Artykuł
Więcej niż wojna o granice… (wywiad)
Czy występowały jakieś istotne różnice w postrzeganiu Rosji sowieckiej przez polskich decydentów przed wybuchem wojny z bolszewikami oraz bezpośrednio po tej wojnie

 

Poniższy wywiad został wydrukowany w pracy zbiorowej:  O granice, niepodległość i cywilizację. Szkice o wojnie polsko-bolszewickiej, OMP, Kraków 2017.

 

Mateusz Ambrożek: Czy występowały jakieś istotne różnice w postrzeganiu Rosji sowieckiej przez polskich decydentów przed wybuchem wojny z bolszewikami oraz bezpośrednio po tej wojnie? Czy postrzegano bolszewizm jako głównego wroga całego państwa oraz społeczeństwa polskiego? Ile w tym bolszewizmie znajdowało się tradycyjnej otoczki rosyjskiej kultury, która nakazywała uznawanie Polaków za głównych rywali zarówno na niwie politycznej, jak i cywilizacyjnej? Czy wojna polsko-bolszewicka wzmocniła przekonanie o wrogości Polski wśród rosyjskich elit?

 

Prof. Marek Kornat: Zarówno przed konfrontacją wojenną z bolszewicką Rosją, jak i po niej, wśród Polaków nie było wątpliwości, że stanowi ona coś w rodzaju anty-cywilizacji. Czymś innym jednak jest intelektualne rozważanie problemu, a czymś innym doznanie egzystencjalne. Ono właśnie przyniosła nam wojna, będąca nie wojną o granice, jak mówią zazwyczaj podręczniki szkolne do historii, ale o niepodległość i przetrwanie narodu.

Przed wybuchem wojny polsko-sowieckiej, w 1919 roku występowało w polskim społeczeństwie ogólne przekonanie o śmiertelnym zagrożeniu dla cywilizacji europejskiej ze strony nowego reżimu, który zainstalował się w Rosji. Takie usposobienie jest widoczne we wszystkich znanych mi poświęconych Rosji pismach politycznych z tamtego okresu. Jednakże oceny państwa Sowietów były zawsze powiązane z określonymi kalkulacjami politycznymi, przede wszystkim z perspektywy międzynarodowego położenia Polski. Józef Piłsudski i jego otoczenie kładło nacisk na tezę mówiącą o konieczności realizacji koncepcji federacyjnej, czyli oderwania od Rosji – zgodnie z pojęciem Timothy’ego Snydera – „narodów sukcesyjnych” dawnej Rzeczypospolitej. Co więcej, w świetle takiej perspektywy państwo bolszewickie jawiło się lepszą alternatywą, aniżeli carat lub Rosja narodowa, gdyż „biali” byliby naturalnym sojusznikiem zachodnich mocarstw. Wówczas Polska nie mogłaby znaleźć swojego miejsca w europejskiej konfiguracji sił. Narodowa Demokracja – a w szczególności Roman Dmowski – zakładała przejściowość bolszewizmu. Co ciekawe, w tamtym czasie opinia Dmowskiego nie była odosobniona. Według niego, po odrodzeniu Rosji „narodowej” i upadku reżimu sowieckiego nadejść miały okoliczności pozwalające uzyskać porozumienie polsko-rosyjskie. Dmowski przewidywał, że w takiej sytuacji Rosja musiałaby pogodzić się z istnieniem Polski w granicach, jakie na wschodzie dał jej traktat ryski. Dla Dmowskiego restauracja Rosji „narodowej” była czymś pozytywnym, zaś dla Piłsudskiego otwierała perspektywę zagrożenia niepodległości młodego państwa oraz odwrócenie pomyślnej dla Polski koniunktury międzynarodowej, która pozwoliła jej być pierwszoplanowym czynnikiem na wschodzie Europy.

Wśród inteligencji polskiej w dobie międzywojennej bardzo popularna była teza, że bolszewizm stanowi rodzaj narzędzia, przy pomocy którego Rosja próbuje rozwijać ekspansję terytorialną. Na rosyjskie korzenie bolszewizmu zwracali wówczas uwagę czołowi znawcy Rosji – wśród nich Jan Kucharzewski. Specyfikę cywilizacji rosyjskiej podkreślali prawie wszyscy polscy pisarze polityczni. Wydaje się zatem, że w Polsce bardziej niż w jakimkolwiek innym kraju akcentowano rosyjskie korzenie bolszewizmu. Wynikało to z bliskości granic Rosji, a także rosyjskiego dziedzictwa, które charakteryzowało się ekspansjonizmem przejawiającym się w dziejowych zmaganiach polsko-rosyjskich. Warto tu podać przykład Floriana Znanieckiego, który we wzorowanym na teorii Oswalda Spenglera Upadku cywilizacji zachodniej pisał w 1921 roku, że bolszewizm jest objawem powszechnego rozkładu cywilizacji. Wynika z tego, że może on się objawić w każdym społeczeństwie, chociaż zaistniał tylko w Rosji. Pojawienie się tego syndromu w Rosji Znaniecki tłumaczył jej „młodszością cywilizacyjną”.

Polską specyfiką było przekonanie, iż w bolszewizmie więcej jest tego, co rosyjskie niż tego, co marksistowskie. Teza, iż bolszewizm jest narzędziem imperialnego ekspansjonizmu Rosji była ważnym dopełnieniem tego poglądu.

 

W jaki sposób polska dyplomacja próbowała przyciągnąć do siebie opinię mocarstw zachodnich w czasie wojny z bolszewikami?

 

Tu należy wymienić kilka sekwencji wydarzeń. Pierwszą jest koncepcja Piłsudskiego
i Paderewskiego z jesieni 1919 roku – podjęcia wyprawy na Moskwę celem zdławienia bolszewizmu przy użyciu 500 tysięcy żołnierzy polskich, wyekwipowanych przez mocarstwa zachodnie. Została ona jednak przez nie odrzucona, ponieważ uważały one, że tego typu propozycja jest przejawem polskiego imperializmu. Mocarstwa Zachodu chciały, aby Polska uzgodniła ten plan z gen. Denikinem (wodzem rosyjskiej Armii Ochotniczej), a następnie, by wojska polskie – zajmując tereny na wschodzie – proklamowały na nich władzę rosyjską. Polsce oferowano jedynie granicę na Bugu, co na wniosek brytyjskiego ministra spraw zagranicznych lorda Curzona uchwaliła Rada Najwyższa Konferencji Pokojowej w Paryżu 8 grudnia 1919 roku.

Po upadku koncepcji wyprawy na Moskwę powstał drugi plan – walki o Ukrainę i przebudowę Europy Wschodniej. W styczniu 1920 roku szef polskiego MSZ, Stanisław Patek, został wysłany na Zachód celem przedstawienia koncepcji wyzwolenia Ukrainy. Ten plan również nie miał szans na realizację ze względu na rezerwę mocarstw zachodnich. Francja wciąż myślała o odbudowie Rosji „narodowej”, uwolnionej od komunizmu, zaś Wielka Brytania obserwowała sytuację pragmatycznie i uważała, że należy porozumieć się z reżimem Lenina, co ostatecznie zaowocowało porozumieniem handlowym z marca 1921 roku. W związku z tym w Paryżu i Londynie zapadła decyzja, że nie należy wspierać Polski w jej działaniach na rzecz Ukrainy. Oczywiście, gdyby powołane do życia u boku Polski państwo ukraińskie okrzepło i stało się realnym elementem międzynarodowego układu sił zapatrywania rządów mocarstw musiałyby ulec zmianie i pogodzić się z realiami. Wiele na to w każdym razie wskazuje. Petlurze jednak nie udało się osiągnąć celu. Ofensywa kijowska Piłsudskiego – w sojuszu z Ukrainą Petlury – przyniosła, jak wiemy, opanowanie Kijowa, ale miasto trzeba było szybko ewakuować w obliczu kontrofensywy Sowietów. Zachód po raz kolejny okazał dystans względem poczynań Polski. Francja i Wielka Brytania zajęły postawę wyczekującą, która sprowadzała się do chęci obserwacji rozwoju sytuacji politycznej.

Trzecia faza zmagań polsko-sowieckich to bitwa nad Wisłą latem 1920 roku. W czasie Bitwy Warszawskiej dyplomacja polska znów próbowała zjednać sobie poparcie Zachodu, odwołując się do ideału Polski jako „przedmurza” cywilizacji zachodniej. Wówczas jednak decydującą przewagę w obozie Ententy uzyskała Wielka Brytania, która dążyła do narzucenia Polsce linii Curzona jako rzekomego kompromisu terytorialnego z Rosją. Rząd polski próbował wtedy odwoływać się do zachodniej opinii publicznej, apelując w imię hasła obrony cywilizacji zachodniej przed bolszewizmem. W ten sposób argumentowano w „Odezwie do ludów świata”, prawdopodobnie sporządzonej przez wicepremiera Rządu Obrony Narodowej Ignacego Daszyńskiego. Tekst odwoływał się m.in. do dziedzictwa rozbiorów i polskich powstań. Zanotować można wzruszające przypadki solidarności z Polską na Zachodzie – najwięcej w kołach katolickich różnych krajów. Ale kurs polityki brytyjskiej pozostał dla niej wybitnie nieżyczliwy. Świadomość, że bitwa pod Warszawą to wielkie zmagania o los Europy była nikła. Mówiąc o „osiemnastej decydującej bitwie w dziejach świata” brytyjski dyplomata lord D’Abernon był niewątpliwie odosobniony na tle ludzi Zachodu swego czasu.

Warto z pewnością zauważyć ewolucję postępowania dyplomacji polskiej w przedmiocie zagrożenia sowieckiego. Przebiegała ona od zabiegania o poparcie wśród kół decyzyjnych do odwoływania się do opinii publicznej. Możliwości skutecznej propagandy zagranicznej były zresztą z racji ubóstwa środków (finansowych) niewielkie. O losie ojczyzny zadecydować miały środki militarne, a nie propagandowe i dyplomatyczne. Taka jest polska lekcja 1920 roku.

 

Czy prawdą jest, że bolszewicy byli w stanie pójść na szersze ustępstwa, zwłaszcza terytorialne, podczas rokowań zakończonych zawarciem traktatu ryskiego? Z czego wynikałoby takie podejście Rosjan?

 

Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Być może istniały takie szanse, chociaż z dokumentów nam dostępnych nie wynika, aby bolszewicy pałali ochotą większych ustępstw. Niemniej jednak, dominującą pozycję w ryskiej delegacji zajmowali posłowie Narodowej Demokracji. Popierali oni program inkorporacyjny, czyli nieprzejmowanie terytoriów znajdujących się daleko na wschodzie, które były zasiedlone głównie przez ludność niepolską, ponieważ obawiali się rozsadzenia spoistości wewnętrznej państwa. Uważam, że szanse na większe zdobycze terytorialne mogły być możliwe jedynie w przypadku zrzeczenia się przez stronę polską reparacji finansowych od Sowietów, które i tak zostały zredukowane, a po podpisaniu traktatu niespłacone, poza częściową rewindykacją zabytków kultury.

Na problem oceny traktatu ryskiego nakłada się międzywojenny spór wokół niego. Należy pamiętać, że traktat ryski został potępiony przez część kresowych konserwatywnych środowisk ziemiańskich, które postrzegały ten dokument jako wielką tragedię narodu. Sam układ przezwano „nowym rozbiorem Polski”, ze względu na podział ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, jaki on wprowadził. Niezależnie od wszystkiego, traktat ryski z całą pewnością przyniósł dopełnienie ładu wersalskiego, dzięki czemu zakończył się proces kształtowania granic nowej Europy. Nie był to ład trwały, ale dał wolność Polsce i narodom bałtyckim. Procesu ich emancypacji nie udało się imperialnej Rosji już nigdy zniweczyć. I w dzisiejszej Europie znowu mamy wolną Polskę oraz Litwę, Łotwę, Estonię, Finlandię.

 

Jak w okresie międzywojennym polska szkoła sowietologiczna interpretowała zagrożenie ze strony Rosji sowieckiej? Czy uważano, że przyjęta przez Stalina doktryna „socjalizmu w jednym kraju” będzie stałą, czy też uważano, że jest to jedynie zabieg taktyczny?

 

Warto zauważyć, że jedno rozwiązanie nie przeczy drugiemu. „Socjalizm w jednym kraju” był doktryną zbudowania silnego państwa, posiadającego duże możliwości ekspansji przy użyciu instrumentu wojny zaborczej. Jest to zatem idealne dopełnienie teorii „permanentnej rewolucji”, która zakładała nieustanną intensyfikację działań politycznych mających na celu propagowanie i realizowanie rewolucji socjalistycznej w możliwie najszerszej skali.

Problem pojawia się w momencie próby syntezy stanowisk poszczególnych przedstawicieli różnych szkół sowietologicznych. Bardzo często pojawiały się skrajnie różne interpretacje. Przede wszystkim występowała wspomniana już teoria, wedle której państwo sowieckie było kontynuacją autokracji rosyjskiej. Ta teza zyskiwała oparcie w latach 30., kiedy Stalin stopniowo poszerzał zakres swojego jedynowładztwa. Komunizm stanowił zatem nowe „przebranie” wytworzonej w ciągu stuleci autokracji rosyjskiej. Nie ulegało wątpliwości, że w bolszewizmie po śmierci Lenina dochodził do głosu powrót do modelu wielkorosyjskiego.

 

Czy postrzeganie Związku Sowieckiego jako głównego wroga niepodległości Polski wpływało na pozycję naszego państwa na arenie międzynarodowej? Bardzo popularna współcześnie jest teza, że sojusz polsko-francuski z 1921 roku umiejscowił Polskę jako wschodniego alianta Paryża w zastępstwie Rosji, dzięki czemu nadal podtrzymywano schemat neutralizacji Niemiec w Europie. W ostatnich latach dwudziestolecia międzywojennego dawało się jednak zauważyć stopniową rekonfigurację orientacji politycznej Francji, właśnie w kierunku Rosji. Pociągało to za sobą upadek pozycji Polski w systemie wersalskim. Czy istotnie tak to wówczas wyglądało?

 

Polska Piłsudskiego, podpisując sojusz z Francją, rzeczywiście myślała o sobie jako głównym partnerze Francji na wschodzie. W rzeczywistości jednak przybrała ona rolę swoistego „sojusznika zastępczego” dla Francji zamiast utraconej Rosji, jak stwierdził w swych wspomnieniach ambasador francuski w Warszawie Jules Laroche. Francja zawarła sojusz z Polską tylko dlatego, że nie mogła go zawrzeć z Rosją. W Paryżu prowadzono politykę wyczekiwania. Gdyby istniały tylko jakieś realne szanse na odnowienie się „narodowej” Rosji, to bardzo prawdopodobnym byłoby wznowienie sojuszu funkcjonującego przed I wojną światową.

Problem rosyjski faktycznie był największym zagadnieniem rzutującym na położenie międzynarodowe Polski. Refleksje wokół niego można odnaleźć m.in. w poglądzie marszałka Piłsudskiego, wedle którego Moskwa była większym zagrożeniem niż Berlin. Sądził on, że mając sojusz z Francją, niezależnie od wszystkiego, Polska będzie mogła liczyć na pomoc Francji w walce z Niemcami w ewentualnej wojnie obronnej, ponieważ będzie leżało to w jej własnym interesie. Do Locarno taki scenariusz wydawał się nader prawdopodobny, bowiem „polska Sadowa” przynieść musi „francuski Sedan”, jak powtarzali publicyści polityczni. Inaczej wyglądały szanse pozyskania pomocy na okoliczność prowadzenia wojny obronnej przeciw Rosji. Piłsudski słusznie przewidywał, że w tym scenariuszu bilibyśmy się osamotnieni, gdyż realna pomoc militarna nie przyjdzie znikąd.

Co do natury sowieckiej polityki, Piłsudski uważał Związek Sowiecki za państwo mniej obliczalne niż Niemcy. Perturbacje wewnętrzne w Rosji mogły, jego zdaniem, wywołać agresywne działania na zewnątrz. Niemcy były dla Piłsudskiego bardziej stabilne, bardziej obliczalne, jednym słowem: bardziej europejskie. Niemcy należały do cywilizacji zachodniej i w gruncie rzeczy miały więcej powiązań ze światem zewnętrznym niż Rosja. Dlatego też ze Niemcom trudniej byłoby zerwać wszystkie zobowiązania zagraniczne i zacząć nową wojnę. Rosja zaś jawiła się jako państwo odosobnione, mniej zaangażowanym międzynarodowo, leżące na uboczu cywilizacji, stanowiące oddzielny świat. W związku z tym wywołanie wojny zaborczej przez ZSRS uważał polski marszałek za bardziej prawdopodobne niż ze strony Niemiec.

Narodowa Demokracja posiadała zupełnie inną wizję tej sprawy. Rosję postrzegano jako osobny świat, pogrążony we własnych problemach, który na Polskę napadać raczej nie chce. Z międzywojennej publicystyki Dmowskiego wynika wyraźnie, że był on pod silnym wrażeniem ofensywy ekspansjonizmu japońskiego. Sądził, że skieruje się on przeciw Rosji, co „unieruchomi ją w Europie”. Percepcja Niemiec przez tego męża stanu (i jego uczniów) była diametralnie inna. Dmowski przewidywał, że po kapitulacji II Rzeszy i podpisaniu traktatu wersalskiego Europę czeka nie więcej, jak 20 lat spokoju, a więc sądził podobnie, jak francuski marszałek Foch. Lider Narodowej Demokracji zakładał, że prędzej czy później dojdzie do wystąpienia Niemiec przeciw ładowi wersalskiemu. Uważał, że Niemcy nie pogodzą się z okrojeniem własnego terytorium w tak znacznym stopniu, jak nastąpiło to
w 1919 roku. Wszystko sprowadzało się tylko do jednego pytania – jak przygotować się do nowej wojny z Niemcami w obronie ładu wersalskiego? Jeżeli Polska tę wojnę przegra, upadnie ład wersalski i po raz kolejny nastąpi poważna próba ustanowienia niemieckiej hegemonii w Europie. Ocalenie systemu wersalskiego oznaczało zatem ocalenie Polski.

W myśli politycznej Polski Odrodzonej widzę zatem dwie szkoły: Piłsudskiego i Dmowskiego. Natomiast perspektywa „zwykłego” polskiego inteligenta, dowiadującego się
o sytuacji międzynarodowej z gazet, była prosta – Rosja i Niemcy były dwoma równie wrogimi i zaborczymi złymi sąsiadami. Z pewnością tak było do końca istnienia II Rzeczypospolitej, chociaż nie należy zapominać, że wielkie zbrojenia Hitlera rodziły coraz więcej obaw, a takie wydarzenia, jak zbrodnicze czystki Stalina w armii i partii, podsuwały ocenę wskazującą na duże osłabienie państwa Sowietów, mimo jego industrializacji i wielkich zbrojeń. Dla każdego Polaka największym przekleństwem Polski jawiło się to, że oba ościenne mocarstwa dysponowały niepomiernie większymi potencjałami od Polski, co skazywało nas na nierówną i bezwzględną walkę o przetrwanie w tym położeniu geograficznym, jakie dała nam historia.

 

 

Tekst powstał w ramach projektu: Sierpień 1920 - program popularyzatorsko-edukacyjny.

Dofinansowano ze środków MHP w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”

Tekst dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Autora i Ośrodka Myśli Politycznej.

 

Najnowsze artykuły