Warszawa
1931
Po
przewrocie majowym wielu ludzi marzyło o wprowadzenia w Polsce ustroju
państwowego, zbliżonego do istniejącego w Stanach Zjednoczonych Ameryki
Północnej. Na ogół ci sami ludzie byli zwolennikami syndykalizmu chodziło im
więc o wprowadzenie systemu łączącego zalety ustroju amerykańskiego z
postulatami ustroju syndykalistycznego.
Dotychczas nie został ustrój polityczny w Polsce zmieniony de iure.
Pojawiły się jednak pewne tendencje ustrojowe, które de facto zdobyły sobie
wpływ. Te tendencji powstały częściowo siłą faktu: z powodu osłabienia ustroju
z przed maja 1926 roku i z powodu konieczności zapełnienia stąd powstałej luki.
Te tendencje wywodzą się poniekąd z samej sytuacji.
Inne znów tendencje, jak np. wyżej wspomniana syndykalistyczna-amerykańska
nabrały więcej nadziei wpłynięcia na wygląd przyszłego ustroju, aniżeli mogły
ją mieć w czasach przedmajowych. Wreszcie zaistniały pewne tendencje
wypływające z woli zwycięzców.
Wszystkie te tendencje mogą mieć swe analogie w istniejących już gdzieś
ustrojach. Różnią się one jednak mocno miedzy sobą. Jedne z nich czerpią swą
siłę z konieczności dziejowej, która je poniekąd narzuciła życiu, a dopiero ich
dalszy rozwój jest zależny od sił działających, inne natomiast są w zupełności
uzależnione od działania woli ludzkiej. Życie może im pomóc w urzeczywistnieniu
się, albo zadać im kłam.
Ponieważ konstytucja polska nie została po przewrocie majowym dotychczas
zamieniana, teoretycznie mogłaby zaistnieć jeszcze tendencja dalszego rozwoju
istniejącej konstytucji w kierunku jej właściwym. Zwolennicy dawnej konstytucji
będąc jednak raczej w defensywie, ograniczają się do chęci zachowania dalszego
dzisiejszego ustroju w sianie niezmienionym. Natomiast niezaprzeczalnie brak
zmiany konstytucji posiada niesłychane znaczenie w tworzeniu się dzisiejszej
rzeczywistości polskiej. Obiektywny opis obecnego stanu rzeczy w Polsce jest
tylko o tyle możliwy, o ile porównujemy go ze stanem wytworzonym w innych
krajach w biegu historii, gdyż beznamiętna ciekawość wobec faktów zaszłych
gdzie indziej, może umniejszyć namiętność, jaką odczuwa się wobec zdarzeń,
które wokoło nas się dzieją i których przedmiotem sami jesteśmy.
II.
Będę się starał najpierw zanalizować tendencje ustrojowe silą faktu u
nas powstałe. Są one zawisie od dwu faktów: przewrotu majowego i trwania starej
konstytucji. Nasza konstytucja zbliżona jest do francuskiej, ta ostatnia
wywodzi się jak wszystkie konstytucje dziś obowiązujące, z konstytucji
angielskiej.
Źródłem władzy demokracji parlamentarnej, poza demokracją amerykańską,
jest zawsze de facto parlament wybrany przez ludność. Gdy jednak w Anglii
istnieje czynnik stały i nieodpowiedzialny, reprezentujący władzę wykonawczą,
którym to czynnikiem jest król. to we Francji i Polsce ten czynnik również nieodpowiedzialny
nie jest stały, ponieważ jest wybrany na pewien czas, okres. Jest nim
prezydent. W praktyce różnica między tymi dwoma systemami nie istnieje prawie.
Gabinet mianowany przez prezydenta czy króla, tak w Anglii jak i we Francji
jest odpowiedzialny przed izbą poselską. W gruncie rzeczy parlament w Anglii
czy we Francji jest w rezultacie wszechwładny.
W przeciwieństwie do tego stanu rzeczy prezydent Stanów Zjednoczonych
jest osobiście odpowiedzialny przed narodem, który go wybrał, wyborami pośrednimi.
Te wybory jednak z biegiem czasu charakter pośredniości utraciły, dziś bowiem w
Ameryce nikt nie pyta kim są elektorowie, którzy będą na prezydenta głosować,
tylko o to na kogo będą głosowali.
Odpowiedzialność prezydenta w Stanach Zjednoczonych jest natury
moralnej, ale krótkotrwałość jego rządów ograniczonych do czterech lat i
zwyczaj ponownego wyboru na jeszcze jedną kadencję jako dowód uznania, każe mu
się liczyć z życzeniami ludności. Poza tym, ponieważ nie jest on uznany za
nieodpowiedzialnego przed narodem, może być przez publiczność atakowany
dowolnie. Natomiast prezydent nie jest odpowiedzialny przed izbami. Co prawda
izba poselska może go postawić w stan oskarżenia za wielkie zbrodnie, względnie
nieudolność w rządzeniu, a wtedy senat go osądza pod przewodnictwem prezesa
Najwyższego Sądu Federacyjnego, ale w praktyce tylko jeden prezydent został
oskarżony, a i ten został uwolniony, mimo że prowadził najbezwzględniejszą i
pozbawioną sensu walkę z kongresem. Rząd powołany przez prezydenta, tzw. administracja,
jest odpowiedzialny tylko przed prezydentem, z izbami nie ma w ogólności
oficjalnego kontaktu. Rząd ten nie tworzy gabinetu w pojęciu europejskim, gdyż
każdy z szefów resortów zależy od prezydenta osobno. W Ameryce nie ma w
ogólności stanowiska premiera.
W kwestiach nominacji urzędników federacyjnych jest prezydent
ograniczony w teorii zatwierdzaniem tych nominacji przez senat. To ograniczenie
drogą ususu przestało obowiązywać, gdyż albo senat jest w większości swej tej
samej partii co prezydent i wtedy nie powstają trudności, albo należy do
przeciwnej partii i wtedy z chęcią spoglądałby na kompromitację prezydenta,
która by mogła powstać wskutek zbyt partyjnych nominacji, nie liczących się z
rzeczowymi względami.
Prezydent Unii Amerykańskiej niema wraz ze swą administracją żadnych
praw ustawodawczych, nie wnosi on ani projektów ustaw, ani nie preliminuje
budżetu. Prezydent jest obowiązany zdawać od czasu do czasu sprawę ze stanu
państwa przed kongresem, przy tym ma prawo zwrócić uwagę na zarządzenia, które
by uważał za wskazane i użyteczne do wydania przez izby. W praktyce komisje
wyłonione z obrębu senatu, są w pewnym kontakcie z rządem w sprawach
administracyjnych. Prezesowie tych komisji spełniają funkcję, która by można
porównać do tej, jaką spełniają w stosunkach europejskich w pewnej mierze
ministrowie. Kontakt między senatem a prezydentem jest jednak nieoficjalny i
nie obowiązuje żadną ze stron.
Jedynym środkiem działania prezydenta na prace ustawodawcze jest prawo
veta, które może być przez niego użyte wobec każdej ustawy, ale tylko w
stosunku do jej całości. Prawo veta prezydenta z biegiem czasu nawet
(rozszerzyło się. Natomiast niemożność użycia veta tylko w stosunku do pewnej
części jakiejś ustawy, jest ogromnym jego ograniczeniem, gdyż nieraz
postanowienia nie do przyjęcia dla prezydenta, mogą się mieścić w ustawie,
która i z jego stanowiska jest konieczna. Veto prezydenta może być usunięte
tylko powtórnym przegłosowaniem ustawy, wobec której wyraził on swe veto, przez
obie izby większością 2/3 głosów.
Prawa ustawodawcze izb poza ograniczeniem przez veto prezydenta, nie są
zresztą najzupełniej ograniczone, ponieważ rząd prezydenta nie posiada żadnych
praw legislatywnych i to nawet projektodawczych. Natomiast prawa kongresu,
czyli izb prawodawczych, w stosunku do władzy wykonawczej, na czele której stoi
prezydent są ograniczone do minimum. Kongres może nie dać kredytów prezydentowi
na administrację, ale tym samym sobie szkodzi. Ustawy przez niego zawetowane
mogłyby w ten sposób nie znaleźć odpowiedniego wykonania. Na osobistą dotację,
prezydenta niema kongres w myśl konstytucji żadnego wpływu. Konstytucja
postanawia bowiem, że w czasie kadencji prezydenta, jego pobory nie mogą być
ani powiększone ani zmniejszone. Teoretycznie mógłby na przykład kongres
odmówić prezydentowi pieniędzy na prowadzenie wojny, gdyby prezydent w myśl
swych kompetencji wydał ją wbrew opinii kongresu W stosunku do interesów osób
prywatnych, może mieć kongres jednak dość duże znaczenie, podnosząc na przykład
pensją jakiegoś emeryta, dekretując reaktywację oficera w rezerwie itp.
Działalność tak kongresu jak prezydenta, która by była sprzeczna z
konstytucją, może być przez interesowane strony zaskarżona przed sądem
federacyjnym. Ustawa niezgodna z konstytucją jest w myśl pojęć amerykańskich,
pod tym względem identycznych z angielskimi, jako niezgodna z obowiązującym
prawem, ipso facto nieważna. Sądy na ogół jednak raczej osądzają tylko ustawy i
działania bezprawne w założeniu, tzn. przeciwne konstytucyjnym uprawnieniom władz,
które je wydały, natomiast uchylają się od osądzenia jeśli kongres lub
prezydent działali w konsekwencji danych im przez konstytucje praw, nawet o ile
ta dalsza działalność mogłaby była być wątpliwa pod względem zgodności z
konstytucją.
Sądy federalne są niezawisłe dzięki temu, że sędziowie są mianowani
dożywotnio i usuwał ni tylko w razie oskarżenia o zbrodnie, złe obyczaje, lub
zupełną nieudolność. Ponieważ jednak konstytucja nie przewiduje ilu ma być
członków najwyższego sądu, prezydent może posiadać po przez dodatkowe
mianowanie sędziów pewien wpływ na sądownictwo, ale oczywiście tylko w
najbardziej już wyjątkowych wypadkach.
III.
Wybór Marszałka Piłsudskiego na Prezydenta Rzeczypospolitej, a następnie
P. Prezydenta Mościckiego, odbyły się w formie ściśle konstytucyjnej, jednak w
rzeczywistości mocno odbiegały od poprzednich wyborów prezydentów w Polsce.
Posłowie, będący elektorami, ustępowali wobec woli ludu, która się
objawiła w czasie wypadków majowych. W gruncie rzeczy przeważnie nie szli za własną
wolą, tak więc de facto podobnie jak w Ameryce wybór prezydenta przestał być
wyborem przez izbę. Izby przestały być jedynym źródłem władzy, ich atrybucje
zostały ograniczone wolą ludu.
Jak wiadomo, w Stanach Zjednoczonych dzięki pewnym przepisowi wyborczym
niekoniecznie większość arytmetyczna rozstrzyga o wyborze prezydenta. Ordynacja
przy wyborze prezydenta amerykańskiego, podobnie jak ordynacja wyborcza
angielska do izby gmin, choć w zupełnie inny sposób, umożliwia najczynniejszemu
w danej chwili elementowi politycznemu, lecz niekoniecznie najliczniejszemu,
zwyciężyć w wyborach. Niezawodnie podobny stan rzeczy wytworzył się w roku 1926
w Polsce, nie można bowiem mieć pewności czy Marszałek Piłsudski posiadał
matematyczną większość zwolenników w kraju. Był on jednak najaktywniejszym
czynnikiem niezawodnie. Tak też odczuli to jego elektorowie.
Marszałek Piłsudski nie przyjął jak wiadomo wyboru na prezydenta. Nie
przyjął zapewne dlatego, by nie znaleźć się w fałszywej pozycji. Jego właściwi
wyborcy, a zatem zrewolucjonizowane masy ludowe i wojskowe wybrały go w
proteście przeciw konstytucji. Wybór jego został jednak dokonany formalnie
drogą konstytucyjną, wskutek czego musiałby się Marszałek tej konstytucji
trzymać, wbrew temu, czego od niego żądał naród. Istoty władzy, którą Marszałek
posiadł, nie zrzucił on z siebie, ponieważ był za nią odpowiedzialny przed
narodem. Z przyczyn tak prawnych jak i faktycznych odpowiedzialność
Piłsudskiego wobec ciał ustawodawczych nie istnieje, chyba w zakresie jego kompetencji
jako ministra spraw wojskowych.
Konflikt między Marszałkiem a ciałami prawodawczymi był dany w samym
zalążku wypadków. Skoro konstytucja nie została zmieniona, sejm oczywiście
stanął na stanowisku, że winien nadal używać tych uprawnień, które dzięki niej
posiada. Za ograniczenie i umniejszenie tych uprawnień był odpowiedzialny
Marszałek przed narodem hasłem zwycięskiej rewolucji. Przyznanie czasowych
pełnomocnictw prezydentowi w dziedzinie ustawodawczej odłożyło wybuch
ostrzejszego konfliktu sejmu z Marszałkiem do nowego sejmu.
W pierwszych czasach pomajowych publiczność z gorącą sympatią odnosiła
się do objawów przeciwstawiania się sejmowi i okazywania mu pogardy. Podobnie
publiczność amerykańska sympatyzuje z prezydentem, gdy ten używa prawa swego veta.
Naród bowiem sądzi, że nie po to wybiera prezydenta przed sobą
odpowiedzialnego, aby ten słuchał jeno woli izb prawodawczych. Amerykanie
zawsze są nieufni wobec swych reprezentantów parlamentarnych i pragną znaczenie
tych czynników ograniczyć.
Nieratyfikowanie w Polsce nowego stanu rzeczy i nie ujęcie go w formy
ustrojowe, musiało doprowadzić po pewnym czasie do osłabienia uczuć
przychylnych u publiczności dla wystąpień antyparlamentarnych, zwłaszcza, że
nic pozytywnego nie mogło wyniknąć ze stanu rzeczy, który się wytworzył. Władza
wykonawcza związana starem ustawodawstwem przedmajowym, została właściwie po
wygaśnięciu pełnomocnictw unieruchomiona. Władza ustawodawcza natomiast, poza
uchwalaniem budżetu, właściwie przestała wykonywać swoje funkcje. Poza samym
faktem konfliktu między tymi władzami, w Polsce w ogólności nic się nie działo
w okresie do końca 1930 r. w zakresie ustawodawczym, a częściowo i wykonawczym.
Ponieważ jednak w praktyce nie zawsze może nic się nie dziać, i
funkcjonowanie władz nie może zupełnie zawisnąć w powietrzu, wyrobiła się u nas
praktyka, że władza wykonawcza liczyła się mocno z partią rządową, powstałą po
wyborach w 1928 roku, zaś władzę prawodawczą w razie konieczności wyręczała
interpretacja sądowa, lub administracyjna. Interpretacja ta dotyczyła w
praktyce tych 100.000 ustaw, wydanych przez sejmy do 1928 roku, które to ustawy
w ten sposób dziwną ironią historii stały się jakby nienaruszalnym kodeksem. I
tak rządziły nami ustawy z powodu których wybuchła rewolucja, co najwyżej
częściowo interpretowane.
IV.
Ustrój amerykański polega na przeświadczeniu, że tylko jednostka może
administrować. Współrządzenie przez wiele czynników powoduje anarchię. Naród
amerykański zabezpieczył się jednak przed władzą wykonawczą centralną szerokimi
prerogatywami władz wykonawczych stanowych, wybranych przez ludność tych
stanów. Ten sposób zabezpieczenia był już jakby przez naturę dany, ponieważ
stany wcześniej istniały aniżeli wspólna federacja. Po zatem władza wykonawcza
była ograniczona brakiem jej wpływów na ciała prawodawcze. W pierwszych czasach
niepodległości ludność Ameryki panicznie obawiała się zakusów jedynowładczych,
nie posiadających zresztą wcale szans w tym kraju, posiadającym z powodu
położenia geograficznego tylko bardzo ograniczoną ilość wojska.
Władzę prawodawczą oddał naród amerykański w ręce swoich izb
prawodawczych z wyjątkiem tych uprawnień, które sam dla siebie zachował. Tym
uprawnieniem była przede wszystkim możność zmiany konstytucji. W ten sposób
konstytucja stała się jakby najwyższą naczelną władzą w państwie. Jeżeli jednak
naród amerykański poza prawem zmiany konstytucji oddał izbom federacyjnym i
stanowym władzę ustawodawczą, to uczynił to w tym przeświadczeniu, że ustawy
przez izby uchwalone będą odpowiadały lepiej woli ludności, jako wypadkowe
postulatów nurtujących wśród społeczeństwa. Zachodzi tu więc wypadek odwrotny
aniżeli przy oddaniu władzy wykonawczej prezydentowi. Wielogłowa władza
wykonawcza gorzej aniżeli jednostka odzwierciedlałaby wolę ludności. Choć w społeczeństwie
mogą nurtować rozmaite zapatrywania jak ma się coś wykonać, to jednak wszyscy
są zdania, że wykonanie musi być jednolite. Kompromisowe wykonanie nie
odpowiada nigdy woli ludności. Natomiast władza prawodawcza musi stanowić
prawa, które są kompromisowymi w obrębie pragnień ludności, tylko w ten sposób
może ona zadowolić większość ludności, Właściwie zresztą tylko od strony
prawodawczej, wykonywanej przez jednostkę, może zagrażać naprawdę
jedynowładztwo, którego tak się obawiał naród amerykański w zalążku swego
istnienia.
Sprawa ustosunkowania się wzajemnego władzy prawodawczej do wykonawczej
jest w każdym kraju w obecnych warunkach najtrudniejszym zagadnieniem. Tak
jedna bowiem z tych władz, jak i druga, pragnie posiąść całość władzy. Skoro
władza parlamentu stała się de facto w pełni władzą prawodawczą, jak to miało
miejsce w większości państw europejskich, wtedy nieuchronnie władza wykonawcza
w końcu dostawała się pod rozkazy władzy prawodawczej. Jedynie w Ameryce bieg
wypadków byt odmienny. Stało się to dzięki konstytucji, oddzielającej zupełnie
kompetencje tych dwu władz. Wszystkie uprawnienia jakie kiedyś posiadał
prezydent amerykański, a które nie były wyraźnie zastrzeżone konstytucją, z
biegiem czasu strącił on na rzecz władzy prawodawczej; ponieważ ta zwykłą
większością głosów mogła mu je odebrać, a jak każda władza tego typu dążyła do
rozszerzenia swych granic. Natomiast nie stracił prezydent żadnych uprawnień
zagwarantowanych konstytucją.
Władzy wykonawczej pozostało nader mało środków obronnych przed zakusami
władzy prawodawczej, w obrębie demokracji europejskiej. Takim środkiem jest
możność rozwiązywania ciał prawodawczych przez władzę wykonawczą, względnie ich
odraczanie. Tych środków nie posiada prezydent amerykański, nie potrzebuje ich
zresztą, ponieważ jest zabezpieczony rozdziałem kompetencji władz przez
konstytucję i prawem veta. Władzę wykonawczą w Europie chroni niekiedy siła
tradycji, która budzi sympatię ze strony ludu dla władzy wykonawczej. W Prusach
przed wojną ta siła tradycji była nader silna. Niekiedy zdarza się znów, że
władza prawodawcza, mimo swej wszechwładzy, nie jest w istocie w możności
przeprowadzenia swej woli w stosunku do pewnych zakresów funkcji władzy
wykonawczej, o ile ta załatwia sprawy nader skomplikowane i wymagające dłuższej
pracy by się w nich zorientować, jak na przykład rządzenie koloniami przez rząd
imperium angielskiego. Wreszcie na krótką metę władza wykonawcza na czele
której stoi wybitna indywidualność loże się bronić z powodzeniem tym, że może
zaskakiwać władzę prawodawczą swą działalnością. Jednostka może wykonać to
znacznie lepiej, niż niedyskretne bo liczne ciało jakiem są parlamenty.
Natomiast władza prawodawcza reprezentowana przez izby, jest na ogół na
dalszą metę znacznie wytrzymalsza w swym dążeniu do zdobycia jedynowładztwa. Po
jednostce silnej może przyjść słaba, parlament, który na ogół może być
przeciętniejszy zdolnościami trwa i nie męczy się. Dlatego parlament zawsze
wygrywa, o ile mu naród nie odbierze względnie nie ograniczy już w założeniu
jego praw, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Przyznając ogromne zalety systemowi amerykańskiemu w utrzymania
równorzędności władz, nie da się jednak zaprzeczyć, że system ten w rezultacie
pozostawił kraj bez naczelnej władzy, jaką niegdyś miał król, a w Europie stał
się parlament. Brak takiej władzy naczelnej może być w stosunkach amerykańskich
znośny, gdyż Stany Zjednoczone są zabezpieczone na zewnątrz już choćby swym
położeniem geograficznym, w Europie natomiast stałby się katastrofalny, gdyż
uniemożliwia on szybką działalność i nie czyni nikogo właściwie odpowiedzialnym
za bieg wypadków.
Poza tym sam rozdział władz tak w pełni dokonany, jak to ma miejsce w
Ameryce, w konsekwencji powoduje taki stan rzeczy, że prezydent zostaje
zupełnie pozbawiony wszelkiego wpływu moralnego na ludność, ponieważ jest tylko
wykonawcą ustaw. Prezydent niema w najmniejszej mierze tej możności kierowania
opinią i sejmem, jaką posiada n. p. premier w Europie, który może wnosić
projekty ustaw i posiada swą trybunę w sejmie. Odwrotnie znów, kongres
amerykański jest pozbawiony wszelkich wiadomości i doświadczeń z dziedziny
rządzenia, ponieważ z rządzącymi władzami nie wchodzi właściwie w kontakt, nie
mówiąc już o tym, że ustawowo żaden członek legislatury nie może być
urzędnikiem. Natomiast w swoim zakresie prawodawczym jest kongres jedynie
związany konstytucją, poza tym posiada taką swobodę jak żaden sejm w Europie,
ponieważ nawet formalnie nie potrzebuje się liczyć z życzeniami czy postulatami
władzy wykonawczej.
Nie ulega wątpliwości, że stan który się u nas wytworzył w okresie od
1926 do 1950 r. mocno przypominał stan wytworzony konstytucją amerykańską.
Władza prawodawcza traciła coraz bardziej kontakt z rządzeniem, ponadto pod tym
względem zupełnie odmiennie niż w Ameryce, była bezsilna pozytywnie w
stanowieniu praw. Negatywnie jednak zachowała swą moc, bo nie mogło być ustawy
prawomocnej bez jej uchwały.
Brak wpływu moralnego władzy wykonawczej na naród zaczął się także coraz
silniej przejawiać. Naród nie rozumiał władzy wykonawczej, ponieważ ustał
sposób używany komunikowania się z nim na trybunie ciał ustawodawczych.
Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych także i gabinet w właściwym znaczeniu
przestał istnieć, a choć w tym okresie istniało stanowisko premiera, to jednak
to stanowisko zupełnie się zdewaluowało, ponieważ ministrowie byli bezpośrednio
zależni od naczelnej władzy wykonawczej. Ministerstwo nie było odpowiedzialne
przed sejmem, ale też sejm, o ile pracował, nie liczył się z ministerstwem, co
najwyżej rozgrywał z nim walkę. W stosunku do opinii ta walka była o tyle
nierówna, że rząd nie posiadał tak głośnych sposobów 'kontaktowania z opinią,
jak reprezentanci ówczesnego sejmu; pisma filorządowe z natury rzeczy są mało
czytane, co by z pewnością miało też miejsce w Ameryce, gdyby prezydent miał
swoje pisma. Publiczność bowiem zawsze bardziej interesuje się stanowieniem
praw i projektów praw, aniżeli działalnością władzy wykonawczej Tą
działalnością interesuje się przeważnie tylko wtedy, o ile stracił on na rzecz
władzy prawodawczej, ponieważ ta zwykłą większością głosów mogła mu je odebrać,
a jak każda władza tego typu dążyła do rozszerzenia swych granic. Natomiast nie
stracił prezydent żadnych uprawnień zawarowanych konstytucją.
Władzy wykonawczej pozostało nader mało środków obronnych przed zakusami
władzy prawodawczej, w obrębie demokracji europejskiej. Takim środkiem jest
możność rozwiązywania ciał prawodawczych przez władzę wykonawczą, względnie ich
odraczanie. Tych środków nie posiada prezydent amerykański, nie potrzebuje ich
zresztą, ponieważ jest zabezpieczony rozdziałem kompetencji władz przez
konstytucję i prawem veta. Władzę wykonawczą w Europie chroni niekiedy siła
tradycji, która budzi sympatię ze strony luda dla władzy wykonawczej. W Prusach
przed wojną ta siła tradycji była nader silna. Niekiedy zdarza się znów, że
władza prawodawcza, mimo swej wszechwładzy, nie jest w istocie w możności
przeprowadzenia swej woli w stosunku do pewnych zakresów funkcji władzy
wykonawczej, o ile ta załatwia sprawy nader skomplikowane i wymagające dłuższej
pracy by się w nich zorientować, jak na przykład rządzenie koloniami przez rząd
imperium angielskiego. Wreszcie na krótką metę władza wykonawcza na czele
której stoi wybitna indywidualność może się bronić z powodzeniem tym, że może
zaskakiwać władzę prawodawczą swą działalnością. Jednostka może wykonać to
znacznie lepiej, niż niedyskretne bo liczne ciało jakim są parlamenty.
Natomiast władza prawodawcza reprezentowana przez izby, jest na ogół na
dalszą metę znacznie wytrzymalsza w swym dążeniu do zdobycia jedynowładztwa. Po
jednostce silnej może przyjść słaba, parlament, który na ogół może być
przeciętniejszy zdolnościami trwa i nie męczy się. Dlatego parlament zawsze
wygrywa, o ile mu naród nie odbierze względnie nie ograniczy już w założeniu
jego praw, jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Przyznając ogromne zalety systemowi amerykańskiemu w utrzymania
równorzędności władz, nie da się jednak zaprzeczyć, że system ten w rezultacie
pozostawił kraj bez naczelnej władzy, jaką niegdyś miał król, a w Europie stał
się parlament. Brak takiej władzy naczelnej może być w stosunkach amerykańskich
znośny, gdyż Stany Zjednoczone są zabezpieczone na zewnątrz już choćby swym
położeniem geograficznym, w Europie natomiast stałby się katastrofalny, gdyż
uniemożliwia on szybką działalność i nie czyni nikogo właściwie odpowiedzialnym
za bieg wypadków.
Poza tym sam rozdział władz tak w pełni dokonany, jak to ma miejsce w
Ameryce, w konsekwencji powoduje taki stan rzeczy, że prezydent zostaje
zupełnie pozbawiony wszelkiego wpływu moralnego na ludność, ponieważ jest tylko
wykonawcą ustaw. Prezydent niema w najmniejszej mierze tej możności kierowania
opinią i sejmem, jaką posiada n. p. premier w Europie, który może wnosić
projekty ustaw i posiada swą trybunę w sejmie. Odwrotnie znów, kongres
amerykański jest pozbawiony wszelkich wiadomości i doświadczeń z dziedziny
rządzenia, ponieważ z rządzącymi władzami nie wchodzi właściwie w kontakt, nie
mówiąc już o tym, że ustawowo żaden członek legislatury nie może być
urzędnikiem. Natomiast w swoim zakresie prawodawczym jest kongres jedynie
związany konstytucją, poza tym posiada taką swobodę jak żaden sejm w Europie,
ponieważ nawet formalnie nie potrzebuje się liczyć z życzeniami czy postulatami
władzy wykonawczej.
Nie ulega wątpliwości, że stan który się u nas wytworzył w okresie od
1926 do 1950 r. mocno przypominał stan wytworzony konstytucją amerykańską.
Władza prawodawcza traciła coraz bardziej kontakt z rządzeniem, ponadto pod tym
względem zupełnie odmiennie niż w Ameryce, była bezsilna pozytywnie w
stanowieniu praw. Negatywnie jednak zachowała swą moc, bo nie mogło być ustawy
prawomocnej bez jej uchwały.
Brak wpływu moralnego władzy wykonawczej na naród zaczął się także coraz
silniej przejawiać. Naród nie rozumiał władzy wykonawczej, ponieważ ustał
sposób używany komunikowania się z nim na trybunie ciał ustawodawczych.
Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych także i gabinet w właściwym znaczeniu
przestał istnieć, a choć w tym okresie istniało stanowisko premiera, to jednak
to stanowisko zupełnie się zdewaluowało, ponieważ ministrowie byli bezpośrednio
zależni od naczelnej władzy wykonawczej. Ministerstwo nie było odpowiedzialne
przed sejmem, ale też sejm, o ile pracował, nie liczył się z ministerstwem, co
najwyżej rozgrywał z nim walkę. W stosunku do opinii ta walka była o tyle
nierówna, że rząd nie posiadał tak głośnych sposobów 'kontaktowania z opinią,
jak reprezentanci ówczesnego sejmu; pisma filorządowe z natury rzeczy są mało
czytane, co by z pewnością miało też miejsce w Ameryce, gdyby prezydent miał
swoje pisma. Publiczność, bowiem zawsze bardziej interesuje się stanowieniem
praw i projektów praw, aniżeli działalnością władzy wykonawczej Tą
działalnością interesuje się przeważnie tylko wtedy, o ile ktoś ją atakuje,
albo gdy ta władza dokonuje ogromnych dzieł n. p. podbojów. Obrona władzy
wykonawczej odbywa się normalnie w parlamencie, o czym wszystkie pisma muszą
pisać, choćby dla uwypuklenia działalności partii, której służą. Dla obrony
rządu potrzebne jest forum. Przy braku forum publicznego wytworzył się jak
wiemy zwyczaj pisania listów otwartych. Nie da się on porównać w swej
efektywności z wrażeniem, jakie wywołało wystąpienie rządu przed sejmem.
Ludność zawsze skłania się ku krytyce. Obrona musi posiadać poniekąd formy
majestatyczne, by mogła być skuteczna.
Władza wykonawcza stała się obca i nie zrozumiała dla publiczności w
epoce od 1928 do 1950 r. Władza prawodawcza nie miała u nas nigdy od czasu
istnienia państwa popularności. Państwo nasze powstało po stu
kilkudziesięcioletnim rozdarciu na trzy części. W czasie niewoli nie miało
innych spójni prócz narodowych i kulturalnych. Po ustaniu niewoli nie było
właściwie zrozumienia dla centralnej władzy czy prawodawczej czy wykonawczej.
Poza tym nasza konstytucja nie powstała drogą naturalną rozwoju już
istniejących pewnych form ustrojowych, jak to miało miejsce w Anglii a także i
w Ameryce, gdzie ostatecznie przed uzyskaniem niepodległości istniał samorząd
lokalny. To wszystko stwarzało już w założeniu pewną obojętność publiczności
tak wobec sejmu jak i prezydenta i władzy wykonawczej w ogólności.
Istotną zaletą systemu parlamentarnego w Europie było to, że w obrębie
tego ustroju istniała władza naczelna, którą był parlament. Wskutek tego
publiczność wiedziała, kto właściwie odpowiada za państwo. Przy systemie
amerykańskim, ustalić kto ponosi odpowiedzialność jest zwykle niemożliwością.
Działalność zdecydowana i szybka ze strony władz państwowych jest także tam nie
do pomyślenia. Skoro jednak w systemie europejskim rozigra się wielopartyjność
— rozwój tejże jest popierany przez proporcjonalność wyborów, a nawet już przez
wybory ściślejsze, aczkolwiek przyczyna jest głębsza i do niej później wrócimy
— natychmiast zanika pryncypialna zaleta systemu europejskiego, mianowicie
odpowiedzialność naczelnej władzy. Tworzą się wtedy bowiem gabinety już nile o
jednolitej większości, za które ta większość musi brać odpowiedzialność, ale
kompromisowe z rozmaitych partii złożone. Jeżeli jakaś jeszcze odpowiedzialność
trwa w tym stanie, to ostatecznie najczęściej już tylko tej partii, która
najliczniej w tym gabinecie jest reprezentowana. Ale i ona stara się uniknąć
tej odpowiedzialności, tłumacząc się współpracą kompromisową z innymi partiami.
Partie nielicznie w gabinecie reprezentowane, starają się zrzucić
odpowiedzialność zupełnie ze siebie.
Bardzo często zdarza się, że partie czynią jeszcze krok dalszy i po
cichu zwalczają ten gabinet, w którym biorą udział, licząc na większe szanse w
następnym. Może powstać nawet stan rzeczy, że z rozmaitymi nadziejami,
wszystkie partie po cichu zwalczają ten gabinet, w którym biorą udział. Wtedy
zwykle następuje jednak odwrotny stan rzeczy do upragnionego przez partie.
Partie sądzą, że przestały być odpowiedzialne przed krajem i z radością patrzą
na niepowodzenia innych partii we wspólnym gabinecie, ale kraj czyni je
wszystkie w czambuł odpowiedzialnymi i system zaczyna się chwiać. U nas załamał
się tym szybciej, że nie powstał on na tle rodzimej tradycji i nie miał za sobą
żadnych doświadczeń, wobec tego nie posiadał on nic na swą obronę.
Jeżeli sejm w ostatnich czasach przed wyborami z 1930 r. był nie tyle
może lubiany, ile raczej tolerowany przez społeczeństwo, to zawdzięczał to
temu, że publiczność była zdania, iż nie można za nic winić sejmu, ponieważ
jest on pozbawiony -niemal zupełnie swej władzy prawodawczej. W gruncie rzeczy,
w tej sytuacji, nie można było winić także i władzy wykonawczej, i czynić ją za
cokolwiek odpowiedzialną, ponieważ musiała ona trzymać się ściśle ustaw już
istniejących, a uniemożliwiających częściowo tę działalność do której ją naród
w 1926 powołał. Nie dając przyjść sejmowi do działania, miała ta władza
wytłumaczenie na to w opozycyjnym stanowisku sejmu. Tak więc odpowiedzialność
nie dotykała właściwie nikogo, zupełnie jak w analogicznym wypadku w Ameryce, z
tą różnicą, że tam niema nieprzyjaźni między władzami. W stanie przejściowym,
między 1928 a 1930 r. musiało przyjść do radykalnego podziału władz, a to
dlatego, że ani nie przeprowadzono zmiany konstytucji, ani też nie nastąpiła
otwarta dyktatura. Poza dyktaturą lub wszechwładzą parlamentaryzmu niema innej
formy władzy, chyba jeszcze system amerykański, który jest w gruncie rzeczy
systemem kompromisowym. W okresie opisywanym nie było władzy naczelnej w
państwie, a obie władze w nim istniejące były nader słabe w swoim właściwym
zakresie działania.
Można by nazwać stan jaki się u nas był wytworzył dziełem przymusowego
kompromisu, dokonanego siłą faktu. Konstytucja amerykańska jest dziełem
świadomego kompromisu ludzi którzy ją uchwalali. Podobieństwo systemu z lat
1928 — 1930 w Polsce do systemu amerykańskiego bije w oczy. Niestety gdy dwu
robi to samo, rezultat nie jest ten sam, zwłaszcza gdy motywy działania są
inne. W Ameryce tym motywem była wola kompromisu, u nas była nim konieczność,
która wynikła z walki nierozstrzygniętej.
V.
Pewien objaw bardzo charakterystyczny w życiu Stanów Zjednoczonych
objawił się i u nas w okresie od 1928 do 1930 r. Byt nim rosnący wpływ
sądownictwa. W Ameryce sąd jest jedynie miarodajny wydać orzeczenie, co prawda
na żądanie tylko interesowanej strony, czy jakaś ustawa jest zgodna z
konstytucją. W ten sposób dokonuje sąd częstokroć interpretacji konstytucji. U
nas całe ustawodawstwo dotychczasowe była nienaruszalne i niezmienne od 1928 do
1930 r. i wraz z dawną (konstytucją nadał obowiązywało. Wskutek tego rola sądu
i to nie tylko Najwyższego Sądu, ale i sądu administracyjnego, a nawet takiej
instancji gdzie indziej mało znaczącej jak Izba Kontroli Państwa, wzrosła bardzo
silnie. Okazuje się, że zbliżone przyczyny wywołują te same skutki. Opinia
publiczna w chwilach zupełnego rozdziału władz prawodawczych od wykonawczych,
spogląda w kierunku sądu, jako władzy, która poniekąd stać się może jakby
namiastką władzy naczelnej nie istniejącej w danej chwili. Oczywiście, że
władza sądowa może tylko zastępować władzę naczelną, bo może tylko osądzać a
nie może i nie chciałaby rządzić.
Tak ogromne znaczenie sądownictwa może powstać wtedy tylko, gdy
prawodawstwo konstytucyjne czy nawet pozakonstytucyjne, nie może być drogą
ustawową łatwo zmienione. W Ameryce konstytucja może być poddana do zmiany
tylko propozycją 2/3 izby, którą następnie musi uchwalić 3/4 parlamentów
stanowych. Istnieje poza tym jeszcze inny sposób dokonania zmiany: inicjatywa
wychodzi od 2/3 stanów z żądaniem zwołania przez kongres konwentu dla zmiany
konstytucji. Ten drugi sposób w praktyce nie został jednak jeszcze użyty.
Kraje o trudno zmiennej konstytucji mają tę wyższość nad innym, że
stabilizacja stosunków w nich jest większa i przypadkowa Job chwilowa większość
w izbie prawodawczej nie może zmieniać wszystkiego co się jej podoba.
Oczywiście większość liczna i stalsza może doprowadzić do każdej zmiany w [myśl
życzeń ludności.
Konstytucja amerykańska uzupełniała się i zmieniała tylko wyjątkowo
drogą ustawodawczą. Ta droga jest zbyt uciążliwa, by można nią często się
posługiwać. Częściej natomiast następowały zmiany konstytucji drogą
interpretacji dokonanej przez sąd, a wreszcie przez casus.
Kraje europejskie posiadają dziś pewną tendencję w kierunku przyjmowania
niezmiennej konstytucji. U nas specjalnie wyraziło się to nader słabo w naszej
konstytucji, mianowicie pewnymi ograniczeniami co do większości wymaganej przy
uchwalaniu zmian. Natomiast nasza praktyka ostatnio, która nie tylko
unieruchomiła konstytucję w trwaniu w tym stanie w jakim została uchwalona, ale
i całe dotychczasowe ustawodawstwo sejmowe mogły nauczyć nas poważania dla
niezmieniającej się łatwo konstytucji. Wszak to ustawodawstwo tak niedoskonałe jak
ono było, nie budzące u nikogo uznania ani sympatii. wniosło jednak już pewne
uspokojenie do kraju, skoro stało się poniekąd niezmienne. Oczywiście nastąpiło
to tylko na pewien czas, ponieważ braki i niedoskonałości tego ustawodawstwa
dały się po pewnym czasie zbyt silnie odczuwać.
Nasza przyszła konstytucja, ograniczając się do najważniejszych punktów
ogólnych ustroju, by w tych punktach życie mogło się swobodnie zmieścić, winna
by posiadać jednak niezaprzeczalnie charakter konstytucji jak najtrudniej zmiennej.
W ten sposób może ona wnieść po ciężkim okresie zaburzeń ustrojowych możliwie
dużo uspokojenia. Pod tym względem konstytucja amerykańska winna się stać dla
nas przykładem.
Korzystając z doświadczeń w innych krajach, znajdujących się podobnie
jak my w okresie kryzysu parlamentaryzmu, powinna ta nowa konstytucja nasza już
w założeniu zmierzać do pewnej równowagi sił między władzą prawodawczą a
wykonawczą. W Europie, w przeciwstawieniu do tego co się dzieje w Ameryce,
zwycięzcy lubią narzucać bezwzględnie swą wolę zwyciężonym. Stąd
niejednokrotnie stan rzeczy w Europie waha się pomiędzy dwiema
ostatecznościami, z których raz jedna a raz druga przychodzi do głosu w formie
nader radykalnej, stwarzając uczucia niepokoju, nawet gdy jedna z nich króluje.
Poza stałością konstytucji charakter jej kompromisowy może najbardziej
przyczynić się do powstania uczuć pokoju. W kraju odbywa się zawsze walka, ale
po dokonaniu kompromisu w dziedzinie ustrojowej ta walka może przybrać formy i
treść łagodniejsze i ogranicza się do niniejszych wahnięć!
Przy konstytucji trudno mogącej być zmienionej znaczenie sądownictwa
musi silnie wzrosnąć. Nie widzimy jednak by publiczność nie sympatyzowała z tym
stanem rzeczy. Skoro władza sądownicza posiada wielu taktu i bezstronności, może
spełniać tę samą rolę co w Ameryce, bez budzenia obaw czy niechęci. Ludność
wobec tej władzy jest najmniej podejrzliwa i mało o nią zawistna, ponieważ
najtrudniej jej wyjść poza zasadnicze granice swej kompetencji. Władza
sądownicza stać się władzą naczelną nie może. To uspakaja publiczność.
VI.
Wszystkie tendencje ustrojowe, o których dotychczas mówiłem, powstały z
natury zaszłych wypadków, z sytuacji która się wytworzyła. Przystępuję teraz do
analizy tych tendencji, które nabrały nadziei na urzeczywistnienie się dzięki
wypadkom majowym. Do takich tendencji zaliczam przede wszystkim tę, która
zmierza do przekształcenia Polski w państwo syndykalistyczne.
Oczywiście pod ustrojem syndykalistycznym nie rozumiemy tak konkretnej
formy ustrojowej jak nim jest na przykład ustrój amerykański. Nowy ustrój
syndykalistyczny bowiem nie zaistniał jeszcze nigdzie. Ustrojem
syndykalistycznym nazywamy dzisiaj raczej taki rozwój związków zawodowych,
który by tym związkom pozwolił uzyskać pewną efektywną władzę prawodawczą, a w
pewnym zakresie i wykonawczą.
Rozwój związków zawodowych w Polsce poza byłym zaborem pruskim nie jest
zbyt imponujący w Polsce. Różnice narodowościowe bardzo silnie dające się
odczuć w rozlicznych zawodach, mocno retardują rozwój związków zawodowych.
Ponadto poczucie zawodowe i zróżniczkowanie nie jest zbyt rozwinięte na
terenach byłego zaboru rosyjskiego i austriackiego. Pęd ku organizacji w tych
częściach Polski nie jest na ogół zbyt duży. Mimo to w całej Polsce myśl
syndykalistyczna rozwija się dość znacznie. Za tą myślą nie idą jednak czyny.
Pierwsze próby poczynione zostały przez blok bezpartyjny, by
przefasonować ruch polityczny na związek związków zawodowych. Można by
powiedzieć, że w poznańskim istnieje tendencja w niektórych ugrupowaniach, jak
np. w N. P. R., aby jak najsilniej utrzymać ruch zawodowy niezależnie od partii
politycznej.
Związki zawodowe w Polsce osiągnęły pewnego rodzaju głos doradczy u
stronników rządów, oczywiście o ile nie posiadają one charakteru antyrządowego.
Jeżeli chodzi o jeden z najważniejszych związków zawodowych, jakim powinien być
w kraju agrarnym związek producentów rolnych, to ten rozwinął się w epoce
pomajowej dzięki inicjatywie rządu, która doprowadziła do połączenia towarzystw
rolniczych w jedną całość. Podobne połączenie na terenie poznańskiego nastąpiło
już o parę lat wcześniej.
W dziedzinie syndykalistycznej nie wyszliśmy jeszcze ze skromnych
początków. Pewną popularność nabyła ta myśl u nas głównie dzięki faszyzmowi
włoskiemu, który myśl syndykalistyczną przyjął poniekąd za swoją.
Ludzie jednak, którzy obserwowali życie włoskie w ostatnich czasach, już
nawet po ogłoszeniu „Carta di lavoro", na ogół nie zaobserwowali zbyt
wielkiego znaczenia idei syndykalistycznej w życiu Włoch współczesnych. W obrąb
partii faszystowskiej wchodzą związki zawodowe w stopniu zapewne wyższym, niż
to się udało uzyskać partii rządzącej u nas, ale sama partia faszystowska nadal
pozostała rozstrzygającym czynnikiem skupiania ludzi, choćby i nie należących
do żadnego związku zawodowego. Nawet związki kombatantów, w założeniu nie
syndykalistyczne, gdyż nie skupiające wokoło zawodu w danej chwili przez swych
członków wykonywanego, odgrywają a zwłaszcza odgrywały rolę większą i
samodzielniejszą w życiu politycznym Włoch, aniżeli ruch syndykalistyczno-
faszystowski.
Syndykalizm powstał jako ruch zawodowo klasowy wśród robotników
francuskich. Łączył on ekonomiczne zrozumienie potrzeb zawodowych z ideą walki
klasowej. Był ten ruch antyparlamentarny, gdyż nie wierzył, by drogą
parlamentarną mógł się obecny ustrój kapitalistyczny zmienić na socjalistyczny.
Sądził, że tylko gwałtem ta zmiana da się uskutecznić. Ponadto zarzucał on
parlamentarzystom ujemną działalność w dziedzinie gospodarczej. Sądził on, że
życie parlamentarne jest czczą gadaniną, w rezultacie której niszczy się tylko
warsztaty pracy równie ważne w obecnej chwili dla życia robotników jak i
pracodawców, — a w przyszłości mające się stać własnością robotników.
Ruch syndykalistyczny francuski był niezawodnie ruchem starającym się umniejszyć
znaczenie tego, co nazywamy polityką w ścisłym słowa znaczeniu. Metody
polityczne stosowane dla zjednywania sobie zwolenników były mu wstrętne,
ponieważ odbijały się one ujemnie na życiu gospodarczemu Propagował syndykalizm
w miejsce polityki przetargowej, ideę walki czynnej, myt strajku generalnego.
Dla twórcy teorii mitów Jerzego Sorela stanowisko robotników wobec strajku
generalnego miało w sobie coś religijnego, a raczej analogicznego do stanów
religijnych, nie ulega jednak wątpliwości, że było to nastawienie jednak
polityczne.
Sorel powitał z sympatią pojawienie się ustroju komunistycznego w Rosji,
sądził zdaje się, że jego postulaty tam się spełnią. Władza została objęta siłą
w myśl jego teorii. Syndykaty się tworzyły. Sorel umarł dość rychło po wybuchu
tej rewolucji, nie zdaje się jednak by dalszy rozwój wypadków mógł go zbytnio
zadowolić. Istnienie przedsiębiorstw uspołecznionych a nie liczących się z
rentownością, deficytowych, na łasce rządu żyjących, mocno by zapewne dotknęło
jego umysł w dziedzinie zasadniczych idei irracjonalistycznych,
idealistycznych. ale w dziedzinie ekonomicznej skrajnie zracjonalizowanych. O
ile bowiem w dziedzinie produkcji, a zwłaszcza obrotu był on zwolennikiem
uspołecznienia, to jednak uznawał popyt konsumpcji jako ultima ratio w
regulowaniu wytwórczości przez producentów. Choć nie mówił o tym nigdy
wyraźnie, zupełnie jasno wynika to z jego książek.
W czasach powojennych zmienił się ruch syndykalistyczny z czysto
robotniczego na ruch obejmujący bardzo wiele zawodów, także i nierobotniczych.
Ludzie zaczęli pojmować, że bez organizacji zawodowej trudno im będzie utrzymać
się na powierzchni życia. W wielkich przedsiębiorstwach na podłożu fachowym
powstawały częste kontakty między pracodawcami i robotnikami, ponieważ ci
ostatni coraz namacalnej przekonywali się, że ich byt zależy od powodzenia
przedsiębiorstwa. To zbliżenie nie było przeciwne ideologii Sorela, uznawał on
bowiem już raczej tego rodzaju kontakty, aniżeli kontakty z politykami. Na
przedłużeniu tej myśli znajduje się idea arbitrażu znającego zastąpić strajk.
Ta idea arbitrażu święci dziś tryumfy we Włoszech. Jak wiadomo strajk u Sorela,
podniesiony nawet do godności mitu, nosił cechy wyłącznie polityczne, a nie
gospodarcze. Pod względem gospodarczym uważał go raczej za środek niecelowy.
Dlatego idei arbitrażu nie można uważać za antysorelistyczną.
Po wojnie ogólny upadek zamożności i przewrót w dochodowości
poszczególnych zawodów spowodowały trudność w utrzymaniu linii demarkacyjnej
między burżujami a proletariuszami. Te już w założeniu mało uchwytne i dość
dowolne pojęcia stały się jeszcze mniej jasnymi. Stąd walka klasowa straciła na
swym pierwotnym znaczeniu i zmieniła się w praktyce nawet u socjalistów w walkę
tylko o wynagrodzenie lub o nowy ustrój. Myśl syndykalistyczna we Włoszech, o
ile jest ona reprezentowana przez faszyzm, najzupełniej zarzuciła ideę walki
klasowej. Nie zarzuciła jednak samej idei gwałtu, tak propagowanej przez
Sorela. Faszyzm przestał uznawać gwałt w walce klasowej, lecz przeszedł do
uznania dla gwałtu spełnionego w interesie państwa czy narodu. Stąd w
enuncjacjach Mussoliniego, tak wiele młodzieńczego impetu, zadziwiającego mężów
stanu starych narodów, którzy już przed wojną nauczyli się mówić tylko o pokoju
i swej ustępliwości.
Syndykaliści, o ile mówili jak Sorel w swej ekonomii o kontaktach między
zawodowych, myśleli w kategoriach liberalno-racjonalistycznych. Co prawda
mówili o nich tylko w stosunku do ery kapitalistycznej. Oczywiście ten
liberalizm stosowali w pierwszej linii do wzajemnych transakcji mających się
dokonywać między związkami zawodowymi. To też idea pewnego rodzaju parlamentu
międzyzawodowego leżała niezawodnie na linii idei syndykalistycznej. Ten
parlament byłby rodzajem giełdy związków przedsiębiorstw najrozmaitszych
rodzajów pomiędzy sobą.
W obecnym okresie ogólnoeuropejskiego kryzysu parlamentaryzmu wydało się
wielu ludziom wskazanym szukać w syndykalizmie ratunku na dolegliwości
ustrojowo-polityczne. Słaby rozwój form syndykalistycznych w Rosji, a jeszcze
słabsze ich treści, przypisuje się małemu zróżniczkowaniu zawodowemu Rosji, a
także niskiej kulturze. Przykład jednak Włoch nie wykazał wielkich rezultatów,
jeśli chodzi o syndykalizm w dziedzinie ustrojowej. Powód do takiego stanu
rzeczy jest ten, że myśl syndykalistyczna jest przede wszystkim myślą
ekonomiczną. W myśl tej teorii związki zawodowe nie powinny być wciągane do
bezpośredniej walki politycznej. Wałka polityczna syndykalistów francuskich z
kapitałem była walką na marginesie życia gospodarczego.
Niema powodu przypuszczać, by ciało prawodawcze, złożone wyłącznie z
delegatów związków zawodowych, było bardziej powołane, niż inaczej wybrane do
rozstrzygania spraw ogólnopaństwowych na przykład spraw zagranicznych (może
poza sprawami traktatów handlowych), spraw bezpieczeństwa publicznego,
samorządu terytorialnego etc. Podobnie i sprawy społeczne nie mogą właściwie
leżeć w kompetencji takiego parlamentu zawodowego. W obrębie poszczególnych
związków zawodowych muszą istnieć różnice w poglądach społecznych. Zadaniem
związków zawodowych w dziedzinie społecznej mogłoby być tylko uważanie na to,
by zagadnienia społeczne nie narażały interesów ogólnych produkcji danego
zawodu.
Dla Sorela te sprawy oczywiście inaczej stały. Myślał on o ustroju
syndykalistycznym po obaleniu rewolucyjnym ustroju kapitalistycznego. Z tym
łączył on istnienie państw. Z chwilą wprowadzenia ustroju uspołecznionego
uważał on istnienie państw za zbyteczne, Sorel nigdy nie myślał w kategoriach
granic terytorialnych. Dla niego te powody, dla których państwa powstają, były
najzupełniej obojętne. Sprawy narodowe mogłyby być tak samo rzeczą prywatną,
jak dziś stały się sprawy religijne.
W gruncie rzeczy, tak jak to Sorel sobie wyobrażał, świat byłby luźnym
związkiem złożonym z republik rozmaitych przedsiębiorstw uspołecznionych
właściwie bez zaznaczonych granic terytorialnych. Oczywiście, że gdyby ten stan
rzeczy powstał — co jest dziś w każdym razie niemożliwe tak z przyczyn
narodowych, komunikacyjnych, kulturalnych, a wreszcie i nawet gospodarczych —
nie byłoby właściwie w ogólności tego co nazywamy ustrojem politycznym,
ponieważ nie byłoby ani spraw zagranicznych, ani wojskowych, ani w ogólności
żadnych spraw państwowych, lub nawet samorządowych. Wtedy naturalnie wszystko
mogłyby załatwiać związki zawodowe we własnym zakresie lub pomiędzy sobą.
Z tych myśli Sorela należy wyciągnąć przede wszystkim ten wniosek, że
dopóki państwa istnieją i istnieć muszą, związki zawodowe nie mogą stać się
jedynym organem ustroju politycznego państw. Ten wniosek wyciągnął tak faszyzm
jak i bolszewizm. Wobec tego stanu rzeczy i odwrotnie zdrowo postawione związki
zawodowe unikać powinny tak spraw politycznych jak i społecznych. Nie wiadomo
jeszcze jak wyjdą syndykaty na faszyzmie, obawiam się jednak, że taka symbioza
z partią polityczną raczej na dalszą metę może im zaszkodzić. Ale bez
porównania większa szkoda wynikłaby dla związków, gdyby po utworzeniu
parlamentu syndykalistycznego miały się one zająć sprawami politycznymi i
społecznymi ex offo.
Czasy do których idziemy nie zdają się być przeznaczone dla jasnej,
prostej, jakoby z jednego pnia wyrosłej, koncepcji ustrojowej. Takimi
koncepcjami były dawne monarchie absolutne, wszechwładza parlamentu, dyktatura.
Dziś podobnie jak w średnich wiekach zmierzamy do złożonych form życia.
Przypuszczalnie w ich obrębie i parlamenty zawodowe odegrają swoją rolę nie
tylko doradczą, ale w zakresie ściśle zawodowym — ustawodawczą, a być może i
wykonawczą. Może też będą miały prawa veta, opóźniającego działalność ustaw,
podobnie jak to prawo posiada obecnie prezydent w Ameryce. Oczywiście to prawo
veta musiałyby mieć w stosunku do ciała prawodawczego, odrębnego od nich samych
i w inny sposób wybranego. Zastąpić tego rodzaju inne ciało prawodawcze, o
charakterze polityczno-społecznym moim zdaniem żadną miarą nie mogłyby.
Kończąc ten ustęp o tendencjach syndykalistyczno-ustrojowych chciałbym
zwrócić na jeszcze jedno uwagę. Z natury rzeczy związki zawodowe muszą posiadać
tendencję obejmowania możliwie wielkie go terytorium swoim zakresem działania,
ponieważ dla produkcji, a zwłaszcza obrotu, granice wszelkie są przeszkodą.
Stąd Sorel w gruncie rzeczy w marzeniach swych o przyszłości w ogólności nie
natknął się na problem granic terytorialnych. Nie były one mu potrzebne, gdy
myślał o świecie złożonym ze związków zawodowych. Konstytucja amerykańska, mimo
że w założeniu dbała bardzo silnie o wolność stanów poszczególnych, z miejsca
przydzieliła sprawy handlowe rządowi centralnemu federacji. Częściowo drogą
konstytucji, a częściowo przez jej interpretacje, wszystkie przedsiębiorstwa
transportowe jak poczta, nawigacja, wreszcie koleje, podlegają bądź to kontroli
federacyjnego rządu, bądź to są przez ten rząd bezpośrednio kierowane. W tym
tkwi ta sama przewodnia myśl, która jest u Sorela, i która polega na tym, że
szkodliwe dla związków zawodowych i w ogólność dla handlu są granice
terytorialne.
Pojawiła się u nas myśl, by ordynację wyborczą do ciał samorządu
terytorialnego stworzyć na podstawie zasad syndykalistycznych. Otóż ta myśl
sprzeciwia się najzupełniej tak przemyśleniom Sorela, jak i tendencjom
amerykańskim w dziedzinie gospodarczej. Terytorialny samorząd nie może zajmować
się sprawami, które winny być regulowane jednolicie w calem państwie, o ile nie
stworzymy granic celnych między województwami, a te chyba nie byłyby pożądane.
Ale w takim razie czym by się zajmowali wysłannicy związków zawodowych na
sejmikach prowincjonalnych? Nie mieliby właściwego dla siebie zadania. Sejm
zawodowo-gospodarczy, o ile kiedyś powstanie, będzie musiał mieć charakter
ogólnopaństwowy. Na prowincji będzie mógł mieć swoje informacyjne komórki, nic
ponadto. Ale jak już wpierw mówiłem, ten sejm syndykalistyczny nie będzie mógł
być jedyną władzą prawodawczą, dopóki nie możemy i nie chcemy obywać się bez
istnienia państwa.
VII.
Zaraz po maju 1926 roku nabrały silniejszego wyrazu tendencje
decentralistyczne. Wstrząs ustrojowy wyzwolił, jak mówiłem, wszelkie ruchy
ideowe w dziedzinie ustrojowej. W momencie przewrotu reprezentanci każdej idei
niemal mogą sądzić, że przyszła na nich kolej. Wiele przemawiało zatem, że
właśnie federalizm będzie formą nadającą ton w epoce pomajowej. Przede
wszystkim klęska sejmu niezawodnie powstała częściowo skutkiem jego
centralistycznego charakteru. Nasza władza wykonawcza po maju była bardzo
silną, nie mogła jednak zaraz objąć całości kraju w sposób centralistyczny,
dlatego musiała posługiwać się ludźmi zaufanymi, a ekspertami w pewnej mierze w
stosunku do poszczególnych prowincji. — Władza sejmu przestała istnieć w
pierwszej chwili niemal zupełnie. Dzięki pełnomocnictwom danym prezydentowi,
utraciła nawet tę siłę negatywną w działalności, jaką później znów odzyskała.
Jedyna władza, jaką była w owej chwili władza wykonawcza, o silnych
uprawnieniach legislatywnych, stworzyła pewien system rządzenia w łączności ze
swymi mężami zaufania na prowincji. Centralna władza wykonawcza nie sądziła
jaszcze wtedy, że może osądzać z centrali stosunki w całym kraju i niemi
rządzić. Ta władza bowiem nie mogła była jeszcze wytworzyć bezwzględnie
zaufanej własnej administracji. W tej epoce dał się zauważyć ogromny wzrost
autorytetu wojewodów, o ile ci byli mężami zaufania nowego rządu.
Mimo charakteru dyktatorialnego rządu, powszechnie wierzono w jego
demokratyczne tendencje. Wobec tego zdawało się publiczności, że wprowadzony
stan rzeczy, oparty na prowincjonalnych mężach zaufania, jest zaczątkiem
decentralistycznej formy rządów. Rzeczywistość zaprzeczyła później zupełnie tym
przypuszczeniom. Nie ulega wątpliwości, że władza centralna pragnęła wówczas
oprzeć się na prowincjach i ich dążeniach w walce z centralistycznym sejmem.
Był to jakby sojusznik przerodzony. Prądy decentralistyczne nie były n nas
jednak silne. Był to zatem słaby sojusznik, to też przestano się z nim liczyć.
Wtedy powstał prąd odwrotny. Niektóre żywioły opozycji, które miały swe wpływy
zwłaszcza w prowincjach o silnym ruchu decentralistycznym, zaczęły ten ruch
wykorzystywać przeciw rządowi, nie bez pewnego sukcesu. Rząd a raczej regime
zaczął się obawiać tego ruchu. Zaczął tworzyć jego namiastkę pod nazwą ruchu
regionalnego. Te słabe zresztą poczynania decentralistyczne stały pod znakiem
zupełnie centralistycznym i przypominały wsie arakczejewskie w Rosji. Był to
ruch działający z góry, w gruncie rzeczy obawiający się wszelkiej samodzielności
z dołu. Dość powiedzieć, że kółka regionalne niekiedy składały się z samych
urzędników i to zwykle przybyszów z innych prowincji, a nie z tej, w której
kółko powstało. Ruch regionalistyczny był ruchem na poły tajnym i nie objawił
żadnych widocznych skutków. Wszystko, co nie jest widoczne w polityce w gruncie
rzeczy nie istnieje, z wyjątkiem ruchów rewolucyjnych, które bywają tajnymi w
zaczątkach swego istnienia.
Po dokonaniu wyborów w r. 1928 przyszła kolej na unicestwienie władzy
prowincjonalnej wojewodów. Atak wyszedł z dwu stron, od dwu władz centralnych:
wykonawczej i prawodawczej. Władza wykonawcza zaczęła sądzić — z początku sąd
ów szedł od niższych wykonawców z centrali — że przyszedł moment, kiedy
centralistyczne opanowanie całego aparatu rządzącego stało się możliwe. Władza
centralna zaczęła wierzyć w swą popularność, jakoby potwierdzoną rezultatami
wyborczymi, a także zaczęła wierzyć w swą sprawność. Zresztą taka tendencja w
kierunku opanowywania terenu jest zupełnie naturalna dla władzy wykonawczej
centralnej, o ile kraj niema ustroju, który by go przed takim centralizmem
bronił.
Sejm też miał wszelkie powody, by zwalczać samoistną władzę wojewodów;
gdy ministrowie byli pozornie bodaj od sejmu zależni, to niższe władze
administracyjne odpowiadały oczywiście tylko przed sejmem poprzez osobę
ministra. Skoro zależność od ministra tych władz była poniekąd umniejszona,
wytwarzała się w ten sposób władza poniekąd nieuchwytna dla sejmu. Ta władza
zresztą stała się równocześnie nieuchwytna i dla społeczeństwa, ponieważ nie
powstały wokoło województw sejmiki, przed którymi bodaj w pewnej mierze byliby
wojewodowie odpowiedzialni. Trzeba ponadto zaznaczyć, że tendencje sejmu z
natury rzeczy były centralistyczne, i że sejm nigdy nie dołożył żadnych starań,
by autonomia prowincjonalna powstała naprawdę i posiadała jakieś znaczenie.
Powstanie partii rządowej w sejmie po dokonanych wyborach, odegrało też
niemałą rolę w stosunku do problemu władzy wojewodów i starostów. Partia ta
zdradzała silne tendencje w kierunku rządzenia egzekutywą. Płynęło to stąd, że
właściwie nie odgrywała ona żadnej roli w dziedzinie prawodawczej. — By
zachować bodaj pozory, że w ogólności coś robią, muszą posłowie swe
zainteresowania skierowywać ku władzy wykonawczej, gdy władza prawodawcza jest
nieczynna.
W ten sposób powstał stan wielogłowej egzekutywy, tak radykalnie i
starannie unikany przez konstytucję amerykańską stan rzeczy, który nie tylko
obalił wszelką władzę administracyjną niższego rzędu, ale nadszargał ogromnie
znaczenie centralnej władzy wykonawczej. Ta ostatnia mogła się przeciwstawiać
naciskom obozu rządowego, o ile składała się z mężów zaufania naczelnej władzy
wykonawczej, i o ile spędzała czas na ustawicznej walce o zachowanie tego
zaufania przeciwko wszelkiego rodzaju zakusom. Ponieważ obóz rządowy posiadał
stosunkowo największy wpływ na władzę wykonawczą, sądził, że tą drogą zdoła
zapobiec umniejszeniu się jego popularności w kraju. Natomiast początkowe próby
regionalnego ustroju obozu zostały zarzucone, a raczej przestano na nie kłaść
nacisk, ponieważ oczywiście przy braku popularności w danym regionie
wygodniejszą drogą dla posłów było podzielenie się raczej na frakcje, które na
wzór partii w systemie parlamentarno-europejskim mogły próbować część
odpowiedzialności z siebie zrzucić.
Umniejszenie się popularności partii rządowej było prostą konsekwencją z
jednej strony mieszania się jej do działalności władzy wykonawczej, z drugiej
strony nie spełniania roli prawodawczej. Publiczność, zwłaszcza po wojnie, ma
przesadne wyobrażenie o wpływie na życie ustaw, gdyż w czasie trwania wojny
względna egzystencja ludzi jest bodaj częściowo utrzymywana sankcjami
rządowymi. Ten stan wiary w efektywność ustaw jest jeszcze potęgowany tym, że
niektóre ustawy sankcjonują i tak już dokonujący się proces gospodarczy, i
publiczność skłonna jest sądzić, iż to one ten proces wywołają. Poza tym każde
społeczeństwo uważa, że ludzie powinni to robić do czego zostali powołani.
Oficjalnie posłowie obozu rządowego podobnie jak i innych stronnictw politycznych
zostali powołani do pracy ustawodawczej. Brak jej wykonywania stawia posłów w
pozycji dwuznacznej.
Niedługi i niegłęboko sięgający okres władzy wojewodów czy mężów
zaufania na prowincji rzuca jednak światło na zagadnienie prowincjonalizmu, z
którego wywodzi się federalizm. Często niesłusznie bywa ten problem uważany za
równoznaczny z problemem samorządowym. Otóż te dwa problemy nie muszą mieć ze
sobą wiele wspólnego. Rządzenie w dawnych wiekach prowincjami pośrednio przez
mężów zaufania czy członków rodziny panującej, które tak często stosowano
szczególnie w stosunku do odległej prowincji, było niezawodnie rządzeniem o
typie nie centralistycznym, ponieważ ci, którym to rządzenie powierzono,
zupełnie niemal samodzielnie rządzili, niezależnie od rządów w innych
prowincjach, a tylko zależnie od woli króla. A jednak ten typ rządzenia nie
miał nic wspólnego z ideą samorządową. W demokratycznie rządzonych stanach w
Ameryce stosunek do samorządu różnił się niejednokrotnie, zależnie od stanu.
Istniały stany które, zazdrośnie strzegąc swych suwerennych prerogatyw, z
niechęcią tylko odstępowały samorządom część swoich uprawnień, lub nie czyniły
tego w ogólności.
Ponieważ stany są w Stanach Zjednoczonych bardzo różnej wielkości, brak
samorządu lokalnego w stanie o wielkości dajmy na to całej Polski oznaczał w
ogólności brak samorządu, w myśl tego co pod tym słowem rozumiemy, Zresztą
federacyjne stany w Ameryce, podobnie jak kantony w Szwajcarii albo państwa
związkowe w Rzeszy niemieckiej, posiadają poza władzą taką jaką mogą posiadać
samorządy, jeszcze i inne uprawnienia, nie mieszczące się absolutnie w pojęciu
samorządu. Tak na przykład amerykańskie stany federacyjne tworzą własne
prawodawstwo rzeczowe, własne kodeksy cywilne i karne, czuwają nad
bezpieczeństwem publicznym tworzą własne szkolnictwo, mają prawo nadawania
własnego obywatelstwa i mogą pociągać do odpowiedzialności za zdradę stanu
wobec nich dokonaną. Posłuszeństwo, jakie społeczeństwo winno okazywać władzom
stanu ustępuje tylko wobec posłuszeństwa wobec państwa. Stany posiadają ponadto
te wszystkie uprawnienia, jakie posiada w innych krajach samorząd.
W ogólności stany w Ameryce mają wszystkie uprawnienia władzy państwowej
z wyjątkiem tych, które specjalnie zostały przyznane rządowi federacyjnemu
przez konstytucje, oraz tych. które dzięki uprawnieniom władz prawodawczych
federalnych, nadanych im przez konstytucję, zostały im zabrane przez te rządy z
biegiem czasu, Rząd federacyjny nie może w gruncie rzeczy bez zasadniczej
zmiany konstytucji ograniczyć przeważanej części władzy stanów. Stany natomiast
mogłyby w każdej chwili znieść samorząd nadany przez nie w obrębie swego
terytorium.
W Europie nastąpiło pewne zagmatwanie pojęcia federacji nie tylko
wskutek złączenia go z ideą samorządową w jedno pojęcie. W Europie rozumiemy
pod federacją, — mimo, że posiadamy dwa przykłady prawdziwego federalizmu,
mianowicie w Szwajcarii i w pewnej mierze w Niemczech — zwykle oddanie części
praw państwa na jakimś terytorium samej ludności, z przyczyn narodowościowych.
Otóż w tym wypadku zachodzi raczej węższa lub szersza liga między państwem
niepodległym a państwem także niepodległym lub na pół niepodległym, jak to
widzimy przed wojną w stosunku Austrii do Węgier, Rosji do Finlandii itp.
Natomiast prawdziwa federacja jest swobodnie dokonującym się a nieodwołalnym
związkiem stanów czy kantonów, chociażby ta nieodwołalność była, jak to jest w
Ameryce, uzualnie tylko uznana za obowiązującą. Pojęcie federacji nie tkwi tak
bardzo w szerokości uprawnień członków federacji jak raczej w podwójnym
patriotyzmie odczuwanym przez ludność, jednym wobec swego kraju, drugim wobec
państwa jako całości. Bez tego patriotyzmu ogólnopaństwowego nie można
wyobrazić sobie federacji.
Dlatego w Stanach Zjednoczonych powstać może nowy stan tylko skoro ludność biała — co w tamtejszych
stosunkach -oznacza właściwie ludność amerykańsko-angielską — jest na pewnym
terytorium w większości. Oczywiście nie odnosi się to do stanów już
istniejących, w których niekiedy istnieje większość czarnych. W zasadzie jednak
dopóki jakiś kraj nie posiada większości białych, jest on administrowany przez
Stany Zjednoczone jako wspólne terytorium wszystkich stanów.
W Szwajcarii, gdy kantony katolickie stworzyły były osobny związek w
obrębie federacji, zostały one zmuszone drogą wojenną do zniesienia tego
związku. Tu więc także przebijała się ta sama myśl, że wszyscy członkowie
sfederowani tworzą jeden naród, co nie wyklucza zresztą możności egzystencji
równouprawnionych mniejszości w obrębie kantonów czy stanów, które mogą być
innego zdania. Gdyby jednak idea zasadnicza wspólnoty nie istniała w federacji,
nie mogłaby federacja istnieć. Idea wspólna narodowo-państwowa obowiązuje
wszystkie człony federacji.
W federacji szwajcarskiej istnieją jak wiadomo kantony o większości
mówiącej po niemiecku, francusku lub włosku. Nigdy jednak nie powstała myśl
stworzenia z całego terytorium na przykład trzech kantonów, z których każdy
miałby większość mówiących jednym z trzech języków. Tego rodzaju myśl byłaby
anty-federacyjna; w razie urzeczywistnienia się jej, utworzyłaby się liga
trzech państewek a już nie federacja. Wzajemne uczucia tych. państewek do
siebie mogłyby być nader serdeczne, ale nie byłyby już takie, jakie są
konieczne przy istnieniu federacji, a mianowicie polegające na tym podwójnym
patriotyzmie, o którym poprzednio była mowa. Niemcy od 1871 były właściwie
także państwem federacyjnym, rola zaś w obrębie rzeszy Alzacji i Lotaryngii
przypominała role terytoriów pozastanowych w Stanach Zjednoczonych. Ameryki
Północnej. Natomiast państwo bolszewickie nie można uważać za federację, jest
to raczej liga państw samodzielnych, o ograniczonej zresztą silnie
samodzielności. Samorząd sam w sobie oczywiście podobnych uczuć nie rozwija,
jakie: rozwija federacja. Samorząd jest raczej szkołą rządzenia się obywateli w
sprawach ogólnych w zastosowaniu lokalnym. Samorząd odpowiada uczuciom swobody
i wolności, tak cennym dla ludzi. Federalizm jest szkołą słuchania, ponieważ
stwarza ona bliższy, drugi ośrodek władzy, władzy zresztą na wskroś demokratycznej,
która jednak nie daje tego zupełnego poczucia, jak samorząd, że się właściwie
słucha tylko samego siebie.
System federacyjny miał te dodatnie strony w Ameryce, że nie niszczył
pewnej samodzielności stanów, które we wspólnym związku zdobyły sobie na Anglii
niepodległość. Do związku federacyjnego Stanów Zjednoczonych łatwiej niżby to
mogło nastąpić było w stosunku do jednolitego państwa, mogły przystępować
dalsze stany, które w wojnie o niepodległość nie brały udziału, i które nie
stały w żadnym stosunku do stanów od samego początku należących do federacji.
Były to właściwie państwa niepodległe, które zrzekały się częściowo swych
uprawnień. Nie uczyniłyby z pewnością tego w stosunku do jednolitego państwa.
System federacyjny powstawał w Ameryce, podobnie jak w Szwajcarii i w
Niemczech, z luźniejszego związku już istniejących państewek. Specjalne zalety
tego systemu, według Brycy'a, uwidoczniają się w krajach nowych, mało
zaludnionych, wielkich obszarem i niezbyt jeszcze rozwiniętych. Ten system
uniemożliwia łatwe powstawanie centralnego despotyzmu. Eksperymenty ustawowe,
które mogą dzięki jego istnieniu być zapoczątkowane w poszczególnych stanach
czy kantonach, ograniczają się do pewnego terenu. W ten sposób powstaje możność
korzystania z doświadczeń dodatnich, unikania ujemnych w innych stanach,
aniżeli te, w których eksperyment zastał dokonany. Wreszcie odciąża federalizm
zwykle przeciążoną centralną władze prawodawczą i wykonawczą.
Oczywiście największym błędem federalizmu jest osłabienie spoistości państwa.
Ten błąd ma jednak tylko wtedy znaczenie, gdy ta spoistość była przed
wprowadzeniem federalizmu już solną, a więc np. gdyby wprowadzono federalizm we
Francji. Natomiast w krajach, gdzie jak w Ameryce Północnej ta spoistość była
słaba w założeniu, federalizm spowodował raczej z biegiem czasu zacieśnienie
węzłów państwowych.
Trudności rządzenia państwem są jednak ciągle znaczne w Ameryce przy
istnieniu systemu federacyjnego. Federalizm utrudnia prowadzenie spraw
zagranicznych, ponieważ poszczególne stany mają swoje uprawnienia w stosunku do
cudzoziemców, a nawet pewne podstawowe zasady w stosunku do eksportu i importu
towarów.
Następnie rząd centralny jest zawsze do pewnego stopnia zagrożony w swym
autorytecie przez autorytet stanów. Z początkiem istnienia Stanów Zjednoczonych
istniało pewne ryzyko rozwiązania związku federacyjnego lub powstania koalicji
pewnych stanów 'między sobą, jak to stało się jeszcze w czasie wojny
secesyjnej. Mozaika praw i metod rządzenia jest dość uciążliwa dla
publiczności, aczkolwiek ta publiczność do niej przywykła. Niekiedy jednak ta
mozaika jest wręcz szkodliwa dla państwa. Podwójność władz sądowych sprawia
niezaprzeczenie wiele trudności, powoduje koszty niepotrzebne i opóźnienia tak
dla rządu jak i dla stron. Posiada jednak i swoje dodatnie strony, o których
wpierw była mowa. W Stanach Zjednoczonych odbywa się stałe od początku
istnienia ruch w kierunku ograniczenia pewnych nadmiernych uprawnień stanów,
choć bynajmniej nie skierowany przeciwko samej istocie federacji.
Największa ilość ujemnych stron płynie z konkretnego wyglądu federacji
amerykańskiej, nader w założeniu szerokiej, gdyż wywodzącej się niemal ze stanu
samodzielności państw. Trudności polegają głównie jednak na zmniejszeniu
spoistości państwa. Nie należy jednak zapominać, że gdyby w czasie powstawania
Stanów Zjednoczonych został nagle wprowadzony centralizm — co zresztą nie
byłoby możliwe — to jeszcze znacznie więcej powstałoby niebezpieczeństw wskutek
reakcji społeczeństwa przywykłego do różnolitych form rządu.
Polska powstała z trzech zaborów. Stwarza to ogromne trudności, - w
pierwszej chwili być może niedoceniane — dla każdej władzy centralnej, czy
prawodawczej czy wykonawczej, w zdobywaniu sobie autorytetu ogólnego na całym
terytorium państwa. To też pierwsze próby centralizmu nie wypadły zbyt
zadowalająco Ponadto na tle nieuregulowanego jeszcze stosunku władzy
prawodawczej do wykonawczej, w pewnej chwili może wyłonić się problem
decentralizacji jako remedium. Decentralizacja bowiem osłabia władzę wykonawczą
centralną, umożliwiając nieograniczenie jej zbytnio w inny sposób, a zatem
pozostawiając przede wszystkim ją silną w dziedzinie spraw zagranicznych i
wojskowych. Władza poszczególnych stanów, w przeciwstawieniu do Stanów
Zjednoczonych, była zawsze popierana przez żywioły skrajnie demokratyczne.
Pierwsza partia decentralistyczna w Ameryce, powstała w czasie rządu
Washingtona, nazwała się republikańsko-demokratyczną, i była poniekąd
protoplastką dzisiejszej partii demokratycznej. Pierwsza partia centralistyczna
przeciwna tamtej, nazwała się federacyjną, gdyż dążyła do wzmocnienia
federacji. Uczucia, jakie stany wywoływały u demokratów w Stanach
Zjednoczonych, nasuwają analogie do uczuć dzisiejszych demokratów w Europie w
stosunku do samorządu. W praktyce amerykańskiej obie partie jednak dążyły do
wzmocnienia federacji, gdyż walka ich między sobą odbywała się na terenie
kongresu federacyjnego. To też partia decentralistyczna, gdy nawet w kongresie
miała większość, starała się o wzmocnienie jego władzy, by móc się posługiwać
kongresem dla swych celów teoretyczno-decentralistycznych.
VIII.
Do tendencji ustrojowych, wyzwolonych po maju 1926 roku, trudno zaliczyć
ideologię państwową, gdyż sama w sobie nie posiada ona z natury rzeczy żadnych
propozycji w tej dziedzinie. Idea państwowa stała się raczej sztandarem,
skupiającym zwycięskie szyki. Największa ilość aktywnych zwolenników nowego
politycznie stanu rzeczy rekrutowała się z kadr niepodległościowców, którzy
swego czasu chcieli siłą te niepodległość wywalczyć. Z chwilą nastania
niepodległości, ludzie ci musieli oczywiście skupić się wokoło idei państwa,
uzyskanie którego było w poprzednim okresie ich celem.
Bardzo podobne uczucia przejmowały ludność Ameryki Północnej w chwili
uwolnienia tego kraju z pod panowania angielskiego. W Ameryce istniały już
stany o pewnych wolnościach, jednak dopiero wprowadzając federację i wspólną
konstytucję, naród amerykański zaczął się tworzyć. Było to zatem odwrotnie niż
u nas; u nas bowiem narodowość zachowała się od podziałów państwa, natomiast
byt własny państwowy nie istniał już od dawna i zrozumienie jego faktycznego
wyglądu było już nader małe. Dlatego uczucia Amerykanów w stosunku do całości
państwa przypominają do dziś dnia uczucia jakie doznajemy dla narodu, gdy
uczucia ich wobec własnego stanu są właściwie uczuciami do państwa. Dzięki
bowiem szerokości uprawnień stanów, przeciętny Amerykanin może przez całe życie
nie spotkać się w praktycznej działalności z władzą ogólnopaństwową poza tym,
że głosuje na prezydenta lub do izb kongresu.
Jak wiadomo istniała u nas przed odzyskaniem niepodległości ideologia
narodowa, dążąca do zachowania i pogłębienia poczucia narodowego mas drogą
wychowawczą i pracy społecznej. Tak ideologia niepodległościowa jak i narodowa
opierały się na partiach politycznych. Stąd z natury rzeczy powstał pomiędzy
niemi antagonizm, który jednak niema podstaw do dalszego istnienia. W Ameryce
stan rzeczy był odmienny, ponieważ antagonizm między centralistami
federacyjnymi a zwolennikami niemal niepodległości stanów, w pierwszych czasach
istnienia Stanów Zjednoczonych powstały, trwał przez kilkadziesiąt lat, zanim
się sprawa ta mogła ułożyć. Tam bowiem nieporozumienie było jakby między dwoma
patriotyzmami; tu to nieporozumienie zachodziło w łonie właściwie jednego
patriotyzmu i polegało na sprzeczce o lepsze jego pojmowanie. Następna
generacja urodzona w Polsce zatraci wyczucie tych różnic, które dziś dzielą
jeszcze siłą tradycji ideologie patriotyczne w Polsce.
Partie polityczne mają to do siebie, że uważają się za upoważnione do
reprezentowania ideologii, którą przyjęły. Sądzą one zawsze, że cokolwiek
czynią, w myśl tej ideologii czynią. Stan faktyczny może jednak nieraz wyglądać
inaczej, partia państwowa sądząc często, że działa dla dobra państwa, może
propagować ujemne pod tym względem rozwiązania, podobnie partia narodowa może w
zwolenników swych wmawiać, że coś będzie dobre dla narodu, co się później okaże
ujemne. Od partii ogromnie zależy poważanie, jakie dla ideologii przez nią
przyjętej posiada społeczeństwo.
Właściwą zaletą ideologii w tym rodzaju jest budzenie patriotyzmu wśród
ludności, są to więc zalety natury wychowawczej. Jednak partie nie mogą
poprzestać nigdy na tym zadaniu, wystarczającym dla ich ideologii, lecz starają
się i starać się muszą z powodu swej roli jako partii, zabierać głos we
wszystkich sprawach politycznych, społecznych i ustrojowych. W tych wszystkich
dziedzinach zwykle niema konieczności wynikłej z samej ideologii, by oświadczyć
się za takim a nie innym programem. Partie w tych wypadkach same się decydują.
Tak np. włoski faszyzm, który jest na wielką skalę ruchem wychowawczym
narodowo-państwowym, swój program społeczny a częściowo i ustrojowy zawdzięcza
syndykalizmowi. Ideologia państwowa czy narodowa wyklucza tylko w założeniu
tego rodzaju programy społeczne, ustrojowe czy polityczne, które wręcz
osłabiają lub unicestwiają państwo czy naród. Niejednokrotnie jednak właśnie w
założeniu podobne projekty umieją partie wykorzystywać, po pewnej przeróbce, na
swą korzyść. Naturalnym objawem gry partii politycznych reprezentujących pewną
ideologię, jest nadużywanie ideologii dla swych partyjnych celów, nie tych,
które wypływają z samej ideologii.
W obecnej rzeczywistości polskiej wpływ partii narodowej na młodzież
jest znaczny, co jest o tyle naturalne, już poza nawet tradycją przedwojenną
tej partii, że partia ta specjalizowała się poniekąd w pracy oświatowej i
społecznej, a więc ma wielkie doświadczenia w działaniu na młodzież. Dzisiejsza
partia państwowa rekrutowała się z ludzi czynnej walk, a więc doświadczonych w
obejmowaniu władzy, której obejmowanie było przez tyle lat ich celem i
marzeniem.
Nie zdaje się jednak, by działacz społeczny czy bojownik o wolność byli
w gruncie rzeczy predysponowani do wykonania władzy, W większości krajów, poza
wojskiem, sprawują władzę urzędnicy i politycy. W Polsce urzędników o
tradycjach zawodowych poza byłym zaborem austriackim nie było. Należy przyznać
zasługę działania ideologii narodowej na masy urzędnicze. Gdyby nie działalność
tej ideologii byliby w dużej mierze i ci urzędnicy przepadli dla Polski.
Dlatego w obecnej chwili, w gruncie rzeczy partia narodowa dysponuje
liczniejszym zasobem wyrobionych urzędników, którzy gdy nawet nie należą do
niej, stoją jednak w pewnym kontakcie tradycyjnym i ideologicznym z nią.
Co do polityków, to brak ich w Polsce, zwłaszcza w dziedzinie polityki
zagranicznej, daje się bardzo silnie odczuwać. Większość polityków przed wojną
była w opozycji nie tylko wobec rządów, ale i państw zaborczych, wskutek tego
nie nabrała wyrobienia dla politykowania w własnym państwie. Pewne pozytywne
tradycje państwowe w dziedzinie politycznej mogą posiadać tylko nieliczni
politycy zaboru austriackiego, ci mianowicie, którzy do pewnego stopnia byli
państwowcami dawnej monarchii, zwykle z przyczyny, iż uważali ją za jedyne
asylum polskości. Jednak z natury rzeczy me mogą oni dziś odgrywać
wybitniejszej roli. Zaletą ich jest, że posiadają doświadczenie pozytywne z
dziedziny polityki państwowej, lecz te zalety nie są uznawane przez ludność
stojącą na gruncie niepodległego państwa polskiego, ponieważ nie może ona
pogodzić się z faktem, że uznawali oni obce państwo. Częstokroć dzieje im się
pod tym względem krzywda, gdyż w gruncie rzeczy nie widzieli oni w Austrii nic
innego, jak rodzaj Polski.
Wspominam o ideologiach państwowej i narodowej oraz o partiach te
ideologie reprezentujących głównie dlatego, że często spotyka się ze zdaniem,
iż posiadają one z natury swej tendencje ustrojowe. Otóż jak już wspomniałem, w
gruncie rzeczy takich tendencji one nie posiadają. Specjalnie jednak tak narodowcy
jak współcześni państwowcy dążą do wzmocnienia żywiołu podstawowego w państwie,
żywiołu narodowego. W gruncie rzeczy idea państwowa jest narodową, gdyż dziś
niema już państw, po rozpadnięciu się Austrii, w których by jedna narodowość
nie miała przewagi. Przy rozpatrywaniu ustroju federacyjnego, widzieliśmy
tendencje tak w Ameryce jak i Szwajcarii do zachowania jednolitego ideału
narodowego w państwie, n. p. Ameryce przez nietworzenie stanów o większości
innej niż białej. Otóż takie postawienie sprawy można by nazwać narodowym lub
państwowym, zupełnie jak kto woli. Takie postanowienie jest naturalną i
konieczną obroną państwa, narodu czy też ustroju. To postanowienie powstało w
Ameryce niezależnie od europejskich ideologii nacjonalistycznych, z podobnej
dziedziny postanowienie powstało w Szwajcarii, zanim jeszcze problemy narodowe
wyłoniły się w ogólności, w miejsce czy obok religijnych, na powierzchnię
polityczną. Podobne stanowisko objawiało się i objawia zawsze, niezależnie jak
się partie w danej chwili nazywają i jak sformułowały swą ideologie. Bez
takiego instynktu jednolitości, państwo idzie w rozsypkę.
W niektórych państwach rządy czy partie przeforsowują prawa wyjątkowe w
dziedzinie wyborów do izb prawodawczych, w stosunku do mniejszości narodowych.
Tak np. było w Rosji przed wojną światową w konstytucji październikowej, a
także w wielu stanach Ameryki Północnej w epoce niewolnictwa w Stanach
Południowych przed wojną secesyjną. Ta metoda została jednak zarzucona w miarę
postępu demokracji, niekiedy jeszcze jednak w projektach się pojawia pod hasłem
nacjonalistycznym państwa narodowego. Takie stanowisko wchodzi w dziedzinę
ustrojową, ponieważ narusza powszechnie dziś uznaną zasadę źródła władzy,
którym jest wola ogółu ludności, tak w demokracjach europejskich, jak i w
federacji amerykańskiej.
Niektórzy zwolennicy kierunku państwowego w Polsce, a znacznie bardziej
jeszcze przeciwnicy tego kierunku, są zdania, że ta ideologia zawiera implicite
myśl etatystyczną. Oczywiście nie musi tak być. Idea państwowa dąży tylko do
wzmocnienia państwa, a państwa mogły być silne tak etatystycznie jak i
nieetatystycznie rządzone. Niezaprzeczenie jednak silna władza, uznawanie
autorytetów, centralizm i ingerencja państwa zwykle lubią iść razem. Stopień
nasilenia tych postulatów może być jednak bardzo różny, zależnie od
okoliczności i epoki. Na ogół w pewnych zwłaszcza trudnych okresach dla
państwa, w czasie trwania fermentu społecznego, który jak w ostatnich czasach w
Europie może przybrać formę kryzysu parlamentaryzmu, ideologia, która by
ogarnęła tłumy, może stać się bardzo ważnym czynnikiem powodującym uspokojenie
umysłów. Kryzys parlamentaryzmu, walka partii i wielopartyjność, nie mogą
bowiem być zażegnane np. wojną zewnętrzną. Tak np. po wojnie w 1914 — 1918 r. odnowił
się ten kryzys w pełni we Francji, mimo że w czasie wojny powstała tzw. Union
sacree. Nie może ten kryzys być także zażegnamy wyłącznie drogą zmian ustroju,
ponieważ nowy ustrój, nawet gdyby się okazał sprawniejszy w dziedzinie usuwania
bolączek społecznych, cudów nie mógłby robić. A w takim razie ferment społeczny
znów by odżył.
Po ustaleniu się nowego ustroju, szczególnie gdy nie budzi on wiele
sprzeciwów wśród ludności, może nastąpić pewne uspokojenie, powodujące w
skutkach wzrost dobrobytu ogólnego. Dobrobyt na ogół działa silnie kojąco, o
ile część ludności nie pozostaje mimo to jeszcze nadal w niedostatku.
Niezawodnie dobrobyt wzmacnia nastrój patriotyczny mas. Ale nie zdaje się, by
uspokojenie stosunków, w następstwie którego dobrobyt mógłby wzrosnąć mogło
nastąpić w obecnych warunkach, nawet w razie powstania choćby bardzo
odpowiadającego większości ludzkości ustroju politycznego. Uspokojenie, jak to
okazały doświadczenia Włoch, a w pewnej mierze i Bolszewii, nie może nastąpić
bez działania wielkiej idei na tłumy. Dlatego tworzenie się ideologii jest
bardzo ważną kwestią. Z natury rzeczy nie może być ta ideologia jednak typu
kameralnego, ponieważ na tłumy musi działać. A tłumy zdolne do najwyższych
porywów, mają zawsze jedną właściwość: w umysłach swych łączą stale ideę z
ludźmi ją reprezentującymi, a przede wszystkim z faktyczną działalnością tych
ludzi we wszystkich dziedzinach życia. Wielki ideał musi być ideałem moralnym,
ale równocześnie i konkretnym.
IX.
Przewrót majowy był końcowym aktem tragedii, jeśli chodzi o Polskę,
współczesnego kryzysu władzy prawodawczej. Władza ta stała się władzą centralną
w państwie. Przy ostatecznym rozbiciu się na mnóstwo partii, traci jednak
władza prawodawcza te cechy centralnej władzy, gdyż od niej zawisła władza
wykonawcza staje się zmienna w najwyższym stopniu i przestaje w ogólności być
władzą. Prawodawcza misja parlamentu rozbija się także o brak jednolitej linii,
konkurujące partie prześcigają się w demagogii, a ustawy dokonuje się dzięki
kompromisom raczej sił poszczególnych partii, aniżeli dzięki kompromisom idei.
Tak więc po zupełnym zwycięstwie wszechwładzy władzy prawodawczej następuje
załamanie się jej siły.
W konsekwencji przewrotu majowego ludzie, którzy doszli do władzy, byli
zmuszeni reprezentować tendencje przeciwne tym, które zostały przez życie
pobite. Przede wszystkim musieli zatem wszcząć walkę z partiami, jako widoczną
przyczyną zła stanu przedmajowego. Również rzucającym się w oczy symptomem
degrengolady przedmajowej jak partyjniactwo, było poniżenie władzy wykonawczej.
To poniżenie jednak, jak już mówiłem, wypływało właściwie z zupełnego rozbicia
władzy prawodawczej, niezdolnej do wyłonienia z siebie stalszej egzekutywy.
Władza pomajowa, jak każda władza, posiadała ponadto tendencje do utrzymania
jej w swym ręku.
Te trzy zadania stanowią właściwą treść tendencji rządów pomajowych.
Zagadnienia syndykatów czy też decentralizacji umocniły się raczej dzięki
wypadkom majowym, aniżeli wypływały wprost odtwórców przewrotu. Mogły one być
przedmiotem eksperymentowania; celem znalezienia ostatecznych rozwiązań
ustrojowych, ale nie były główną treścią ludzi rewolucji.
Najważniejszym dokumentem właściwych tendencji u zwycięzców, jest
projekt zmiany konstytucji B. B. Otóż nie ulega wątpliwości, że istniejąca w
tym projekcie niezmieniona właściwie ordynacja wyborcza, poza granicą wieku dla
czynnego prawa głosowania, nie może doprowadzić do nadwątlenia systemu
partyjnego. Atak przeciw partiom został przeprowadzony przez projektowanie
nowego sposobu wyboru prezydenta.
Ta sama obawa przed ujemną działalnością partii spowodowała konwent
amerykański, który miał za zadanie ustanowić konstytucję do przyjęcia także
nowego sposobu wyboru prezydenta, odróżniającego się od ordynacji wyborczych
przy wyborze gubernatorów w większości poszczególnych stanów. W konwencie
nurtowały rozmaite prądy, które jednak jeszcze w formę partii się nie
przyoblekły. By się zabezpieczyć-przed zagrażającymi partiami, które już
zaczynały się zarysowywać postanowiono, że nie kongres ma wybierać prezydenta,
ale ad hoc wybrane ciało. Sądzono, że w ten sposób elektorowie prezydenta,
stojący poza namiętnościami polityki bieżącej, dokonają wyboru
najstosowniejszego i wybiorą najgodniejszego człowieka, niezależnie od jego
przekonań politycznych. Ciało, które by miało w ten sposób wybierać prezydenta,
byłoby nader podobne do konwentu konstytucyjnego pod względem sposobu w jaki by
było ono same wybierane. Ponieważ konwent okazał się ciałem zdolnym do ideowych
kompromisów i bardzo poważnym, sądzono, że i ten konwent elektorów będzie
posiadał te sanie zalety.
Rzeczywistość zaprzeczyła zupełnie tej tezie. Tylko wybór pierwszego
prezydenta, którym był wódz narodu z owej epoki, Washington, odbył się w sposób
bezpartyjny. Wszystkie następne wybory odbyły się pod znakiem skrajnie
partyjnym i to nawet bardziej jeszcze aniżeli wybory do kongresu. Przy wyborach
do izb prawodawczych bowiem wyborcy w pewnej mierze myślą kogo wybierają i mają
na ten wybór wpływ, natomiast przy wyborach elektorów na prezydenta postacie
wybieranych elektorów są wszystkim zupełnie obojętne, a interesuje wyborców
tylko na kogo ich elektor będzie głosować. Funkcje bowiem elektorów zaczynają
się i kończą aktem wyboru prezydenta.
Gdyby projekt zmiany konstytucji B. B. stał się ustawą to niezawodnie
wpływ partii na wybór prezydenta byłby z początku nieduży. Lud rozstrzygałby
między kandydatem izb, który by był zapewne bardzo słabym człowiekiem, bo
wybranym na skutek kompromisu między szeregiem partii, a między kandydatem
ustępującego prezydenta. Otóż o ile kandydatem stronnictw byłby zapewne albo
uzdolniony intrygant kuluarowy, albo o nienagannych formach zewnętrznych a
słabej woli półgłówek, o tyle kandydat ustępującego prezydenta byłby zapewne
typem nieco familijnym, beniaminkiem rządzącej kliki, ale w każdym razie miałby
coś w sobie z menera partii, gdyż jego wybór na kandydata byłby spowodowany
częściowo wolą jednego obozu politycznego. Typ tego rodzaju byłby z dwojga z
pewnością bardziej zdolny do działania na tłumy.
Jak długo kandydat prezydencki zostawałby w rezultacie prezydentem, tak
długo władza prezydenta utrzymywałaby się w pewnej ciągłości, choć mocno
wątpliwe jest, by była apartyjna i apolityczna. Skoro by jednak choć raz został
wybrany na prezydenta kandydat sejmu, to oczywiście, jako swego kandydata przy
ustąpieniu wyznaczyłby osobę identyczną z tą, którą by wyznaczył sejm.
Naturalnie byłoby możliwe, że w czasie kadencji prezydenta inne partie doszłyby
do władzy, aniżeli te, które go wybrały. W takim razie wyznaczyłby innego kandydata,
aniżeli sejmowego, w każdym razie byłby to jednak człowiek partii politycznych.
W demokracjach europejskich nie dążących bynajmniej do powiększenia siły władzy
wykonawczej w osobie prezydenta, ta osoba nie gra właściwie żadnej roli.
Prezydent jest symbolem państwa, niczym więcej. Rządzą ministrowie
odpowiedzialni przed parlamentem. Stąd niekiedy izby nie boją się nawet
wybierać wybitnej postaci na prezydenta, wiedząc, że nie będzie on miał i tak
władzy. W praktyce jednak wybitny człowiek, na takim choćby tylko formalnie
wybitnym stanowisku, może niejednego dokonać. Przykładem na to może być wybór
Poincaré’go i jego działalność jako prezydenta. Zdaje się, że został on wybrany
w tym celu, aby musiał porzucić swą funkcję premiera, którą sprawował nader energicznie
przed wyborem na prezydenta. Jako prezydent okazał się jednak równie wpływowy,
choć szanował ogromnie literę prawa.
W demokracjach o typie amerykańskim, gdzie władza wykonawcza ma ogromne
znaczenie, chodzi bardzo o to, by prezydent, odpowiedzialny przed narodem, był
silną postacią. Starano się znaleźć sposób wyboru właśnie takiego prezydenta. W
rzeczywistości jednak są wybierani w Ameryce na prezydentów na ogół miernoty.
Zdaje się, że system zaproponowany przez B. B. nie dałby też lepszych rezultatów.
W ogólności jednak niema w gruncie rzeczy sposobu zabezpieczającego wybór
silnej jednostki systemem demokratycznym.
Wzmocnienie władzy wykonawczej, a specjalnie władzy prezydenta jest
naczelnym celem rządu, który przyszedł po rządach doprowadzonej niemal do
nicości egzekutywy. Przy uchwaleniu konstytucji amerykańskiej chodziło raczej o
oddzielenie niemal zupełne egzekutywy od legislatury i o osłabienie ich obu.
Projekt B. B. zapożycza się najbardziej jednak od konstytucji amerykańskiej,
właśnie w dziedzinie ustosunkowania się obu rodzajów władz do siebie. Tak prawo
veta, jak i zmniejszenie odpowiedzialności ministrów przed sejmem, pochodzą z
amerykańskiej konstytucji. W gruncie rzeczy władza wykonawcza w osobie
prezydenta byłaby jednak o wiele silniejsza w Polsce niż w Stanach
Zjednoczonych, bo nie byłaby ani osłabiona, jak to odbywa się tam, systemem
federacyjnym, a ponadto miałaby wiele prerogatyw w dziedzinie ustawodawczej,
których w Ameryce nie posiada. Tak np. wnoszenie projektów budżetowych i ustaw,
prawo bronienia tychże przed izbą itd. Właściwie władza prezydenta miałaby w
Polsce te wszystkie uprawnienia jakie władza wykonawcza zależna od sejmu
dotychczas w Polsce posiadała, a ponadto i te, jakie posiada prezydent w
Ameryce.
Co do kwestii zabezpieczenia sobie władzy przez rządzący obóz, to w
gruncie rzeczy mógł projekt B. B. mało tylko zrobić, skoro zachowywał ustrój
demokratyczny. Tylko postanowienie, dające prezydentowi prawa mianowania
jednego z kandydatów na prezydenta, nosi trochę ten charakter.
Dlaczego jednak w zupełnie innych stosunkach niż w Europie, duch
partyjny tak się rozwielmożnił w Ameryce, mimo że ustawodawstwo z góry chciało
mu utrudnić rozwój? Nie ulega bowiem wątpliwości, że partie znaczą więcej w
Stanach Zjednoczonych niż w Europie. Tak np. usuwanie wszystkich urzędników,
zwłaszcza o ile prezydent zalicza się do innej partii niż jego poprzednik,
uznanie wprost obowiązuje. Ale także gdy nawet prezydent nowo wybrany jest tej
samej partii co jego poprzednik, zmiany na stanowiskach rządowych są obfite z
powodu chęci zadowolenia rozmaitych grupek w partiach, które nowego prezydenta
forytowały, oraz celem wynagrodzenia najbardziej oddanych agitatorów
wyborczych.
Otóż zdaje się, że przyczyna leży w tym, że partie w Ameryce różniły się
między sobą w dziedzinie idei ustrojowych. Ustrój amerykański był kompromisem
między centralistami a zwolennikami dużych uprawnień stanowych, między
zwolennikami ludowładztwa i silnej egzekutywy. Konstytucja ten stan rzeczy
poniekąd spetryfikowała. Zwolennicy obu rodzajów ustroju pozostali nadal
pełno-uprawnieni w swych dążeniach w obrębie Ameryki. W Europie na dłuższą metę
niema w jednej izbie zwolenników dwu ustrojów, ponieważ zwycięska partja
ustrojowa, doszedłszy do władzy, zabrania organizować się przeciwnikom ustroju
wprowadzonego. Wiadomą jest zaś rzeczą, że tłumy nawet zwolenników nie znaczą
nic bez organizacji, organizacja dopiero stwarza efektywne znaczenie opinii
tłumu. Dlatego też po pewnym czasie w monarchiach znikają republikanie, zaś w
republikach monarchiści. W Ameryce dwa przeciwne obozy ustrojowe, na wspólnej
zresztą płaszczyźnie republikańskiej, przez długi przeciąg czasu żyły
równocześnie jako gospodarze pod jednym dachem dzięki konstytucji. Jeśli się
uwzględni namiętność Europejczyków pod względem ustrojowym, to stan wytworzony
przez konstytucję w Ameryce może się wydać niemal sielanką. Przecież w Europie
nikt by też nie zrozumiał, gdyby prezydent którejś z republik mianował licznych
monarchistów na ważne stanowiska, albo gdyby któryś z monarchów stworzył sobie
gabinet z samych republikanów. Różnice w zapatrywaniach ustrojowych narzucają
pewien ostracyzm. W ostatnich czasach zdarza się jednak, że prezydent
amerykański mianuje sędziów niekoniecznie ze swej partii; takie postawienie
sprawy mogłoby być i w Europie do pomyślenia w stosunku do przeciwników
ustrojowych. Przeciwieństwa ustrojowe w Stanach Zjednoczonych należą już dziś
tytko do historii i do tradycji partii, ponieważ rzeczywistość amerykańska
zdołała zupełnie zadowolić obie grupy w ich dążeniach. Partie w Ameryce walczą
już tylko o władzę, a z wolna zaczyna się zarysowywać sprawa społeczna, jako
ta, która być może kiedyś będzie i w Ameryce oddzielała partie od siebie.
System dwupartyjny trwa jeszcze w pełni w Ameryce, ale dziś już głównie
tylko dzięki temu, że na to. by utworzyć partie obejmującą terytorium całej
Ameryki, wobec rozmiarów tego kraju, potrzeba by było naprawdę bardzo wiele
pieniędzy. Sentyment zaś Amerykanów zwraca się przeciwko każdej partii, która
by miała tylko lokalne znaczenie i lokalny zasiąg wpływów.
W demokracjach liberalnych europejskich wszystkie partie są względem
ustrojowym demokratyczno-liberalne, nawet jeśli temu przeczą. Liczą się one
wszystkie z wszechwładztwem sejmu, każda z nich jeno pragnęłaby zostać wszechwładną
w obrębie sejmu, albo co najmniej nieodpowiedzialną współwładczynią państwa.
Dopiero w chwili załamania się systemu parlamentarno-europejskiego, w
niektórych państwach powstały w parlamentach i zaczęły mieć wpływ partie
zasadniczo różniące się w zapatrywaniach na sprawy ustrojowo polityczne. Tak na
przykład we Włoszech i Polsce. Ten stan rzeczy stwarza dwa obozy wyraźnie się
odróżniające; w obrębie każdego z nich mogą istnieć szerokie skale różnic w
poglądach społecznych czy gospodarczych.
Specjalnie w Polsce, w przeciwstawieniu do Włoch, nie doszła jeszcze do
właściwego wyjaśnienia ideału ustrojowego inaczej niż w sposób negatywny.
Projekt B. B. w gruncie rzeczy tego wyjaśnienia nie daje i nie może być w pełni
brany pod uwagę. Tak jak się te sprawy obecnie przedstawiają, to właściwie cała
sprawa sprowadza się do tego, że partie przewrotu wiedzą, że nie chcą ustroju
przedmąjowego, zaś partie dawne wiedzą, że nie chcą żadnych zmian w ustroju
politycznym do dziś dnia obowiązującym. Pewnikiem zdaje się być, że mimo
takiego stanowiska partii, niezależnie zupełnie od tego kto będzie rządził,
powrót do czasów przedmajowych pod względem ustrojowym jest niemożliwy,
niezależnie od tego czy nowy ustrój będzie jeszcze przez długi okres czasu
zagadką.
Partie polityczne, nawet w założeniu jak najsilniejszy kładące nacisk na
sprawy ustrojowe, muszą z natury rzeczy zajmować stanowisko w sprawach
społecznych, polityki gospodarczej, zagranicznej itd., a przede wszystkim
partia będąca u rządu musi konkretnie rządzić. Stąd nawet o amerykańskich
partiach nie można twierdzić, że były one wprost tylko emanacją światopoglądów
ustrojowych. Oczywiście rządząc mogą się partie kompromitować w innych
dziedzinach poza ustrojową, wskutek czego mogą zachodzić a nawet zachodziły wypadki,
że partia przeciwna, lub jej część, obejmowała po nich spadek nie tylko w
dziedzinie rządzenia, ale nawet w dziedzinie ich poglądów ustrojowych. W
ostateczności bowiem nie od przewodnich idei, jakie posiadają partie, ale od
tych ludzi co niemi rządzą i kierują, zależy los partii.
Naturalny rozwój w dziedzinie zagadnień partyjnych idzie na ogół od
teorii ekonomicznych — które miały tak -wielkie znaczenie w Anglii — czy od
różnic w dziedzinie ustrojowej, ku zagadnieniom społecznym. Niezawodnie
zachodzi to np. w Anglii, gdzie partia o programie społecznym, mianowicie
Labour Party rozbiła tradycyjny system dwupartyjny w Anglii, a obecnie widzimy
tam już wszelkie objawy świadczące, że zaczną zjawiać się coraz liczniejsze
partie, zupełnie podobnie jak to było w innych krajach Europy. Ordynacja
wyborcza w Anglii, nieproporcjonalna, właściwie nie forytuje powstawania tego
stanu rzeczy. Jednak siła tej tendencji jest tak wielka, że zdaje się, iż zdoła
ona przeforsować nawet zmianę ordynacji wyborczej na proporcjonalną. I inne
także objawy zdają się przemawiać za tym, że parlament angielski spotka los,
który spotkał inne parlamenty. W czasie pierwszego gabinetu Labour Party zaraz
po wojnie, istniała stała koalicja pomiędzy członkami partii pracy a
liberałami: gdy ta koalicja się rozbiła, gabinet upadł. Obecny gabinet partii
pracy jest zależny od znacznie mniej pewnej większości, aniżeli wtedy, a to z
powodu, że ekstremiści partii pracy nie głosują solidarnie za tym gabinetem.
Gabinet zaczyna walczyć o większość wahającą się od głosowania do głosowania,
zupełnie tak, jak to się stało regułą w trzeciej republice francuskiej.
W rezultacie kryzys parlamentarny polega na niemożności rozwiązania
trudności w zaspakajaniu dążeń społecznych, reprezentowanych przez coraz liczniejsze
partie, dzięki zróżniczkowaniu się społeczeństwa na coraz liczniejsze Masy,
reprezentujące odrębne interesy. Ta niemożność ma swe źródło częściowo także w
tym, że działalność prawodawcza niema tego wpływu na wygląd życia, jaki jej
przepisuje społeczeństwo. Zróżniczkowane silnie partie, wszystkie o społecznych
programach, uniemożliwiają w końcu każdą robotę, z wyjątkiem demagogicznej. W
tych warunkach ferment powszechnego niezadowolenia zwiększa się ustawicznie.
Zagadnienia praktyczne, natury nie społecznej, nasuwające się do
rozwiązania jako konieczność dla państwa, mogą zawiesić w działaniu na pewien
czas te fermenty. Tak było na przykład we Francji w 1914 roku, gdy wskutek
wybuchu wojny powstała tzw. Union sacree złożona ze wszystkich partii. celem
obrony przed Niemcami. Kryzys parlamentaryzmu może wyłonić, gdy przybiera ostre
formy, potrzebę szybkiej reformy ustrojowej, wtedy ta reforma na pewien czas
skupia uwagę wszystkich, dzieli społeczeństwo na dwa obozy, w obrębie których
sprawy społeczne różniące zwolenników schodzą na drugi plan. W pewnej mierze
taki stan rzeczy powstał w Polsce.
Oczywiście w takim stanie rzeczy partie bynajmniej nie przestają
istnieć. Partie powstałe na ile różnic społecznych tracą tylko do pewnego
stopnia swój charakter partii samodzielnych, stają się na dany okres
załatwiania spraw ustrojowych raczej frakcjami w obrębie nowego podziału na
partie o różnicach ustrojowych. W czasie wojny 1914 r. właściwie jedną partią
była cała Francja, drugą Niemcy. Podczas kryzysu parlamentaryzmu polskiego, od
czasu przewrotu majowego, jedną z takich partii stanowią zwolennicy nowego
ustroju, drugą wszyscy jego przeciwnicy. I ci i tamci różnią się silnie
wewnętrznie, gdy chodzi o frakcje danego bloku, ale siłą faktu coraz bardziej
muszą tworzyć jednolitą całość.
Ponieważ partie, jak mówiłem, o tendencjach ustrojowych, oddzielają
jeszcze bardziej jednych ludzi od drugich aniżeli partie społeczne, gdzie mogą
istnieć bardzo liczne drobne różniczki, przeto partyjność w takim okresie
czasu, gdzie sprawy ustrojowe są na pierwszym planie, wzrasta jeszcze silniej.
Gdy się mówi o apartyjności w takim momencie, to wyraża się myśl nieścisłą.
Apartyjność wyraża się tylko w dziedzinie społecznej w takich czasach zaognień
ustrojowych.
X.
Podobnie jak słowo apartyjność weszło w modę w obecnym czasie kryzysu
ustrojowego słowo: apolityczność. Nie ulega jednak wątpliwości, że różnice w
zapatrywaniach na ustrój polityczny są oczywiście natury politycznej.
Apolitycznością, zresztą niesłusznie, można nazwać w tym stanie rzeczy
pozostawianie kłopotu rozwiązania trudności ustrojowych komuś, do kogo się ma
zaufanie, jako swemu pełnomocnikowi. Takie oddanie pełnomocnictw komuś
trzeciemu, może być albo definitywne, jak to się zdarzało w republikach
greckich, w mitycznym początku ich istnienia, a w czasach nowych w razie tzw.
octroi, albo może być oddane, w sposób niedefinitywny jakiemuś ciału, z
zastrzeżeniem przyjęcia później przez naród w całości, lub odrzucenia w całości
proponowanej nowej konstytucji. Tak sprawę postawił naród amerykański, nadając
konwentowi prawo przygotowania konstytucji. Zatwierdzenie jej zostało dokonane
przez zgodę wszystkich stanów, z których każdy przegłosował en bloc całą
konstytucję. Dzieło dokonane przez konwent amerykański było dziełem kompromisu,
kompromisu dokonanego już jednak w łonie samego konwentu. Ludność niezadowolona
z kompromisu, mogła odrzucić tylko już całość konstytucji.
Nie zdaje się ulegać wątpliwości, że gdyby cała ludność w tej czy innej
formie przyjmowała lub odrzucała poszczególne postanowienia konstytucji, dzieło
stąd wynikłe nie byłoby jednolite. Byłoby to dzieło kompromisu przypadkowego,
gdy tak, jak to się odbyło w Ameryce, stała się konstytucja Stanów
Zjednoczonych dziełem kompromisu przemyślanego.
Tak powstała federacyjna konstytucja amerykańska; konstytucje
poszczególnych stanów, w sposobie w jaka obecnie powstają, różnią się nader
silnie od tego pierwowzoru. Konstytucje poszczególnych stanów, w
przeciwstawieniu do konstytucji federalnej, bywają często zmieniane, gdyż do
rozpoczęcia postępowania w kierunku zmiany potrzeba na ogół tylko zwykłej
większości głosów w obrębie stanowych izb prawodawczych. Najczęściej jednak dwa
po sobie następujące w czasie parlamenty stanowe muszą uchwalić tę zmianę. W
przeciwstawieniu do ogólnej konstytucji Stanów Zjednoczonych, mieści się zwykle
w tych konstytucjach bardzo wiele postanowień szczegółowych. W niektórych i to
już dość licznych ilościowo stanach zmienia się obecnie konstytucję lokalną za
pomocą głosowania ludowego, w innych przez zwołanie konwentu specjalnie dla
tego celu wy branego. I tu zatem przebija się nieufność do ciał prawodawczych,
tak charakterystyczna dla demokracji amerykańskiej, a która daje się odczuwać
także w dzisiejszej Europie. Uchwalenie zmian konstytucji lokalnych, względnie
stanowienie nowej, są okazją dla prawodawstwa bezpośredniego, dokonywanego
przez naród. Nie we wszystkich stanach konstytucje lokalne są uchwalane przez
ludność w całości bywa i tak, że poszczególne postanowienia konstytucji są
osobno przegłosowywane.
W tendencjach, które się objawiły w nowych konstytucjach stanowych,
najbardziej rzucającą się w oazy jest tendencja w kierunku wzmocnienia władzy
wykonawczej, jako też władzy sądowniczej, na niekorzyść władzy
reprezentatywno-prawodawczej. Coraz to częściej także przewiduje się w tych
konstytucjach posługiwanie się glosowaniem ludowym.
Od jakichś 50 lat głosowanie ludowe w obrębie poszczególnych stanów
Ameryki nic tylko jest stosowane przy zmianach konstytucji, ale niekiedy
postanowienia konstytucji przewidują głosowanie ludowe jako obowiązujące dla
ustanowienia jakiegoś prawa. Niekiedy głosowanie takie jest przewidywane nawet
dla jakiegoś specjalnego budżetu. W ten ostatni sposób głosowanie ludowe
wdziera się bezpośrednio w dziedziny strzeżone zwykle najbardziej zazdrośnie
przez ciała ustawodawcze. Budżetowanie bowiem uważają one za swój specyficzny
przywilej. W wielu stanach głosowanie ludowe odbywa się dla zatwierdzenia ustaw
uchwalonych przez izby prawodawcze. Jest to tzw. referendum ludowe, identyczne
z referendum w obrębie Szwajcarii. Najdalej idącym prawem ludu jest wreszcie
prawo inicjatywy wyborców w proponowaniu ustaw, po czym następuje bezpośrednie
przegłosowanie tych ustaw przez głosowanie ludowe. I ten środek jest
przewidziany przez niektóre z konstytucji stanowych.
W Szwajcarii poza referendum ludowym istnieje też prawo inicjatywy ludu.
Po wojnie głosowanie ludowe poczyniło postępy zwłaszcza w Niemczech. W
Niemczech oddano wybór prezydenta państwa także w ręce ludu bezpośrednio. Jest
charakterystyczne, że głosowanie ludowe najsilniej się rozpowszechniło w
federacjach, lub krajach o zbliżonym do federacji ustroju.
W Anglii istnieją plebiscyty ludowe tylko z prawem rozstrzygnięcia czy
jakaś ustawa w jakimś miejscu ma być zastosowana, podobny użytek z plebiscytów
ludowych czyni niekiedy Polska, tak np. jest przewidziany plebiscyt ludności
przeciw szynkom w gminach.
Wszędzie przechodzi ludność demokratyczna ewolucję od uznawania posłów
za emanację swej woli do odbierania im władzy, a co najmniej jej ograniczania
na rzecz samej ludności, bezpośrednio tę władzę spełniającej. Podobnie istnieje
tendencja ograniczenia władzy prawodawczej, także na korzyść innych władz, a
mianowicie: władzy wykonawczej i sądowniczej. Zdaje się, że lud przypuszcza, iż
te ostatnie władze w gruncie rzeczy bardziej liczą się z opinią ludu. aniżeli
władze legislatywne. Równocześnie z tym powiększaniem kompetencji łych władz,
ukazała się jednak u ludu tendencja bezpośredniego wybierania ich, co logicznie
wypływa z założenia, jakie lud przyjął w
stosunku do tych władz. W wielu stanach w Ameryce nie tylko szef władzy
wykonawczej, którym jest gubernator, ale nawet sędziowie są wybierani na pewien
okres czasu przez powszechne głosowanie ludności. Pod tym względem sądownictwo
stanowe różni się zasadniczo od federalnego, w tym ostatnim bowiem sędziowie są
dożywotnio mianowani przez prezydenta państwa. Ta różnica ma swe uzasadnienie w
tym, że sędziowie federacyjni strzegą niezmienialnej konstytucji federalnej,
zaś sędziowie stanowi rozstrzygają w obrębie łatwo zmienialnej konstytucji
stanowej i w obrębie zwykłego stanowego ustawodawstwa, dokonanego bardzo często
przez ludność bezpośrednio.
Każdy czytelnik zresztą zrozumie, że nastawienie całego ustawodawstwa
stanowego jest zupełnie inne w swym założeniu, aniżeli nastawienie
ustawodawstwa federalnego w U. S. A. W konstytucjach i prawodawstwie stanowym
chodzi przede wszystkim o zachowanie wolności obywateli, podobnie jak jest to
troską konstytucji angielskiej. Następnie chodzi w tym ustawodawstwie o
nienaruszalność własności, która jest dla Amerykanów podstawą wolności, oraz o
zasadę demokracji dawniej w myśl opinii publicznej wyrażającej się najlepiej w
ciałach legislatywnych, dziś przez głosowanie ludowe.
Natomiast w konstytucji federacji przebija się tendencja w kierunku
spoistości Stanów Zjednoczonych jako państwa i narodu i w kierunku ustanowienia
bardziej ogólnych podstaw ustrojowych, zabezpieczających byt ogólny państwa. W
państwach europejskich, o ustroju niefederacyjnym, te tendencje, które istnieją
w konstytucjach stanowych, reprezentują poniekąd ciała ustawodawcze.
Dziedziną, którą zajmuje się ogólna konstytucja Stanów Zjednoczonych
zajmują się w Europie także konstytucje krajów 'poszczególnych. Niestety,
konstytucje nowe posiadają przeważnie w obrębie swoimi bardzo wiele
postanowień, którymi w Ameryce nie zajmuje się konstytucja federalna, ale
'konstytucje poszczególnych stanów lub też ustawodawstwo zwykłe. Ograniczenie
nowo powstających konstytucji w Europie także do najogólniejszych tylko zasad i
do formułowania zasadniczych podstaw ustroju, powinno być naczelną zasadą, z
powodu roli specjalnej, jaką konstytucja odgrywać powinna. Jest jasne bowiem,
że przy uchwalaniu konstytucji lokalnych w Stanach Zjednoczonych chodziło właściwie
o postawienie pierwszego kroku w kierunku stanowienia praw szczegółowych przez
naród bezpośrednio, a nie o założenia ogólnoustrojowe.
Lud, który zmienia dawną względnie zatwierdza nową konstytucję stanową w
Ameryce, nie czyni tego zawsze po dokonaniu pracy projektodawczej przez
konwent. Tendencja, która istnieje u ludu, gdy stanowi lokalną konstytucję, nie
jest tego rodzaju, by- konwent był konieczny. Konwent bowiem jest konieczny
tylko wtedy, gdy chodzi o ogólne zasady, a nie o szczegółowe prawa. Pracę
konwentu zatwierdzają przy konstytucji federalnej izby prawodawcze
poszczególnych stanów; 3/4 stanów musi oświadczyć się za zmianą, by była ona
prawomocna.
U nas poza parlamentem niema innych ciał ustawodawczych natury lokalnej,
dlatego wybór metody głosowania za zmianą konstytucji ograniczałby się do dwu
ewentualności, gdybyśmy poszli za wzorem Ameryki: albo do głosowania ludowego,
albo do uchwal ciał prawodawczych ogólnopaństwowych.
Przygotowanie konstytucji ogólnej lub zmian w obrąbie jej — należy w
Ameryce do konwentu. W czasie trwania konwentu wszystkie inne sprawy, nie
mające ulec zmianie pozostają oczywiście nadal w kompetencji ciał prawodawczych
i władz wykonawczych. Nigdy konwent niema władzy innej, aniżeli warunkowo
prawodawcza w specjalnym zakresie.
Konwent w Ameryce nie ma, jak mówiłem, praw definitywnych, te ostatnie
pozostawia lud dla siebie, względnie dla ciał prawodawczych. Ale przy zmianach
konstytucji ogólno-federalnej lud może odrzucać już tylko całość konstytucji
lub zmiany jej. Konwent przypomina swą pracą raczej komisje parlamentarne,
aniżeli plenum izby. Ponieważ konwent ogólno-federacyjny, który odbył się
zresztą tylko raz jeden, a analogicznie do tego konwenty poszczególnych stanów,
wymagały pracy bardzo intensywnej, a nie dawały członkom konwentu ani żadnych
uprawnień, ani satysfakcji, że staną się sławnymi ludźmi, gdyż tylko
działalność ogólna kongresu stawała się znana narodowi, przeto niewielu
zawodowych polityków okazywało chęć dostania się do konwentu. Konwent w
Ameryce, o ile jest zwołany w poszczególnych stanach, uchodzi słusznie za ciało
na ogół poważne, w przeciwstawieniu do izby reprezentantów, która w Ameryce
jest tak w federacji jak i w stanach jeszcze mniej poważana aniżeli u nas izba
posłów.
Wróćmy jednak jeszcze do głosowania ludowego jako zagadnienia ogólnego.
Głosowanie ludności bezpośrednie, celem przeprowadzenia praw, w rezultacie
czyni te prawa jeszcze mniej fachowo przepracowanymi, aniżeli gdy są uchwalane
przez izby prawodawcze. Ale ma to głosowanie tę zaletę, że lud w swej całości
nie może ulec aż takiej demoralizacji, jakiej ulegały zwykle izby, zwłaszcza w
krajach skrajnie demokratycznych a bogatych. W takich bowiem krajach właśnie
ludność mająca dużo do stracenia nie daje się en masse przekupywać, natomiast
posłowie będący przeciętną emanacją ludu i nie reprezentując całkiem
specyficznie własnych większych interesów, ulegają łatwo przekupstwu. Dlatego
mimo pewnych braków głosowanie bezpośrednie ludowe stało się tak popularne w
Ameryce.
Prawa proponowane przez konwent, a później przyjmowane przez referendum
ludowe, należą natomiast stanowczo do najlepszych, ponieważ są opracowywane
zwykle przez grono bardziej fachowe, a co najmniej bardziej uczciwe, aniżeli
to, które zasiada w izbie reprezentantów stanów.
Specjalnie w odniesieniu do Polski, nastroje zmierzają do ograniczenia
wszechwładzy sejmu. Mimo to jednak, choć nowa konstytucja, tak jak ją
projektuje B. B. ogranicza dość silnie tę władzę, w każdym jednak razie nie
decydująco a przede wszystkim nie na korzyść głosowania ludowego. W naszych
stosunkach głosowanie ludowe jeszcze na długi okres czasu nie może się stać
metodą miarodajną. W danej chwili raczej zagraża wszechwładzy sejmu izba
syndykalistyczna, która by odebrała sejmowi część uprawnień w dziedzinie gospodarczej.
Taką izbę, jako poniekąd samodzielną i niezależną od wszechwładzy sejmu,
proponuje profesor Jaworski. Ponadto wszechwładzy sejmu zagraża do pewnego
stopnia prąd decentralistyczny. Natomiast prąd, który chciał poddać władzę
prawodawczą zupełnie pod władzę czynników wykonawczych, nie jest zbyt silny w
Polsce w chwili obecnej, jeśli chodzi o nastroje społeczeństwa.
Poza zmianą konstytucji przez izby ustawodawcze, oraz poza delegowaniem
przez sejm swych praw w dziedzinie zmiany konstytucji konwentowi specjalnie w
tym celu wybranemu i ludowi zatwierdzającemu prace konwentu, nie zdaje się, by
mogła być jeszcze inna droga legalna wiodąca do zmiany konstytucji, a przede
wszystkim — o co bardziej jeszcze chodzi — droga, która mogłaby być uznana w
następstwie przez naród. Nie wydaje się bowiem, by naród dokonując przewrotu,
moralnie dał aż tak wielkie uprawnienia nowej władzy, którą powołał do życia. W
tej dziedzinie wszystko jednak zależy od rezultatu. Tak np niektórzy prezydenci
amerykańscy z konieczności niekiedy działali wbrew konstytucji dla korzyści
państwa. Należy zwrócić uwagę, że działali oni wbrew konstytucji tak
niesłychanie popularnej, jaka jest konstytucja Stanów Zjednoczonych w tym
kraju. Czynili to oni z ogromną obawą i wewnętrzną emocją, ponieważ oni sami
jak cały naród amerykański byli do tej konstytucji niesłychanie przywiązani.
Natomiast opinia publiczna amerykańska nie zdawała się mieć na tym punkcie tak
wielu skrupułów, i poniekąd uznawała te zarządzenia jako celowe i konieczne.
Kupno Luizjany przez demokratycznego prezydenta Jeffersona od Napoleona I bez
zgody kongresu, zostało później uznane przez kongres. Jak wiadomo niesłychanie
demokratyczny Jefferson miał w ogólności wątpliwości co do tego, czy nawet izby
prawodawcze amerykańskie mają prawo w myśl konstytucji zgodzić się na tworzenie
nowych stanów. Konieczność życiowa jednak tę sprawę załatwiła w sensie
pozytywnym.
Ratyfikacja przez naród jakiegoś stanu rzeczy, który powstał, jest i
była najwyższym prawem, zwłaszcza w krajach rządzonych demokratycznie, gdzie
naród ma pełną swobodę wypowiedzenia najrozmaitszymi sposobami swego zdania.
Niezależnie jednak od skutków, droga arbitra w rozstrzygnięciu praw
konstytucyjnych lub innych najrzadziej może prowadzić do rozumnego kompromisu
między dążeniami istniejącego kraju. Jednak działy się i tego rodzaju rzeczy;
kodeks Napoleona był r gruncie rzeczy dziełem kompromisu, aczkolwiek narzucała
go arbitralna władza naczelna. Co prawda kodeks ten nie był konstytucją.
Konstytucja i zmiany ustrojowe były zmieniane w tym czasie zupełnie arbitralnie
przez cesarza, a tylko zatwierdzane przez ludność.
XI.
Wypadki majowe samym faktem zaistnienia zadały cios partiom, gdyż
zmusiły je do przegrupowania się na platformie ustrojowej. Ta pozycja jest dla
nich często niezbyt wygodna, gdyż muszą niejednokrotnie iść ramię przy ramieniu
z wczorajszymi wrogami, co nie zawsze jest należycie pojmowane przez
publiczność i wywołuje niejednokrotnie ironiczne uwagi. Ale nie to było główną
przyczyną upadku partii, zwłaszcza, że ten objaw pojawił się stosunkowo późno.
Przyczyną właściwą było obudzenie się opinii publicznej w Polsce po maju 1926
roku.
Do czasu przewrotu nie było w Polsce opinii publicznej w ścisłym tego
słowa znaczeniu. Partie po przez swe hasła, podobnie jak zresztą w przeważanej
części Europy przedwojennej, prowadziły na pasku ludność, wpajając w dziedzinie
praktycznych poczynań co im się podobało w swoich adherentów. Stronnicy
wierzyli swym partiom z wdzięczności za „idee” i programy. Zapewne istniała tak
w partiach jak i poza niemi grupka ludzi wykształconych, którzy niezależnie od
opinii partii spoglądali na wydarzenia. Byli to ludzie na ogół tchórzliwi, gdyż
ludność wykształcona cieszy się względnym dobrobytem i ma coś do stracenia Ta
ludność tworzy jakby własną opinię publiczną, która posiada zawsze tendencję w
kierunku jak najściślejszego trzymania się przepisów przez naród, gdyż sądzi,
że to może ludzi zamożnych zabezpieczyć. Wobec tego wszelki przewrót wydaje się
oczywiście tym ludziom niepraworządnością, przynajmniej do pewnego czasu. Po
pewnym czasie staje się ta część ludności nowemu reżimowi bezwzględnie wierną,
znów obawiając się wszelkich zmian. Tylko drobna grupa i to już zwykle nie tego
samego typu, ale złożona z ludzi bardziej romantycznych pozostaje nadal wierna
przeszłości. Z tej ostatniej grupki wywodzą się legaliści francuscy,
donkarliści hiszpańscy itp.
Opinia tych ludzi wykształconych, o których wpierw była mowa nie działa
zupełnie na szerokie masy. Tłumy nie emocjonują się bowiem zbytnio niczym
groźnym, — zawsze bowiem ufają dość łatwowiernie, że nie mogą nic stracić,
posiadając niezbyt wiele. Idei dla tych szerokich mas dostarczają także ludzie
wykształceni, lecz nie mający nic wspólnego z opinia sfery wykształconej, o
której była wpierw mowa. Są to mężowie stanu, demagodzy, idealiści, typowi
zawsze raczej indywidualiści, aniżeli ludzie grupy. Wpływ tych ludzi na
tworzenie się programów partyjnych był bardzo znaczny, a pozostaje on również
znaczny w stosunku do opinii publicznej, gdy ta zdoła się utworzyć, jako
samodzielna poniekąd od grup partyjnych.
Przewrót majowy oczywiście mógłby byt przerazić mocno opinię
inteligencji względnie zamożnej; jednak tej niemal nie było. Inteligencja
urzędnicza była nader biedna zwłaszcza po ostatniej redukcji pensji o 10%, gdy
równocześnie drożyzna postępowała. Nie miała ona już nic niemal do stracenia.
Ludzie dawniej zamożni, pracujący w przemyśle, handlu czy rolnictwie, wskutek
fatalnej koniunktury i rozmaitych ustaw przeciwko nim i ich warsztatom pracy wydanych,
nie byli właściwie wówczas zamożni, pracowali deficytowo i posiadali już jakby
tylko nagi tytuł własności. Poza tym tytułem nie mogli już wiele stracić, a
mieli wiele do zyskania, bo zmiana koniunktury lub choćby drobne złagodzenie w
stosowaniu ustaw przeciwko nim, mogły ich szybko postawić na nogi. Stąd nie
należeli oni do opinii nastraszonej, gdyż już nie mieli czego się bać; należeli
do niej chyba w takich okolicach, gdzie pozostali jeszcze zamożni.
Oczywiście wszyscy ludzie, którym się naprawdę dobrze wiodło, a więc tym
co zarobili dość wiele z okazji ustaw zwróconych przeciw własności, jak np,
reformy rolnej, daniny leśnej, spekulując na strachu właścicieli, a pozostając
w kontakcie z politykami, nie byli oczywiście zadowoleni z przewrotu. Majątki
ich jednak nie były tak znaczne — powstały one w kraju bardzo ubogim — aby
chcieli lub mogli sic; bawić w opozycję, dając partiom większe sumy pieniężne
na walkę z rządem. Woleli oni
raczej po pewnym czasie, w miarę nastręczających się możliwości, przylgnąć do
zwycięzców. Opinia więc klas zamożnych a wykształconych w tym momencie
przewrotu nie istniała prawie zupełnie. Nie odgrywa ona nigdy poważnej roli w
krajach demokratycznych, ale w tym momencie nie odgrywała żadnej. Nastrój
ludności sympatyzował z przewrotem, i w ten sposób podkopał siłę partii.
Znalazło się wielu ludzi, zwłaszcza z tłumu sympatyków najrozmaitszych partii i
to nawet z partii w pierwszej chwili sympatyzujących z przewrotem, którzy
poszli ku nowemu życiu z ominięciem władz partyjnych. Jak daleko zaszła ta
przemiana nie zdawały sobie sprawy same partie. Myśląc w kategoriach
doświadczeń ostatnich dziesiątków lat, nie widząc partii rządowej, bo tej nie
było przed wyborami w 1928 r., nie sądzili aby ich wyborcy w takiej mierze
mogli od nich odstąpić, jak to faktycznie nastąpiło.
Stosunek między partiami a ludnością był w Polsce nader luźny.
Organizacje partyjne na ogół nie sięgały na stałe zbytnio w dół. Głosowano na
partie dlatego, że były one jedynymi organizacjami, a bez organizacji lud nic
nie znaczy. W tym wypadku jednak jedno nazwisko starczyło za organizację. Jak
wiadomo bowiem lud lubi iść za wielkimi ludźmi, lub takimi, którzy się mu być
nimi zdają.
Partie polityczne były przekonane, że w miarę jak władza rządowa zacznie
tracić na popularności, co zaczęło mieć miejsce w 1929 r., kadry partii zaczną
poważnie (rosnąć, i że nastąpi odwrotny proces do tego, który odbył się w roku
1926 i 1927. Jednak rzeczywistość w słabej tylko mierze odpowiedziała tym
nadziejom. Publiczność raz już wyzwolona od posłuchu wobec partii nie skłania
się ku powrotowi do nich, zwłaszcza gdy mają one jej do proponowania co
najwyżej ten stan, który przez tę publiczność został unicestwiony. Zdaje się
zresztą, że obecnie następuje to, co zawsze dzieje się w demokracjach po pewnym
upływie czasu, a zwłaszcza co objawiło się w Ameryce, mianowicie, że partie
raczej muszą słuchać ludności, aniżeli ludność partii. Stan ten wytwarza się
zawsze w chwili gdy parlamenty przestają być alfą i omegą życia, a opinie
partii w obrębie parlamentu dogmatami dla publiczności. Zaczyna się tworzyć
opinia publiczna. Włościanin, rzemieślnik, kupiec czy robotnik ma swoje
samodzielne zdanie, które gdy jest podzielane przez innych, ustala się powali w
kierunku pewnej opinii. Te opinie słyszy się w tramwajach, kolejach, na
targach, przed kościołami itd. Nie są to już jak niegdyś tylko powtórzenia
opinii gazet partyjnych, przeciwnie, opinie te są niezależne od głosów prasy, a
nawet zaczynają już wpływać coraz poważniej na prasę.
Drażnienie opinii publicznej jest zawsze rzeczą bardzo niebezpieczną,
ale przeciwstawienie się jej niekiedy bywa nawet przez nią samą mile widziane.
Zwłaszcza jeżeli to przeciwstawienie doprowadza do pomyślnego rezultatu po
niedługim czasie, albo jeżeli jest właściwie sprzeciwem wobec obumierającej już
opinii. W gruncie rzeczy jednak opinia rządzi. Rządzi nawet aż nazbyt
arbitralnie. Zdanie mniejszości niema wśród niej zwykle żadnego posłuchu. W
Polsce jest ona dopiero w pierwszej fazie swego znaczenia w życiu politycznym.
W tej fazie niezawodnie opinia, budząca się w bardzo szerokich sferach,
odznacza się pewną prostotą a nawet barbaryzacją w stosunku do czasów, gdy
opinia jest przywilejem tak zwanych warstw wyższych.
Opinia polska w tej chwili uchodzi za bierną. Nie jest tak jednak nie
nie może się ona tylko wyrazić bez organizacji politycznej, a partie i obozy
istniejące w tej chwili nie zdają się jej odpowiadać. W obecnej chwili nie
będąc antypartyjną, rozwija się jednak poza partiami i mimo partii. Los partii
na dalszą metę zawisł od tego, czy zdołają się orne dostosować do opinii.
Trudność leży w tym, że partie mają swoje dawne porachunki, uprzedzenia,
przyzwyczajenia, że żyją jeszcze tradycjami parlamentaryzmu wszechwładnego, gdy
— wszystko to już jest publiczności z gruntu obojętne.
W szczególności jednak bez partii nie zdaje się by w obecnych czasach
zdołał się naród obejść. Tylko rola partii ulegnie przemianie w społeczeństwie,
a także i ich organizacja. Uniezależnienie opinii publicznej jest faktem znanym
wszystkim, choć nie zdaje się jeszcze przenikać w pełni do świadomości. Temu
parę lat jeszcze, gdy mówiono o opinii publicznej, starano się identyfikować
jej zamierzenia i cele z zamierzeniami własnej partii. Dziś szczerze już się
tego nie robi. Ludzie najbardziej partyjni wyrażają się o opinii publicznej
jako o sile odrębnej i nie zwykli przypisywać jej w pełni własnego programu
politycznego. Co najwyżej mówią o sympatiach jakie opinia publiczna rzekomo dla
ich partii posiada.
W
sprawie ustrojowej nastroje wśród opinii publicznej są takie, że nie ona byłaby
przyczyna niemożności dojścia do kompromisu ustrojowego. Opinia nasza nie dba o
dawny ustrój, nie pragnie ekstrawagancji w obrębie nowego ustroju, który miałby
powstać. Opinia pragnie przede wszystkim spokoju, stabilizacji stosunków, by
ludność mogła pracować i zaczęła zarabiać. W gruncie rzeczy jednak opinia
publiczna skoro raz już istnieje i ma poczucie swej siły, nigdy nie jest
właściwie bierna, choć nie jest także nigdy twórcza. Przypatruje się ona i
ocenia. Ocena nigdy nie jest w niej biernością. W przyszłości mniej będą
znaczyć kluby poselskie partii, więcej zgromadzenia okręgowe członków partii.
Opinia w ten sposób się wyrazi i będzie narzucać swe zdanie.
XII
W walce obronnej, którą toczą partię z rządem, jest jeden
charakterystyczny szczegół, który stoi w pewnym stosunku do zagadnienia ustroju
politycznego. Jest nim walka o tzw. fachowość urzędów.
W monarchiach absolutystycznych urzędy były zajmowane wyłącznie niemal
przez fachowych urzędników. W Rosji przedwojennej, która była w pewnym stopniu
ostatnim państwem tego typu, minimalna tylko ilość, i to głównie na stanowisku
prezesa rządu, nie była fachowo-urzednicza, choć wykształcenie tych urzędników
było bardzo różnolite. Jeżeli chodzi chodzi o prezesów rady ministrów, to hr.
Witte miał wykształcenie fizyczno-matematyczne i był poprzednio urzędnikiem
kolejowym, przedsiębiorstwa wówczas jeszcze prywatnego. Został mianowany
ministrem kolei przez cara Aleksandra III z powodu zaimponowania carowi
techniczną orientacją w dziedzinie wytrzymałości torów na szybkość jazdy. Hr.
Witte został później ministrem finansów, wreszcie prezesem rady ministrów. Inni
premierzy byli w Rosji niekiedy profesorami gimnazjalnymi, właścicielami dóbr
itd. Zdaje się, że zrozumiano, iż właściwie nie istnieje fach premiera. Poza
tym jednak fachowość była ściśle przestrzegana.
W monarchiach parlamentarnych i w republikach przedwojennych stan ten
zmienił się radykalnie, na korzyść nie-fachowców, przede wszystkim jednak jeśli
chodziło o stanowiska wyższe, a więc ministrów a w Austrii i namiestników, to
znaczy szefów administracyjnych większych krajów koronnych. Gabinety były na
ogół parlamentarne, a więc złożone z politykierów. We Francji nawet pewna ilość
dyplomatów też rekrutowała się i parlamentarzystów. Gabinety fachowe czyli
urzędnicze w krajach rządzonych parlamentarnie uważano za niebezpieczne dla
ludności, nosiły one zawsze charakter przejściowy i raczej jawiły się niekiedy
w monarchiach konstytucyjnych mniej demokratycznych w rodzaju Austrii
przedwojennej, aniżeli w republikach. Natomiast w Rzeszy Niemieckiej fachowcy
na szczytach władzy byli regułą, ponieważ w ustroju tam istniejącym miał
parlamentaryzm małe wpływy na rządy.
W demokracji amerykańskiej sprawa przedstawiała się znacznie bardziej
radykalnie na niekorzyść fachowców. Przy istniejącym tam oddzieleniu zupełnym
władzy prawodawczej od wykonawczej, wbrew temu co by można przypuszczać,
urzędnikami nie tylko wyższego ale nawet niższego rzędu zostawali na ogół nie
ludzie fachowi, lecz raczej agitatorzy polityczni partii do której należał
prezydent, względnie do której należała większość w izbach stanowych. Problem
ufachowienia administracji i usprawnienia jej wyłonił się tam, jak to obecnie
ma miejsca w Polsce. Liczbę wybieralnych urzędów na ogół zmniejszono, na
korzyść mianowania przez gubernatorów i burmistrzów. W tym wypadku chodziło raczej
o usprawnienie urzędów, niż o ich odpartyjnienie, które zdaje się być w Ameryce
problemem nie do rozwiązania. Nie ulega jednak wątpliwości, że nastrój tworzony
przez najlepszych z grona członków partii, poniekąd sprzyja tym z pomiędzy
gubernatorów i burmistrzów, którzy nominują nie zwracając uwagi na partyjność
nominatów.
W Ameryce jedynie sędziowie musieli być fachowcami, jednak nie znaczy to
by nie byli oni ludźmi pewnej partii, a mianowicie tej, która do ich mianowania
się przyczyniła, jak to miało miejsce przy sądach federalnych. Przy sądach
stanowych byli oni oczywiście z partii większości, która ich wybrała.
Zagadnienie walki o fachowość nie miało jednak tego zaostrzenia w
Ameryce, co u nas obecnie, gdyż ludzie, którzy zmierzali do reorganizacji
administracji, należeli do stronnictw, za których pośrednim wpływem, stosunki
istniejące w dziedzinie urzędniczej powstały w Ameryce.
Sprawa fachowości przedstawia się w praktyce dość prosto. W krajach
gdzie rządzi absolutyzm nie można przypuścić, by bez woli władzy czy bodaj bez
cichej tej władzy tendencji, ktoś mógł być innego zdania piastując urząd,
aniżeli tego zdania, które ta władza oficjalnie reprezentowała. Stąd
pozostawała tym rządom już tylko troska o dobre funkcjonowanie urzędów,
ponieważ sprawa polityczna była załatwiona w samem założeniu. Dla państwa
parlamentarnego, w którym ciała prawodawcze stoją w pewnym przeciwieństwie do
władzy wykonawczej, ale w której jeszcze władza wykonawcza nie stała się
naczelną władzą, kwestia polityczna wysuwa się na pierwszy plan przy mianowaniu
urzędników a fachowość zaczyna odgrywać bardzo poślednią rolę. Skoro parlament
zwycięża zupełnie w zmaganiach swych z władzą wykonawczą, jak to nastąpiło we
wszystkich republikach europejskich i w całym szeregu monarchii. jak na
przykład w Anglii lub Belgii, sprawa fachowości urzędników nie staje się jednak
jeszcze zbyt aktualną, gdyż partie składające się na parlament, zwykle bardzo
liczne, walczą o polityczne wpływy w gabinecie i chcą być w nim reprezentowane
przez swych polityków. To jest o tyle jeszcze dla partii ważniejsze, że władza
wykonawcza w tym stadium podlega woli władzy prawodawczej.
W Ameryce sprawa przedstawia się inaczej. Władza wykonawcza nie miałaby
powodu liczyć się z kimkolwiek, ponieważ jest samodzielna a przed narodem
powinna by dbać o swą sprawność. Jeżeli w praktyce jest wręcz przeciwnie, to
dlatego, że władza ta opierać się może tylko na jednym z dwu ugrupowań
partyjnych, a każde z tych ugrupowań nie jest nigdy definitywnie zwycięskie i
musi starać się o pozostanie na wierzchu. Stąd kłopoty bezpośrednio polityczne
są dla partii do której zalicza się prezydent na pierwszym miejscu, przed
kłopotami o sprawność administracji. Gdyby w monarchiach absolutnych była druga
jeszcze władza poza monarchią, w innym zakresie władzy równie silna albo w
opinii dużo znacząca, stan wytworzyłby się podobny. Właściwie w Ameryce trwa
zawsze walka o władzę, nigdy nie jest ona ustalona w pewnym ręku, jak to miało
miejsce w epokach monarchii absolutnych.
Walka ta sięga głębiej, aniżeli walka jaka się toczyła w takiej na
przykład monarchii konstytucyjnej, jaką była Austria przed wojną światowa.
Monarchią austriacka nie była tak narażona na utratę swej władzy jak partia
rządząca w Ameryce. Dlatego cesarz Austrii mógł do pewnego stopnia dość
obojętnie patrzeć na przekonania polityczne swych urzędników, byleby ci nie
byli republikanami lub rewolucjonistami. Rząd austriacki myślał przede
wszystkim o fachowości swych urzędników. Prezydent amerykański, stojąc na
stanowisku jednej z dwu partii nie mógł sobie na to pozwolić, ponieważ jego
własna władza i władza jego partii zwykle nie trwała dłużej, jak przez dwie
kadencje prezydenckie. Dlatego to w Ameryce i niższe nawet urzędy zostały
wciągnięte w bezpośrednią walkę polityczną.
U nas stan rzeczy przypomina mocno ten który jest w Ameryce z przyczyn
do tego stopnia analogicznych, że nie uważam za potrzebne tego bliżej
tłumaczyć. Jeżeli partie polityczne wszczynają walkę o fachowość — jest to też
zrozumiałe. Nie mogąc bezpośrednio rządzić przez swych polityków, chcą one
osłabić rządy pomajowe, pozbawiając je jednego z najważniejszych i
najefektowniejszych organów walki. Pewna ostrożność w mianowaniu i usuwaniu
urzędników, która nieraz w Ameryce się objawiała, a i u nas się obecnie objawia,
dodaje im sił w tej walce.
XIII.
Istnieją często silne nieufności wobec dzieł dokonanych komisem. Są to
uprzedzenia nieraz uzasadnione. W wielu sprawach kompromis nie zadowala nikogo,
niszczy sens właściwy jakiejś podjętej inicjatywy. W kwestiach ustrojowych na
ogół jednak te ujemne strony kompromisu nie objawiają się. Ustrój obejmuje
całość życia w państwie. a to życie i w nim istniejące prądy są nader
różnorodne. Zgnieść wszystkie prądy z wyjątkiem jednego byłoby szaleństwem.
Musi się znaleźć między niemi modus vivendi. Kompromis dokonany przez ludzi
światłych w tej dziedzinie może mieć pełny sukces. Rezultat zadowalający na
okres czasu już dotąd stu kilkunastoletni dała konstytucja amerykańska, bardzo
mało zmieniana od początku swego powstania, a która w najwyższej mierze była
dziełem kompromisu, i to w obrębie dążności już dziś mocno przygasłych.
Konstytucja Stanów Zjednoczonych nie wniosła niemal nic, co by już w
konstytucjach niektórych bodaj stanów nie było wypraktykowane od dłuższego
czasu. Sposób wyboru prezydenta był do pewnego stopnia jedynie czymś nowym,
ponieważ w zupełnie Identycznej formie nie istniał on przedtem w żadnym stanie.
Właśnie ten sposób wyboru jednak, mimo że w pierwszej chwili był być może
najlepiej przyjęty z wszystkich postanowień konstytucji przez publiczność,
okazał się niedoskonały, nie ograniczył bowiem wpływu partii na wybór
prezydenta, co było założeniem jego projektodawców.
Konstytucja amerykańska nie zrywała zatem z doświadczeniami
konstytucyjnymi stanów i zawdzięcza temu konserwatyzmowi zapewne wiele ze swej
praktycznej wartości. Jednak swą stałość i swoją żywotność zawdzięcza zapewne
temu, że była dziełem kompromisu.
Jako przykład kompromisu może służyć ustanowienie instytucji senatu
przez konwent konstytucyjny amerykański. Jeżeli zwolennicy konstytucji
amerykańskiej mało o senacie amerykańskim w dobie obecnej mówią, to zapewne
dlatego, że nie da się on pomyśleć bez federalizmu. Niemniej jest on jednak
przykładem do jak świetnych a nie przewidzianych nawet dla swych twórców
rezultatów może doprowadzić — przynajmniej na pewien okres czasu — dzieło
kompromisu, dokonane przez światłych ludzi. Senat amerykański jest niezawodnie
najbardziej udaną formą izby wyższej, nie naruszając przy tym zasad demokracji.
Zasadnicze ustanowienie senatu było spowodowane tym, że niemal we
wszystkich stanach istniała dwuizbowość. Jednak instytucja senatu federalnego
była niezaprzeczalną koncesją dla dążeń stanowych decentralistycznych i
załatwiała w ten sposób ten tak drażliwy dla amerykanów problem dając stanom
potężny wpływ w samym kongresie federalnym. Każdy stan duży czy mały jest w
senacie jednakowo reprezentowany wskutek czego właśnie jest senat moralnym
łącznikiem federacji ze stanami ją tworzącymi. Jest on równocześnie również faktycznym
łącznikiem, choć nieoficjalnym, między władzą prawodawczą a wykonawczą. Senat
bowiem posiada stosunkowo najbliższy kontakt z prezydentem jako szefem
egzekutywy, gdyż posiada prawo ratyfikowania traktatów międzynarodowych i
zatwierdzania nominacji urzędniczych dokonywanych przez prezydenta, wskutek
czego od powagi senatu zależy do pewnego stopnia powaga egzekutywy.
Senat amerykański jest jedyną wyższą izbą równouprawnioną z izbą drugą,
który tę równorzędność utrzymuje nadal bez trudności. Ta siła senatu płynie
częściowo z odmiennych kompetencji, jakie mu zostały dane bezpośrednio przez
konstytucję, a które wobec niemożności ogarnięcia całej władzy przez izbę
reprezentantów, nie zostały w żaden sposób umniejszone. Odmienny sposób
wybierania senatu aniżeli sejmu dzięki platformie stanowej nadaje mu specjalną
siłę. W obecnej chwili platforma wyborcza dla wyborów do senatu nie budzi już
entuzjazmu ludności i częste bywają projekty zmierzające do jej zmiany. Zmiana
jednak nie następuje i wszystkie propozycje są odrzucane, ponieważ nie
znaleziono innej zadawalającej podstawy wyborczej różnej od sejmowej, a
równocześnie innej aniżeli dotychczasowa. Dziś senat niema najmniejszej
potrzeby bronienia praw stanów, gdyż te są zabezpieczone najzupełniej. Nikt nie
chciałby ich umniejszać w zasadniczym ich wyglądzie.
Myśl syndykalistyczna wysunęła poniekąd nowy sposób rozwiązania kwestii
drugiej izby prawodawczej. Izba syndykalistyczna miałaby inną podstawę
wyborczą, aniżeli do izby posłów, a równocześnie różniłaby się kompetencjami w
pewnym zakresie; te myśl w zastosowaniu do Polski, jak już mówiłem, podniósł
prof. Jaworski.
Senat jest jedyną władzą w Ameryce, która utrzymuje linię stałą rządu,
gdyż co dwa lata wybiera się 1/3 jego członków na 6 lat, przez co nigdy nie przestaje
on istnieć i funkcjonować. Będąc ciałem powoli zmieniającym się w swym
wewnętrznym składzie, poza tym nielicznym, o obowiązkowo tajnych posiedzeniach
gdy rozstrzyga o sprawach zagranicznych i nominacjach dokonanych przez
prezydenta, jest senat z natury rzeczy izbą bardzo poważną. O mandaty senackie
ubiegają się na ogół ludzie, chcący czegoś dokonać, a nie demagodzy polityczni.
Senatorowie są bardziej niezależni od prądów partii, do których należą i
osób w tych partiach znaczących, gdyż ich ewentualna reelekcja, może dopiero
nastąpić po 6-ciu latach. W czasie ich kadencji izba reprezentantów na wskroś
miarodajna dla polityki, zmienia się dwukrotnie, będąc wybierana tylko na dwa
lata. Liczyć się wskutek tego senatorowie muszą z tym stanem rzeczy, który
dopiero nastąpi, a nie z tym który w danej chwili istnieje na powierzchni życia
politycznego.
W okresie pomajowym istniały i u nas prądy, które zmierzały do
podniesienia znaczenia senatu i zabezpieczenia poniekąd dzięki niemu trwałości
rządów pomajowych. Ponieważ wskutek tego musiały one obracać się wokoło
projektów nominowania senatorów, nie mogły te prądy przyczynić się w razie
nawet urzeczywistnienia ich zamierzeń do wzmocnienia izby wyższej. Izba wyższa
z nominacji nie mogłaby być podporą dla władzy wykonawczej, gdyż nie
posiadałaby żadnego autorytetu u ludności; przeciwnie, władza wykonawcza
musiałaby wszelkimi siłami utrzymywać w jako takim stanie autorytet takiego
senatu. W razie konfliktu między sejmem a senatem w sprawach, w których senat
miałby prawo zatwierdzać uchwały sejmu, publiczność stawałaby z pewnością po
stronie sejmu co i dziś ma miejsce, przy ordynacji wyborczej do senatu
identycznej z ordynacją wyborczą do sejmu, tylko nieco ograniczoną. Natomiast w
Ameryce publiczność z zupełnym obiektywizmem spogląda na tarcia między sejmem i
senatem, gdyż wie, że obie te
izby powstały z jej woli, tylko w zupełnie odmienny sposób, by mogły z
rozmaitych punktów widzenia obejmować rzeczywistość.
Stany amerykańskie, posiadały a częściowo posiadają jeszcze pewne
przywileje przy wyborach do federacyjnej izby reprezentantów. Z tych
przywilejów najważniejszym w dobie dzisiejszej jest przywilej jaki posiadają
stany zupełnie swobodnego wyznaczania granic dla okręgów wyborczych, poza
ogólną zasadą, że wszystkie okręgi wyborcze muszą być równe co do liczby
wyborców. Oczywiście taki przywilej prowadzi do stosowania przez rządy stanów
tzw. geometrii wyborczej. Stosowana jest ona z przyczyn partyjnych, a niekiedy
i takich, które by u nas nosiły nazwę narodowych, mianowicie ze względu na
murzynów.
System kompromisu przy uchwalaniu konstytucji doprowadzi) jak widzimy do
szeregu niespodziewanych wyników, niezamierzonych nawet przez twórców
konstytucji. Jednak te niespodzianki były na ogól natury przyjemnej, a z
żadnego punktu konstytucji nie wynikło żadne poważne niebezpieczeństwo dla
kraju. Zdaje się, że było to spowodowane tym, iż w założeniu kompromisu
dokonali ludzie rozsądnie myślący, którym bardziej zależało na ideach, aniżeli
na ludziach, partiach i ich ambicyjkach.
XIV.
Optymiści sądzą, że jest bardzo wiele form ustroju politycznego, które
mogłyby się wyłonić. Oczekują zatem cudownego ustroju, który by wszystkich
zadowolił a powstał z jednej genialnej głowy. Właściwie jednak możliwości
ustrojowych jest bardzo mało. Bezkompromisowa forma przewagi władzy
prawodawczej stwarza formę nam znaną wszechwładzy parlamentu. Zupełna
preponderancja władzy wykonawczej nazywa się monarchią z Bożej łaski lub
dyktaturą, albo może być oligarchią. Wszystkie inne formy ustrojowe są natury
kompromisowej i wskutek tego są bardziej złożone i skomplikowane. Do takich
form zaliczyć należy ustrój amerykański.
Konstytucja amerykańska starała się oddzielić silnie kompetencje władzy
wykonawczej od prawodawczej, a równocześnie zachować wolność i do pewnego
stopnia suwerenność poszczególnych stanów i stworzyć silny rząd centralny, dać
ludności jak największą wolność indywidualną w rządzeniu samymi sobą, a w tym
samym czasie wznieść wysoko i autorytet władzy centralnej, wreszcie chciała dać
izbie reprezentatywnej możność reprezentowania ludności, a równocześnie jednak
zachować samej tej ludności wpływ bezpośredni na legislaturę. Możność
rozwiązania tych wszystkich zagadnień musiała mieścić się w samej konstytucji.
W rezultacie konstytucja ta udała się w całej pełni i poniekąd zadowoliła
wszystkie te tendencje, których zadowolenie jako cel sobie postawiła. W obecnej
chwili przeciwieństwa, którymi ta konstytucja się zajmowała, nie istnieją już w
Ameryce, znikły one dzięki jej wpływowi.
Przyszła konstytucja polska winna by posiadać w odniesieniu do obecnych
czasów, do obecnej sytuacji i do cech jakie posiada ludność polska, te same
zalety jakie posiadała w odniesieniu do Ameryki konstytucja amerykańska. Nie
może ona być naśladownictwem ślepym obcych wzorów, ale też nie może być
tworzona jakby w oderwaniu od reszty świata. Właściwą jej zaletą powinno być
pełne rozsądku unikanie zaognień i rozwiązywanie trudności doby dzisiejszej.
By taką się stać musi być ona dziełem twórczych tarć i zmagań się.
pełnych dobrej woli w kierunku kompromisowego ich załatwienia. Nie może bowiem
przejść ona do porządku dziennego nad żadnym nurtem w naszym życiu istniejącym,
nie może żadnej tendencji zmarnować bezpłodnym zgnieceniem.
Z chwilą załamania się systemu przedmajowego załatwiona została
automatycznie negatywna strona sprawy, otwarte zostało pole do pracy nad nowym
ustrojem. Stara nasza konstytucja nie odpowiadała nawet chwili, w której
powstawała, była schyłkowym teorematem na temat parlamentaryzmu europejskiego.
Upadek jej spotkał się z uznaniem publiczności.
Stan, w którym obecnie się znajdujemy uwypukla potrzeby, wskazuje na
braki. Jest to stan przejściowy, w czasie trwania jego analogie ze stanem
istniejącym gdzie indziej właściwie nic nie znaczą. Zaznaczają się one raczej z
konieczności powstałej z nowej sytuacji. Projekty zmiany ustroju jakie się
dotychczas pojawiły pragną załatwić całą sprawę ze strony jednego problemu,
mianowicie tego, który najbardziej rzuca się w oczy i który doraźnie
najbardziej boli.
Opóźnienia w przeprowadzaniu zmiany konstytucji powstają obecnie głównie
zdaje się wskutek tego, że nowa konstytucja musi objąć całokształt życia
naszego w swe ramy. Musi ona uwzględnić różnolite i niekiedy poniekąd sprzeczne
potrzeby społeczeństwa. Równocześnie winna mieć nowa konstytucja dane na to,
aby w ciągu dłuższego czasu nie była zmieniana. Stąd rozwaga i powaga w
przeprowadzaniu planu nowej konstytucji wydaje się być zaletą, o ile towarzyszy
temu procesowi przygotowawczemu intensywna praca i dyskusja nad tym, jak ma
nowa konstytucja wyglądać.