Dmowski i
Piłsudski, dwaj wybitni politycy polscy z pierwszych dekad XX stulecia, ojcowie
niepodległości w przekonaniu własnym i licznej rzeszy swoich zwolenników czy
późniejszych admiratorów, bez wątpienia mężowie stanu, a powiedzmy na koniec to
wprost – wielcy Polacy, ciągle pojawiają się w naszych rozważaniach
historyczno-politycznych jako obiekty studiów i analiz, często w kontekście
realizmu i idealizmu właśnie. Niemal rówieśnicy (Dmowski żył w latach
1864-1939, zaś Piłsudski 1867-1935), należeli do tej samej generacji Polaków
urodzonych po powstaniu styczniowym, wychowanych w głębokim cieniu jego klęski,
choć w odmiennym środowisku[1].
Był to więc w jednym przypadku panicz z Zułowa, nic
to, że niebawem utraconego skutkiem niefortunnej gospodarki ojca, dumny z
rodzinnych paranteli sięgających czasów Jagiełły, w drugim zaś syn drobnego
przedsiębiorcy z warszawskiej Pragi, ciężko pracującego także fizycznie na
utrzymanie rodziny, choć również o szlacheckich korzeniach prowadzących do
opuszczonej już przez jego dziada mazowieckiej Wybranówki,
która dostarczy mu po latach pisarskiego pseudonimu. Obaj więc to modelowi, co
nie znaczy identyczni, inteligenci polscy końca XIX w., wychowani w tej samej
rosyjskiej szkole, choć jeden w Królestwie, a drugi na Litwie, którzy zgodnie z
duchem pozytywizmu podjęli studia przyrodnicze, Dmowski na rosyjskim
uniwersytecie w Warszawie, Piłsudski na uniwersytecie w Charkowie (medycyna).
Wreszcie obaj doświadczyli wcześnie, choć w różnym stopniu, brutalności
carskiego reżimu. Lecz mimo tych formalnych, zewnętrznych podobieństw,
dojrzewali oni jednak, jak się rzekło, w odmiennym klimacie, którego źródłem
była atmosfera domu rodzinnego i osobowości
rodziców (matki w przypadku Piłsudskiego, a ojca u Dmowskiego). Niemałe
znaczenie miały też świadomie pielęgnowane gusta
literackie i szerzej jeszcze konteksty historyczno-kulturowe. Piłsudski
to dziedzic tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, pełnymi garściami
czerpiący z poezji Juliusza Słowackiego, ale i Stanisława Wyspiańskiego,
wielbiciel Napoleona. Dmowski to syn Niziny Mazowieckiej, ale zarazem
Europejczyk pełną gębą, rozczytujący się w dziełach ekonomicznych czy
rozprawach socjologicznych. Nie czas by się w to wgłębiać, ale jak sądzę, te
właśnie z pozoru niewiele znaczące okoliczności, no i oczywiście cechy
osobowościowe rzutowały na wybór odmiennych dróg działania. Ale czy istotnie
mogą one dostarczać przykładów na zderzenia realizmu z idealizmem czy też
romantyzmem politycznym, jak często się o tym pisze w odniesieniu do polskiej
dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej tradycji? Przyjmijmy jednak, że tak
istotnie było. Co więc można na ten temat powiedzieć?
Pierwsza
kwestia, jaka się tu nasuwa, to pytanie o znaczenie owych tytułowych pojęć
realizm i idealizm. Problematykę tę szeroko rozwija teoria poznania, w
odniesieniu jednak do polityki, praktycznej polityki, rozróżnień tych jest
znacznie mniej i zazwyczaj wszystkie analizy kończą się i tak na konkluzjach
zdroworozsądkowych. I do nich właśnie będę się odwoływał.
Realizm
więc to postępowanie liczące się z tym, co realne, co istnieje i co można jakoś
ocenić, zmierzyć, zważyć, policzyć, i w oparciu o takie ustalenia wyznaczyć
sobie cel, obrać do jego realizacji stosowne środki i metody postępowania, a
następnie przystąpić do działania, ani na moment nie tracąc z pola widzenia
tych wcześniejszych ustaleń, kontrolując na ile wyjściowa sytuacja ulega
zmianom w pożądanym przez nas kierunku. Idealizm, w polskiej tradycji często –
jak wspomniałem – określany mianem romantyzmu, winien być zatem zaprzeczeniem
poprzedniego, przy czym nie należy go utożsamiać z antyrealizmem. Jego punktem
wyjścia byłaby więc idea wyjęta wprost ze świata wartości, bez zważania na to,
jak ma się ona do konkretnej sytuacji i możliwości sprawczych, następnie
realizowana bez oglądania się na okoliczności, gdyż w tym wypadku samoistną
wartością może być nie tylko ostateczny sukces, ale sama próba, choćby
zakończona klęską. Czy te dwie postawy stosowane w polityce są w istocie tak
całkowicie przeciwstawne? „Idealizm bez realizmu jest głupstwem jak realizm bez
idealizmu ohydą” – zauważał pozytywista – a więc chyba realista –
Aleksander Świętochowski[2].
Jak
jednak oceniać, co jest realne dziś, a zwłaszcza co będzie nim w przyszłości?
Tu nie wystarczy sama choćby najbardziej kompletna i ścisła znajomość faktów,
okoliczności, chłodna kalkulacja, trzeźwy osąd. Potrzeba czegoś więcej –
wyobraźni, intuicji i odwagi, które wymykają się już takim kryteriom. Czy więc
takie rozróżnienie jest w ogóle przydatne do analiz politycznych? Czy
przypadkiem drugiej z tych formuł postępowania nie należałoby umieścić w ogóle
poza sferą polityczną, a przynajmniej sferą praktycznej, stosowanej polityki,
której obaj nasi bohaterowie byli wszak wybitnymi reprezentantami? Zależy to z
kolei od rozumienia polityki i działalności politycznej. „W bieżącej polityce
tak zwany realizm jest nakazem zdrowego rozsądku, dyskusja nad tym jaka postawa
– realistyczna czy idealistyczna jest słuszniejsza – wydaje się być
bezprzedmiotowa”, zauważa Marcin Król. Dalej ten sam autor pisze: „Układ sił
decyduje o wszystkim, nie może być sporu co do tego, czy ma jakikolwiek sens
działalność polityczna, która go nie uwzględnia, natomiast można się spierać co
do szczegółowej oceny rozłożenia sił w relacjach międzynarodowych. Wówczas,
kiedy jest to spór opinii opartych na krytycznie zanalizowanych faktach, miano
realisty otrzyma ten, którego pogląd będzie po prostu bardziej pesymistyczny w
odniesieniu do samodzielnej polskiej
polityki, a epitet „romantyka” lub „idealisty” otrzyma komentator
bardziej optymistyczny. W istocie wszelako obaj są realistami, obaj bowiem chcą
swoje prognozy i plany polityczne budować na solidnej podstawie przeglądu sił a
nie na żadnej koncepcji li tylko woluntarystycznej w rodzaju misji dziejowej,
prawa międzynarodowego, prawa do wolności czy idei współdziałania wszystkich
ludzi dobrej woli”. Zarzut „idealizmu” politycznego staje się bardziej
uzasadniony, kiedy nie możemy cudzego poglądu poddać krytycznemu rozbiorowi i
wskazać na błędy w jego szacunku, bo na przykład brak w nim zupełnie
uzasadnienia opartego na rzeczowej kalkulacji. W takim wypadku działalność
polityczna ma charakter intuicyjny i bezrefleksyjny, co zresztą nie oznacza wcale,
iż musi być ona z tego powodu z góry skazana na porażkę. Polityka bowiem to
także sztuka i intuicja może dać czasem więcej niż najbardziej solidna analiza,
konkluduje Marcin Król[3].
Pamiętać wreszcie trzeba o istotnym rozróżnieniu, gdy zestawiamy obie postawy,
mianowicie czym innym jest realizm bądź idealizm celów, czym innym zaś są one w
zakresie dobranych środków i metod działania. W tej pierwszej płaszczyźnie
ocena bywa często niezmiernie trudna, chyba, że zgodzimy się, iż
rozstrzygającym kryterium będzie w każdym wypadku uzyskany (bądź nie) rezultat
końcowy. To z tej właśnie perspektywy historycznej, a więc już post factum
dokonujemy najczęściej ostatecznej oceny, wyrokujemy co było realistyczne, a co
nie. O wiele trudniejszy jest jednak osąd w momencie podejmowania decyzji.
Dlatego też historycy nie powinni być zbyt surowi wobec polityków, nawet tych
przegranych.
Przytoczyłem
ten dłuższy wywód Króla, gdyż stanowi on punkt wyjścia moich rozważań o
działaniach Dmowskiego i Piłsudskiego. Wymagają one wszakże jeszcze pewnego
uzupełnienia. Otóż upewnijmy się najpierw, czy takie rozumienie polityki było
istotnie właściwe dla naszych bohaterów. Według pierwszego z nich „polityka
jako zakres czynności dotyczących organizacji zbiorowego życia społeczeństw, za
główny cel uważać musi dobro całości społecznej narodu oraz utrzymanie i
pomyślny rozwój organizacji jego życia zbiorowego – państwa. Polityka narodowa,
jedyna prawowita, musi zwalczać i sprowadzać do właściwych granic wszelkie
dążenia partykularne, mające na celu korzyść jednostek lub grup ze szlachtą na
czele kosztem reszty narodu lub podrywające te podstawy, na których opiera się
wiekowy byt narodu”[4].
Jest to wypowiedź z 1905 r., a więc z chwili, gdy Dmowski, a wraz z nim
cały jego obóz rozpoczynali właśnie uprawianie bieżącej, praktycznej polityki w
ramach państwa rosyjskiego. W kilka lat później (1913 r.) rozwijał ten wątek.
„Stoimy na rubieży dwóch okresów: stare walki się kończą, przebrzmiewają, a
zaczynają nowe. I pierwszą rzeczą jest zdać sobie jasno sprawę z tego przełomu,
możliwie dokładnie przyjrzeć się temu co życiowa rzeczywistość z sobą niesie”[5]. Wreszcie możemy odwołać się także do oceny
bliskiej mu postaci – Zygmunta Wasilewskiego, który w 1916 r. tak
charakteryzował metodę polityczną swego przywódcy. „Realizm polityczny w ten
sposób bywa pojmowany, że polityk musi mieć realne oparcie. W schemacie
politycznym dwa się narzucają takie oparcia: u góry rząd (swój lub nieswój), u
dołu masa… Typ Dmowskiego jest tym gatunkowo różny, że opiera się na gruncie
historycznym, który nie należy ani do rządów ani do tłumu. Jest to grunt
twórczości narodowej, do której obie strony muszą być naginane – jedyne
stanowisko niezależne”. I dalej Wasilewski rozwijał ten wątek: „Dmowski ani
jednego kroku nie zrobił umyślnie dla swej popularności. Powiedziałbym nawet,
zawsze postępował tak, jakby miał manię niepopularności. Popularność zdobywał
raczej siłą, ex post, bo wiele zrobił, co uznano; ale nigdy nie ułatwił sobie
walki giętkością lub lekkością, z jaką polityk praktyczny bierze przeszkody i
posiłkuje się falą; zawsze szedł przeciw fali, mając często przeciw sobie nawet
bliskich. Rodzaj Dmowskiego jest zaprzeczeniem metod demagogicznych. W tym
najlepszy probierz jego charakteru politycznego… Hazard i wieszczenie
przyszłości nie mają nic wspólnego z tego typu umysłem, który reprezentuje
Dmowski. Niezdolny do powodowania się doktrynami, nie zasłania sobie odległego
celu, ideału politycznego, który jest źródłem jego energii, jakimiś z góry
powziętymi formami bytu, choćby najpiękniej brzmiała ich nazwa, bo wzrok jego
zawsze jest w treści, w rozwoju. I śmielszy i ambitniejszy jest lot myśli
twórczej od lotu skrzydlatego słowa, któremu wystarcza własna melodyjność. Ale
ten, co tworzy, nie buduje z marzeń i chceń, ale z
rzeczywistości. Z natury rzeczy jest posybilistą”[6]. Jest w tym tekście kilka pośrednich
odniesień do jego rywala i konkurenta, są jednak czytelne i takie, które – być
może mimo woli piszącego – wskazują na bliskie pokrewieństwo. Mam tu na myśli
przede wszystkim ów wstręt do wszelkiego doktrynerstwa.
Co
z kolei możemy powiedzieć o metodzie politycznej Piłsudskiego? Tu sytuacja jest
znacznie trudniejsza i warto ten fakt szerzej odnotować, gdyż ma on istotne
znaczenie metodologiczne w odniesieniu do tytułowego problemu. Polega on na
tym, że w przeciwieństwie do Dmowskiego przyszły Komendant pisał bardzo
niewiele o swoich planach politycznych, a jeśli już, to w sposób ogólny,
zawoalowany, tak, że daje to podstawę do różnych interpretacji jego zamierzeń.
Odwrotnie proporcjonalny jest natomiast stan badań, a co za tym idzie obfitość
piśmiennictwa dotyczącego jego postaci. Tu wyraźnie góruje nad konkurentem,
choć wiele prac, zwłaszcza dawniejszych, miało charakter wybitnie
apologetyczny, lub przeciwnie, dyskwalifikujący całkowicie jego dokonania.
Podstawą źródłową do oceny działalności Piłsudskiego są więc w znacznej mierze źródła
wtórne, relacje, późno spisywane wspomnienia, impresje, które traktować trzeba
z dużą ostrożnością. Najbardziej może charakterystyczny jest tu nie
rozstrzygnięty, a być może po prostu nierozstrzygalny spór wokół ważnej i dla
naszych rozważań kwestii: czy Piłsudski przewidział przebieg wojny[7].
Spróbujmy
jednak znaleźć jakieś punkty orientujące o sposobie rozumienia przez niego
polityki. Warto tu chyba wskazać na dwa momenty. Pierwszy to wnioski będące
efektem analizy przyczyn przegranej rewolucji 1905-1907 r. w Królestwie. Pod
ich wpływem Piłsudski zmienia wówczas świadomie swoją dotychczasową strategię
działania[8].
Nie jest więc już tak, jak na początku XX wieku, kiedy to młody socjalista
posługujący się pseudonimem ROM (skrót od romantyk – czyż trzeba lepszej autodefinicji) stwierdzał: „Wszystkie marzenia moje
koncentrowały się wówczas około powstania i walki orężnej z Moskalami, których
z całej duszy nienawidziłem uważając każdego z nich za łajdaka i złodzieja”[9]. Prosząc we wrześniu 1908 r. Feliksa
Perla o nie robienie z niego przy ewentualnym pisaniu nekrologu „dobrego
oficera lub mazgaja i sentymentalisty, tj. człowieka poświęcenia, rozpinającego
się na krzyżu dla ludzkości”, stwierdzał: „Byłem do pewnego stopnia takim, lecz
było to za czasów młodości górnej i chmurnej. Teraz nie, to minęło i minęło
bezpowrotnie. – Te mazgajstwa i krzyżowanie się dokuczyło mi, gdym na to u
naszych inteligentów patrzył – takie to słabe i beznadziejne!”[10] Główną zaś siłą tego
wolnościowego zrywu, zrywu przeciw zniewoleniu człowieka i narodu miał być
patriotyczny proletariat. Przegrana rewolucyjnych zmagań zmodyfikowała w istotny
sposób te założenia. Sama idea bowiem, nawet najsłuszniejsza, nie wystarczy,
musi wspierać ją czyn. Do czynu zaś potrzebna jest siła sprawcza. Trzeba więc
budować siłę. Odtąd już nie masy robotnicze, ale zorganizowana i odpowiednio
przygotowana do walki siła (w domyśle zbrojna) stać się miała warunkiem
zwycięstwa. Środkami gwarantującymi ostateczny sukces winny być rząd, armia i
broń[11]. Ale najgłębszym źródłem siły miało
pozostać całkowite poświęcenie się i gotowość ofiary życia. Ujął to Brygadier w
sobie tylko właściwy sposób w przemówieniu o armii narodowej na forum zwołanego
przez Tymczasową Radę Stanu zgromadzenia obywatelskiego 16 marca 1917 r.,
streszczając w jego trakcie jedną ze scen Wesela Wyspiańskiego. „Czy Panowie
sobie przypominacie tego rozognionego poetę, marzącego o sile, marzącego o
potędze ojczyzny, który w podnieceniu weselnych nastrojów śni i widzi przed
sobą tę siłę, która z upodlenia i upadku wyprowadza… I pamiętam zjawienie się
zakutego rycerza w zbroję, z pól grunwaldzkich powstałego, ogromnego,
przerastającego sobą tego nowego, małego człowieka. I oto rycerz chwyta poetę
za rękę i powiada: «duszę daj, dam ci siłę»… I pamiętają Panowie czym się
kończy ta scena? Poeta żąda otwarcia przyłbicy i znajduje za przyłbicą to, co
jest udziałem każdego żołnierza – znajduje śmierć”[12]. Zważmy na widoczne tu niezwykle
charakterystyczne dla metody Piłsudskiego zderzenie racji, siły, realizmu z
romantyczną stylistyką i motywacją, co często mogło zwodzić nie dość wnikliwego
obserwatora. Do sierpnia 1914 r. – zauważa Bohdan Urbankowski – w jego
działaniu przewaga jest po stronie legend i do nich dostosowuje się Piłsudski,
od sierpnia zaczyna sam je tworzyć i swobodnie się nimi posługiwać[13]. Odtąd całkowicie świadomie, rzec można
na zimno, ubierał on swoich żołnierzy w kostium romantyków. W ten sposób
właśnie nad wyraz skutecznie motywował młodych ludzi do działania i niezbędnej
ofiary, budował morale polskiego wojska[14].
Inny jeszcze wykład na temat realnej polityki zawarł Komendant w przemówieniu w
Radzie Stanu (1 czerwca 1917 r.). Oceniając bieżącą sytuację
stwierdzał, że trudno liczyć na bezinteresowne działania Niemiec i Austrii w
sprawie polskiej: „Gdy my nie będziemy mieli siły swej wewnętrznej i nie
przeciwstawimy się, nawet zawierając z nimi sojusz, to w gruncie rzeczy nie
będziemy mieli żadnej podstawy dla realnej polityki polskiej; z tego wypływa
konieczność wytworzenia wewnętrznej siły w Polsce, jeżeli ma być mowa o realnej
polityce”. Taka realna polityka zazwyczaj opiera się na własnym
społeczeństwie. Jednak polskie społeczeństwo przedstawia nazbyt małą wartość,
by można wyłącznie na nim budować, ciągnął dalej. „Jest faktem, że realna
polityka musi się przystosować do wszystkiego co jest faktem i rzeczywistością,
a więc i do społeczeństwa polskiego takiego jakim ono jest i każdy kto pomija
tę rzeczywistość, nie jest realnym politykiem”[15]. Porównując zatem enuncjacje obu
polityków, pomijając całkowicie odmienne stylistyki, jako że znaczna część
wystąpień politycznych Dmowskiego adresowana była do obcych, gdy Piłsudski
przeważnie przemawiał do swoich, widzimy znaczne podobieństwo w zakresie
rozumienia polityki, a tylko inne sposoby argumentacji i nakłaniania do
działania.
A
teraz kwestia niepodległości. Postawienie jej jako nadrzędnego celu
działalności na początku XX wieku było dla wielu, być może nawet dla większości
ówczesnych Polaków czymś całkowicie nierealistycznym, a przez to groźnym i
niebezpiecznym. Kwestia polska jako zagadnienie polityki międzynarodowej od
dawna już nie istniała, postępowały natomiast różne formy przymuszonej, ale
czasami także dobrowolnej integracji mieszkańców dawnej Rzeczpospolitej z
mocarstwami zaborczymi[16].
Podejmowanie więc trudu walki o odzyskanie niepodległości, pozyskanie do tego
celu szerokich kręgów społeczeństwa, przekonanie opinii międzynarodowej – czyż
nie było to zadanie dla romantyka? A tymczasem na tę drogę Piłsudski i Dmowski
wkroczyli niemal w tym samym czasie, jeszcze pod koniec XIX stulecia,
zdobywając na niej pierwsze doświadczenia, ponosząc przy tym pierwsze porażki i
ofiary. „Niepodległość jako hasło zjawia się w naszym życiu praktycznym na nowo
już kilkanaście lat przed końcem ubiegłego stulecia”, notował Dmowski –
czyli wówczas, gdy on sam rozpoczynał młodzieńczą aktywność[17]. Jego przyszły rywal stwierdzał
natomiast już w 1895 r., że „jedyna dla nas droga, to dążyć wszystkimi siłami
do oderwania się od Rosji, do wywalczenia sobie Niepodległej Demokratycznej
Rzeczypospolitej Polskiej”[18].
Temu celowi pozostał też wierny, w przekonaniu, że „niepod-ległość to wolność i godność swego narodu”[19].
Początkowe
niepowodzenia przekonały Piłsudskiego i Dmowskiego o potrzebie długiego marszu,
budowania dalekosiężnej strategii działania. Jej zręby w obu przypadkach
zarysowały się ostatecznie około roku 1908. Wykorzystywały one poprzednie
doświadczenia własnych obozów, w przypadku Dmowskiego w zakresie jawnej
działalności politycznej wspartej szeroką akcją edukacyjną i wychowawczą wśród
młodego pokolenia i ludu wiejskiego, w przypadku Piłsudskiego było to
rozpoczęcie przygotowań do walki czynnej, zorganizowanej bez porównania lepiej
niż w latach 1905-1907, przy pozostawaniu jeszcze ciągle w obrębie tradycji
insurekcyjnej.
Obaj
tedy nadal dążyli do odzyskania przez Polskę niepodległości, dla obu był to
proces złożony, mający postępować etapami, te zaś wyznaczane będą zmianami
koniunktury międzynarodowej i dostosowanymi do nich działaniami własnych
obozów. Moment początkowy gry o Polskę stanowić miał spodziewany i oczekiwany
wybuch wojny między zaborcami. Wymagało to odpowiedniego przygotowania, zarówno
koncepcyjnego jak i praktycznego. Dla wypracowania skutecznej strategii
działania należało na wstępie udzielić odpowiedzi na dwa zasadnicze pytania. Po
pierwsze, ponieważ kanwę działań niepodległościowych stanowić miała wojna
europejska, przeto trzeba było najpierw rozważyć układ sił, jej możliwy
przebieg i ocenić szanse obu stron na zwycięstwo. Drugim, ale nie mniej ważnym elementem
powstającej koncepcji była odpowiedź na pytanie, który z trzech zaborców
stanowi największe zagrożenie dla Polaków. Jeszcze jeden składnik ogólnej
koncepcji, ale już niejako wtórny wobec poprzednich, polegał na związaniu
swoich działań z jednym z zaborców, tym mniej groźnym. Kolejnym krokiem było
zharmonizowanie wszystkich ocen w jednolitą dyrektywę i wybór odpowiednich
sposobów realizacji przyjętych założeń. Te zaś były u obu przywódców różne.
Dmowski
największe zagrożenie polskości dostrzegał w agresywnej, nowoczesnej i sprawnej
polityce niemieckiej, a równocześnie zakładał, że obóz zwycięski w przyszłej
wojnie stanowić będzie Ententa (w czym się nie mylił) z udziałem Rosji (co
okazało się zupełnym błędem). Taki bieg działań militarnych – klęska państw
centralnych – przynosił konkretne i znaczne korzyści w postaci zjednoczenia
całości ziem polskich w obrębie jednego i zarazem słabego państwa rosyjskiego,
w którym Polacy stanowią element wyższy cywilizacyjnie i skutecznie będą się
bronić przed wynarodowieniem. Za właściwą metodę działania Dmowski obrał
dyplomację przy niewielkim wsparciu wojskowej demonstracji (Legion Puławski).
Aktywność dyplomatyczna miała prowadzić do stopniowych ustępstw na rzecz
Polaków ze strony słabnącego imperium, także za sprawą pozyskanej przychylności
mocarstw zachodnich. Dzięki temu kwestia polska stać się miała znowu
przedmiotem polityki międzynarodowej.
Inaczej
Piłsudski. Doceniał on wartość armii niemieckiej i w niej upatrywał zwycięzcę,
przynajmniej na wschodzie (w czym się nie mylił). Największą przeszkodę na
drodze do niepodległości Polski upatrywał tradycyjnie w Rosji dzierżącej ok. 80
procent terytorium dawnej Rzeczpospolitej, w tym jej stolicę. Choć rusyfikacja
była prowadzona mniej sprawnie niż germanizacja w zaborze pruskim, to
dostrzegał inne zagrożenie, nie wymuszonego bezpośrednią presją carskiego
reżimu i mniej przez to widocznego przejmowania elementów rosyjskiej
mentalności, stopniowego utożsamiania się części Polaków z państwem carów.
Wystąpiło to jaskrawo w momencie wybuchu wojny. Z elementów tej diagnozy
przyszły Komendant wyprowadził równie spójną koncepcję, oczywiście całkowicie
odmienną niż jego rywal. Należy przeto iść przeciw Rosji, a oparcia szukać u
mniej groźnego spośród państw centralnych – czyli Austro-Węgier. Sposobem
wejścia do gry stać się miało wywołanie w momencie wybuchu wojny powstania na
tyłach armii carskiej w Królestwie Polskim.
Widzimy
więc, jak wnikliwa i rzetelna analiza doprowadziła do zgoła odmiennych
wniosków, ocen i wreszcie decyzji. Czy oznacza to jednak, że jedna z nich była
realistyczna a druga idealistyczna? Zauważmy, że istniały także wyraźne, daleko
idące podobieństwa wyjściowych zamierzeń. Oto zarówno Piłsudski jak i Dmowski w
tej rozpoczynającej się grze stawiali sobie identyczny cel wyjściowy, choć
osiągany w różny sposób. Było to zjednoczenie większości ziem polskich przy
równoczesnym pokonaniu największego przeciwnika niepodległości Polski.
„Zwycięstwo nad Niemcami, zdruzgotanie ich potęgi to była pierwsza rzecz, któreśmy
od tej wojny oczekiwali” – tłumaczył Dmowski po latach. „Bo to był
pierwszy, najgłówniejszy warunek odbudowania niepodległej Polski. I pierwsza
rzecz, którąśmy bezpośrednio dla siebie postanowili
osiągnąć – to oderwanie od państwa niemieckiego ziem polskich. To było
ważniejsze niż powstanie jakiejś politycznej, pozornie polskiej efemerydy
państwowej”[20].
I dalej: „Celem narodu polskiego w chwili wybuchu wojny europejskiej było…
odzyskanie należnego mu stanowiska w szeregach narodów świata, ale na
określonych warunkach, w określonej formie zapewniającej trwałość,
bezpieczeństwo i siłę”[21].
A
jak swoje decyzje uzasadniał jego konkurent? Częściowo motywacje leżące u ich
podstaw odkrył w wywiadzie udzielonym Józefowi Hłasce w początku 1913 r.
Endecki publicysta relacjonował zatem, że Piłsudski dostrzegał „zależność
Austrii od Niemiec i zdecydowanie wrogie stanowisko tych ostatnich. Przyznawał
całkowicie, że Austria nie myśli o poruszeniu sprawy polskiej, że obecny zatarg
austriacko-rosyjski nie ma z tą sprawą nic wspólnego… Z chwilą jednak
rozpoczęcia wojny na ziemiach polskich naród nasz nie może pozostać bezczynnym
widzem, musi wystąpić no i wówczas z konieczności działać będzie zmuszony jako
sprzymierzeniec Austrii… Wystąpimy jako siła samodzielna, która przy
likwidowaniu wojny, w czasie, kiedy strony wojujące będą znużone i wyczerpane,
zaważyć będzie mogła na szali”[22].
Ten motyw szali pojawi się u Komendanta nieco później, rok po wybuchu
wojny, ale w jakże odmiennej retoryce. „Nie chciałem pozwolić by w
czasie, gdy na żywym ciele naszej ojczyzny miano wyrąbać mieczami nowe granice
państw i narodów, samych tylko Polaków przy tym brakowało. Nie chciałem
dopuścić by na szalach losów, ważących się nad naszymi głowami, na szalach, na
które miecze rzucono, zabrakło szabli polskiej… Chłopcy! Naprzód! Na śmierć,
czy na życie, na zwycięstwo czy na klęski – idźcie czynem wojennym budzić
Polskę do zmartwychwstania”[23].
Mówiąc i pisząc te słowa znał już pierwsze efekty swej decyzji. Piłsudski
nie odżegnywał się wcale od tej części swej natury, która pozostała nadal w
jakimś sensie romantyczna. Przyznawał to otwarcie w toaście na bankiecie w
Wiedniu 21 grudnia 1914 r.[24]
Zdaniem jego wielbicieli symbolizować to miały jego dwie, całkowicie różne
dłonie: sękata, twarda prawica ściśnięta często w kułak i lewa, subtelna dłoń
artysty. Był złożoną i skomplikowaną naturą, inaczej niż Dmowski, który wydaje
się być bardziej jednorodną indywidualnością.
Wybuch
wojny był momentem sprawdzenia słuszności obu strategii. I cóż się wówczas
okazało? Oto obie koncepcje zawiodły. Pierwsza faza gry o niepodległą Polskę
była dotkliwą porażką obu liderów. W przypadku Piłsudskiego wykazały to już
pierwsze dni wojny, złudzenia Dmowskiego trwały kilka miesięcy dłużej, lecz
przyniosły zbliżony efekt. Powstanie w Królestwie nie tylko, że nie wybuchło,
ale wkraczający doń młodzi Strzelcy spotkali się z zimną obojętnością, ba!
nawet jak wynika to z niektórych wspomnień, np. Romana Starzyńskiego, z
przejawami wrogości, zaś fikcja Rządu Narodowego nie doczekała się
urzeczywistnienia[25].
Przyczyny takiej zaskakującej reakcji były dwie. Jedna, wywołana atmosferą
chwili, to upatrywanie w żołnierzach Piłsudskiego sojuszników Niemców, którzy
na początku wojny spalili przygraniczny, nie broniony przez Rosjan Kalisz (Kaliniec Marii Dąbrowskiej z Nocy i dni). Druga była
głębsza i tkwiła we wspomnianej wyżej postępującej zwolna identyfikacji z
państwem rosyjskim w poczuciu zagrożenia niemiecką ekspansją. Potwierdzały to
sceny rozgrywające się w sierpniu 1914 r. na ulicach stolicy Polski, kiedy to
warszawianki kwiatami żegnały udających się na front „naszych dzielnych
kozaków”, którzy ledwie kilka lat wcześniej szarżowali na tych samych ulicach
na bezbronnych demonstrantów. Objawy te głęboko zaniepokoiły nawet zwolennika
współpracy z Rosją, samego Romana Dmowskiego. W jego przypadku zawiodły z kolei
rachuby na pojawienie się jakiś objawów przychylności wobec Polaków ze strony
władz rosyjskich, jak też na rychłe podjęcie kwestii polskiej przez dyplomację
brytyjską czy francuską. Tymczasem po wybuchu wojny Rosja nie widziała
najmniejszej potrzeby skorygowania dotychczasowego kursu politycznego wobec
swych polskich poddanych. Pobór rekruta do armii przebiegał wszak bez większych
problemów, a mieszkańcy Królestwa nastawieni byli – jak już wiemy – raczej
przychylnie do obrońców przed germańskim najeźdźcą. Z kolei alianci zachodni
lojalnie uważali ewentualną kwestię polską za wewnętrzną sprawę swego ważnego
sojusznika.
Niepowodzenie,
a właściwie załamanie obu koncepcji czyni w tym momencie wątpliwym rozróżnienie
według kryterium: realizm versus idealizm. Obie bowiem należałoby w tej
sytuacji zaliczyć do tej drugiej kategorii. Ale wcale tak być nie musi.
Polityk, nawet najbardziej chłodno kalkulujący, ma prawo do pomyłki czy wręcz
błędu. Kwestią jego klasy jest to, czy mimo początkowego niepowodzenia będzie
on w stanie zrewidować swe przemyślenia i zmierzać dalej do wytkniętego celu.
Dalszy
przebieg wojny, obfitujący w wiele ważnych i nieoczekiwanych wydarzeń i zwrotów
akcji, był do tego dobrą okazją. Ich przebieg i gruntowną analizę przynosi
znakomite studium Janusza Pajewskiego Odbudowa państwa polskiego 1914-1918 (Warszawa
1980), książka bynajmniej nie nowa, która mimo kilku wydań wydaje się nadal nie
w pełni doceniana. Rzecz charakterystyczna – w tej obszernej pracy opis dokonań
naszych bohaterów nie zajmuje zbyt wiele miejsca. Są one bowiem dla zmarłego w
2004 r. poznańskiego historyka jednymi z wielu zjawisk składających się na
odzyskanie przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 r. Ich aktywność w
następnych latach wojny nie pozbawiona sukcesów, ale także nie wolna od
niepowodzeń, polegała zasadniczo na bystrym dostrzeganiu nadarzających się
okazji i umiejętnym ich spożytkowaniu. Znacznie rzadziej udawało się natomiast
takie okazje kreować samodzielnie, przede wszystkim ze względu na ciągle zbyt
mały potencjał. W trakcie czterech lat wojny obaj liderzy i ich obozy
umiejętnie, choć nadal w różny sposób, dostosowywali swe działania do
ulegającej stopniowej poprawie międzynarodowej koniunktury, czemu towarzyszyło
narastanie na wszystkich ziemiach polskich społecznego poparcia dla dążeń
niepodległościowych. Warto jeszcze podkreślić, że podążając różnymi drogami,
stosowali równocześnie podobną metodę polityczną. Była nią tzw. licytacja
sprawy polskiej wzwyż, co potwierdzają ich biografowie[26].
Za
najważniejsze dokonania można tu uznać w przypadku Dmowskiego zręczne
przesunięcie swych skromnych jeszcze aktywów politycznych z Rosji w stronę
państw zachodnich w 1917 r.[27]
W tym też roku i z podobnych powodów Piłsudski w dramatycznych okolicznościach
kryzysu przysięgowego porzuca dotychczasowych partnerów i uznany zostaje za ich
przeciwnika, co otwarło mu drogę do obozu zwycięzców. Swą strategię skomentuje
dowcipnie po latach. „Porównywałem nasze zadanie do wyścigów. Rumaki pędzą do
mety, my zaś jako mucha usadowiliśmy się na uchu jednego z nich. W chwili
zbliżania do startu [winno być chyba mety? – TG] mucha odlatuje z
wyczerpanego rumaka i staje pierwszą u celownika”[28]. Dmowski równolegle zaś prowadził akcję
o charakterze lobbystycznym, skierowaną do europejskiej, a potem także
amerykańskiej opinii publicznej, korzystając m.in. z wielkiego autorytetu i
popularności megagwiazdy tej epoki – Ignacego Jana
Paderewskiego. Chodziło najogólniej rzec biorąc o przywrócenie zbiorowej
świadomości Europejczyków istnienia Polski i Polaków. Adresatem bardziej
wyrafinowanych działań byli natomiast starannie wybrani politycy francuscy,
brytyjscy i na koniec amerykańscy.
11
listopada 1918 r. Polska odzyskała niepodległość. Od tego momentu rozpoczął się
spór, a potem stopniowo słabnąca debata o tym, kto był jej ojcem, czyje
starania były skuteczniejsze a zasługi większe. Wtedy też zaczęto – porównując
działania obu wielkich przywódców – klasyfikować je jako realistyczne bądź
idealistyczne/romantyczne. Bardzo powierzchowny, zewnętrzny ich ogląd uprawniał
być może do takich ocen. Jednak rzeczywisty ich wymiar nie mieścił się ani w jednym,
ani w drugim schemacie.
Zasadniczy
punkt sporu między obu bohaterami, który może nosić znamiona starcia się wizji
idealistycznej (romantycznej) z realistyczną nastąpił – moim zdaniem – już po
odzyskaniu niepodległości. Była to polityka wschodnia Naczelnika państwa Józefa
Piłsudskiego z lat 1919-1920, zderzona z o wiele bardziej pragmatyczną
strategią obozu narodowego Romana Dmowskiego. Ale to już całkiem inna historia.
Tekst
ukazał się w książce Ośrodka Myśli Politycznej pt. Patriotyzm i zdrada.
[1]
Najnowsze biografie to: W. Suleja, Józef Piłsudski,
wyd. 2, Wrocław 2004, T. Gąsowski, Józef Piłsudski, [w:] Wybitni
Polacy XIX wieku, Kraków 1998, s. 272 i n., oraz K. Kawalec, Roman
Dmowski: 1864-1939, wyd. 2, Wrocław 2002.
[2] A.
Świętochowski, Liberum Veto, „Prawda”, nr 44, 4 listopada 1882.
[3] M. Król,
Style politycznego myślenia. Wokół „Buntu Młodych” i „Polityki”, wyd.
NOWA, przedruk z Libelli [b.m i r. w.], s. 52.
[4] R.
Dmowski, Podstawy polityki polskiej (1905), [w:] Roman Dmowski o
ustroju politycznym państwa, opr. K. Kawalec, Warszawa 1996, s. 38.
[5] Tegoż, Wewnętrzna
polityka narodowa (1913), tamże, s. 48.
[6] Z.
Wasilewski, Roman Dmowski, tekst z 27 października 1916, [w:] Na
wschodnim posterunku, 1919.
[7] Szerzej o tym zob. W. Suleja,
Józef Piłsudski, Wrocław 1995, s. 107-108.
[8] Zauważał
ten fakt zresztą jeszcze w trakcie trwania rewolucji, zob. J. Piłsudski, Polityka
walki czynnej (1906), [w:] tegoż, Pisma zbiorowe, t. 2, Warszawa
1937, s. 263 i n.
[9] Tegoż, Jak
zostałem socjalistą (1903), [w:] tamże, s. 45 i n.
[10]
Tegoż, List do Feliksa Perla, wrzesień 1908, [w:] tamże, s. 299.
[11]
Tegoż, Zadania praktyczne rewolucji w zaborze rosyjskim (1910), [w:] tamże,
t. 3, s. 11 i n.
[12]
Tegoż, O armii narodowej (1917), [w:] tamże, t. 4, s. 113.
[13]
B. Urbankowski, Józef Piłsudski – marzyciel i strateg, Warszawa 1997, t.
1, s. 192.
[14]
A. Kowalczykowa, Piłsudski i tradycja, Chotomów 1991, s. 125.
[15]
J. Piłsudski, Przemówienie w Radzie Stanu, 1 czerwca 1917 r., [w:] Pisma…,
t. 4, s. 192.
[16]
Por. H. Wereszycki, Sprawa polska w XIX wieku, [w:] Polska XIX wieku:
państwo, społeczeństwo, kultura, red. S. Kieniewicz, Konfrontacje
Historyczne, Warszawa 1977, s. 121 i n.
[17]
R. Dmowski, Polityka polska i odbudowa państwa, wyd. 2, Warszawa 1989,
t. 1, s. 51.
[18]
J. Piłsudski, Z Rosji (1895), [w:] Pisma…, t. 1. s. 115.
[19]
Cyt. za: Z. Stahl, Idea niepodległości i
siły Józefa Piłsudskiego, Londyn 1952, s. 7.
[20]
R. Dmowski, Polityka…, t. 1. s. 171.
[21]
Tamże, s. 184.
[22]
Wywiad Józefa Hłaski, „Kurier Litewski”, 25 lutego 1913, [w:] Pisma…, t.
3, s. 172. Autor wywiadu, publicysta i polityk endecki, częściowo streszczał, a
tylko w pewnym stopniu cytował oryginalne wypowiedzi Piłsudskiego.
[23]
J. Piłsudski, Rozkaz na pierwszą rocznicę wojny, [w:] Pisma…, t.
4, s. 40.
[24]
„Być może jestem romantykiem, być może dlatego, że nigdy nie byłem zwolennikiem
pracy organicznej, wszedłem w tę wojnę… Trzeba było bowiem, aby to, co było
szaleństwem, stało się także i rozumem polskim”, tamże, s. 21.
[25]
R. Starzyński, Cztery lata wojny w służbie Komendanta. Przeżycia wojenne
1914-1917, Warszawa 1937.
[26]
K. Kawalec, Roman Dmowski, Wrocław 2002, s. 174 oraz W. Suleja, dz. cyt., s. 139.
[27]
Szerzej o tym: K. Kawalec, Roman Dmowski, dz. cyt., s. 178 i n.
[28]
Wywiad Stanisława Laudańskiego, 10 lutego 1924, [w:] Pisma…, t. 5, s.
203.