Artykuł
Problem patriotyzmu w myśli politycznej endecji
"Państwo" czy "Naród"

[w:] Patriotyzm Polaków. Studia z historii idei, red. Jacek Kloczkowski, Kraków 2007, s. 141-158.

 

 

Patriotyzm, w takim sensie, w jakim zadomowił się we współczesnej polszczyźnie, oznacza zarówno postawę społeczno-polityczną, jak i pewien rodzaj ideologii, w obrębie której występuje poczucie więzi społecznej, związanej z przywiązaniem do własnej ojczyzny i własnego narodu. Punktem odniesienia dla definicji tego pojęcia, w której zwraca się uwagę na to, że nie oznacza on postawy skrajnej i wiąże się z szacunkiem także dla innych narodów[1], wydaje się potoczne rozumienie nacjonalizmu właśnie jako przejawu pojmowania więzi w sposób skrajny, kojarzony z szowinizmem[2]. Jakkolwiek o tak zdecydowanym przeciwstawieniu sobie obu pojęć (inaczej niż na przykład w języku angielskim)[3] zadecydowała w znacznym stopniu temperatura walk toczonych między wielkimi obozami politycznymi, w tym w szczególności pojawienie się na politycznej scenie Narodowej Demokracji – poszukiwanie w jej enuncjacjach przejawów skrajnego pojmowania więzi narodowej nie jest czynnością tak prostą, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.

            Dotyczy to nie tylko wczesnej, „mgławicowej” (żeby użyć sformułowania prof. Romana Wapińskiego) fazy rozwoju ideologii obozu narodowego, ale także jej fazy dojrzałej, niejako skodyfikowanej w Myślach nowoczesnego Polaka Romana Dmowskiego. Warto tu tytułem ilustracji posłużyć się obszernym cytatem, znakomicie wprowadzającym w istotę sprawy. „Idea narodowa w ścisłym tego słowa znaczeniu i ruchy narodowe – pisał Dmowski w 1903 r. – są [...] zjawiskiem bardzo świeżym w dziejach Europy. Interes narodu nie tak dawno zjawia się w polityce na miejsce interesu dynastii, hierarchii świeckiej lub duchownej itd. Jest to skutkiem nieuchronnym demokratyzacji ustroju politycznego i demokratyzacji kultury czyli rozszerzenia jej na wszystkie warstwy społeczeństwa. W miarę, jak źródło organizacji prawno-państwowej przenosi się od panującego do narodu, rządzącego się przez swych przedstawicieli, w miarę, jak pod wpływem postępu oświaty wszyscy członkowie społeczeństwa stają się uczestnikami kulturalno-narodowego życia, jak pod wpływem postępu ekonomiczno-społecznego wzmacnia się spójność i wzajemne uzależnienie od siebie warstw i jednostek, składających naród, cały interes publiczny ześrodkowuje się na narodzie, na tej samoistnej organizacji społecznej, będącej źródłem instytucji politycznych i cywilizacyjnych, twórcą form życia, od których zależy materialny i moralny dobrobyt jednostki. Stąd patriotyzm, na który dawniej składało się z jednej strony napół fizjologiczne przywiązanie do ziemi, do danych warunków przyrodzonych, z drugiej zaś wierność królowi i przywiązanie do danej organizacji państwowej, w swej formie nowoczesnej coraz bardziej staje się wyłącznie przywiązaniem do swego społeczeństwa, do jego kultury, do jego ducha, do jego tradycji, zespoleniem się z jego interesami, bez względu na jedność lub rozdział polityczny, a nawet na terytorium”[4].

            Rzecz jasna, wiedząc, że słowa te wyszły spod pióra przywódcy obozu nacjonalistycznego, łatwo przychodzi wykazać obecną w nich tendencję do podkreślania znaczenia narodowej więzi, jako nowoczesnej formy świadomości zbiorowej, przeciwstawianej dawnemu, „na wpół fizjologicznemu”, przywiązaniu do ziemi, dynastii, organizacji państwowej. Zastanawiam się jednak, czy wynik tej analizy byłby taki sam, gdyby abstrahować od autorstwa, a ważyć jedynie słowa. Analizując je, trudno wskazać w nich elementy wykraczające poza liberalne standardy tamtej epoki. Nie ma w nich przede wszystkim absolutyzowania narodowej więzi. Jej pojawienie się, wedle wywodu Dmowskiego, nie wynikało z natury rzeczy, określonej obiektywnym istnieniem zbiorowości, zdeterminowanej rasowo czy nawet historycznie. Przeciwnie – zostało przedstawione jako rezultat przemian struktury społecznej i pochodnych od niej przemian świadomości – w dodatku takich, które wiążą się z postępami procesów modernizacyjnych na wzór zachodni. Dmowski akcentuje znaczenie postępu oświaty, poprawy poziomu życia, wzrostu ruchliwości społecznej, przede wszystkim jednak istnienia (lub nie) struktur politycznych umożliwiających rządzonym wywieranie wpływu na losy państwa. To, czy państwo może zostać uznane za własne, determinuje stosunek do niego - w takiej mierze, w jakiej jego mieszkańcy mogą się z nim identyfikować, winni się poczuwać (lub nie) do odpowiedzialności wobec niego.

Cały ten wywód w równej mierze był komentarzem do relacji między obywatelem a państwem w idealizowanej wówczas przez Dmowskiego Wielkiej Brytanii[5], ilustrując jego pogląd na temat pożądanego (idealnego) modelu stosunków w tym względzie, co odnosił się do szczególnego przypadku polskiego. W warunkach narodowej niewoli, kiedy państwo było cudze, adresatem aktywności społecznej w tym większym stopniu powinna być sama, pozbawiona państwa społeczność - naród.

Tę aktywność widziano w kategoriach obowiązku, uzasadnianego różnie, początkowo najczęściej poprzez próby wykazania, że stosunek człowieka do macierzystej zbiorowości jest miarą osiągniętej dojrzałości emocjonalnej i moralnej. Na takiej samej zasadzie, która każe podtrzymywać rodzinne więzi także wtedy, kiedy człowiek osiągnął samodzielność i nie wymaga już stałej troski i opieki, powinien on również dostrzec i zrozumieć, że wiele z tego, co w życiu osiągnął, łącznie z jego własną formacją intelektualną i duchową, zawdzięcza otaczającemu go społeczeństwu, wraz z całym właściwym mu zasobem idei i dążeń. Skoro korzystał, powinien także dawać coś w zamian, wnosząc do ogólnego zasobu wkład własny. Dostrzeganie przez jednostkę tego rodzaju zależności wraz z wynikającymi z nich zobowiązaniami jest miarą jej moralnej kultury – lub braku takowej, bo i to się przecież zdarzało i nadal zdarza. Zgodnie z sarkastyczną uwagą Dmowskiego: „Pewien stopień inteligencji pozwala człowiekowi zrozumieć, w jakiej mierze duchowe bogactwo narodu jest podstawą rozwoju jednostki, jak wiele zatem każdy korzysta z narodowego dobra, odpowiednia zaś dojrzałość moralna zmusza go do uznania faktu, że korzystając z tych dóbr, a nie dając nic w zamian lub dając za mało, jest się na łasce swego społeczeństwa, jak żebrak w dobroczynnym przytułku”[6].

Za oczywiste uznać można, że prócz poczucia przyzwoitości i obowiązku, na motywacje ludzkie wpływać winna również więź emocjonalna. Jej rolę uważano za kluczową, chociaż problemy związane z tym, w jakiej postaci ma się ona przejawiać i jak dalece wpływać na zdolność krytycznej oceny własnej zbiorowości – w znacznej mierze zależały od osobistych preferencji poszczególnych postaci. W opinii Zygmunta Wasilewskiego w stosunku do własnego narodu nie powinno być miejsca na dystans emocjonalny: „wyobraźmy sobie – pisał - „racjonalistę”, który patrząc na miłość dziecka, martwiłby się, że [...] dziecko jest głupie i matkę „ubóstwia”, podczas gdy obiektywnie biorąc, to pospolita kobieta. Cóż łatwiejszego dla racjonalisty – szydził - niż drwić z megalomanii kochanka, który w zwykłej dziewczynie znajduje „skarb”, mówi do niej „aniele” i t.p.; jakże głupi jest chłopiec ze wsi, który w mieście bogatym kolegom swoim opowiada o swoim domu niestworzone rzeczy, jako o raju; albo ten dorosły człowiek, który utrzymuje uparcie, że najpiękniejszym miastem w Polsce jest Włocławek, w którym on się kształcił!”[7]. Dmowski w swoich poglądach nie szedł tak daleko. Przede wszystkim nie uważał, by patriotyzm wyłączał krytykę zbiorowości[8]; w Myślach nowoczesnego Polaka krytyka współczesnych cech społeczeństwa polskiego zajmuje wiele miejsca. Jeśli nawet później, już po wojnie, Dmowski skłonny był oceniać rodaków łagodniej, to też nie rozgrzeszał ich z wszystkiego: krytykując na przykład za kulturę prawną czy kulturę pracy.

Wyraźniejsza ewolucja poglądów zaznaczyła się u niego w innej dziedzinie. Pisząc Myśli… hołdował jeszcze indywidualistycznemu poglądowi, że stosunek do zbiorowości stanowi kwestię osobistego wyboru[9], aby nieco później w dość spektakularnej formie zmienić w tej materii zdanie i zacząć akcentować znaczenie sfery emocjonalnej. Za podstawę patriotyzmu uznał wówczas (1905 r.) „niezależny od woli jednostki związek moralny z narodem, związek sprawiający, że jednostka zrośnięta przez pokolenia ze swym narodem, w pewnej, szerokiej sferze czynów nie ma wolnej woli, ale musi być posłuszna woli zbiorowej narodu, wszystkich jego pokoleń, wyrażającej się w odziedziczonych instynktach. Instynkty te, silniejsze nad wszelkie rozumowania i panujące częstokroć nad osobistym instynktem samozachowawczym, gdy nie są znieprawione lub wyrwane z korzeniem, zmuszają człowieka do działania nie tylko wbrew dekalogowi, ale wbrew sobie samemu, bo do oddania życia, do poświęcenia droższych od niego rzeczy, gdy idzie o dobro narodowej całości"[10].

Drastyczność tej opinii, często przywoływanej  w charakterze ilustracji symptomu narastania w poglądach całego środowiska tendencji skrajnych, wyrażała się przede wszystkim w absolutyzowaniu narodowej więzi - dodatkowo zaś wzmacniała jej wymowę bojowa retoryka, właściwa całemu artykułowi, zatytułowanemu Podstawy polityki polskiej i uznanemu przez autora za bardzo ważny. Był on dołączany do późniejszych kolejnych wydań Myśli nowoczesnego Polaka. W szczególności sprzeciw czytelnika współczesnego budzić może słowo „instynkt”, jakkolwiek w tym kontekście, w którym występuje, nie oznacza ono wiele więcej niż konstatacja, że odczuwanie więzi z historyczną, ponadpokoleniową wspólnotą ma charakter emocjonalny, a nie wynika ze świadomego wyboru. Trudno traktować ją jako rewelacyjną, nie tylko z perspektywy ruchu nacjonalistycznego[11] - w istocie bowiem każda więź społeczna ma charakter raczej emocjonalny, niż wyspekulowany. To oczywiście nie znaczy, by człowiek nie próbował swoich wyborów racjonalizować, ale czyni to ex post, już po podjęciu decyzji. Jakkolwiek w Podstawach polityki polskiej, inaczej niż w Myślach nowoczesnego Polaka, w analizie relacji między zbiorowością a jednostką brak akcentów, podkreślających znaczenie etosu „godnościowego”, mamy tu do czynienia raczej z przeoczeniem autora, niż zasadniczą zmianą stanowiska – Dmowski uważał bowiem przez całe swoje życie, że Polska należy do zachodniego kręgu cywilizacyjnego, którego szczególną cechą jest to, że skupia ludzi wolnych[12].

Pogląd ten, zgodny z dominującym wątkiem tradycji narodowej, był podzielany przez całe środowisko. Nie biorąc go pod uwagę, na ogół skłonni jesteśmy przypisywać poszczególnym enuncjacjom o wiele bardziej skrajną wymowę. Dotyczy to w szczególności rozmaitych opinii na temat celowości dyscyplinowania społeczności narodowej, na ogół uzasadnianych szczególnymi warunkami, w obrębie których funkcjonować musi naród polski (przed rokiem 1918 przede wszystkim brakiem państwa), niekiedy wszakże wypowiadanych w kontekście sugerującym bardziej ogólne znaczenie. Wypowiadano je w różnych okolicznościach na wszystkich szczeblach propagandowego oddziaływania środowiska, w tym rzecz jasna wagę szczególną miały enuncjacje ścisłego kierownictwa ruchu. Wypowiadano je w różnych okolicznościach, nieraz w ogniu walki politycznej, stąd jeśli nawet przyjąć, że wszystkie odzwierciedlały sposób myślenia, to z pewnością nie wszystkie wyrażały zasadniczy pogląd – taki, który rzutowałby na stanowisko całego środowiska w sprawach ustrojowych. W przypadku Dmowskiego pogląd o potrzebie dyscyplinowania społeczności narodowej[13] nie kłócił się przed rokiem 1918 z przekonaniem, że właściwą formą organizowania się opinii publicznej jest system dwupartyjny na wzór angielski; o wiele bardziej antyliberalnie od niego nastawiony Zygmunt Balicki ideał „obywatela-żołnierza”[14] łączył z sympatią dla demokracji szwajcarskiej[15]; natomiast ostatni spośród trójki najwybitniejszych założycieli ruchu, Jan Ludwik Popławski, w ogóle nie akceptował zmilitaryzowanej mentalności. „My - pisał - nie boimy się swobody sądów, nie krępujemy różnicy zdań, a nawet sposobów działania praktycznego w sprawach politycznych i społecznych; nie tylko tolerujemy rozmaitość przekonań i poglądów, ale po prostu nie chcemy wytwarzać stronnictwa zbyt jednolitego”[16]. Popławski zmarł w 1908 r., ale wyrażane przezeń obiekcje zachowały żywotność. Także później, również w zmienionych warunkach międzywojennego dwudziestolecia, endecja nie wytworzyła „zbyt jednolitego” stronnictwa. Zachowała wielonurtowy charakter, co stanowiło pewien problem dla skrajnie nastawionych, uformowanych już w zmienionym klimacie politycznym, młodych działaczy. Jeśli chcieli pozostać w ruchu, musieli się przyzwyczaić do istnienia wewnętrznego pluralizmu.

Traktując jako zjawisko normalne różnice poglądów w obrębie społeczności, nie uważano, by mogły one rzutować na stosunek do potrzeb narodu jako całości. Tu obowiązywała zasada: „Right or wrong – my country!” „Głębokie poczucie wspólności z narodem, z jego interesami i dążeniami, nie zależy od tego, czy ojczyzna w danej swej fazie rozwojowej i w danym położeniu podoba nam się, czyśmy z niej zadowoleni, ale zdolne jest ono objawiać się z równą siłą we wszelkich warunkach, zarówno względem wolnej ojczyzny, jak względem będącej w niewoli, czy gdy trzeba, żeby jej bronić, czy żeby w jej imieniu napadać”[17]. Jednoznaczną wymowę sugestii, zapisanej we wstępnej części Myśli nowoczesnego Polaka, osłabiały rozsiane w różnych miejscach książki, wyrażane w różnej formie zastrzeżenia. Taki charakter miały uszczypliwe uwagi, kierowane pod adresem „kanalii pedagogicznych”, wypróbowujących na ukraińskich dzieciach metody praktykowane w szkole rosyjskiej oraz pruskiej, a także kpiny z publicystów rosyjskich (oraz piszącej w podobnym duchu części cenzurowanej prasy warszawskiej), wyrażających satysfakcję z powodu rzezi osadników niemieckich podczas powstania tubylczej ludności w jednej z niemieckich kolonii. „Jutro – ironizował Dmowski – będą pisali triumfalne artykuły wstępne, gdy się pociąg wykolei koło Frankfurtu lub most w Kolonii załamie”[18]. Zygmunt Balicki tego rodzaju obiekcje zamknął w zwięzłym stwierdzeniu, iż: „Podniesiony do wysokości etycznego sztandaru naród nie staje się przez to celem zdolnym wszystkie środki uświęcić”[19]. Warto mieć na uwadze tę myśl – także dlatego, że wypowiedziała ją postać, której poglądy w obrębie środowiska najbliższe były formule nacjonalizmu integralnego.

            Zasadnicze pytanie, które należy postawić podsumowując refleksje na temat modelu patriotyzmu zawartego w doktrynie środowiska, dotyczy tego, w jakiej mierze model ów zawierał elementy nowe – to jest takie, które wykraczałyby poza wcześniejsze wyobrażenia na temat stosunku jednostki do zbiorowości narodowej, a także różniące się od stanowiska w tej materii innych środowisk. Tam, gdzie pojawiały się zasadniczej natury rozbieżności dotyczące hierarchii celów politycznych (jak w przypadku konserwatywnych ugodowców, środowisk liberalnych – owych „półpolaków” by sięgnąć do drastycznego języka politycznej konfrontacji – wreszcie socjalistów barwy „międzynarodowej”), różnice były oczywiście zasadnicze. W pozostałych jednak wypadkach obraz się komplikuje o tyle, że rzeczywiste różnice - pomijając niuanse propagandowego obrazu[20] - trudno wskazać.

Dotyczy to w szczególności środowisk wchodzących z endecją w przededniu Wielkiej Wojny w tzw. spór orientacyjny (przede wszystkim postaci oraz ugrupowań związanych z Piłsudskim). W latach trzydziestych okazję do wyrazistego zaznaczenia różnic stworzył forsowany przez obóz rządzący program „wychowania państwowego”. Uroczyście obchodzony przez państwo jubileusz okrągłej, setnej rocznicy powstania listopadowego, ożywił polemiki wokół oceny romantyzmu politycznego[21], w tym polskich dziewiętnastowiecznych powstań narodowych, a także rzeczywistego wpływu czynu legionowego na zmianę sytuacji międzynarodowej, która umożliwiła odzyskanie niepodległości. W tym względzie stanowisko obozu rządzącego, występującego w roli spadkobiercy środowisk podejmujących walkę zbrojną w czasach niewoli, sprowadzało się do apoteozy tego rodzaju działalności, przedstawianej konsekwentnie jako jedyna możliwa do zaakceptowania. Uwikłanie sporów historycznych w bieżący spór polityczny, którego temperaturę określiło w decydującym stopniu dokonujące się równolegle zaostrzanie się kursu politycznego, miało daleko idące konsekwencje dla możliwości prowadzenia merytorycznej dyskusji nad powstaniami, de facto blokując ją[22] - z czym wiązało się także narzucenie przez obóz rządzący swojego stanowiska systemowi edukacyjnemu.

Po latach Wojciech Wasiutyński pisał o kulcie „kolorowego ułana” jako destrukcyjnym składniku polskiego patriotyzmu - szkodliwym, gdyż zabijającym umiejętność myślenia[23]. Jakkolwiek swoją opinię formułował pod wrażeniem przebiegu oraz skutków II wojny światowej, była ona refleksem dawniejszych sporów. Ogólnie rzecz biorąc, heroistycznej wizji dziejów, zdominowanych przez działalność bohaterów oraz walkę zbrojną, obóz narodowy starał się przeciwstawić „zdroworozsądkowe” stanowisko, akcentując znaczenie poczynań odległych od politycznej sfery, ale istotnych w perspektywie długofalowej. Współcześnie wzorzec tego rodzaju działań wyznaczała tocząca się „walka o polski kramik” i wyrastające w niej nowe pokolenie Polaków: obrotnych, znających wartość pieniądza, skutecznie przystosowujących się do zmieniających się warunków życia. W ocenie irredentystycznej przeszłości środowisko prezentowało o wiele bardziej jednoznaczne stanowisko, niż na przykład przed rokiem 1914, generalnie kwestionując racjonalność decyzji nie uwzględniających położenia międzynarodowego ani stosunku sił, a w swoich skutkach niweczących (jak w przypadku obu powstań dziewiętnastowiecznych) owoce wcześniejszych prac nad utrzymaniem kruchego stanu posiadania. Skrajną postać nadał tej krytyce Jędrzej Giertych w wydanej w roku 1936 (i skonfiskowanej przez cenzurę) książce – kojarząc pozbawione szans poczynania spiskowców z podszeptami sił Polsce wrogich: masonerii oraz Żydów, umiejętnie żerujących na występującej u nas w nadmiarze głupocie i braku wyobraźni. Poglądy zaprezentowane w Tragizmie losów Polski nie mogły być uważane za reprezentatywne dla opinii środowiska: abstrahując od głosów krytycznych historyków zawodowych związanych z obozem narodowym[24], swoją wymowę miały krytyczne opinie także w obrębie środowisk wywodzących się z młodej endecji[25]. Była ona przecież wyrazem szerszej prawidłowości: produktem zacietrzewienia, a także swego rodzaju lustrzanym odbiciem nie mniej bezmyślnej apoteozy irredenty, uprawianej przez państwo.

Najtrudniej zmierzyć wpływ owych konfrontacji na postawy szerszego elektoratu politycznego obozu narodowego, w tym młodzieży. Nie popełni się jednak wielkiego błędu, jeśli zaryzykuje się twierdzenie, że był on niewielki lub zgoła żaden. Młodzież narodowa wzięła masowy udział z bronią w ręku i w Powstaniu Warszawskim, i w próbach kontynuowania oporu przeciw narzuconej władzy po ostatniej wojnie - wpisując się w ten sposób w jeden z najbardziej tragicznych nurtów polskiej historii[26]. Krytyka irredenty nie przyniosła skutków w postaci nasilenia się tendencji do kwestionowania sensu podejmowania walki w sytuacji beznadziejnej. Mimo znacznego zaawansowania stanu i dużej już wiedzy o działalności obozu narodowego, nie potrafimy wyjaśnić przyczyn takiego stanu rzeczy[27] – nie można wszakże wykluczyć i takiej ewentualności, że ujawniane w toku walk politycznych różnice nie sięgały tak głęboko, jakby wskazywała utrzymana w konfrontacyjnej konwencji retoryka wystąpień.

Tę samą uwagę odnieść można także do bardziej zasadniczego – z perspektywy międzywojennego dwudziestolecia – dylematu, wyrażającego się w przeciwstawieniu pojęć „państwa” i „narodu”. W powszechnym przekonaniu spór „państwo czy naród” był przejawem starcia dwóch przeciwstawnych filozofii politycznych: po jednej stronie politycznej barykady stanąć mieli rzecznicy państwa obywatelskiego, po drugiej narodowego. Istotnie, jeśli wziąć pod uwagę propagandowe enuncjacje, trudno wątpić, ze skala rozbieżności miała charakter zasadniczy. Problem wygląda jednak nieco inaczej, jeśli przedmiotem analizy uczynić nie deklaracje, ale konkretne posunięcia polityczne. Tu już nie chodzi tylko o to, że spektakularna porażka rzeczników „narodowej” polityki w maju 1926 roku nie zmieniła w sposób zasadniczy stanowiska państwa na odcinku polityki wobec mniejszości. Równie istotne wydają się symptomy prowadzenia przez obóz narodowy działań dyktowanych logiką asymilacji państwowej, a nie narodowej. W swoim czasie zwrócił na to uwagę Andrzej Chojnowski[28], analizując stanowisko elit politycznych wobec ustaw językowych w 1924 r.; całkiem zaś niedawno przypomniał Mieczysław Sobczak, zestawiając informacje na temat rokowań czołowych postaci z kierownictwa Związku Ludowo-Narodowego z przedstawicielami Koła Żydowskiego. Uważna lektura publicystyki środowiska mogłaby zresztą wskazać na charakterystyczne akcenty, dowodzące jeśli nie łagodzenia nacjonalizmu, to przynajmniej skłonności do operowania kategorią narodu państwowego, a nie pojmowanego w kategoriach kulturowych. Zaznaczały się one dość silnie w twórczości Stanisława Grabskiego, który również podjął bardziej zasadniczej natury polemikę z hasłem „Polski dla Polaków”, przeciwstawiając mu własne: „Polacy dla Polski”. Nie był on wszakże wyjątkiem, dokonany zaś przez niego wybór – inaczej, niż po latach sam sugerował - nie wiązał się z pogłębiającym się rozbratem z macierzystym środowiskiem. Kategorią narodu państwowego operował przede wszystkim sam Dmowski - przemawiając publicznie, czynił to w sposób odległy od retoryki „Polski dla Polaków”[29] – a odnosi się to także do innych bliskich mu działaczy, np. Joachima Bartoszewicza, później prezesa Stronnictwa Narodowego.

Wiele czynników złożyło się na to, że tego rodzaju, umiarkowane w swojej wymowie enuncjacje, nie określiły retoryki publicznych wystąpień środowiska, nadto w miarę upływu czasu zaznaczały się one coraz słabiej. Utrzymujący się po konfrontacji czasów Wielkiej Wojny oraz walk o granice klimat narodowościowej polaryzacji sprzyjał usztywnianiu postaw i akcentowaniu znaczenia więzi etnicznej; w tym samym też kierunku oddziaływał nacisk politycznego elektoratu, dla którego różnice językowe stanowiły wymierny, bo zrozumiały, wyraz narodowej odrębności. Na to nakładały się oczekiwania, że w odrodzonym państwie język polski osiągnie status podobny do tego, jaki miał język niemiecki w państwie pruskim, czy rosyjski w państwie carów. Czynnikiem decydującym była jednak zaostrzająca się walka polityczna wraz z nasilającą się tendencją do ideologizowania sporu; po przewrocie majowym zaś związana także ze zmianą charakteru państwa i ogólnym pogłębianiem się podziałów oraz dystansów związanych ze sprawowaniem władzy[30]. O ile przed 1926 roku, wobec wielonurtowego charakteru rywalizujących obozów, linia dzieląca entuzjastów „narodu” z jednej strony, a „państwa” z drugiej, zarysowana zresztą dość słabo, rozciągała się niejako w poprzek każdego z wielkich obozów; to po przewrocie i zaznaczyła się ona silniej, i w większym niż wcześniej stopniu zaczęła pokrywać z podziałem na obóz narodowy i obóz rządzący. Z jedną tylko poprawką: że podział ten przedstawiał się w miarę klarownie jedynie na odcinku wypowiadanych publicznie opinii na temat polityki narodowościowej. Równolegle jednak spór „naród” – „państwo” dotyczył także modelu władzy, sprawowanej bądź przez czynnik społeczny („naród” wedle rozumienia tego pojęcia zawartego w konstytucji marcowej), bądź suwerennie określającą potrzeby państwa grupę rządzącą. W miarę, jak powiększał się krąg przeciwników reżimu, rósł także krąg obrońców „narodu”, akcentujących walory obywatelskiej inicjatywy – także wśród środowisk programowo dystansujących się od nacjonalizmu[31]. Trwało to wszakże do czasu, kiedy to mocniej zaznaczyły się skutki impasu, wywołanego trwałym odsunięciem stronnictw od wpływu na władzę. Taka sytuacja w sposób naturalny generowała skłonność do silnie zideologizowanego postrzegania rzeczywistości. W warunkach zaostrzającego się kursu politycznego od umiejętności utrzymania wyrazistego wizerunku, z czym się wiązało operowanie czytelnymi, łatwo rozpoznawalnymi hasłami, zależało utrzymanie wpływu na elektorat polityczny - a co za tym idzie przetrwanie.

Uwikłanie sporu „państwo” – „naród” w walkę o władzę toczoną przez głównych aktorów politycznej sceny, wywarło zasadniczy wpływ na jego kształt, dynamikę, a także przesądziło o stanowisku zajmowanym przez poszczególne środowiska i postacie. Rywalizacja, walka, z natury rzeczy sprzyja ideowej polaryzacji, pociągając za sobą i zaostrzanie stanowiska, i próby jego powiązania określoną filozofią polityczną, koniecznie odmienną od tej, którą reprezentuje rywal – bez względu na to, że poczynania praktyczne, tam gdzie można je porównywać, niekoniecznie aż tak bardzo różnią się od siebie. Dotyczy to także ewolucji postulowanego modelu wychowawczego. Poglądy uznanego w początkach lat dwudziestych autorytetu endeckiego w dziedzinie wychowania młodzieży, Lucjana Zarzeckiego, na temat potrzeby wychowania „godnego” obywatela, publicystyczne sprzeciwy wobec dominującego w szkołach drylu wychowawczego, wyrabiającego posłuszeństwo ze szkodą dla rozwoju osobowości, protesty wobec rozpowszechnionej w rodzinach praktyki karania dzieci biciem[32] - wszystkie te przejawy zainteresowania liberalnymi koncepcjami wychowawczymi mogły funkcjonować w korzystnym dla siebie klimacie związanym z ewolucją środowiska w kierunku liberalnym. Przebiegała ona powoli, z wyraźnymi oporami, po czym ostatecznie załamała się. Przesądziły o tym wszakże nie tyle czynniki natury wewnętrznej, związane bądź ze szczególnymi cechami nacjonalizmu jako doktryny, bądź upodobaniami poszczególnych działaczy – ale zasadnicza zmiana warunków działania politycznego, spowodowana przewrotem majowym i jego konsekwencjami. Rezultatem był spektakularny odwrót środowiska od „liberalizmu” nie tylko w sferze werbalnej, ale także w dziedzinie kreowanych wzorców osobowych. Posługując się językiem ówczesnej publicystyki politycznej, bardziej cenna od „wytrawności gęby” stała się „dzielność”, kojarzona nie tylko z determinacją i odwagą, ale także sprawnością fizyczną – konieczną w sytuacji, w której rywalizacja i walka coraz częściej przybierały charakter bezpośrednich starć. Ożywiło to w obrębie środowiska pragnienie wypracowania własnego wariantu typu „żołnierskiego” – nie odbiegającego w istotnym stopniu od podobnych fascynacji w obrębie obozu rządzącego.



[1]           Zob. np. hasło „patriotyzm” w Słowniku Języka Polskiego PWN, t. 2, Warszawa 1984, s. 621.

[2]           Tamże, hasło „nacjonalizm”, s. 243.

[3]           Por: Webster’s Dictionary. The New Lexicon of the English Language, New York 1989, s. 666, 736.

[4]           R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Lwów 1904, s. 152-153.

[5]           Ilustruje to zdanie otwierające następny akapit: „Ten nowoczesny patriotyzm, a raczej nacjonalizm w szlachetniejszym tego słowa znaczeniu, najdalej jest posunięty w rozwoju tam, gdzie najstarszy jest samorząd polityczny społeczeństwa, mianowicie w Anglii” (tamże, s. 154).

[6]           Tamże, s. 5-6. Zob. też s. 7.

[7]           Z. Wasilewski, Dyskusje, Poznań 1925, s. 195.

[8]           „Na głębszych podstawach oparty patriotyzm nie potrzebuje też żywić się i wspierać przekonaniem o wyższości swego narodu nad innymi, a poczucie niższości własnego narodu pod jakimkolwiek względem nie może zmniejszyć jego moralnej siły. Przywiązanie do narodu nie powinno osłabiać umysłu człowieka, jego zdolności do krytyki, nie powinno go zaślepiać w sądach o tym, co mu najbliższe, szerzenie zaś w narodzie przyjemnych złudzeń co do własnej wartości jest tym szkodliwsze, im dalsze są one od prawdy” (Myśli nowoczesnego Polaka, dz. cyt., s. 10). „Naród nasz – pisał Dmowski w innym miejscu (tamże, s. 7) - korzystał ciągle z doświadczenia, zasobów duchowych, z pracy wiekowej innych ludów, które go wyprzedziły w cywilizacji. W stosunku do tego, co wziął, dał dotychczas ludzkości bardzo mało”. Zob. też: tamże, s. 59 i 62.

[9]           „Człowiek cywilizowany nie postępuje nikczemnie dlatego przede wszystkim, że zanadto siebie samego szanuje. To poszanowanie samego siebie wytwarza też odpowiedni stosunek do własnego narodu. Poczucie swej godności, które zabrania człowiekowi kraść lub żebrać, nie pozwala mu również korzystać z dóbr narodowych, nie pracując nad ich pomnożeniem i nie biorąc udziału w ich obronie” (tamże, s. 5, Zob. też: s. 7).

[10]         R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, [w:] Dziesięciolecie „Przeglądu Wszechpolskiego”. Artykuły i rozprawy z zakresu polityki i pokrewnych dziedzin: Z. Balickiego, R. Dmowskiego, J.L. Popławskiego, W. Tokarza, G. Topora, Z. Wasilewskiego i innych, pod redakcją R. Dmowskiego, Kraków 1905, s.17‑18.

[11]         W opinii Romana Zimanda właśnie brak dystansu wobec narodu (własnego) stanowi wyróżniającą cechę nacjonalizmu (Zob.: Uwagi o teorii narodu na marginesie nacjonalistycznej teorii narodu, „Studia Filozoficzne”, 1967, nr 4, s. 13).

[12]         Zob. też: K. Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996, s. 98.

[13]         Warto przytoczyć tu obszerny cytat, którego retorykę określiła temperatura politycznej konfrontacji wywołanej przez pierwszą rewolucję rosyjską. „Nie można – pisał Dmowski - tolerować etyki, która nie uznaje narodu jako całości i dobra jego ponad wszystko nie stawia; nie można uważać za narodowe żywiołów, które odrzucają samą ideę polską, jako ideę narodowo-państwową, które chcą nasz naród sprowadzić na poziom niepaństwowego, niepolitycznego szczepu, zespolić go moralnie z obcą państwowością, lub które, uwiedzione płytkim doktrynerstwem, chcą przyszłość jego utopić w urojonym [...] wszechludzkim zbrataniu; nie można dawać prawa obywatelstwa w życiu publicznym tym, którzy wrogo się odnoszą do samej idei rządu w narodzie i narodowej karności, którzy świadomie pracują nad rozbiciem narodu na wewnątrz, by go zrobić na zewnątrz bezwładnym. […] Do jedności – stwierdzał w konkluzji – nigdy się nie dochodzi godzeniem dążeń najsprzeczniejszych, łączeniem ognia z wodą, ale zszeregowaniem tych, którzy mocno przy danej idei stoją, i zmuszeniem do posłuszeństwa tych, którzy jej dobrowolnie uznać nie chcą. Naród dopiero wtedy jest panem swoich losów, gdy nie tylko ma wielu dobrych synów, ale gdy posiada dostateczną siłę, by złych utrzymać w karbach” (R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, dz. cyt., s. 29-36).

[14]         Z. Balicki, Zasady wychowania narodowego, Warszawa 1909, s. 5-10.

[15]         Z. Balicki, Parlamentaryzm. Zarys socjologiczny, t. 2, Warszawa-Lwów 1900, s. 165-175.

[16]         J. L. Popławski, Pisma polityczne, t. 1, Kraków 1910, s. 108.

[17]         R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, dz. cyt., s. 8-9. Intencję autora w postaci bardziej zapewne strawnej przedstawia inna jego myśl, podana w charakterystycznej dlań, sarkastycznej konwencji. Dmowski wyszydzał postawy ludzi, którzy, zaradni życiowo, interesowni, a nieraz i bezwzględni tam, gdzie w grę wchodzą ich własne interesy – tam, gdzie w grę wchodzą interesy publiczne zmieniają stanowisko o 180 stopni, gotowi „okazywać najczystszą bezinteresowność, zrzekać się wszystkiego, do niczego nie aspirować” (s. 59).

[18]         Tamże, s. 124.

[19]         Z. Balicki, Egoizm narodowy wobec etyki, Lwów 1903, s. 79.

[20]         W końcu każdy ruch polityczny stara się wykazać, że to on właśnie – a nie inne ruchy - wywiera najbardziej pozytywny wpływ na postawy obywatelskie.

[21]         Problem ten ma swoją monografię: Leszek Kamiński, Romantyzm i ideologia. Główne ugrupowania polityczne Drugiej Rzeczypospolitej wobec tradycji romantycznej, Wrocław 1980.

[22]         Skutki tej sytuacji ocenić można na przykładzie wydanego krótko przed wojną, kilkutomowego wydawnictwa encyklopedycznego, zatytułowanego Wiedza o Polsce. Wśród obszernych haseł, utrzymanych w konwencji akademickiego wykładu, najgorzej przedstawiały się te, które traktowały o historii, na tym tle zaś wręcz żenująco partie materiału poświęcone czasom porozbiorowym. Brakowało nie tylko szerszej refleksji nad położeniem „sprawy polskiej” w XIX stuleciu, ale nawet pełniejszej informacji, co się w ogóle na ziemiach polskich działo - poza opisem poczynań spiskowych grup i grupek, nieraz dosłownie kilkuosobowych (Zob.: H. Mościcki, Od kongresu wiedeńskiego do powstania listopadowego; tenże, Polska w okresie popowstaniowym (1831-1846); J. Iwaszkiewicz, Od Wiosny Ludów do wojny światowej (1849-1914), [w:] Wiedza o Polsce (4 woluminy, 4 tomy) Warszawa (bez roku wydania), t. 1, s. 489-582).

[23]     Zob. też: W. Wasiutyński, Czwarte pokolenie. Szkice z dziejów nacjonalizmu polskiego, Londyn 1982, s. 13.

[24]         W. Konopczyński, Klio na przeszkoleniu, „Myśl Narodowa”, nr 16, 18 kwietnia 1937 r., s. 247-248.

[25]         Zob.: W. Wasiutyński, Tragizm i komizm książki Giertycha, „Ruch Młodych”, lipiec-sierpień 1936, nr 7-8, 10-11, s. 10-12.

    [26]     Zob.: W. Chrzanowski, Stronnictwo Narodowe w latach 1945-1947 na terenie kraju. Zarys działalności, „Głos”, nr 55, listopad 1989, s. 88-101; nr 56-57, styczeń-luty 1990, s. 109-122; nr 58-59, marzec-kwiecień 1990, s. 128-144; L. Kulińska, Narodowcy. Z dziejów obozu narodowego w Polsce w latach 1944-1947, Warszawa 1999 i 2001. Por.: J. J. Terej, Idee, mity, realia. Szkice do dziejów Narodowej Demokracji, Warszawa 1971.

[27]         W szczególności istotne byłoby ustalenie rozmiarów wpływu tradycji romantycznej na formowanie sylwetek w obrębie środowiska (przy rozpatrywaniu jego genezy pionierski charakter mają w tym względzie ustalenia Romana Wapińskiego, a także Teresy Kulak Jan Ludwik Popławski 1854-1908. Biografia polityczna, Vol.1, Wrocław 1989, s. 192) – na przykład przez badanie oraz analizowanie obecności romantycznej literatury oraz poezji na wszystkich szczeblach jego oddziaływania propagandowego.

[28]         Zob. A. Chojnowski, Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921-1939, Wrocław 1979, s. 38.

[29]         Przykładowo, występując na konferencji Związku Ludowo-Narodowego w październiku 1925 r., skarżył się na „wyścig do koryta”, jaki zapanować miał po odzyskaniu niepodległości, oraz na ludzi sądzących, że „Wszystko jest już zrobione, teraz tylko trzeba jeść, kieszenie sobie napychać, bo jest Polska. 95 proc. Polaków tak Polskę rozumiało, a może i więcej” (cytat za: Roman Dmowski o ustroju politycznym państwa, wybór, wstęp i opracowanie K. Kawalec, Warszawa 1996, s. 54).

[30]         Zob.: R. Wapiński, Kształtowanie się w Polsce w latach 1922‑1939 poglądów na ruchy faszystowskie w Europie, [w:] Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi, t. 9, Wrocław 1985, Acta Universitatis Wratislaviensis, No 687, s. 101.

[31]         K. Kawalec, Państwo a naród w dwudziestoleciu międzywojennym. Spory niezakończone, [w:] Do niepodległości. 1918, 1944/45, 1989. Wizje-drogi-spełnienie. Księga jubileuszowa w osiemdziesiątą rocznicę odzyskania niepodległego bytu państwowego, red. W. Wrzesiński, Warszawa 1998, s.194, 197-198.

[32]         L. Zarzecki, Wychowanie narodowe, s. 39-40. Odgrywający wówczas dużą rolę w kierownictwie obozu narodowego Jan Zamorski, też pedagog, pisał wówczas, iż „nie może być niezależne państwo, którego obywatele mają dusze niewolnicze” (Zasadnicza przemiana, „Myśl Narodowa”, nr 15, 1926, s. 225).

Najnowsze artykuły