Artykuł
Nasze zadania i uchybienia

Pierwodruk: „Wiadomości Polskie”, nr 27 z 4 lipca 1857 r., [w:] Dzieła, t. 4, Pisma pomniejsze, cz. II, Kraków 1894, s. 69-76. Przedruk: W. Kalinka, Galicja i Kraków pod panowaniem austriackim. Wybór pism, Kraków 2001.

 

 

Trudno nie spostrzec, że od stu przeszło lat, dla każdego co na świat przychodzi polskiego pokolenia, coraz cięższym staje się zadaniem dźwignąć kraj z niemocy; że nawet aby służyć wiernie a z pożytkiem, coraz wyższych, niezwyklejszych potrzeba nam cnót. Może więc nie od rzeczy będzie przypomnieć te szczeble, którymi Polska zapadała się w głębię dzisiejszą; może z tej bolesnej paraleli da się wyprowadzić światło, które wśród ciemności zwątpienia na drodze ratunku zabłyśnie.

Dziś już nie tajne, że nim Rzeczpospolita nachyliła się do upadku, dosyć było znieść elekcje i liberum veto usunąć, to jest te przywileje jednej części narodu poświęcić, które obecnie każdy z nas potępia, aby przy tylu cnotach ówczesnej polskiej szlachcie właściwych, z jej uczuciem religijnym i domową obyczajnością, los kraju na długo ubezpieczyć. Ale czynione w tym celu usiłowania nie powiodły się. Utrzymane elekcje wzwyczaiły ludzi publicznych, panów, szlachtę i nawet kobiety do haniebnych targów sumienia; za sprzedajnością wcisnęła się do Rzeczpospolitej Moskwa, jak zły duch za grzechem wciska się do duszy człowieczej. Pierwej jednych prywata, drugich swawola stawały na przeszkodzie potędze narodu; później do przeszkód przybyła chciwość na złoto i zaszczyty cudzoziemskie, przybył strach przed groźbą możnego sąsiada. Wprawdzie pod koniec zeszłego stulecia bolesne klęski otworzyły oczy większości narodu, i gdyby za Jana Kazimierza lub za Sobieskiego znalazło się w stanie rycerskim tyle światła, ile go okazał Sejm Czteroletni, ani wątpić, że Polska stałaby do dziś dnia świetna i potężna! – W wieku XVIII już nie wystarczyło to, czym by dawniej kraj ocalał. Naród nie obronił się w czasie wojny o Konstytucję 3 Maja, chociaż przez światłych ludzi rządzony, bo mu zabrakło tego hartu i wierności dla sprawy, których w nas późniejsze dowiodły wypadki. Słusznie ktoś powiedział, że my zwykle półwiekiem później widzimy jasno, co nam robić należało!...

Kiedy granice kraju były jeszcze obszerne i kiedy trochą męstwa i wytrwałych poświęceń można było otrzymać od Europy pomoc lub interwencję, łatwiej było dziadom naszym oswobodzić się od nieprzyjaciela, niż później naszym ojcom, ludziom Księstwa Warszawskiego, powołanym do służby, w chwili gdy Polskę już rozszarpano, i gdy naprzód o jej całość należało się dobijać. Podobnież, znośniejszym było położenie i lżejsza dla kraju służba za Księstwa, kiedyśmy mieli rząd własny a sprzymierzeńca potężnego, i kiedy jedno z tych mocarstw co rozdziałem Polski urosło, straciło interes w zabezpieczeniu drugim niecnego zaboru, niż później, za Królestwa Kongresowego w nader niepewnych i zawikłanych stosunkach, kiedy obywatele od dobrego humoru zwycięzcy zależni, nie mniej rozwagi i ostrożności jak poświęcenia i patriotyzmu mieć byli powinni. W zeszłym wieku i za czasów napoleońskich, może dosyć było naród entuzjazmem rozpalić, rzucić go na wroga, i jedno lub dwuletnim wysileniem kraj od napaści zasłonić; ale w położeniu, które nam przygotował traktat wiedeński, dzieło odbudowania ojczyzny, już długiej, rozważnej, wieloletniej tylko pracy mogło się stać owocem. A jakaż różnica od tego co dziś jest! Wówczas, to jest za Królestwa Kongresowego, mógł naród rosnąć i zbroić się w te wszystkie środki i zasoby, których przyszła jego niepodległość wymagała; mógł bogacić się w ludzi uzdolnionych pod względem administracyjnym, cywilnym, politycznym, wojskowym, naukowym, technicznym, bez których żadna samoistna społeczność obejść się nie może; wówczas była szkoła publicznego życia, były kadry wielkiego państwa. Naszemu pokoleniu te wszystkie korzyści odjęte! Później, to jest temu lat dwanaście, było jeszcze na ziemi polskiej choć jedno miasto po polsku i przez Polaków rządzone – dziś i to miasto postradaliśmy; była jedność i braterstwo wszystkich warstw narodu, o których nikt nie wątpił – dziś i ta harmonia w niejednym miejscu okazała się wątpliwą! Dziś poświęcenia potrzeba, hartu i patriotyzmu nie na to tylko, aby służyć ojczyźnie, ale aby się kształcić na pożytecznego krajowi obywatela. Dziś już wojna wydana jest wszystkiemu, co na ziemi polskiej nie czuje się Moskalem lub Niemcem, buntowniczą jest nie już nadzieja odbudowania ojczyzny, ale zachowanie naszej odrębnej narodowości! Dzisiaj zapobiegać ruinie majątkowej Polaków, starać się o podniesienie moralne niższych klas narodu, oddziaływać przeciw zepsuciu w wyższych, budzić w młodzieży sumienie obowiązku, miłość prawdy, uczucia religijne i dążność do pracy – zbrodnią jest u tych, którzy póty się u nas czuć nie będą pewnymi, póki nas nie ujrzą o kiju żebraczym, i u tych, którzy bezpieczniejszej swemu panowaniu rękojmi nie znają, jak zatracenie w ludziach wszystkiego, co w nich nie jest zwierzęcym. Dzisiaj aby tylko pozostać wiernym Polakiem, więcej potrzeba zacności obywatelskiej, niźli jej wymagano dawniej, pod własnym rządem, aby kraj utrzymać; dzisiaj, aby sprawie dopomóc, konieczne jest poświęcenie i ogień święty, ale nie mniej konieczna baczność i oględność nieustanna, i w szczupłej, jaka nam pozostała liczba środków, roztropny wybór.

Tak z każdym co przechodzi pokoleniem, coraz mniej bezpieczeństwa, coraz mniej możności, a coraz więcej przeszkód i więcej obowiązków! I nie ma środka zapobiec tej fatalnej gradacji, póki się nie znajdzie pokolenie, które ze świętą rezygnacją krzyż ten przyjąwszy, zniesie męsko ciężary i boleści położeniu naszemu właściwe; póki w krwawym znoju codziennej pracy, w ucisku codziennej abnegacji, w ogniu pokuty nie zahartuje się do tej walki stanowczej, którą w wigilię naszego zmartwychwstania odbyć z wrogami naszymi będzie już dla niego szczęściem i nagrodą! Ani człowiek, ani naród nie odsunie od siebie kielicha, który mu przeznaczony! Pośpiech nic tu nie nada; bezsilna niecierpliwość nowej tylko przysporzy niemocy, na nowo przedłuży niewolę; nowe boleści i niebezpieczeństwa następnemu pokoleniu zgotuje! – Bo choć dzisiaj źle jest, gorzej jeszcze być może. Dzisiaj duch narodu jeszcze nie otruty, i wszyscy Polacy, ilu ich jest, gotowi stanąć do apelu. Dzisiaj jeszcze syn Polaka nie ma wyboru: albo musi być Polakiem, albo zostaje nikczemnikiem, którym gardzi świat cały. – Później może być inaczej; później, po nowych klęskach i zawodach, może znajdą się nawet uczciwi Polacy, którzy w dobrej wierze szukać będą przyszłości swej ojczyzny w jedności z Moskwą.

Zrozumieć więc obowiązki obecnej chwili, dzisiejszego pokolenia, i pełnić je codziennie z religijną sumiennością i powagą, bez lekceważenia i pominięcia, to najwyższe jest zadanie naszej polityki. – Cóż stąd, że te obowiązki nie prowadzą od razu i bezpośrednio do niepodległej ojczyzny! Życie narodu nie mierzy się żywotem ludzkim! Obywatele, mówi Skarga, powinni mieć tę karność żołnierzy, których pierwsze szeregi, gdy idą zdobywać miasto, giną w fosach i od pocisków nieprzyjaciela, a następne dopiero, po ich trupach, wdzierają się na mury twierdzy. Tak ci straceni, którzy w tych hufcach męczeńskich będą, mnogością prac swych i poświęceń zawalą doły i wały, którymi Polska niepodległa od nas odgrodzona.

Nie nam przystoi mówić, że lekkie są, mało ważne i mało przydatne te codzienne powinności, które nam Bóg daje, w rodzinie i poza domem, w życiu prywatnym i publicznym. Nie to bowiem waży ani przydaje się, co byśmy w tej chwili pragnęli czynić, ale to co w tej chwili dla sprawy robić możemy, i tylko z tego rodzi się dla niej prawdziwy pożytek a nie odnosimy zawodu ani zniechęcenia. Kto zaś w chęciach albo marzeniach szukać będzie punktu wyjścia i podstawy do działania, ten albo nad ziemią niepostrzeżony od świata wciąż latać będzie, albo po to tylko na ziemię zstępować, aby kraj nowymi zbroczyć nieszczęściami. – Ani Bóg, ani ludzie nie wkładają na nikogo wielkich od razu obowiązków, nie dają mu od pierwszej chwili szerokiego pola do działania. Tylko stopniowo, tylko zasługami i sumiennym wywiązaniem się z tego, co doń w każdym czasie należy, tak człowiek jak naród przychodzi do przestronniejszych, coraz mniej pośrednich, coraz bardziej decydujących ról i obowiązków. – Na giełdzie grając, można czasami wygrać znaczną fortunę, ale dotąd jeden tylko znany jest nieomylny sposób dorobienia się majątku: skrzętnością a przezornością. Jedna też nam pozostaje droga wzbogacenia narodu w tyle moralnych i materialnych zasobów, iżby nimi sprostał w walce z nieprzyjaciółmi, tą jest: wszędzie, gdzie duch polski jawić się, działać i rozrastać może, tam wszędzie wkładać całą naszą zdolność, zacność i energię. Tej długiej drogi jednym wybuchem, jednym przeskokiem naród nie przebieży!

Nie mamy siły, aby przeprowadzić zmiany potrzebne nam w układzie politycznym Europy, ale w tych, które sam rozwój wypadków przynosi, możemy znaleźć korzyść. Po co rozpaczać nad tą ciszą, która dziś zaległa Europę? Ani ciągła pogoda, ani ciągły pokój nie są podobne na świecie! Historia świadczy, że ilekroć państwo, które tak się wzmogło, że potęgą swoją, jak dziś Rosja, reszcie światła groziło, tylekroć wiązała się przeciw niemu Europa, aby je wywrócić, albo do naturalnych sprowadzić granic. Tak upadła potęga hiszpańska, habsburska, szwedzka, turecka i napoleońska. – Od rozbioru Polski było już pięć wojen przeciw Moskwie; wcześniej czy później nowe wybuchnąć muszą, i nową nam podać okazję. – Ale na tym świecie do niczego, nawet do sprawiedliwości nie przychodzi się darmo; za wszystko płacić trzeba zasługą odpowiednią. Kto więc od wojen tych i od zagranicznej pomocy wszystkich nadziei dla Polski wyglądać będzie, a sam, czekając, opuściwszy ręce, zaduma się nad losem ojczyzny, ten się w rachubach swoich tak zawiedzie, jak się zawodzili wciąż ojcowie nasi przy elekcjach królów. Na każdego nowego kandydata wkładali wszystkie obowiązki obrony kraju i rządów wewnętrznych, a sami do tych ciężarów w niczym nie chcieli się przykładać. Cóż więc dziwnego, że ani porządku wewnątrz, ani bezpieczeństwa zewnątrz kraju nie było?

Wojna z Moskwą celem jest wprawdzie naszych nadziei, ale i koroną być musi naszych usiłowań. Nie same wojny znaczą w historii świata; zdobycze w czasie pokoju odniesione nie mniej są zaszczytne, nie mniej bywają trwałe i stanowcze. – Bóg ważąc losy walczących narodów, kładzie na szali zwycięstwa ich czyny przed wojną spełnione. One tyleż, jeśli nie więcej, co dzielność wodzów i żołnierzy o wypadku bitew stanowią! – W pielgrzymce do ziemi świętej, kiedy lud wybrany walczył z nieprzyjaciółmi, Mojżesz wstąpiwszy na wzgórze, błagał Boga o zwycięstwo. „A gdy podnosił Mojżesz ręce, przemagał Izrael; a jeśli trochę opuścił, przezwyciężał Amalek”. Tymi rękoma błagalnymi, które wyproszą nam zwycięstwo w przyszłej, kiedy przyjdzie, wojnie z Moskwą, będą przed Bogiem: i dawniejsze naszych męczenników cierpienia, i dzisiejsza Polaków wytrwałość, ich dzisiejsze dla rzeczy publicznej trudy i ofiary!

Najnowsze artykuły