Artykuł
Rozwój form świadomości narodowej w Polsce w XIX i XX w. - najważniejsze problemy oraz zagadnienia badawcze

w: Świadomość narodowa w Polsce i Słowacji w XIX i XX wieku, Narodne Vedomie v Polsku a na Slovensku v XIX a XX storoci, Pod red. S. Bednarka, Wrocław 2003, s. 53–68

 

 

1

Z perspektywy czasu rozwój świadomości narodowej, jaki dokonał się w ciągu ostatnich stuleci, może być uznany za jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy w ogóle czynnik rzutujący na bieg historycznych procesów, przynajmniej w obrębie europejskiego kręgu kulturowego. W końcu XVIII stulecia Europa podzielona była na organizmy państwowe, organizowane na podstawie dynastycznej, rządzone przez wąskie elity. Powtarzające się nazwiska rodzin zasłużonych dla dziejów poszczególnych państw dobitnie ilustrują, jak wąski i jak zamknięty był krąg ludzi współtworzących „kształt „racji stanu” w poszczególnych państwach. Wejście na scenę polityczną szerszych mas ludzkich, dotąd biernych i niemych; zmiany w stosunkach społecznych i gospodarczych, dokonujące się w wielu dziedzinach, często odległych od siebie (stopniowe upowszechnianie prawa wyborczego, powszechna służba wojskowa, rozwój oświaty, zwiększona ruchliwość społeczna, migracje) doprowadziły do spektakularnych zmian na politycznej scenie. Pojęcie „racji stanu” zdemokratyzowało się, przystosowując do pojęć bliższych pragnieniom rosnącej – daleko poza krąg tradycyjnych elit – rzeszy obywateli. Konieczność dostosowania się do tego stanu rzeczy zmieniała styl działalności publicznej, polityczną retorykę, motywacje podejmowanych działań; w końcu zaś doprowadziła i do zmian na politycznej mapie. Zgodnie z lapidarnym sformułowaniem lorda Actona: „Nastały czasy, gdy przyjęto po prostu, że żadnym narodem nie mogą rządzić cudzoziemcy. Władzę legalnie zdobytą i sprawowaną z umiarem uznano na nieważną”[1]. Dzieje ubiegłego stulecia w znacznej mierze zdominowały rozwiązywane kolejno (badź przeciwnie tkwiące w zawieszeniu) kwestie związane z realizacją postulatów narodowych. Taki charakter miała „sprawa” polska, a także grecka, wschodnia (zw. z rozpadem imperium ottomańskiego), włoska, niemiecka. Pierwsza wojna światowa oraz rozpad wielonarodowych imperiów: zarówno państwa Habsburgów w środku Europy, jak i carskiej Rosji, stworzyły dogodne warunki dla rozwiązania zarówno niemożliwej do rozwiązania przez całe XIX stulecie sprawy polskiej, jak i całego szeregu problemów relatywnie mniejszej wagi, bądź po prostu nie przejawiających się jeszcze w formach dostatecznie spektakularnych. Mam tu na myśli problem państw bałtyckich, jak i jugosłowiański, a także czechosłowacki. Te dwa ostatnie warte są przypomnienia z uwagi na przyjęty wariant rozwiązywania sytuacji konfliktowej – poprzez poszukiwanie rozwiązań typu federacyjnego. Nie jest w tym miejscu istotne, jak wyglądała potem praktyka współżycia różnych narodowości pod wspólnym dachem: istotne jest podjęcie próby rozwiązań odbiegających od tego, co wyznaczało powszechnie przyjętą normę. Normą taką bowiem, dominującym modelem rozwiązania problemu narodowego stały się bowiem próby tworzenia suwerennego narodowego państwa: narodowego, to znaczy zdominowanego przez najliczniejszą na danym terenie narodowość. Tak było w Polsce, państwach bałtyckich, na Węgrzech, Bułgarii i Rumunii.

            Jeśli porównać mapę polityczną Europy „wersalskiej”, Europy państw narodowych, a także Europy nam współczesnej, z obrazem tej samej części świata przed ujawnieniem się ruchów narodowych, to różnice są zasadnicze, a kierunek zmian – dokumentujący siłę narodowych ruchów – najzupełniej oczywisty. Przykład zachodniej części kontynentu, gdzie dokonana po wojnie, w znacznym stopniu wymuszona przez nacisk ze strony bloku radzieckiego, integracja struktur ekonomicznych i politycznych w sposób jednoznaczny postrzegana jest jako czynnik sprzyjający rozwojowi gospodarki oraz wzrostowi dobrobytu jest atrakcyjny dla krajów wschodniej części kontynentu – co pociąga za sobą wielorakie konsekwencje dla politycznej świadomości społeczeństw oraz formułowanych przez nie celów działania. Zjawisko to wydaje się dziś na tyle wyraźne, że jego dokumentowanie nie wydaje się potrzebne. Warto jednak zauważyć, że programy budowy państwa narodowego, i to pojmowane często skrajniej niż w dobie „wersalskiej”, gdy święciły najbardziej spektakularne triumfy, zachowały nadal swą siłę przyciągania na obszarach wcześniejszych eksperymentów federacyjnych.

            Rozwój oraz upowszechnienie świadomości narodowej prowadziły także do znaczących zmian w systemie wartości społecznych; poniekąd można go traktować jako przejaw sekularyzacji społeczeństw współczesnych, opierających życie zbiorowe w coraz większym stopniu na zasadach „świeckich”, jeśli nie konkurencyjnych wobec dawnych religijnych, to przynajmniej niezależnych. Jak ujął to trafnie, a obrazowo Michael Howard: „(...) demokracja i nacjonalizm powoływały się na siebie nawzajem. Im większe było poczucie posłannictwa w sprawach państwowych, tym bardziej upatrywano w państwie ucieleśnienie wyjątkowych i wyższych systemów wartości, które powołało ono do życia, tym większe stawało się zobowiązanie, aby go bronić i mu służyć. Poza tym naród stał się źródłem powszechnej lojalności w czasie, gdy moc zorganizowanej religii zdawała się zanikać. Dostarczył on celu, kolorytu, ekscytacji i poczucia godności ludziom, którzy wyrośli już z wieku cudów, a jeszcze nie wkroczyli w epokę gwiazd muzyki popularnej”[2].

            Związek upowszechnienia się poczucia narodowego oraz procesów demokratyzacji społecznej wydaje się kluczem dla oceny znaczenia zjawiska. Był on relatywnie mniej widoczny w czasach, gdy nacjonalizm stał się politycznym oraz propagandowym orężem środowisk prawicowych, przed 1914 rokiem dostrzegano go wszakże dość powszechnie. Ilustracją tego stanu rzeczy była, na gruncie polskim, często cytowana wypowiedź Dmowskiego z 1902 r. – akcentującego związki poczucia narodowego z rozwojem demokracji politycznej oraz samorządu[3] – przede wszystkim jednak podejmowane przez cały wiek XIX poczynania niepodległościowe, od epoki Romantyzmu, aż po działalność PPS i Piłsudskiego. Zasadniczym wątkiem zdecydowanej większości z nich były próby wiązania sprawy narodowej z realizacją programów przebudowy społecznej. Związki tego rodzaju nie wszędzie występowały równie wyraźnie, ogólnie jednak stanowiły prawidłowość szerszą[4] – co niekiedy sprzyjało zwątpieniu w wartość nie tylko nacjonalizmu, ale i idei demokratycznych. Echa tego rodzaju rozterek znaleźć można w przetłumaczonym niedawno na język polski pamflecie na intelektualistów autorstwa Paula Johnsona; bardziej zasadniczy charakter miała analiza XVIII-wiecznych doktryn wolnościowych jako źródła współczesnych ideologii politycznych, dokonana w początkach lat pięćdziesiątych przez Jacoba Leiba Talmona[5]. Sugestywnie w niej zarysowana generalna teza, że oddając głos masom, uwalnia się także uśpione wcześniej demony, wydaje się przekonywająca. Inna sprawa, że trudno byłoby wskazać godne uwagi wnioski praktyczne, jakie mogłyby wynikać z takiej konstatacji. Mam duże wątpliwości co do tego, czy lepszym rozwiązaniem byłoby konsekwentne trzymanie mas w stanie uśpienia, i to abstrahując nawet od realności takiej polityki oraz ogromu represyjnych środków, jakich wymagałaby, gdyby ją konsekwentnie realizować. Najistotniejsze bowiem, że procesy demokratyzacji, w tym i ruchy narodowe, nie zniszczyły żadnego „złotego wieku”, przedstawiającego szczególne, godnie uznania wartości. Był ekskluzywizm elit, dumnych z osiągniętego statusu i zamkniętych przed dopływem z zewnątrz, był ucisk i nędza na skalę trudną dziś do pojęcia, były wreszcie wojny, o zasięgu o wiele większym niż XIX-wieczne konflikty związane z realizacją programów narodowych. Powtarzające się, koalicyjne starcia porównywalne były – z uwagi na mechanizm wybuchu oraz rozszerzania się konfliktu, nie zaś skalę zniszczeń, zależną od technicznych środków walki – z globalnymi kataklizmami naszego stulecia. U ich źródeł leżała rywalizacja państw walczących o przewagę, będąca zjawiskiem niezależnym od ideologii narodowej i o wiele od niej starszym.

2

            Kończąc owe wstępne rozważania, zasygnalizować należy luki w stanie badań nad rozwojem świadomości narodowej, mimo całego szeregu znaczących prac, jakie się ukazały. Spośród przeszkód, limitujących możliwości osiągnięcia tu znaczącego postępu wskazać można i ułomność przekazów źródłowych, informujących raczej o ludzkich zachowaniach, niż przeżyciach wewnętrznych[6], i trudności precyzyjnego określenia pola badawczego, nieuniknione w  sytuacji, gdy podstawowe kategorie i pojęcia – narodu, nacjonalizmu, patriotyzmu itp. – rysują się nieostro, a używane bywają z wielką dowolnością. Nie oznacza to, by brakowało prób klasyfikacji owych pojęć, konstruowania definicji, bądź przynajmniej zestawiania typologii badanych zjawisk, ale osiągane rezultaty są dyskusyjne, bez szans na szerszą akceptację[7]. Brak perspektyw na rychłe przezwyciężenie tego stanu rzeczy. Jak w swoim czasie trafnie wyraził Roman Zimand, kategoria narodu nie należy do „opisu świata”, ale do „świata wartości”[8]. Ten ostatni, rzecz jasna, też można badać, ale wyniki badań w znacznej mierze będą funkcją określonego systemu wartości, tego, w którym tkwi badacz, co rzutować musi na późniejszy obieg wypracowanych przez niego ustaleń.

            Najważniejszą jednak przyczyną sygnalizowanej bezradności nauki są polityczne uwarunkowania problematyki narodowej. Przenikanie się nauki i polityki dokonuje się na tak wielu płaszczyznach, że właściwe nie sposób wskazać zagadnień nie obciążonych tak czy inaczej. Polityczny charakter miały – i nadal mają – spory o sposób definiowania narodowej odrębności. Co o niej decyduje: przynależność państwowa, pochodzenie, język, kultura (w tym także religia); czy raczej identyfikowanie się z określoną społecznością i zdobycie jej akceptacji, a może po prostu deklaracja woli przynależenia tu lub tam (albo tu i tam). W okresie międzywojennym w Polsce na ogół, chociaż z zastrzeżeniami, akcentowano znaczenie więzi językowej[9]. Absolutyzowanie znaczenie więzi etnicznej czy pochodzeniowej może budzić wątpliwości, o ile oznacza przejście do porządku dziennego nad wolą najbardziej zainteresowanych; inne rozwiązania wszakże nie wydają się pozbawione co najmniej równie poważnych wad. Przyjęcie subiektywnych wyznaczników narodowej odrębności, przede wszystkim woli samych zainteresowanych, tworzy preferencje dla społeczności dużych i bogatych. Podobnie, w przypadku konieczności uzyskania jednoznacznych rozstrzygnięć, na przykład dla prowadzenia linii granicznej przez obszar sporny – sprzyja państwom, które administracyjnie panują nad takim obszarem i zachowują możliwości kontrolowania poczynań ludności.

            Polityczny charakter miały i nadal mają pytania o genezę narodu. I tak, w Polsce akcentowanie znaczenia XIX-wiecznych powstań narodowych miało ostrze antyrosyjskie, podczas gdy próby wskazywania na wcześniejszy, średniowieczny jeszcze rodowód – antyniemieckie. Podobna relacja zachodziła w przeciwstawianiu sobie poglądu o związkach Polski z Zachodem z jednej strony, a Słowiańszczyzną z drugiej. Z kolei ocena cech narodowych przywoływana była w związku ze sporami o model władzy: ostentacyjny pesymizm, akcentowany przez historiograficzną szkołę krakowską jako uzasadnienie niewoli podchwycony został przez obóz rządzący w Polsce międzywojennej po przewrocie majowym[10], w latach zaś osiemdziesiątych przypomniał sobie o nim generał Wojciech Jaruzelski. Niewątpliwie akcentowanie wad społeczeństwa jest przydatne jako uzasadnienie dla dyktatury. Nie było też przypadkiem, że jej przeciwnicy, niezależnie od dzielących ich politycznych podziałów skłaniali się raczej ku optymizmowi w tym względzie.

            Polityczne uwarunkowania pytania o zasięg narodowości występują z całą wyrazistością, gdy próbujemy zastanowić się, kogo zaliczyć do narodu polskiego. Doświadczenia okresu po roku 1945, gdy tworzone państwo z założenia miało mieć charakter jednolity narodowo – co wymuszały zarówno powojenne ruchy migracyjne, jak i dokonane spłaszczenie struktury społecznej – nadały pojęciu „jedność narodowa” sens odmienny i bardziej dosłowny niż kiedykolwiek przedtem. Czy mogły pozostać bez skutku na sposób pojmowania przynależności Narodowej? W rozumieniu potocznym Polakiem jest dzisiaj przede wszystkim osoba posługująca się językiem polskim i urodzona z rodziców polskich. Akceptacja tej zasady wydaje się sprzeczna z szerszym dziedzictwem, pozostawionym w spadku zarówno przez Polskę międzywojenną – zdominowaną przez naród polski, ale przecież wieloetniczną – jak i starszą tradycję XIX-wiecznych walk o niepodległość (znaczna część których odbywała się przecież daleko poza obszarem obecnego państwa polskiego), jak i tradycję dawnej, przedrozbiorowej Polski. Prowadzi także, nieraz w sposób zgoła groteskowy, do stawiania na porządku dziennym problem przynależności postaci, które w różnym czasie asymilowały się do kultury polskiej[11]. Zaznaczająca się reakcja na tak jednostronne pojmowanie polskości wydaje się zjawiskiem naturalnym, chociaż często przybiera skrajną formę, przejawiając się w zwiększonym krytycyzmie także wobec tych elementów narodowej tradycji, które dotąd cieszyły się powszechnym uznaniem. Może to na przyszłość zapowiadać ożywczy ferment, ale z równym prawdopodobieństwem może się ograniczyć do destrukcyjnego nihilizmu – destrukcyjnego, gdyż przynoszącego w dłuższej perspektywie czasowej wymierne straty. Trudno tu powstrzymać się od przytoczenia niepokojącej konstatacji socjalisty, Adama Próchnika, trafnie wskazującego (1920), że „w gruncie rzeczy nie ma ukończonych procesów narodowościowych. W istocie jego leży cecha płynności (...). I ta cecha pozostanie zawsze, choćby uświadomienie doszło do szczytu”[12]. Płynność, tak charakterystyczna dla procesów narodowościowych, tłumaczy zarówno zamieszanie terminologiczne, jak i ich powiązanie z nurtującymi epokę intelektualnymi prądami, wreszcie nieuchronne naciski ze strony czynnika politycznego, dostrzegającego tu możliwość skutecznej ingerencji w nastroje społeczne.

3

            Specyfiką procesu formowania się nowoczesnej świadomości narodowej w Polsce było to, że przebiegał on w warunkach przeciwdziałania ze strony państw zainteresowanych w utrzymaniu dominacji nad ziemiami polskimi. Formy tego przeciwdziałania, zmienne w czasie, przedstawiały się w poszczególnych zaborach różnie. Wydaje się, że z perspektywy czasu, mając na uwadze swoisty happy end, jakim było odzyskanie niepodległości w 1918 roku, zbytnio negliżuje się negatywny wpływ tej polityki. Narodowość polska przetrwała, to prawda. Zwiększał się odsetek Polaków świadomych swojej narodowości, kultura polska okazała też swoją żywotność i atrakcyjność, nie tylko dla ludności posługującej się językiem polskim, lecz także – chociaż w stopniu malejącym – dla polonizujących się Żydów oraz Niemców, w mniejszym stopniu także przedstawicieli narodów kresowych. Zasięg tych procesów byłby wszakże większy, gdyby nie rozbiory i utrata państwowości. „Powiedzmy brutalnie – konstatował Czesław Miłosz – gdyby Polska nie przegrała swojej stawki historycznej, spolonizowałaby wszystkie ziemie aż do Dniepru, tak jak Francja rozciągnęła swój język aż do Morza Śródziemnego”[13]. Zapewne, jest w takim stawianiu sprawy duża przesada, ale i świadomość wielorakich korzyści, wynikających ze statusu narodu panującego[14].

            Skutki spadku atrakcyjnej siły polskości zaznaczyły się tym silniej, że przyśpieszenie tempa procesów narodotwórczych przypadło na okres popowstaniowy, kiedy panowanie mocarstw zaborczych nad ziemiami polskimi ustabilizowało się, nosząc cechy sytuacji trwałej, niemożliwej do naruszenia w przewidywalnej perspektywie czasowej. Bankructwo programów irredentystycznych, jak i brak realnych perspektyw pomocy z zewnątrz wytwarzało wokół tzw. „kwestii polskiej” aurę beznadziejności i braku szans – co w oczywisty sposób rzutowało na postawy narodowe. Ogłoszony w początkach lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia głośny manifest bliskiego współpracownika Aleksandra Wielopolskiego, Kazimierza Krzywickiego, propagujący konieczność rezygnacji nie tylko z walki o odzyskanie państwa, ale również z utrzymywania odrębności narodowej, był swoistym znakiem czasu. Podobne postawy z tym większą siłą zaznaczały się tam, gdzie świadomość narodowa była jeszcze niewykrystalizowana, lub też, w środowiskach etnicznie niepolskich, odchodzono od możliwej w innych warunkach opcji na rzecz polskości. Obok ludzi angażujących się w działalność narodową oraz narodowo biernych byli więc i tacy, którzy od polskości odchodzili. Przejawiało się to w różnych formach, od pełnej apostazji po liczne stopnie pośrednie, wyrażające się w godzeniu z obcą „racją stanu”. Obok „niepokornych”, sportretowanych przez Bohdana Cywińskiego istnieli również ci, którzy czekają dopiero na równie kompleksową i wnikliwą zbiorową biografię. Zjawisko to, dostrzegane współcześnie i piętnowane w środowiskach zaangażowanych w działania narodowe, jest relatywnie słabo spenetrowane naukowo, co wydaje się istotnym brakiem. Podobnie badania procesów polszczenia się inteligencji żydowskiej oraz niemieckiej, niem. drobnomieszczaństwa, ludności białoruskiej oraz ukraińskiej są w stadium dość zaczątkowym, gdy idzie o kluczowy zabór rosyjski; lepiej przedstawia się stan wiedzy, gdy idzie o pozostałe dzielnice (wliczając w to także tereny wychodźcze). Pełniejsze poznanie tych procesów umożliwiłoby dopiero udzielenie bardziej precyzyjnej odpowiedzi na pytanie o bilans okresu niewoli. Dzisiaj możemy jedynie powiedzieć, że poniesione straty, acz bolesne i z pewnością wymierne, są trudne do oszacowania.

Odrodzenie państwa po roku 1918 przerwało wcześniejszą politykę wynaradawiania, prowadzoną przez mocarstwa zaborcze, ale nie przekreśliło jej skutków. Polskość cofnęła się. Z trudem odbudowane państwo objęło niespełna połowę obszaru, objętego w XIX stuleciu tzw. „kwestią polską” – co jednak nie uchroniło go od irredenty narodowościowej ze wszelkimi tego konsekwencjami w polityce wewnętrznej i zewnętrznej.

Własne państwo w sposób dość naturalny stabilizowało postawy narodowe, dodatkowym zaś ich wsparciem, w środowiskach etnicznie polskich, wydawały się konflikty, występujące na stykach narodowościowych. Mimo znaczącego postępu w badaniach nad tymi konfliktami, zapoczątkowanych jeszcze przed wojną przez socjologów, jest tutaj ciągle wiele do zrobienia. Kryzys gospodarczy, uruchamiając konflikty narodowościowe i społeczne, ale i przyśpieszający ruchliwość społeczną (także pionową), uruchomił bardzo złożone, zasługujące na pełniejsze poznanie procesy. To samo powiedzieć można o konsekwencjach wykształcenia się autorytarnego modelu władzy po przewrocie majowym. Potrzeba stabilnego przywództwa leżała w logice przemian umasawiającego się społeczeństwa, miała też punkty odniesienia w tradycji romantycznej. „Wielki człowiek – głosił artykuł, publikowany na łamach organu jednego z odłamów ruchu ludowego –, to jakby wielkolud między karzełkami, jakby rosły dąb między marną krzewiną. Jakaż dziwna jest w nim siła, jakby cudownie dana od Ducha Świętego, iskra Boża, z której się rozpalają ognie dla oświecenia i ogrzania całej ziemi. (...) Nam potrzeba takiego człowieka daleko więcej, niż innym szczęśliwszym narodom; bo gdzie obcy zasiewają niezgodę, a jadem służalstwa zatruwają dusze – tam tylko jedna żelazna ręka może skupić wszystkie siły narodowe, z gromady niewolników zrobić karną, mocną społeczność, zdolną do walki i zwycięstwa”[15]. Zaznaczały się przecież, zwłaszcza w latach trzydziestych, także i inne reakcje, wyrażające w irytacji wobec emancypującej się od wpływów opinii społecznej władzy, w skrajnej postaci rzutujące i na stosunek do państwa w ogóle[16]. Ilustracją tego zjawiska były odnotowane m.in. przez Kazimierza Wykę przejawy okazywanej przez ludność wiejską satysfakcji z powodu załamania się państwa bezpośrednio po katastrofie wrześniowej[17].

4

            Wybuch kolejnej wojny światowej uruchomił całą lawinę procesów o wielkiej sile destrukcyjnej, które doprowadziły do całkowitej zmiany podstawowych elementów, składających się na polityczne i społeczne realia. Wyrażając się obrazowo, można powiedzieć o zagładzie dotychczasowego świata: uprawnia do tego skala zmian demograficznych, przekształceń struktur społecznych, na końcu i zmiany terytorialne, tym razem związane z wymianą ludności. Jakkolwiek procesy te są na ogół nieźle rozpoznane, fakt, że nie były analizowane pod kątem wpływu na procesy narodotwórcze ogranicza przydatność dotychczasowych ustaleń, ilustrując, jak wiele jest ciągle do zrobienia[18]. Podobne spostrzeżenie można odnieść także do okresu powojennego oraz zmian, związanych z instalowaniem systemu socjalizmu realnego. Walka z polskością, prowadzona przez cały okres okupacji niemieckiej, ustąpiła miejsca próbom nadawania pojęciu polskości nowej wymowy, różnej od tego, co przynosiła tradycja i – co już sygnalizowano – zdecydowanie mniej atrakcyjnej i na zewnątrz i na wewnątrz. Wydaje się, że jest jeszcze za wcześnie, by kusić się o sporządzenie bilansu tych poczynań; stosowne badania znajdują się dopiero we wczesnej fazie.

Mając na uwadze bardzo ułomny stan naszej wiedzy i traktując to zaledwie jako pewien punkt wyjścia, hipotezę roboczą – można, jak sądzę, zaryzykować kilka konkluzji, które mogłyby oczekiwać na próby weryfikacji w toku bardziej szczegółowych badań, z natury rzeczy interdyscyplinarnych. Nową sytuacją, której skutki możemy obserwować niejako na bieżąco, tworzą symptomy zerwania ciągłości historycznej, czego przejawy śledzić można na wielu płaszczyznach. W życiu politycznym państwa po roku 1989 praktycznie brak struktur, dokumentujących istnienie więzi z przeszłością. Próby reaktywowania historycznych stronnictw, nawiązujących do nurtów ideowych sprzed roku 1939, poniosły spektakularną klęskę. Niechęć do przeszłości, pamięć o której postrzegana jest raczej jako balast, lub swego rodzaju przypadłość ludzi starych, niż element codziennej aktywności i składnik myślenia o sobie i społeczeństwie, nie stanowi zapewne jedynie polskiej specyfiki, niemniej, ujawniana z wielką siłą, rzutuje także na preferencje wyborcze. Swego rodzaju spadkiem po totalitarnych strukturach PRL jest atrofia więzi społecznych i niechęć do działań zbiorowych. W wielu środowiskach podejrzany wydaje się sens działania zbiorowego, społecznego, kojarząc się z etosem lewicowym: prawicowy polegać ma właśnie na indywidualnej przedsiębiorczości i radzeniu sobie. Odmienność tych postaw występuje z wielką wyrazistością, jeśli zestawić je z wzorcami obowiązującymi (lub choćby postulowanymi) przez kataklizmem ostatniej wojny. Sygnalizowano wcześniej zmiany w pojmowaniu charakteru narodowej wspólnoty, pojęcia sprawy polskiej, także jej zasięgu – rzutujące na stosunek do problemów Polonii zagranicznej, generalnie nie budzące w społeczeństwie większego zainteresowania – stanowią także pewne istotne novum.

Upadająca w końcu XVIII wieku Rzeczpospolita była państwem bezwładnym, ale rozległym pod względem obszaru oraz dużym, jeśli brać pod uwagę liczbę ludności. Formułowane w okresie niewoli programy odwoływały się do wizji państwa sprzed roku 1772. Jakkolwiek jego restytucja okazała się nierealna, postulat budowy państwa „wielkiego”, racjonalizowany na swój sposób przekonaniem o niemożności przetrwania organizmu małego i słabego w otoczeniu silniejszych Niemiec i Rosji, był wspólny ogółowi stronnictw, tworzących scenę polityczną Drugiej Rzeczypospolitej. Katastrofa II wojny światowej dość nieuchronnie postawiła znak zapytania nad realnością tego postulatu, ale dopiero rządy komunistyczne radykalnie zredukowały sferę aspiracji zbiorowych. Użycie, a nieraz i nadużycie symboliki narodowej przez kojarzony z obcą dominacją nad Polską system rządów pośrednich nie pozostało zapewne bez skutków na jej postrzeganie oraz miejsce w hierarchii uznawanych wartości społecznych. Przy relatywnie nieźle rozpoznanych procesach końca lat czterdziestych i początku pięćdziesiątych na bardziej szczegółowe badania oczekują lata późniejsze; w tym i stanowiące wstęp do współczesności lata osiemdziesiąte. Wielkie nadzieje i oczekiwania, wiązane z ruchem społecznym „Solidarności” w roku 19180 i 1981 – być może ostatni już refleks polskiego mesjanizmu – załamały się w wyniku podjętych przez komunistyczne państwo represji. Względne otwarcie na Zachód w zderzeniu z krajową szarzyzną i brakiem perspektyw nie tylko kompromitowały system, ale i rzutowały na postawy narodowe. Zjawisko to, sygnalizowane tu zaledwie intuicyjnie, zasługuje w pełni na analityczne badania; podobnie interesujące byłoby określenie wpływu dyktowanej głównie motywami ekonomicznymi, ale i świadomie stymulowanej przez władze emigracji lat osiemdziesiątych na kondycję społeczną; zbiorową dynamikę i stan aspiracji. W końcu wyjeżdżali ludzie młodzi i na ogół nieźle wykształceni. Badania takie nie tylko umożliwiłyby bardziej kompletną odpowiedź na pytania o wpływ PRL na losy narodu, ale i dostarczyłyby znaczących danych dla lepszego poznania stanu współczesnego społeczeństwa, jego obecnych i przyszłych problemów.



[1]           Cyt. za: Ernest Gellner, Narody i nacjonalizm, Warszawa 1991, s. 161.

[2]           M. Howard, Wojna w dziejach Europy, Wrocław 1990, s. 149–150.

[3]           „Idea narodowa w ścisłym tego słowa znaczeniu i ruchy narodowe – pisał – są (...) zjawiskiem bardzo świeżym w dziejach Europy. Interes narodu nie tak dawno zjawia się w polityce na miejsce interesu dynastii, hierarchii świeckiej lub duchownej itd. Jest to skutkiem nieuchronnym demokratyzacji ustroju politycznego i demokratyzacji kultury czyli rozszerzania się jej na wszystkie warstwy społeczeństwa. W miarę, jak źródło organizacji prawno-państwowej przenosi się od panującego do narodu, rządzącego się przez swych przedstawicieli, w miarę, jak pod wpływem postępu oświaty wszyscy członkowie społeczeństwa stają się uczestnikami kulturalno-narodowego życia, jak pod wpływem postępu ekonomiczno-społecznego wzmacnia się spójność i wzajemne uzależnienie od siebie warstw i jednostek, składających naród, cały interes publiczny ześrodkowuje się na narodzie, na tej samoistnej organizacji społecznej, będącej źródłem instytucji politycznych i cywilizacyjnych, twórcą form życia, od których zależy materialny i moralny dobrobyt jednostki. Stąd patriotyzm, na który dawniej składało się z jednej strony na wpół fizjologiczne przywiązanie do ziemi (...), z drugiej zaś wierność królowi i przywiązanie do danej organizacji państwowej, w swej formie nowoczesnej coraz bardziej staje się wyłącznym przywiązaniem do swego społeczenstwa, do jego kultury, do jego ducha, do jego tradycji, zespoleniem się z jego interesami, bez względu na jedność lub rozdział polityczny, a nawet na terytorium. Ten nowoczesny patriotyzm, a raczej nacjonalizm, w szlachetniejszym tego słowa znaczeniu, najdalej jest posunięty w rozwoju tam, gdzie najstarszy jest samorząd polityczny społeczenstwa, mianowicie w Anglii” (R.Skrzycki [R.Dmowski], Myśli nowoczesnego Polaka, „Przegląd Wszechpolski” 1902, nr 5, s.353–354).

[4]           Patrz: Bertrand Russell, Wiek dziewiętnasty, t. II, Warszawa 1936, s. 105–110, 186, 188–209. Por. interesujące rozważania Ernesta Gellnera na temat związków między etosem protestantyzmu a nacjonalizmem: op.cit., s. 55–56. Patrz też: Emile Faguet, Kochaj ojczyznę, Warszawa 1912, s. 98, 100–101.

[5]           J.L. Talmon, The Origins of Totalitarian Democracy, New York 1952, ss.366.

[6]           Roman Wapiński, Tendencje nacjonalistyczne a świadomość historyczna Polaków w dwudziestoleciu 1918–1939, „Edukacja Polityczna”, Vol. 6–7, 1985, s. 201.

[7]           Stanisław Ciesielski, Zbigniew Fras, Krzysztof Kawalec, Teresa Kulak, Naród i narodowość polska lat 1975–1945 w badaniach historycznych, w: Polska–Polacy–mniejszości narodowe, Polska Myśl Polityczna XIX i XX wieku, tom VIII, Wrocław 1992, s.8–9.

[8]           R. Zimand, Uwagi o teorii narodu na marginesie nacjonalistycznej teorii narodu, „Studia Socjalogiczne” 1967, nr 4, s. 32.

[9]           Patrz interesujące rozważania Tadeusza Katelbacha; Pojęcie narodu jako wspólnoty kulturalnej, „Sprawy Narodowościowe”, 1927, nr 3, s.269–276.

[10]         Marian Henryk Serejski, Naród a państwo w polskiej myśli historycznej, Warszawa 1977, s. 278–281.

[11]         Odwrotną stroną tego zjawiska jest odkrywanie „korzeni” poza Polską przez postacie, pochodzące z rodzin o nazwiskach znanych i zasłużonych dla polskiej historii czy kultury.

[12]         Cyt. za: Michał Śliwa, Polska myśl polityczna w I połowie XX wieku, Wrocław 1993, s. 82.

[13]         Cz. Miłosz, Zaczynając od moich ulic, Wrocław 1990, s. 34.

[14]         Patrz: R. Wapiński, Polska i małe ojczyzny Polaków, Wrocław 1994, s. 65–70.

[15]         Z.  Zawisza, Nasz Naczelnik, „Wyzwolenie” nr 9 z 2 III 1919, s. 126–127.

[16]         Patrz charakterystyczna wypowiedź Michała Roga w  Sejmie (Sejm Rzeczpospolitej Polskiej, Okres III, Sprawozdanie  stenograficzne ze 124 posiedzenia w dniu 6 listopada 1934 r., s.  45).

[17]         Kazimierz Wyka, Życie na niby. Pamiętnik po klęsce, Kraków–Wrocław 1984, s. 246–263.

[18]         Ciesielski, Fras, Kawalec, Kulak, Naród i narodowość..., s.23.

Najnowsze artykuły