąc, utrzymać, podnieść do stopnia niechorobliwości. Skarżą się filantropi, że niedo­statek sprowadza choroby, a nie skarżą, że zbytek sprowadza ich dziesięć razy więcej i cięższych. Niedostatek bardzo rzadko by umorzył kogo; zbytek co dzień mnóstwo zabija. Widziałem pokutników, Trapistów[6], Kartuzów[7], blisko wiekowych, czerstwych i rumianych; widzicie co dzień dwudziesto i trzydziesto­letnich starców, z wygasłym i osłupiałym wejrzeniem.

Źli są szczęśliwi; prawda że prędzej przychodzą do dostat­ków, ale czy się nimi zawsze cieszą do końca życia, czy je prze­kazują następcom? Sumienie ludów wierzy w niebłogosławieństwo przywiązane do nieprawego dostatku, który też rychło ma w ręku nabywców lub ich dziedziców topnieć lub niszczeć. Bóg nie robi cudów bez celu; zostawia rzeczy ziemskie zwykłemu ich biegowi. Kto więcej pracuje, zbierze więcej. Kto czas cały, siły całe skieruje ku nabyciu dostatków, dostąpi ich prędzej od ludzi, którzy ziemią samą duszy wypełnić nie umieją. Stąd z je­dnej strony i w części zarzut sprawiedliwy, że narody katolic­kie, jako takie wierzące i żyjące, mniej są powszechnie prze­myślne i bogate. Jeżeli kto jeszcze i sumienie swoje poświęca, i od nieprawych środków nie stroni, może innych wyprzedzić. Ufność jest zaletą rodzaju ludzkiego, jest koniecznym warunkiem spo­łecznych stosunków. Cnotliwy przeto łatwiej się da podejść i oszukać, ale to tylko do czasu. Mówię do czasu, bo zwykle chci­wość, jak wszystkie namiętności, w nadużyciach własnych znaj­duje swą chłostę. Nieraz chwila niszczy, co lata mozołu krwa­wego i podłości uzbierały.

Tymczasem cnotliwi, wolniej i trudniej nabytego, mierniejszego majątku bezpieczniej używają, zachowują go i pewniej przekazują potomkom. Szczęśliwe ubóstwo ewangeliczne! Szczę­śliwa mierności! Ogrzewasz - nie palisz, oświecasz - nie razisz! Fiołek pokorny obok róży, równie wonny, mniej okazały, lecz bez kol­ców róży. Szczęśliwa mierności! Jakżeś mało ceniona.

Źli są szczęśliwi; dla nich godności, dla nich zaszczyty tego świata. Prawda niestety i nazbyt często prawda! Z tych samych powodów i w skutku tych samych środków, jakie do bogactw prowadzą. Jakież to dobra dziwne, woła Święty Augustyn[8], któ­rych Bóg jakoby za karę najgorszym udziela; władza, panowa­nie nad królestwami, mocarstwami wielkimi. Ale zaszczyty nabyte mniej jeszcze od bogactw trwałe. Wielkość ta mniemana i sława najczęściej jeszcze ich za życia opuszcza. Im wyżej się wynieśli, tym niżej spadają, tym boleśniej się ranią; nienawidzeni w po­myślności, wzgardzeni i opuszczeni w nieszczęściu; bez przyja­ciela i bez Boga, zostają na świecie samotni jakoby w wielkiej pustyni. Nareszcie, coś tak zawsze nieprzewidzianego odkrywa zbrodnie najlepiej zatarte, iż niepodobna nie uznać wdawania się Opatrzności w wymierzanie sprawiedliwości nawet ziemskiej. Tymczasem dobre imię, uczciwa sława, koniec końców zostanie zawsze przy cnocie, jeżeli nie za życia, to po śmierci, w dziejach lub ludzkiej pamięci. Wiem, że potwarz się miota na cnotę, że z nią walczy; wiem, że cnota chlubnym dla siebie przywilejem, nie chce, nie może, nie potrzebuje oddawać wet za wet, i tym już samym pokazuje swą wyższość: rzadko jednak panowanie potwarzy długie i stałe; córa ciemności musi nareszcie ustąpić przed słońcem najgęstsze mgły i dymy przebijającym, a w każ­dym razie zostaje ostateczny sąd potomności, powszechnie jak sam sąd Boży sprawiedliwy.

Przypuściwszy jednak, że miara darów zewnętrznych, materialnych, większa u złośników. Zostaje przy dobrych wyższość, wyłączność prawie dóbr wewnętrznych, moralnych, stanowią­cych istotę, treść szczęścia nawet doczesnego. Dary czystej mi­łości, świętej przyjaźni, pokój umysłu, pokój serca, czyim są udziałem jeżeli nie cnoty? O pokój! pokój! ten, skarb nieocenio­ny, to zdrowie duszy, ten wdzięk żywota, który wszystko zastę­puje, a którego nic zastąpić nie może. Przez jakież nieszczęsne zaślepienie ludzie zwykle zdają się na to nie dawać baczenia? Ale właśnie dlatego obowiązkiem naszym jest przypomnieć szczę­ście człowieka, który nie czuje w sobie żadnej namiętności nienawistnej, żadnego zbrodniczego pragnienia, który co wieczór może sobie powiedzieć, że dnia zupełnie nie stracił, i upokarzając się przed Bogiem ze słabości swoich, prosi o nowe siły do nowych poświęceń! Obierzcie takiego, jeżeli chcecie, ze wszystkich dóbr tego świata, i porównajcie z szczęśliwym, potę­żnym Tyberiuszem[9], piszącym z wyspy obrzydłe swoje rozkoszy do Senatu: (Tacyt, Roczniki) „Niech mię bogowie i boginie każą zniszczyć okropniej jeszcze, jak czuję co dzień, że sam niszczeję”. Obok występnego zdaje mi się widzieć całe piekło poetów terribiles visu formoe; straszne na wejrzeniu postacie; pożerające troski, blade choroby, haniebną i wcze­sną starość, strach, niedostatek (smutnego doradcę), kłamane pociechy umysłu, wojnę wewnętrzną, jędze mścicielki, ponurą rozpacz, sen sumienia i śmierć. — O! bracia, którzy postępu­jecie drogą cnoty, nie skarżcie się na Opatrzność, nie zazdrość­cie mniemanego szczęścia złośnikom, którzy, wierzcie mi, czu­ją w głębi nędzę swoją, szukają nieraz waszego towarzystwa dla ozłocenia się blaskiem waszym; nie zazdrośćcie tym ofiarom tuczącym się na dzień gniewu Bożego, jak powiada Tertulian[10].

Szukajmy teraz powodów, dla których Bóg dozwala tak dłu­giego nieraz tryumfu zbrodni, tak długich cierpień cnoty.

Jesteśmy wolni, tego nikt zaprzeczyć nie może; jesteśmy więc odpowiedzialni, czemu przeczyć jest interesem namiętności na­szych. Cokolwiek bądź, Bóg szanuje wolność naszą, aby czynno­ści nasze były prawdziwie moralne, to jest były wypływem naszej woli i wolnego wyboru. Głębokie w tej mierze, jak zwykle, są słowa św. Augustyna (O państwie Bożym): „Gdyby Bóg, mówi on, grzech wszelki teraz widoczną dotykał kaźnią, zdawałoby się, że nic nie zachowuje na sąd ostateczny. A znowu gdyby żadnego teraz grzechu nie karał, sądzono by że wcale Opatrzności nie ma. Podobnie w rzeczach pomyślnych; gdyby ich Bóg niektórym proszącym z najwidoczniejszej nie udzielał szczodrości, mówilibyśmy, że nie do niego te dary należą; i znowu gdyby je wszystkim proszącym dawał, mniemalibyśmy, że dla podobnych jedynie nagród służyć mu mamy, i nie poczciwych by z nas taka tworzyła służba, ale chciwców”. I zaprawdę, niech topór w te pędy spada na rękę złoczyńcy, a dobry uczynek natychmiast brzęczącą się płaci monetą, mniej wprawdzie bę­dzie zbrodniarzy, ale też cnoty wcale nie będzie na ziemi. Sło­wem, byłby porządek mechaniczny, konieczny, nie byłoby moralnego, jedynie godnego istot rozumnych i wolnych.

Po wtóre, Bóg, najmilsi bracia, wiele rzeczy za jednym zacho­dem robi. Miłosierny i cierpliwy nad pojęcie nasze, czeka długo złośników z poprawą, On, który wie jak jest straszne popaść w ręce jego sprawiedliwości, a współcześnie chce, aby dobrzy, cierpiąc przez nich i od nich, mieli pogodę do opłacenia win swoich, do poprawy, do zasługi. A i gdzież ci całkiem bez winy, o których tak głośna mowa, a przynajmniej ilu ich pokażecie? Nie ma człowieka sprawiedliwego na ziemi, mówi mędrzec Pański (Eccle. VII, 21), któryby czynił dobre i nie grzeszył. Najniewinniejszy bodaj kto mniej przekroczy, a rychlej pokutuje. Bo jak niepodobna znać liczbę przestępstw naszych, tak niepodobniej jeszcze wiedzieć, ile przekroczenie nasze osobiste nadwerężyło porządku ogólnego. Złe zrodzone z jednego naszego słowa, z jednego uczynku, płynie nieraz przez całe rodziny, po­kolenia, wieki. Zrozumiał to król Dawid[11], kiedy wołał: Winy (to jest całą ich obszerność), kto zrozumie? Od tajemnych oczyść mnie Panie, i za obce (których byłem powodem) wybacz słudze twemu (XVIII, 13). A kiedyż uzna, jak odpokutuje, jeżeli nie w przeciwnościach, jeżeli nie w cierpieniu?

Bo, drodzy bracia, nie wchodząc teraz dlaczego, pewne jest, że pomyślność psuje człowieka i na najomylniejsze ciągnie bez­droża. Pycha żywota zaślepia umysł, dostatek niszczy hart woli, a serce na cierpienia bliźniego zatwardza. Chłopek irlandzki chętnie się dzieli ostatnim ziemniakiem z nic nie mającym, na którego śmierć lord z okien zamku swego spokojnie patrzeć będzie. Dlaczego? Czy innej są przyrody? Nie, tylko chłopek lepiej wychowany, wyżej ukształcone ma serce, bo sam cierpi, więc umie czuć wespół z cierpiącymi.

Iluż z was samych dziękuje może dzisiaj miłosiernej Opatrzno­ści za wstrzymanie siebie nad brzegiem przepaści, lżejszym lub cięższym, według potrzeby cierpieniem. Błogosławiony kto zro­zumie i przyjmie upomnienie! O! jak szczytny widok człowieka upamiętałego, walczącego z przygodami! Niebiosa jak są szero­kie roztwierają się, a Święci Pańscy poglądają w litującym się i współczującym podziwieniu; a z nimi, co jest w ludziach świętego, stara się ich wesprzeć i pocieszyć. Gdyby nie było cierpień na ziemi, nie odzywałyby się w sercu naszym najszlachetniejsze, najczystsze dźwięki uczuć; nie byłoby miłosierdzia, przyjaźni, słowem cnót by nie było, które nas godzą z ludźmi i światem, i każą nam nieraz kochać cierpienie i wzdychać za nim. Jak słodka pamięć tych, któreśmy przebyli, jak o nich myśleć i mó­wić lubimy; o! bo człowiek tyle wart tylko, tyle wie, tyle jest istotnie, ile wycierpiał. Przeciwnie, nieszczęśliwy kto się za­twardza pod ojcowska ręką Pana. Przyznaje Opatrzność tym samym, że przeciw niej bluźni. „Kto cię opuszcza, woła św. Augustyn (Wyznania), gdzie idzie, albo gdzie ucieka? Od Ciebie łaskawego, do zagniewanego Ciebie; bo gdzież nie spotka prawa twego, w chłoście swojej?” Cierpi równie jak sprawie­dliwy, tylko bez pociechy i nadziei: pierwszy od Ojca, który karząc, pieści go jeszcze, i pokazując twarz zagniewaną wyciąga ku uściskowi objęcia; drugi stawia się pod nieużytą ręką jakie­goś losu, jakiejś żelaznej doli, bez serca i rozumu.

Drodzy Bracia! Idąc za radą św. Augustyna, aby nie zaczynać od potępienia tajemnic Bożych, ale od pokornego ich śledzenia, przedstawiłem wam kilka uwag, nie wyczerpujących zapewne przedmiotu, a na rozmiary mowy mojej już za długich, które sami, przy dobrej woli, wszechstronniej rozwinąć potraficie, wskazaną postępując drogą. Sankcja moralna, jaką widzimy w porządku moralnym tego świata, tym bardziej zadziwia, iż nie żyjemy już pod zakonem przyrodzonym, ani mojżeszowym, i pomyślność doczesna nie jest koniecznie znakiem i nagrodą cnoty. W zakonie naszym wyższym, czysto duchowym, ewangelicznym, Chrystus Pan bynajmniej jej nie przyrzekł, owszem przepowiedział przemoc złych na tej ziemi, łzy i cierpienia do­brym, każąc czekać na przemianę położenia aż w przyszłym życiu. Ale te same łzy i cierpienia, ta troska o własne i bliźnich szczęście i zbawienie, wierzcie mi, jest największą, najczystszą pociechą, jakiej człowiek doświadczyć może. „Biedni wy ludzie światowi, woła św. Bernard[12], widzicie na barkach naszych drzewo krzyża, suche, ciężkie i pełne sęków, ale nie widzicie namaszczenia, nie widzicie niebieskiej oliwy kapiącej z niego ku namaszczeniu bioder naszych”. Mimo to wzdychamy, nie przeczę, za szczęściem wiecznym, niezmiennym, doskonałym, i nikt się go z was zapewne nie wyrzeka. Chcieliby tylko niektórzy, co niepodobna, jak zapewnia Apostoł, być wieńczonymi bez walki. Walczmy, czekając jasnego widzenia w przyszłym tego, co nas gorszy nieraz w teraźniejszym życiu.

Pozorna niesprawiedliwość, rzeczywista nierówność doczesna, jest jednym z potężnych dowodów przyszłego żywota. Bo wiara w Boga i jego przymioty drzemie w głębi dusz naszych i stanowi pierwszy zasób naszego umysłu. Toteż Mędrzec Pański, zdziwiony zrazu nieporządkiem, jaki ujrzał pod słońcem, nie wykrzyknął z bezrozumnym: nie ma Boga, ale owszem, rzekł w sercu swoim: sprawiedliwego i bezbożnika osadzi Pan kiedyś, i wszelkiej rzeczy i sprawie wtedy czas będzie (Eccle. III, 17). Prze­konanie to tkwiło zawsze głęboko, tkwi jeszcze, i tkwić będzie w sumieniu rodzaju ludzkiego. Cała rzesza żydowskich, pogań­skich i nowożytnych epikurejczyków[13], nie potrafi go przytłumić, tym bardziej zatrzeć zupełnie. Powstawali oni, i to jest ich po­tępieniem w oczach każdego prawego człowieka, powstawali oni zawsze w chwilach zepsucia i zbytku, kiedy głos sumienia, wiary, niewygodny, a umysł usłużny ku zgłuszeniu go, plecie baśnie, których wola - niestety! - więcej zawsze skłonna do złego, chętnie słucha. Przeciwnie, ufne w Opatrzność Bożą, nie wyrze­kając ani się gorsząc, żyły i umierały w pokoju, pokolenia wie­rzących po wszystkich czasach. Kmiotek nasz pociesza się, że chwilowym cierpieniem okupuje doczesne swoje przewinienia, że jest Pan, który go nie zawiedzie! Lud jeden w narodzie na­szym, mógłby się lepszym prawem dopytywać dlaczego cierpi; a przecie się nie skarży lub się w cichości skarży Bogu Zbawcy swemu; bo pokorny, nie wmawia w siebie niewinności, wierzy, więc wszystko rozumie. On sądów Twoich nie sądzi, o Panie! ale się sądzi nimi; on słowy swymi wyroki Twoje usprawiedliwia. Błogosław mu o Panie! i bądź pochwalony.

 

II.

Ale cierpienia wasze, o dobrzy bracia, wszystkie prawie po­chodzą z położenia waszego jako Polaków, i te są wam najdo­tkliwsze. Znam ja was za dobrze, abym nie wiedział, że o wszyst­kich innych łatwo byście zapomnieli. Pójdźmy do ogniska cier­pień waszych i szukajmy ich przyczyny.

Bóg sprawiedliwy, co większa miłosierny nawet, a Polska cierpi; trzeba raz odważnie rozebrać dlaczego. Wybaczcie je­żeli z obowiązku mego kapłańskiego, najdrażliwszym nawet uprzedzeniom niemiłą powiem prawdę. Tak mało ją kto głosi bez namiętności! A któż ją wam powie, jeżeli nie kaznodzieja? Nie mogę iść w ślady fałszywych proroków, którzy, jak Izajasz[14] powiada, podkładają poduszeczki pod łokcie, i głaszcząc oszukują lud mój. A i sam sprzedajny Balaam[15] oświadczał się, iż nie może inaczej mówić, jeno jak mu nakazał Pan, Bóg Izraela. Kocham was bracia moi nad wszystko na ziemi, i tę Ojczyznę naszą biedną, tę naszą jedyną; ale zarazem i więcej jeszcze ko­cham Pana mojego na niebie; zanadto mam na sercu usprawie­dliwić Go w sądach Jego, abym i wam sfolgował, choćby mi się serce krajało od boleści.

Bóg sprawiedliwy, miłosierny nawet, a Polska cierpi! Rzecz dziwna, tym bardziej, uważajcie bracia moi, tym bardziej, że dla narodów jest zupełna sankcja doczesna na tej ziemi, bo w wieczności zostanie, jak dziś jest, myśl, którą wyobrażały, któ­rą żyły; w rzeczy, jednostki tylko czas przeżyją. Narody, jako takie, nie będą karane ani nagradzane w przyszłym życiu. A królestwo Boże, chociaż nie jest z tego świata, jest przecie, jak­kolwiek niedoskonałe, i na tym świecie.

Narody i narodowości są dziełem Bożym, powiadacie. Pra­wda, ale nie łudźcie się, aby były same celem swego istnienia. Są tylko środkami w ręku Boga do rozkrzewiania Jego królestwa na ziemi, do wyznawania, bronienia prawdy i sprawiedliwości. Dlatego losy ludu żydowskiego, który wtenczas jedyny stanowił to królestwo Boże na ziemi, jako ciało przynajmniej, są dotych­czas doskonałym wzorem losów doczesnych narodów katoli­ckich, a i naszego, dziwnie jak bardzo. Jak długo stali i chadzali w zakonie, żyli w pokoju i pomyślności. Ile razy wpadali w nie­wiarę i bałwochwalstwo, Bóg posyłał proroków, posłów ze swego ramienia, którzy lud zbuntowany napominali i karcili. Jeśli ich nie słuchano, zabijano, spuszczał Bóg narody dzikie i niewierne, ku przykruszeniu twardych karków Judy i Izraela. Świsnął Pan na Assura[16], a przybywał z północy lud mnogi, skory do rozlewania krwi, a łupu głodny, jak roje pszczół leśnych, jak chmury szarańczy stepowej. I próżno się miotali Żydzi, próżno wołali hardo, że są synami Abrahama[17], próżno wyglądali pomocy z Egiptu, próżno wybiegali na puszczę. Na nic się wszystko zdało, dopóki się nie opamiętali, dopóki nie wyznali: Ty spra­wiedliwy jesteś we wszystkim co przyszło na nas: boś prawdę uczy­nił, a myśmy niezbożnie czynili (Ezdr. IX, 33), dopóki nie pono­wili z Bogiem przymierza. Natenczas odrzucał Pan kij już niepotrzebny, ba! czasem druzgotał, bo straszne powołanie być narzędziem gniewu Bożego. Oto jest treść dziejów. Głęboko a w prostych słowach wyraził jeden z latopisców filozofię historii: dzieje ludzkie, prawi, są dziejami grzechów i chłosty za nie. W ręku Boga jeden naród jest młotem a drugi kowadłem, i nawzajem. Ani się gorszyć trzeba, że równie albo i więcej grzeszne ludy są karcicielami innych; sprawiedliwość Boża jak ludzka, nie używa najświętszych w społeczeństwie ku wypełnianiu swoich wyroków. Przewaga ludów doskonale cnotliwych, nie byłaby karą; raczej nagrodą.

Ostateczne więc Boga w rzeczach ziemskich widoki, nie z je­dnego lub drugiego, ale z ciągu wypadków powinny być oce­niane. Nieraz tajemne rady Boże nierychło w długim życiu narodów zaczynają się rozwijać. I godna uwagi, że najczęściej wypadki, które rodzinę jaką albo lud, w mniemaniu ludzkim, do najwyższego szczytu zdają się wynosić potęgi, lub strącać do przepaści, w końcu przeciwne zupełnie sprowadzają skutki. Przy­kładów nam dostarcza i Pismo Święte w poniżeniu i wywyższe­niu następnym Józefa[18] wraz z ludem jego, i dzieje świeckie w cesarstwie rzymskim i w tylu innych dawniejszych lub no­wożytnych narodach. Ale my postawieni w dole, wąski widno­krąg krótkim obejmując wzrokiem, sądzimy o drogach Opa­trzności jak prosty żołnierz, stojący bezczynnie pod upałem działowym, sądzi o planach swego wodza, który wszystko widzi z daleka i kieruje z góry. „Gdy kiedyś w końcu wieków, mówi Fenelon[19], cały ciąg ludzkich wypadków od początku świata aż do dnia ostatecznego, i tych wypadków zgodność i odpowiedniość z Bożymi myślami, w samymże świetle Bożym ujrzymy, wtedy zdziwieni zawołamy: Panie! Tyś sam mądry, Ty sam sprawiedliwy”. Ale dziś co się tyczy bliskiej nas teraźniejszości, szczególniej co się tyczy wypadków w których samiśmy udział mieli, w skutku których cierpimy, niepewni pomyślnej przy­szłości, skłonni jesteśmy do skarg na Opatrzność. Nieraz z Pio­trem[20], wśród wałów pogrążających łódź naszą, wołamy, że giniemy, kiedy Pan zdaje się zasypiać i krzykiem naszym przebudzony spokojnie odpowiada: ludzie małej wiary, dlaczegoście zwątpili (Mat. VIII, 26, XIV, 31). Kiedy w piątym wieku barbarzyńcy Arianie[21] zalali katolickie Włochy, Hiszpanię, Galię, ludy te gło­śno sarkały na Opatrzność tak, iż Salwian[22], uczony i pobożny ka­płan marsylski, musiał się jąć pióra w Jej obronie. Dziś by, i rychło potem, tego nie potrzebował, bo wiemy, że to chwilowe nieszczęście było powodem opamiętania i przerodzenia tych lu­dów już zepsutych. Grube zbrodnie najeźdźców zbrzydziły im podobne, choć mniej wydatne występki. Niewiara ciemiężców obudziła wiarę w ciemiężonych; ci się odrodzili, i tamci nawró­cili, pierwotnej zbywając dzikości. Zobaczmy tedy dlaczego i my cierpimy i czyśmy już nie zyskali na cierpieniu. Zobaczmy na dziejach ojczystych lepiej nam znanych i żywiej nas obchodzących. Nie sądzę, bym podobnym przeglądem ubliżył świętości tego miejsca, powadze tej mównicy. Prorocy Pańscy, i wielki Apostoł Paweł[23], nakazując potężną dłonią milczenie słuchaczom, podobnie sobie z ludem Bożym poczynali.

Po przyjęciu wiary świętej katolickiej w Polsce rozszerza ją Chrobry[24] poprzedzany świętym Wojciechem[25]; współcześnie rozsze­rzają się granice, współcześnie rośnie ład, prawo, wielkość i po­myślność kraju. Syn gnuśny wraz z narodem odpada w bałwo­chwalstwo, Polska się rozpada. Wraca Kazimierz[26] zwany Mni­chem, pierwszy bodaj wygnaniec Polski, wraca z nowymi Apostołami podnosi Ołtarze, krzewi dobry obyczaj, oświatę; wraca i doczesna pomyślność. Bolesław Śmiały[27], dopóki za młodu słu­chał św. Stanisława[28], przewodzi Rusi, Węgrom, jest sędzią pokoju w Słowiańszczyźnie; za zbrodnię na nim dokonaną spada mu z głowy korona i Polska maleje. Dźwiga ją znowu pobożny i wo­jenny Krzywousty[29], i nawracając Pomorze, szeroko granice za Odrę rozpościera… Widzicie bracia mili, że nie tworzę ani na­kręcam faktów, tylko je wam po prostu przypominam. A po nie­szczęśliwym podziale, za Łokietka[30], potrójnego wychodźcy, poku­tnika pielgrzyma, zewnętrzne odrodzenie i zjednoczenie Ojczy­zny poprzedziło wewnętrzne, jak zawsze musi, jeżeli tamto ma być trwałe i prawdziwe. Przysłani opatrznie z Rzymu kaznodzieje z św. Jackiem[31] i Czesławem[32] i Franciszkanie, nie tylko Polskę oświecili i uświęcili, ale nadto, nawracając odszczepieńców Rusinów a pogańską Litwę, pot apostolski i krew męczeńską hojnie przy tej pracy rozlewając, znaczyli przyszłe granice Polski. Ko­ścioły przez nich stawiane, święte ich zwłoki tam złożone, pierwszymi Polski były w tych krajach warowniami i osadami. Zawsze mnich u nas chodził w przedniej straży. Kwitły współcześnie święte Salomea[33], Jadwiga[34] i Kunegunda[35], wonne lilie, aniołowie po­koju, wśród burzliwych waśni i namiętnego nierozumu. Pokuta ich, modlitwa tylu osób świętych, krew męczeńska 30 000 ryce­rzy pod Legnicą[36], zjednały nam wyraźnie miłosierdzie Pańskie i zewnętrzne powstanie spod obcej przemocy. Poświęcenie szla­chetne ze strony drugiej Jadwigi[37] dla miłości Boga, Kościoła i Ojczyzny, wszystkich uczuć narodowych i domowego szczęścia, nie tylko jej zjednało wieczną nagrodę, ale zjednało doczesną dla Polski, przez połączenie Litwy i przez nią odbitej na Tata­rach Rusi. I krew wylana pod Warną[38] nie była bez zapłaty: wró­ciły pod berło Jagiellońskie Węgry i Czechy odrzucone przez Jagiełłę[39] dla herezji, i krzyżackie Prusy zaludnione i bogate. Bóg sam zjednoczył wielką, największą monarchię słowiańską. I patrzcie, ta wielkość Polski współczesna jest znowu czasom św. Kazimierza[40] i mistrzów jego św. Jana Kantego[41], wielebnego Dłu­gosza[42], Izydora Kijowskiego[43] sprawcy Unii Ruskiej, i tylu innych Świętych; współczesna żarliwości w wierze, czystości w obycza­jach. Skarga[44] wiek XV złotym zowie, i dosyć się go nachwalić nie może. Ten wiek największego zdrowia i potęgi Polski, przy­gotował rozkwit i świetność Zygmuntowskich[45] czasów; uczeni i hetmani XVI wieku wtenczas się porodzili. Bóg nam dał wszystko, czego dziś tylko najśmielsza rozpalona nieszczę­ściem wyobraźnia zapragnąć może, myśmy tylko dzierżyć nie umieli, i samochcąc z rąk upuścili. Przyjęliśmy z oświatą i han­dlem zbytek i zepsucie obyczajów, stąd zobojętnienie dla su­rowej wiary przodków, a chwytanie się nowych, wygodniej­szych wiarek, skrzywienie umysłowych pojęć. Chciwość osobistej wolności, kosztem rzeczy publicznej, wyrodziła się w samo­lubstwo. Współcześnie za naszą niebacznością i nadużyciami podnosi głowę schizma. Nie pozwalamy innym uskromić, owszem dla związków krwi bierzemy pod opiekę ożenionego krzyżaka, usadawiamy ostatecznie protestantyzm[46], i wszystkie klęski stąd dla nas aż do dni dzisiejszych, sobie wyłącznie przypisać winniśmy. W domu rokosze szlacheckie, prote­stantyzm i schizma polityczna. Złe się szerzy za Zygmunta Augusta[47], umiera bezdzietnie ostatni niepowściągliwy Jagiellończyk, jak Piast ostatni umarł, chociaż wiele błędów nagrodził przyjęciem Soboru Trydenckiego[48] i dokończeniem narodowej Unii. Odtąd zaczynają się przepowiednie o nastąpić mającej karze i upadku narodu. Ostrzegam was Bracia mili, że nie przypi­suję im tej samej powagi, jaką mają proroctwa w księgach świę­tych zawarte, ani twierdzę, aby były koniecznie owocem szcze­gólnego Boskiego objawienia. Ale że wszystkie wyszły z ust pobo­żnych, więc dowodzą przynajmniej, że dusza chrześcijańska oświecona wiarą, przy czystym a spokojnym sumieniu dalej i zdrowiej widzi w samejże przyszłości doczesnej, od mędrców tego świata.

Wielki Hozjusz[49], największy człowiek, jakiego Kościół polski wydał, kiedy się dowiedział o utracie Smoleńska wskutek buntu Glińskiego[50], rzekł z żalem: „Liście to dopiero zaczynają padać, przyjdzie kolej na gałęzie i na sam pień drzewa”. Nie powtórzę dla braku czasu, znanych wam zresztą wyroczni Skargi, następcy Hozjusza, jak dosłownie opisał poniżenie, rozprosze­nie i tułactwo nasze. Wielcy ci dwaj ludzie i ich następcy wstrzymali protestantyzm religijny, ale przeszedł on w pojęcia, w życie publiczne i obyczaje. Restauracja Batorego[51] i Wazów[52], a bardziej wysiłki ich ku temu, przedłużyły życie, ale nie uleczyły z gruntu choroby w skutku złej woli narodu. A i to jakiekolwiek polepszenie, wskrzeszenie Unii na Rusi, świętość Stanisława Kostki[53] i męczeństwo błogosławionego Józafata[54], krew rycerską przelaną pod Chocimiem[55], natychmiast Opatrzność nagrodziła. Ochroniliśmy raz Moskwę dla miłości Boga i Kościoła, dał nam Bóg ją kilka razy jeszcze w ręce, i dał więcej, cała północ i wschód Europy w naszej znalazły się dłoni; winna Opatrzności żeśmy trzymać nie umieli? Znane wam nareszcie słowa Jana Kazimierza[56], mnicha, kardynała i króla, jak nawet oznaczył czę­ści ziemi, którą każde z trzech mocarstw sąsiednich zagarnie. Ale wszyscy ci byli ludźmi światłymi i Polakami, wierzyli Ewan­gelii i rozumowi, że każde królestwo rozdwojone upadnie, a nie ślepocie szlacheckiej, która utrzymywała, że Polska stoi nierzą­dem. Przytoczę więc współczesną przepowiednię cudzoziemca, prostaczka, który ledwo czytać i pisać umiał. Było to w r. 1655, kiedy Litwa i Ruś zalane zostały po Grodno i Lwów przez Mo­skwę i kozactwo, a reszta Polski zajęta przez Szwedów. Król schronić się musiał na Śląsk. Królowa ciesząc męża i Polaków, powtarzała: „Zasmucić, a nie zatracić Bóg Polskę dopuścił”. Ale zarazem pisała do Francji do św. Wincentego a Paulo[57] i innych świętych, prosząc o modlitwy. Między tymi był i braciszek Augustiański, mieszkał przy kościele[1], gdzie się tak często i dziś za was modlą, a gdzie wy może nie chodzicie. Zamknął się on w tym celu na ćwiczenia duchowne, a miał zwyczaj spisywać natchnienia, jakie z nieba odbierał. Między nimi znajdują się te dziwne słowa godne Izajasza, które wypisałem z jego żywota, wydanego na początku przeszłego wieku: „O! Polsko, jak twoje grzechy są wielkie! o Polsko, nie mów, że ten albo ów przez swoje rady podniecił mi tę wojnę[2]; mów, że to grzechy twoje, o ludu całkiem pogrążony w obżarstwie i rozpuście! O jak prawda mało się wciska do pałaców panów! O grzechy królów, które sprowadzacie tyle złorzeczenia na ludy wasze! Gdzież są Ludwiki, Amadeusze, Karole, którzy nie przedsiębrali ni­czego, nie poradziwszy się Boga w modlitwie? Królowie ziemscy, nie igrajcie sobie z Bogiem! Polsko, ty sądziłaś, że małe muszki nie odważą się rzucić na ciebie, a te muszki (chociażeś lwem) wyruszają cię z twej kniei”. Król tegoż roku czyni ślub i oddaje się z całym narodem pod opiekę N. Panny, obierając ją za Polski Królową. Wyznaje, że grzechy możnych i uciemięże­nie ludu (ten grzech od tylu wieków wołający o pomstę do nieba, o który tyle razy strofowali papieże bezskutecznie) sprowadziły na naród zasłużone kary, obiecuje wreszcie swoim i następców imieniem starać się o poprawę. Bóg-ci się zmiłował, kazał się cofnąć wszystkim wojskom najeźdźców, „zasmucić istotnie a nie zatracić Polskę dopuścił”. Ale czy się Polska poprawiła, czy ślubów dotrzymała? Czy owszem zbytek i bezprawia możnych nie rosły z ciemiężeniem biednych? Wewnątrz już ani myśleć nawet o politycznej poprawie; na zewnątrz trzeba było przyjść do płacenia haraczu sułtanom, aby się duch dawny raz jeszcze ocucił, a Polska zaświeciwszy szeroko na świat cały pod Wie­dniem, owinięta w tę świętą szatę, snem ciężkim zasnęła na dłu­gie czasy niesławy i nieszczęścia. Miejsce Sobieskiego zajął na­tychmiast Piotr[58], zwany Wielkim. Polska przy wszystkim złem nic już dobrego nie robiła, a raczej nic nie robiła. Bóg ze złych nawet działań wielu narodów umie w mądrości swojej wyciągnąć dobre, ale kiedy który przychodzi do zupełnej odrętwiałości, ja­kież może mieć prawo do istnienia? A nie możemy się skarżyć, aby Opatrzność nie zostawiła nam czasu do opamiętania się i poprawy. Nie brakło i napomnień. Wołał z zagranicy mądry do­świadczeniem Leszczyński[59], wołali później w domu wielcy biskupi Sołtyk[60] i Żałuski[61], wołał i święty Berdyczewski[62] Karmelita. Była wprawdzie myśl poprawy, ale prosto zewnętrzna, polityczna, ziemska, bez polepszenia wewnętrznego w sercu, w obyczajach, w obliczu Boga, który śledzi nerki i biodra. I kiedy większa część narodu trzymała się wiary katolickiej, ale przy niej chciała utrzymać wszystkie niekatolickie narosłości, przesądy i nadużycia, słowem kanonizować całą złą swoją szlachetczyznę, strona reformatorska znosiła część nadużyć, w imię państwa i ziemskiej filantropii, a otwierała wrota nowym, w zmienionym tylko kształcie. W takim usposobieniu narodu, i kiedy Bóg spełnił groźbę swoją dając mu za karę niemądrego króla, zaczęła się pierwsza wojna o niepodległość, i z pomienionych powodów upadła. Przynajmniej Barscy[63] rycerze postawili walkę narodową na stanowisku wiary i Kościoła; wołali, że wolność przenoszą nad życie, ale wiarę nad samą wolność. Wkrótce jednak i to stanowisko, w sobie zawsze jedno, niezrozumiałe się stało i skrzy­wione, pod wpływem wyobrażeń i wypadków francuskich. Wzięto się do nauk, do przemysłu; prawodawcy wielkiego sejmu piękne pisali prawa, chcieli się papierem skwitować ze sprawiedliwością Bożą; ale jakie spędzali noce? Współcześnie więcej było rozwodów w jednej Warszawie, niż w reszcie kato­lickiego świata. Szczyciliśmy się nędzni, że stolicę naszą nazy­wano małym Paryżem, kiedy wielki był wielkim domem nierządu serca i umysłów. Do podłej i dziecinnej sprzedajności, niezgody, przybyła naśladowana z Francji nienawiść a przynajmniej obo­jętność ku religii, targanie się na kościoły i osoby duchowne, jakkolwiek zresztą może winne; i sami sprawę naszą tak czystą ochrzciliśmy imieniem rewolucji zachodnich, i potem skarżymy się, że nas Kościół ma w podejrzeniu. Kara Boża posuwała się jednak zwolna, cząstkowymi rozbiorami, jak wylew wody dla dania jeszcze czasu. W końcu „powiedział Pan słowo w Izraelu, aby zadzwoniło w uszach wszystkich”, i w krwi, dymie i po­żarze Pragi, znikła Polska z oblicza narodów.

Nie nauczyły nas dawniejsze emigracje obronić się i zacho­wać od upadku, zaczęto inne, aby się nauczyć i stać godnymi odzyskania wolności. Czy się lepiej udały? Daleka ode mnie uwła­czać poświęceniu i wielkim czynom rycerskim i zasługom oby­watelskim tych mężów, pojmuję, ile ich uniewinnia zły wiek, w którym się zrodzili; ale cóż, kiedy te same zasługi, często rozwiedzione z pobożnością, tym większą zadały klęskę młodym pokoleniom, nawykłym religijną czcią otaczać zasłużonych oj­czyźnie mężów. O! pamiętam dobrze jak nieskromne słowa nie­wiary, spod zarosłej spływające wargi, nagłą a śmiertelną tru­cizną wsiąkały w serca nasze i rozczarowywały młodzieńczą świeżość duszy. Chcieli byście i teraz wrócić nienawróceni, podobną oddać usługę młodemu pokoleniu, aż nadto już od najeźdźców psutemu? Na co były obrócone piętnaście lat pokoju? Na rozszerzanie nędznych płodów zeszłego wieku, na pokątne związki, które schlebiają miłości własnej, a nie wymagają we­wnętrznej poprawy ani cichego, skromnego, stałego poświęce­nia; gdzie każdy myśli o wszystkim a nie robi dobrego koło siebie, ku któremu dość się schylić, aby je podnieść.

Mieliśmy kościoły pod bokiem, aleśmy chodzili do nich naj­częściej dla zgorszenia i urągania się pobożności ludu. Mieliśmy szkoły i uniwersytety, ale nauka pozbawiona balsamu religii rozkładała się i psuła, i szliśmy wielkim krokiem do największej ciemnoty jaka być może, do ciemnoty fałszywej, próżnej, dumnej umiejętności. Tak się sposobiły przyszłe pokolenia, w oczach których pobożność była bez wyjątku niemylnym dowodem nierozumu i pokrytości. Cała opozycja była zewnętrznie narodowa i wyłącznie świecka na ostatnim jeszcze sejmie; kiedy sam rząd schizmatycki chciał zabezpieczyć śluby kościelne i pohamować rozwody, piętnaście tylko głosów świeckich w obu razem izbach poparło prawa Kościoła. W takim usposobieniu, z takim zdro­wiem i gotowością wewnętrzną zaczęliśmy walkę o niepodle­głość. Mogliśmy zapewne liczyć na łaskę Bożą i błogosławieństwo Kościoła! Jakaś tradycyjna poezja, jakaś wodnista religijność, wkrótce wywietrzała, zamierzchła. Nie rozumiał nas lud nucący sobie wśród grzmotu dział hymny Dawidowe, a myśmy aż w obo­zach ścigali jego wiarę. A jednak dla tego ludu może, dla małej liczby sług swoich, Bóg nam dał raz jeszcze w ręce losy Ojczyzny naszej, sami to dziś przyznajecie. I znowu wskutek nieuleczonych grzechów narodu upuściliście je z ręki. Opatrzność temuż win­na? Okryła nas ona jak czuła matka miłe zawsze, bo swoje, choć grzeszne dzieci, piękną sukienką niezasłużonej chwały na przy­kre lata tułactwa. A wy zamiast okrycia nią nagości naszej, za­miast słusznego pokajania się, wzbici w dumę poklaskiem nierozumnej tłuszczy, samiście ją poszarpali i wzajemną oszpecali potwarzą. I nie spędzajcie jedni na drugich, starzy na młodych, podwładni na dowódców, boście, bośmy raczej wszyscy winni; ci co nie mieli czasu wydobyć się na wierzch w kraju, pokazali za granicą, jakim by byli szli torem. Z jakimi złączyliście się tu ludźmi? Jakie pokochaliście księgi? Jakieście wyznawali, rozszerzali zasady? Na czym zużyliście świeżość dusz waszych, na czym siły waszego ciała? O! bodajby tylko wskutek nędzy i cierpie­nia. Ilu sobie samobójstwem dni przyśpieszyło, iluż z bratniej poległo ręki? O, dziękujcie Bogu, że was na ten czas gorączki wysłał bezbronnych z kraju! Niepodobna byście sami tego dziś nie czuli. Tu zużyliście wiele piór, zmęczyliście prasy, ale w kraju byłaby się lała krew bratnia, bratnie by się kruszyły oręża.

I w końcu oddalibyście byli wielką pustynię w posiadanie najeźdźcy, i zapewne na zawsze… Ucisk obcy podnosi, skupia, czyści; ale wojna domowa kazi charakter narodowy, rozdwaja umysły, kala serca i wiekuiste nieraz waśnie zasiewa. Macie przykład na zachodniej Europie, gdzie jakoby po kilka narodów w jednym, Bóg wie sam jak na długo, i Bóg wie tylko, ile się je­szcze krwi rozleje, nim się zupełnie wewnętrznie zjednoczą. O! nie zazdrośćcie im pozornej pomyślności, porównując się z nimi w grzechach i karaniu. Miały one swoje dni żałoby i jeszcze mieć mogą. A potem, mniej trzeba sił do stania kto stoi jeszcze, niż do podniesienia się temu, kto już raz wskutek osła­bienia upadł. Zdrowy może długo bezkarnie nadużywać zdro­wia; schorzałemu lada rzecz szkodzi i na powrót rzuca na łoże boleści. I zwykle, kiedy naród jaki Bóg karze, karze tak długo, aż oczyszczonego cierpieniem może postawić na świeczniku, aby świecił na okoliczne kraje i służył ku zbudowaniu wielu.

Dzięki wrogom naszym, sprawa nasza sekularyzowana, że tak rzeknę, od wieku, znowu się przykleiła do niepożytej sprawy Boga i Kościoła: a wy nie chcecie tego pojąć i przyjąć, nie chce­cie pokutować, nie chcecie stać się wyznawcami wiary, pod­nieść tułactwo wasze do godności męczeństwa i skarżycie się potem na Opatrzność!

Ale powiecie, że się poprawiacie. Tak jest po części, dzięki Bogu. Widzę oznaki życia, choć ich najmniej w sferze czysto religijnej. Są jednak: ufam, że zasmucić tylko, nie zatracić naród nasz Bóg dopuścił. To mi dało odwagę do powiedzenia prawd przykrych; inaczej wolałbym płakać w ukryciu. Ta poprawa ja­kakolwiek usprawiedliwia właśnie Opatrzność; są to już błogie owoce cierpienia. Czy ta poprawa jednak już zupełna i powsze­chna, czy przynajmniej dostateczna?… Niestety nie! Nie dziw zatem, że jeszcze cierpimy. Od nas samych zależy skrócenie mąk naszych i narodu. Nie chcę, mówi Pan, śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i żył.

„Prawe są sądy Boże, usprawiedliwione same w sobie”.

Lat temu siedem, mąż od Boga dany[3] wywiesił wpośród was sztandar wiary. On upadł, stargawszy siły na niewdzięcznej pra­cy: zwłoki jego spoczywają w ziemi męczenników, wyglądając zmartwychwstania. Ale przed skonaniem, zsiniałymi już wargi, polecał nam pracę koło waszego zbawienia. Wielu myśl jego opuściło, ale my, da Bóg, nie opuścimy.

W tych dniach obchodzić mamy święto podniesienia krzyża Pańskiego. Otóż ten sztandar, czysto duchowny i wspólny wszys­tkim, to drzewo nagie i skrwawione, zatykamy wam na nowo zaklinając na wszystkie świętości, abyście przy nim skupili się i wytrwali. Znajdziecie wszędzie więcej wymowy, więcej wy­stawy w służbie Bożej, ale nigdzie nie znajdziecie tej myśli reli­gijnej zarazem i narodowej. Gdzie indziej uczęszczając nie dopełnicie powołania waszego katolików Polaków, cierpiących zarazem za wiarę i ojczyznę. Nieprzyjaciel zaprzysiągł zgubę Oj­czyzny i Ołtarzy zarazem, zgromadzajcież się aby koło jednego Ołtarza, prosząc o Ojczyznę. Zacznijcie modlić się wspólnie, a wspólnie radzić dobrze rychlej się nauczycie. Jedno west­chnienie wasze, ale wspólne, pocieszy Kościół, zbuduje narody katolickie, zawstydzi potwarców, dojdzie braci w kraju myją­cych łzami podnóża coraz to rzadszych ołtarzy, jęczących po więzieniach, po górach Kaukazu, po sybirskich lodach. Co po słowach! Pokażcie czynem lepiej, czym jesteście, jakiej sprawy i jak bronić myślicie.

Wytrwajcie zatem, wytrwajcie! Możemy i my upaść pod pra­cą, to nic nie znaczy. Wszystkośmy przewidzieli, na wszystkośmy gotowi; nie o nas tu chodzi, nam dusza nasza od każdej z wa­szych by jednej, nie droższa. Nie kocha ten czysto myśli świętej, kto dla jej tryumfu nie gotów rzucić tułowia w przekop, po którym przejdzie inny lepszy lub szczęśliwszy. Jak kiedy się ogień podłoży pod wilgotne drzewo, długo się zająć nie może duszo­ny kłębami dymu, ale w końcu, w końcu nagłym bucha pło­mieniem: tak będzie z nawróceniem polskich pielgrzymów; taka wiara nasza i nadzieja. Pomimo wszystkiego, Bóg wybie­rze sobie co ma być zbawione z Izraela. Tylko wy Bracia! - nie opóźniajcie tej błogiej chwili.

Zbliża się jeszcze tajemnicze dla nas święto, święto siedmiu boleści Najświętszej Panny. Ludu mój, ludu boleści! Wzywam cię słowy kościelnymi „Stójmy podle krzyża z Maryją Matką Jezusową, której duszę przebił miecz boleści”. Stójmy podle krzyża, w tych smutnych dla nas czasach. Wielka mądrość, umieć przetrzymać zwłoki Pańskie. Nie już przyszła pożądana chwila łaski, przeto że nam się cierpieć sprzykrzyło. Nie odcho­dźcie na krok od znaku zbawienia, choćby wokoło wołali, że tu albo tam jest Chrystus. Przyjdzie do was herezja jak żona do Hioba na śmietnisku, mówiąc: złorzecz Panu i umrzyj. Ludu mój, Hiobie ludów! Siedź odważnie podle krzyża na śmietni­sku ojczyzny twojej, i zgartając skorupą przeszłej chwały dzi­siejsze rany twoje, odpowiedz ze sprawiedliwym: widzę żeś niemądra niewiasta, dobre mogliśmy przyjąć, złego dlaczego przyjąć nie mamy? Pan zasmuca, Pan pociesza. Bóg dał, Bóg wziął, Bóg znów dać może.

Przyjdzie i niedowiarstwo, każąc bluźnić ze złym łotrem na krzyżu: jeżeliś Bogiem pomóż nam i sobie. Ludu mój, ty się bij w piersi z pokutującym, dobrym łotrem, świętym jednym z polskich patronów, a oskarżając się serdecznie, usłyszysz sło­wo zbawienia. Do krzyża wszyscy, do krzyża! Czy kto jeszcze nie przyszedł, czy już chciał odchodzić, do krzyża wszyscy, do krzyża! Ludu mój, ludu siedmiu boleści, Hiobie narodów, stój podle krzyża z Maryją, Matką Jezusa, proś, aby się koronowała na nowo cierniową dziś twoją koroną, a będziesz z Hiobem na ziemi jeszcze pocieszony, będziesz z dobrym łotrem w wieczności zbawiony. Co daj Boże. Amen.



[1] Notre-Dame-des-Victoires.

[2] Polacy spędzali istotnie wszystko na Radziejowskiego.

[3] Ś. P. Bogdan Jański, apostoł emigracji, zmarły w Bogu w Rzymie, roku Pańskiego 1840.



[1] Jan III Sobieski (1629-1696) - od 1668 r. hetman wielki koronny, król Polski od 1674 r. Dowódca wojsk polskich pod Podhajcami (1667) i Chocimiem (1673). W marcu 1683 r. zawarł przymierze z cesarzem Leopoldem I zwrócone przeciw Turcji; wywiązując się ze swych traktatowych zobowiązań, na czele armii udał się na odsiecz Wiedniowi,.

[2] Bitwa pod Wiedniem - stoczona 12 września 1683 r. między wojskami polsko-austriacko-niemieckimi, pod dowództwem Jana III Sobieskiego, a armią Imperium osmańskiego pod wodzą wezyra Kara Mustafy; zakończyła się przegraną Turcji, która nie podniosła się już po tym uderzeniu i przestała stanowić zagrożenie dla ówczesnej Europy.

[3] Hiob - postać biblijna ze starotestamentowej Księgi Hioba powstałej ok. V wieku p.n.e. Wiara Hioba została wystawiona na próbę, jednak mimo spadających na niego nieszczęść i wątpliwości pozostał wierny Bogu. Został za to przez Niego nagrodzony przywróceniem i pomnożeniem zdrowia, majątku i potomstwa.

[4] Jeremiasz - prorok, autor biblijnej księgi Jeremiasza, zapowiadający spustoszenie Judy i Jerozolimy. W księdze Jeremiasza zawarte są napomnienia i ostrzeżenia dla Izraelitów, proroctwa upadku państwa i niewoli a także zapowiedzi oswobodzenia z niewoli i ostatecznego zbawienia.

[5] Ezechiel - biblijny prorok; w księdze Ezechiela piętnuje wady Izraelitów i zapowiada kary Boże za grzechy aż do zniszczenia Królestwa Judzkiego włącznie. Jednocześnie księga ta zawiera treści mesjańskie i zapowiedź odrodzenia i nowego przymierza.

[6] Trapiści - inaczej Zakon Cystersów Ściślejszej Obserwancji, zakon katolicki, którego początki biorą się z opactwa cysterskiego La Trappe położonego we Francji. Reguła zakonna opiera się na regule św. Benedykta.

[7] Kartuzi - katolicki zakon męski i żeński o surowej regule, założony w 1084 r. przez św. Brunona z Kolonii.

[8] Św. Augustyn (354-430) - filozof i teolog chrześcijański, biskup Hippony. Ojciec i doktor Kościoła uznawany za najwybitniejszego przedstawiciela patrystyki łacińskiej; autor m.in. traktatu O Trójcy Świętej i słynnych Wyznań.

[9] Tyberiusz (42 p.n.e.- 37 n.e.) - cesarz rzymski; panował w latach 14-37 n.e. Kajsiewicz pisząc o słaniu przez cesarza listów z wyspy, ma na myśli jego pobyt na Capri, gdzie spędził ostatnie lata swego panowania.

[10] Tertulian (ok. 160-230) - rzymski teolog, pisarz starochrześcijański, po nawróceniu w 197 r. żarliwy obrońca wiary, przeciwstawiał się łączeniu nauki chrześcijańskiej z grecką filozofią; autor dzieła De Carne Christi. Głosił, że prawda chrześcijańska jest jedyną potrzebną i osiągalną prawdą, a dostęp do niej uzyskujemy nie rozumem, ale wiarą.

[11] Dawid (ok. 1040– ok. 970 p.n.e.) - biblijny król Izraela od ok. 1010 p.n.e. Jako poeta jest współautorem Księgi Psalmów. Był głęboko religijny, jednak mimo tego dopuścił się grzechu cudzołóstwa z żoną swojego żołnierza Batszebą. Dzięki prorokowi Natanowi zrozumiał swój błąd, ukorzył się przed Bogiem i błagał o przebaczenie.

[12] Św. Bernard z Corleone (1605-1667) - kapucyn; od młodości cechowała go ogromna wrażliwość na ludzkie ubóstwo; będąc w zakonie obrał drogę nieustającej modlitwy i surowej pokuty; beatyfikowany przez papieża Klemensa XIII w 1768 r.

[13] Epikurejczycy - uczniowie szkół epikurejskich (od 306 p.n.e. do IV w. n.e.), zwolennicy i kontynuatorzy Epikura. W swoich rozważaniach podejmowali głównie problemy etyczne, uznając, że podstawowym zagadnieniem filozoficznym jest szczęście. Główni przedstawiciele m.in.: Hermachos z Mityleny, Zenon z Sydonu, Lukrecjusz.

[14] Izajasz (ok. 765-701 p.n.e.) - jeden z biblijnych proroków; jego proroctwa zawarte są w Księdze Izajasza.

[15] Balaam - biblijny prorok z Mezopotamii. Król Moabu poprosił go, by przeklął Izraelitów w czasie ich wędrówki przez pustynię.

[16] Prawdopodobnie chodzi o Assuraresza-iszi I (lub Aszurresziszi I), króla Asyrii w latach 1133-1116 p.n.e., walczącego z napływającymi plemionami Aramejczyków.

[17] Abraham - hebrajski patriarcha, uznawany za ojca narodów wyznających judaizm, chrześcijaństwo oraz islam (Abraham znaczy „ojciec wielu narodów”); wcześniej zwany Abramem.

[18] Józef Egipski - patriarcha biblijny; ukochany syn Jakuba i Racheli, sprzedany przez zazdrosnych braci w niewolę Izraelitom, którzy następnie oddali go do Egiptu; obdarzony szczególnym darem interpretowania snów wyjaśnił sny faraona, za co został ustanowiony zarządcą całego Egiptu.

[19] François Fénelon (właśc. François de Salignac de la Mothe, 1651- 1715) - francuski teolog, poeta i pisarz; krytyk francuskiej monarchii absolutnej; autor dzieł takich jak Przygody Telemacha i Doskonałości chrześcijaństwa; od 1695 r. arcybiskup Cambrai; potępiony przez papieża Innocentego III za sympatie kwietystyczne i skazany przez Ludwika XIV na banicję.

[20] Szymon Piotr (pontyfikat: 30? - ok. 67) - apostoł, uczeń Jezusa, wcześniej rybak z Kafarnaum; uważany przez Kościół rzymskokatolicki za pierwszego papieża; zginął śmiercią męczeńską; święty katolicki i prawosławny.

[21] Arianie - heretycy pochodzący od Ariusza, kapłana chrześcijańskiego Kościoła Aleksandrii, który kwestionował równość Osób Trójcy Świętej oraz boską naturę Jezusa Chrystusa; arianizm został potępiony przez Sobór Nicejski w 325 r.

[22] Salwian z Marsylii (ok. 400- 469, 470) - wczesnochrześcijański pisarz; zakonnik w klasztorze Świętego Wiktora; do naszych czasów przechowały się jedynie dwa jego dzieła: Do Kościoła, czyli przeciw chciwości, O rządach Bożych oraz dziewięć listów.

[23] Św. Paweł z Tarsu (Szaweł, Saul, Szaul, ok. 5-10 - 64-67) - święty chrześcijański; początkowo był prześladowcą chrześcijan, ale pod wpływem widzenia w drodze do Damaszku nawrócił się, przyjął chrzest i rozpoczął działalność misyjną.

[24] Bolesław I Chrobry (967-1025) - pierwszy koronowany król Polski (1025) z dynastii Piastów; syn księcia Polski Mieszka I i czeskiej księżniczki Dobrawy; jako książę rządy objął w 992 r. Popierał akcje misyjne św. Wojciecha, biskupa praskiego. W 1000 r. dzięki jego staraniom doszło do powstania metropolii gnieźnieńskiej i trzech biskupstw - kołobrzeskiego, krakowskiego, wrocławskiego.

[25] Św. Wojciech (956-997) - biskup praski i męczennik, patron Polski; zginął śmiercią męczeńską podczas podróży misyjnej do pogańskich Prus.

[26] Chodzi o Kazimierza I Odnowiciela (1016-1058) - władcę Polski w latach 1039-1058. W 1034 r. został wygnany z kraju, który podczas jego nieobecności pogrążył się w kryzysie i rozpadł na mniejsze części. Do Polski wrócił w 1039 r. i przystąpił do jednoczenia ziem.

[27] Bolesław II Szczodry (Śmiały) (ok. 1042-1081 lub 1082) - książę Polski w latach 1058-1076, król Polski  1076-1079. Pierworodny syn Kazimierza Odnowiciela. Popadł w konflikt z biskupem krakowskim Stanisławem, w wyniku którego skazał go na śmierć. Na skutek buntu możnowładców w 1079 r. udał się na Węgry.

[28] Św. Stanisław ze Szczepanowa (ok. 1030-1079) - biskup krakowski, męczennik, patron Polski. Wszedł w spór z królem Bolesławem Śmiałym, za co został skazany na karę śmierci.

[29] Bolesław III Krzywousty (1085-1138) - książę Polski od 1102 r.; podbił Pomorze Gdańskie oraz podporządkował sobie Pomorze Zachodnie; po jego śmierci, w wyniku testamentu, w którym podzielił Polskę między swoich synów, nastąpił okres rozbicia dzielnicowego.

[30] Władysław I Łokietek (1260-1333) - król Polski od 1320 r., wcześniej książę łęczycki i kujawski. Jego celem było zespolenie ziem polskich po okresie rozbicia dzielnicowego. Efektem tych wysiłków było zjednoczenie w ramach królestwa polskiego ziem: krakowskiej, sandomierskiej, łęczyckiej, sieradzkiej oraz Kujaw.

[31] Św. Jacek (ok. 1200-1257) - dominikanin, pochodził z możnego rodu Odrowążów, studiował we Włoszech, gdzie zetknął się z Dominikiem Guzmanem, założycielem Zakonu Kaznodziejskiego; związany z klasztorem Świętej Trójcy w Krakowie, zakładał nowe klasztory, m.in. w Pradze, Wrocławiu, Kamieniu Pomorskim, Gdańsku, Płocku, Sandomierzu, oraz na terenach Prus i dzisiejszej Ukrainy. Kanonizowany w 1594 r. przez papieża Klemensa VIII.

[32] Prawdopodobnie chodzi o błogosławionego Czesława (ok.1175/80-1242) - dominikanina, który pochodził z rodu Odrowążów. Był bratem św. Jacka, założył w Pradze klasztor. W 1226 r. został przeorem we Wrocławiu, a w latach 1233-36 pełnił funkcję prowincjała. Odegrał ważną rolę w czasie mongolskich najazdów na to miasto, organizując obronę i podtrzymując na duchu stawiających opór mieszkańców. Beatyfikowany w 1713, od 1963 patron Wrocławia.

[33] Prawdopodobnie chodzi o błogosławioną Salomeę (1211 lub 1212-1268) - księżniczkę polską, żonę króla Rusi Halickiej. Po śmierci męża wstąpiła do zakonu klarysek w Sandomierzu. Dzięki jej staraniom, jej brat Bolesław V Wstydliwy ufundował klasztor tego zgromadzenia w Zawichoście, przeniesiony następnie do Grodziska. Z jej inicjatywy założono także miasto Skała. Beatyfikowana w 1672 r.

[34] Święta Jadwiga Śląska (ok. 1178-1243) - patronka Polski i Śląska. Żona śląskiego Piasta Henryka Brodatego, opiekunka ludu śląskiego, patronka pojednania i twórczej współpracy między narodami; zajmowała się chorymi, wspierała biednych i odwiedzała więźniów. Z jej inicjatywy powstał w Trzebnicy klasztor sióstr cysterek. Kanonizowana w 1267 r.

[35] Święta Kunegunda, Kinga (1234- 1292) - córka króla Węgier, żona księcia Bolesława Wstydliwego, za czasów Kingi rozwinęło się wydobywanie soli, prawdopodobnie za sprawą sprowadzonych przez nią doświadczonych górników z Węgier. Założyła w Starym Sączu klasztor klarysek, do którego wstąpiła po śmierci męża. Beatyfikowana w 1690 r., kanonizowana w 1999 r. przez Jana Pawła II. W 1715 r. została ogłoszona przez Benedykta XIII patronką Polski i Litwy. Uznawana także za opiekunkę ubogich i górników solnych.

[36] Bitwa pod Legnicą – rozegrała się 9 kwietnia 1241 r. między rycerstwem polskim pod dowództwem księcia śląskiego Henryka Pobożnego a Mongołami. Zakończyła się klęską wojsk chrześcijańskich; w bitwie zginął Henryk Pobożny.

[37] Chodzi o Św. Jadwigę Andegaweńską (1374-1399) - żonę Władysława Jagiełły, koronowaną na króla Polski w 1384 r. Zmarła tuz po urodzeniu córki, na gorączkę połogową, zostawiając w spadku swoje klejnoty i kosztowności Akademii Krakowskiej. Beatyfikowana w 1987 r., a w 1997 r. ogłoszona świętą przez Jana Pawła II.

[38] Bitwa pod Warną - rozegrała się 10 listopada 1444 r. między oddziałami koalicji antytureckiej dowodzonej przez króla polskiego i węgierskiego Władysława Warneńczyka oraz Jana Hunyadiego (wojewodę siedmiogrodzkiego), a wojskami tureckimi pod dowództwem sułtana Murada II. Bitwa zakończyła się zwycięstwem Imperium Osmańskiego, śmierć w jej trakcie poniósł Władysław Warneńczyk.

[39] Władysław II Jagiełło (ok. 1351- 1434) - wielki książę litewski w latach 1377-1381 i 1382-1401, król Polski od 1386 r. Protoplasta dynastii Jagiellonów, mąż Jadwigi Andegaweńskiej. W 1410 r. pobił w wielkiej bitwie pod Grunwaldem armię krzyżacką, która po tej porażce zaczęła chylić się ku upadkowi.

[40] Św. Kazimierz Jagiellończyk (1458-1484) - królewicz, syn króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki. Traktowany jako następca tronu w królestwie, nie zdążył jednak objąć władzy – zachorował na gruźlicę i zmarł. Patron Polski i Litwy.

[41] Św. Jan Kanty (1390-1473) - wykładowca i dziekan Wydziału Filozoficznego Akademii Krakowskiej, teolog; słynął z wielkich dzieł miłosierdzia i krzewienia kultu eucharystycznego.

[42] Jan Długosz (1415-1480) - kanonik krakowski, historyk, sekretarz Zbigniewa Oleśnickiego, autor łacińskiej kroniki dziejów Polski w dwunastu księgach; wychowawca synów Kazimierza Jagiellończyka.

[43] Izydor Kijowski (ok. 1385-1463) - prawosławny duchowny, kardynał Kijowa i Wszechrusi. Opowiadał się za podporządkowaniem się Rzymowi w celu otrzymania pomocy militarnej dla Konstantynopola przeciwko Imperium Osmańskiemu. Uznany przez prawosławny synod za heretyka i usunięty ze stanowiska metropolity. Służąc w Konstantynopolu jako legat papieski ogłosił w 1452 r. unię Kościoła grecko-prawosławnego z rzymsko-katolickim.

[44] Piotr Skarga (1536-1612) - ksiądz, jezuita, pisarz; nadworny kaznodzieja Zygmunta III Wazy, pierwszy rektor Akademii Wileńskiej (1579-1584), jeden z głównych przedstawicieli kontrreformacji w Polsce. Zwolennik wzmocnienia władzy królewskiej w Polsce. Autor słynnych Kazań Sejmowych, poświęconych zagadnieniom związanym ze sprawowaniem władzy w państwie. 

[45] Chodzi o panowanie Zygmunta I Starego (1506-1548) i jego syna Zygmunta II Augusta (1548-1572).

[46] Protestantyzm – jeden z odłamów religii chrześcijańskiej, w którego skład wchodzą wyznania religijne powstałe głównie na fali reformacji takie jak np: luteranizm, kalwinizm, baptyści, zielonoświątkowcy. Wszystkie te Kościoły łączy pięć zasad protestantyzmu, którą jest m.in. zasada powszechnego kapłaństwa wszystkich wierzących.

[47] Zygmunt II August (1520-1572) - syn króla Zygmunta I Starego, ostatni z dynastii Jagiellonów; Wielki Książę Litewski i król Polski, a następnie władca Rzeczypospolitej Obojga Narodów; w 1569 r. doprowadził do unii polsko-litewskiej w Lublinie.

[48] Sobór trydencki - sobór powszechny Kościoła katolickiego, który odbył się w latach 1545-1563 w mieście Trydent. Na soborze postanowiono m.in. tworzyć seminaria duchowne, potwierdzono znaczenie wszystkich siedmiu sakramentów, wprowadzono księgi metrykalne, ujednolicono liturgię, potępiono nauczanie Lutra, podtrzymano koncepcję wolnej woli, zdolnej samodzielnie wybrać dobro.

[49] Stanisław Hozjusz (1504-1579) - kardynał, wybitny teolog katolicki, jeden z czołowych uczestników soboru trydenckiego, zwolennik katolickiej ortodoksji; w 1564 r. sprowadził do Braniewa jezuitów.

[50] Michał Gliński (ok. 1470-1534) - marszałek nadworny litewski. Naczelny wódz w bitwie pod Kleckiem w 1506 r., podczas której odparty został najazd Tatarów.

[51] Stefan Batory (1533-1586) - książę siedmiogrodzki od 1571 r., elekcyjny król Polski od 1576 r. Założyciel Akademii Wileńskiej. Doprowadził do odzyskania przez Polskę Inflant od Rosji, tocząc z nią zwycięskie wojny w latach 1578-1582. Utworzył Trybunał Koronny (1578) i Trybunał Litewski (1581).

[52] Chodzi o panowanie królów z dynastii Wazów w Polsce: Zygmunta III (1587-1632) i jego syna Władysława IV (1632-1648)i Jana Kazimierza (1648-1668).

[53] Św. Stanisław Kostka (1550-1568) - jezuita, patron polskiej młodzieży; do zakonu jezuitów wstąpił mimo sprzeciwu rodziców w 1567 r., wkrótce potem zachorował na malarię i zmarł.

[54] Chodzi o św. Jozefata Kuncewicza (1580-1623) - bazylianina, greckokatolickiego arcybiskupa połockiego, umęczonego w Witebsku z rozkazu biskupa prawosławnego Meleriusza Smotryckiego.

[55] Chodzi o bitwę pod Chocimiem, rozegraną w 1621 r. pomiędzy armią polsko-litewską dowodzoną przez hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, a armią turecką pod dowództwem sułtana Osmana II, która zakończyła się zwycięstwem wojsk polskich.

[56] Jan III Kazimierz Waza (1609-1672) - król Polski w latach 1648-1668, syn Zygmunta III Wazy, toczył liczne wojny m.in. z Szwecją (potop szwedzki), Moskwą, Kozakami (powstanie kozackie na Ukrainie). Po abdykacji w 1668 r. wyjechał do Francji.

[57] Św. Wincenty a Paulo (1581-1660) - francuski ksiądz katolicki, założyciel m.in. zgromadzenia lazarystów, patron dzieł miłosierdzia.

[58] Piotr I Wielki (1672-1725) – car Rosji, uważany za największego reformatora w jej historii. W czasie jego panowania została m.in. zmodernizowana armia, wzmocniona władza centralna oraz zbudowana flota. Po zwycięstwach nad Szwecją w wojnie północnej w 1721 r. przyjął tytuł Imperatora Wszechrosji, a jego państwo - miano Cesarstwa Rosyjskiego.

[59] Stanisław Leszczyński (1677-1766) - król Polski (1705-1709 i 1733-1736), cieszący się poparciem Szwedów i Francuzów (jego córka Maria poślubiła króla Francji Ludwika XV); jako pisarz polityczny autor rozprawy Głos wolny wolność ubezpieczający; przeciwnik liberum veto i zwolennik wzmocnienia władzy wykonawczej.

[60] Kajetan Sołtyk herbu Sołtyk (1715-1788) - biskup krakowski od 1759 r. Wróg Familii Czartoryskich; opowiedział się przeciwko kandydaturze Stanisława Augusta Poniatowskiego na króla Polski.

[61] Andrzej Stanisław Załuski (1695-1758) - biskup płocki, biskup łucki, biskup chełmiński, biskup krakowski a także kanclerz wielki koronny (1735-1746). Uważany za jednego z głównych przedstawicieli oświecenia katolickiego w Polsce.

[62] Chodzi o Berdyczów - miasto na Ukrainie, gdzie znajduje się klasztor warowny Karmelitów Bosych z XVII w.

[63] Chodzi o Konfederację barską (1768-1772) - zbrojny związek, jaki w Barze na Podolu utworzyła szlachta polska, celem obrony wiary katolickiej, wolności szlacheckiej oraz niepodległości Rzeczypospolitej. Konfederacja skierowana była przeciwko królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu i popierającej go Rosji.

Najnowsze artykuły