Artykuł
Znaczenie emigracji politycznej w polityce polskiej okresu zaborów

W niewielkim szkicu poświęconym znaczeniu emigracji politycznej w polskiej polityce okresu zaborów nie można kusić się o szczegółowe opowiedzenie jej dziejów, wymienienie choćby jej rozlicznych pól aktywności, inicjatyw politycznych, publicystycznych, kulturalnych, charytatywnych, wojskowych czy dokonań naukowych. Zainteresowanych wciąż syntetycznym, ale jednak znacznie obszerniejszym ujęciem tej problematyki odsyłam to innego mojego opracowania[1]. Tutaj przede wszystkim postaram się dokonać pewnej ogólnej refleksji, nad jej znaczeniem w życiu politycznym Polaków w epoce międzypowstaniowej – a zatem obejmującej dzieje Wielkiej Emigracji. Będzie to próba swego rodzaju bilansu jej dokonań, skutków, jakie przyniosły one dla polskiego życia narodowego, oceny tego, w jaki sposób sam fakt jej istnienia i funkcjonowania w życiu politycznym narodu wpływał na jego jakość, skuteczność i realizm podejmowanych przezeń poczynań.

Pierwszym i niezwykle trwałym skutkiem pojawienia się emigracji politycznej w okresie zaborów było ustalenie pewnego stereotypu emigranta politycznego, który od tamtej epoki funkcjonuje w polskiej świadomości zbiorowej. Jest to zatem niezłomny patriota, który uległszy wrażej przemocy, po kolejnej przegranej wojnie w obronie niepodległości, zdławionym powstaniu lub rozbitej konspiracji, unosząc głowę przed zemstą zwycięskich wrogów i nie godząc się na życie pod obcym jarzmem, wybrał wygnanie, by na obcej ziemi kontynuować przerwaną walkę o wolność kraju. Emigranci polityczni w polskiej pamięci zbiorowej to zatem najlepsi synowie Ojczyzny, patrioci, którzy bez reszty poświęcają się w jej służbie i unoszą ideę Niepodległej z kolejnej klęski, by ją przechować przez noc niewoli i wśród swych tułaczych szlaków odnaleźć ten, który zawiedzie ich z powrotem do wolnej Polski. Taki właśnie wizerunek emigranta politycznego towarzyszy polskiej refleksji nad emigracją polityczną od klęski konfederacji barskiej, gdy pojawili się pierwsi polscy żołnierze tułacze, z najsławniejszym z nich w owej epoce Kazimierzem Pułaskim[2]. Po nich nastąpił już cały korowód pokoleń emigracji politycznej z czasów po upadku insurekcji kościuszkowskiej, poprzez Legiony Dąbrowskiego[3], Wielką Emigrację[4], komitety i formacje zbrojne okresu I wojny światowej[5], władze II Rzeczypospolitej[6] i jej wojsko na uchodźstwie w czasie kolejnego światowego konfliktu[7], aż po wypchnięte z kraju fale emigracji powojennej do czasów Solidarności włącznie. Warto zauważyć jak różny jest to wizerunek od tego, który towarzyszy Francuzom w ich myśleniu o owym pojęciu. We francuskiej pamięci zbiorowej hasło: „emigrant polityczny” kojarzy się bowiem zupełnie inaczej. Jest to wspomnienie sięgające swymi korzeniami czasów wielkiej rewolucji francuskiej. Emigranci w tym ujęciu to ci, którzy zapatrzeni we własne wąskie interesy i w obronie swych osobistych przywilejów byli gotowi raczej porzucić ojczysty kraj i iść na służbę u obcych, poszukując ich pomocy i poparcia by dans les furgons des étrangers (w obcych taborach) wrócić do Francji i zaprowadzić tam porządek odrzucany przez znakomitą większość narodu. Emigranci polityczni to zatem przede wszystkim bardzo podejrzane indywidua – zdrajcy i zaprzańcy stawiający się aktem uchodźstwa w politycznej kontrze do własnego narodu.

Zastanawiając się nad znaczeniem emigracji politycznej w polskim życiu politycznym (nie tylko w epoce międzypowstaniowej, ale i szerzej), musimy wskazać na stworzenie przez nią pewnego kanonu politycznych zachowań, stymulującego je, lub niemal narzucającego – jako gotowe wzorce kolejnym pokoleniom. Najważniejszym z nich było dążenie do stworzenia na uchodźstwie narodowej siły zbrojnej – w polskich mundurach, pod własnymi sztandarami i z polską komendą. Od Legionów Dąbrowskiego począwszy była to idea powielana w całym omawianym okresie – od prób formowania oddziałów polskich w służbie belgijskiej w 1832 r.[8], batalionów polskich we francuskiej legii cudzoziemskiej w Algierii[9], oddziałów na służbie konstytucyjnych monarchów Hiszpanii i Portugalii w pierwszej połowie lat 30.[10], podjętej w tym samym czasie efemerycznej inicjatywy tego typu w Egipcie Muhammada Alego[11], fantastycznych pomysłów powołania formacji polskich złożonych z dezerterów z armii rosyjskiej w Persji czy Chiwie[12], formowania oddziałów polskich mających wspomagać rewolucje liberalne w Niemczech[13] czy w Sabaudii[14], tworzenia Południowej Legii Rzeczypospolitej Polskiej w Mołdawii w latach 40.[15], poprzez udział różnych legionów polskich w europejskiej Wiośnie Ludów – we Włoszech[16] i zwłaszcza na Węgrzech czy w Siedmiogrodzie[17], wreszcie utworzenie pułków kozaków sułtańskich a w końcu i całej dywizji polskiej w służbie tureckiej podczas wojny krymskiej[18], dwóch oddziałów polskich na Kaukazie (po wojnie krymskiej i w okresie powstania styczniowego)[19], oddziału polskiego w tureckiej Dobrudży, który stamtąd – wiosną 1864 r. – przedarł się do walczącego kraju, po oddział mjr Józefa Jagmina walczący po stronie tureckiej w wojnie z Rosją w 1877 r.[20] Ten wzorzec zachowań miano powtórzyć organizując polskie formacje zbrojne walczące u boku tak państw centralnych jak i ententy w I wojnie światowej (Legiony Piłsudskiego, Legion Puławski, Bajończycy, korpusy polskie na Wschodzie, wreszcie Błękitna Armia gen. Hallera)[21], a także na jeszcze szerszą skalę podczas II wojny światowej. Za każdym razem polskie wojsko na wygnaniu stawało się nie tylko formacją zbrojną, mającą realizować bieżące zadania militarne, ale także symbolem i głośną manifestacją faktu, że „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. W sytuacji, w której nie istniała ona na mapach politycznych Europy, nie miała swego uznanego rządu ani stałego, wyzwolonego terytorium pod własną administracją, istniała wciąż w polskim obozie wojskowym, wiążąc bardzo silnie polski patriotyzm z miłością do polskiego żołnierza, czczonego w pieśniach i poezji, opisywanego ku pokrzepieniu serc w literaturze pięknej, uwiecznianego w bohaterskich epizodach swych czynów pędzlami artystów malarzy i poważanego w całym społeczeństwie za ofiarę krwi, którą składał co pokolenie.

Musimy także podkreślić, kto wie, czy nie najważniejszy rezultat istnienia emigracji politycznej w epoce międzypowstaniowej. Bezpośrednio u samego swego zarania wychodźstwo to samym swoim istnieniem stało się dobitnym manifestem odrzucającym akceptację tego stanu egzystencji narodowej, jaki narzucał Polakom podział ich kraju zatwierdzony przez mocarstwa na kongresie wiedeńskim. Było ono świadectwem olbrzymiej żywotności narodu i jego potężnej woli odzyskania niepodległości, wyniesionym przez polistopadowych wygnańców przed oczy całej Europy i świata. To dzięki niemu sprawa polska nie zniknęła ze świadomości europejskiej opinii publicznej jeszcze przynajmniej przez kolejnych 40 lat. Wreszcie powstanie listopadowe i będąca jego wynikiem Wielka Emigracja były także aktami, które zamknęły raz na zawsze otwartą do 1830 r . drogę do pogodzenia się z zaistniałą po 1815 r. sytuacją i poszukania jakiejś znośnej dla narodu formy egzystencji w systemie jego zniewolenia i podziału politycznego, który musiałby nieuchronnie wieść do stopniowego rozpadu wspólnoty narodowej i w konsekwencji do wynarodowienia. Emigracja była bowiem w tym czasie jednym z fundamentalnych czynników spajających wszystkie zabory i tworzących (mimo różnic programowych i rozdzierających ją często bardzo zawziętych sporów wewnętrznych) środowisko, w którym rozwijało się ogólnopolskie życie narodowe. Wymyślane przez nią programy polityczne, koncepcje postępowania, tworzone instytucje, drukowana prasa i publicystyka zachowywały jako swój cel działania i główny punkt odniesienia całą Polskę bez podziału jej na osobne części podległe poszczególnym zaborcom. To na emigracji toczyło się wciąż polityczne życie ogólnonarodowe Polaków. Kto wie, czy nie pomijając innych czynników kształtujących postawy polityków polskich pod zaborami, fakt istnienia w epoce międzypowstaniowej licznej i bardzo politycznie aktywnej emigracji, uważającej się za reprezentanta całego narodu polskiego, nie zapobiegł pojawieniu się koncepcji trójlojalizmu o pokolenie wcześniej. Trudno też ocenić, jak upowszechnienie takiej postawy już po roku 1830 wpłynęłoby na kondycję polskiego życia narodowego i czy nie przyspieszyłoby w sposób negatywny rozpadu wspólnoty narodowej, gdyby nie była ona przez kolejnych kilkadziesiąt lat spajana tym emigracyjnym lepiszczem politycznym. I nie chodzi tu tylko o płomienne manifesty demokratów, obwieszczające Polakom jaka powinna być ta przyszła Polska, czy memoriały polityczne pisane dla obcych gabinetów, powstające w gronie współpracowników Hotelu Lambert, w których udowadniano dlaczego w interesie Europy leży jej odbudowanie, ale także o poezje wieszczów, o Pana Tadeusza wędrującego pod strzechy, czytanego i uznawanego za epopeję narodową wszak nie tylko na rodzinnej dla Mickiewicza Litwie, ale i w Wielkopolsce, w Galicji czy na Podolu, o mazurki Chopina grane w każdym polskim dworku, o instytucje kulturalne takie jak Biblioteka Polska w Paryżu[22] czy Muzeum Polskie w Rapperswilu[23], będące skarbnicami narodowej pamięci i archiwami przeżywanej historii, mającymi służyć całemu narodowi jeszcze przez kolejne pokolenia. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że to emigracja polityczna uniosła na obczyznę ze zniewolonego kraju ideę czynnej walki o niepodległość, że do niej się przygotowywała, ją planowała i z różnym skutkiem w zmieniających się okolicznościach próbowała realizować, do niej pobudzała też przez swych emisariuszy spiski krajowe i starała się nad nimi obejmować patronat. Ale także ona najsilniej reprezentowała całość kraju i w swym myśleniu i działaniu ją cementowała, niwelując pojawiające się w naturalny sposób – ze względu chociażby na różne warunki działania w poszczególnych zaborach – odrębności lokalne.

Warto też zauważyć jej wymiar uniwersalny i skalę jej oddziaływania na inne narody, dzisiaj być może przez nas niedocenianą i zapomnianą. Jej inspiracje odnajdujemy u zarania wielu ruchów zmierzających do odrodzenia narodowego — zwłaszcza ludów bałkańskich, na których idee polityczne żywo oddziaływała. Ale jej przemarsz przez Niemcy, kontakty z narodowym ruchem włoskim czy węgierskim także wywarły piętno na dziejach wymienionych narodów. Wreszcie emigracja ta – najliczniejsza, najaktywniejsza i o najdłuższym nieprzerwanym trwaniu w ówczesnej Europie – stanowiła namacalny dowód na to, iż naród i państwo to nie są pojęcia tożsame oraz że naród może istnieć bez państwa, a jego kultura rozwijać się poza krajem ojczystym, co choć dziś oczywiste, wtedy dopiero było prawdą odkrywaną, w której udowodnieniu i rozpowszechnieniu owi polscy tułacze mieli niebagatelny udział. Gdy pod koniec XVIII w. Józef Wybicki pisał słowa Mazurka Dąbrowskiego, pobrzmiewało w nim jeszcze przekonanie, że naród bez państwa istnieć nie może i że dopiero gdy: „Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami”. Pokolenie Wielkiej Emigracji nie miało już wątpliwości, że Polakiem można być i nad Sekwaną, i nad Potomakiem, a nawet na algierskiej pustyni. Przez swe liczne, jak na ową epokę wychodźstwo, Polacy ukazali się światu jako wspólnota narodowa pozbawiona państwa, a jednak zachowująca jakąś formę odrębnej egzystencji politycznej. Zmieniało to istotnie sposób myślenia o naturze porządku politycznego i relacjach między władzą, państwem i jego mieszkańcami.

Uznając jej rozliczne i bardzo poważne zasługi dla animowania, inspirowania i podtrzymywania życia narodowego w każdym jego wymiarze – wewnątrzpolitycznym, międzynarodowym, ideowym czy kulturowym – musimy sobie jednakże zadać pytanie, czy wpływ owej Emigracji, zwłaszcza na życie polityczne kraju, miał skutek jedynie pozytywny, czy wiązał się także z pewnymi obciążeniami negatywnie ważącymi na podejmowanych działaniach, czy może wiodącymi je całkiem na manowce. Można zaryzykować twierdzenie, iż w miarę upływu lat powiększał się nie tylko dystans czasowy oddzielający emigrantów od ojczyzny, ale także rósł rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością krajową – zmieniającą się i ewoluującą poza ich świadomością – a funkcjonującym coraz bardziej jedynie w ich wyobraźni czy pamięci wspomnieniem Polski, którą opuścili. Wygnańcy pozostający na obczyźnie ze swymi wyobrażeniami o kraju, o panujących w nim warunkach politycznych, nastrojach społecznych, relacjach między różnymi grupami socjalnymi itd. posiadali coraz mniej danych, aby właściwie odczytać i ocenić rzeczywistość, a zatem i zaproponować sensowne rozwiązania, odpowiadające niesionym przez nią wyzwaniom. Co więcej, emigracja polityczna – a w każdym razie ta jej część (zawsze będąca mniejszością), której aktywność nie została pochłonięta przez walkę z codziennymi kłopotami bytowymi, która nie wtapiała się w społeczeństwo kraju osiedlenia i nie zaczynała żyć jego problemami, ale zachowywała przywiązanie do idei narodowej i walce o cele narodowe poświęcała swe siły, funkcjonowała w stanie swego rodzaju chorobowym – pewnej gorączki politycznej, często ważącej na stabilności emocjonalnej i możliwościach chłodnej oceny sytuacji. Wszystkie środowiska czynne politycznie wyczekiwały zmiany losu ojczyzny, który oznaczałby także zmianę ich losów osobistych. Planowały powstania i rewolucje, organizowały legiony i konspiracje, tworzyły programy polityczne spodziewając się, że uzyskają w swych działaniach masowe poparcie od rodaków w kraju lub przekonają do swych racji obcych polityków czy nawiążą braterskie współdziałanie z rewolucjonistami innych ludów. Tak bardzo chciano w to wierzyć, że nie dostrzegano istniejących ograniczeń, stojących na drodze do możliwości realizacji ich planów politycznych. W tej sytuacji łatwo było popełnić błędy, które rozstrzygały o fiasku podejmowanych inicjatyw. Społeczeństwo polskie zaboru rosyjskiego bezpośrednio po klęsce powstania listopadowego okazało się nie być gotowe do poparcia kolejnego ruchu, który usiłował sprowokować Józef Zaliwski. Stąd próba wywołania przez niego w 1833 r. partyzantki poniosła całkowite fiasko, pociągając za sobą jedynie niepotrzebne ofiary[24]. Planowane przez demokratów trójzaborowe powstanie w 1846 r. spaliło na panewce nie tylko w wyniku skutecznej kontrakcji zaborców, ale w równym stopniu z powodu rewolty chłopskiej w Galicji[25]. Rabacja okazała się głębokim szokiem dla wszystkich środowisk emigracyjnych i elit politycznych pozostałych w kraju, udowadniając, iż idealizowany dotąd obraz ludu polskiego, spokojnego i z natury patriotycznego, gotowego pod przywództwem szlachty stanąć pod narodowymi sztandarami w walce o niepodległość ojczyzny, jest mitem. Odkrycie tej prawdy i uświadomienie sobie jak faktycznie wygląda rzeczywistość społeczna i poziom świadomości narodowej szeroko pojmowanego ludu miało swoją bolesną cenę, którą uczestnicy zdławionego rękoma polskich chłopów ruchu powstańczego zmuszeni byli zapłacić.

Nie tylko zresztą zwolennicy i konspiratorzy spod znaku Towarzystwa Demokratycznego Polskiego popełniali podobne błędy. Część koncepcji politycznych tworzonych w kręgu Hotelu Lambert także opierała się bardziej na myśleniu życzeniowym i wykoncypowanych w zaciszach gabinetów wyobrażeniach o rzeczywistości niż na niej samej. Nie przypadkiem jeden ze znakomitych badaczy tej problematyki profesor Andrzej Nowak umieścił w tytule poświęconego jej studium sformułowanie: Koncepcje polityczne i fantazje kręgu Adama Czartoryskiego…[26]. Faktycznie bowiem raczej za fantazje niż za realne plany działania należałoby uznać marzenia snute w tym środowisku politycznym, dotyczące wskrzeszenia kozaczyzny zaporoskiej, zbuntowania Tatarów krymskich i poruszenia przeciw Rosji wszystkich ludów będących pod naciskiem imperium – od górali kaukaskich z Czeczenii i Czerkiesji poprzez Nogajców ze stepów czarnomorskich aż po Niekrasowców z tureckiej Dobrudży, tudzież montowanie antyrosyjskich koalicji od Szwecji i Finlandii (która miałaby się zbuntować) na północy po Serbów, Chorwatów, Bułgarów, Węgrów i Rumunów (którzy mieliby zgodnie w tym dziele ze sobą współpracować) na południu. Przebieg Wiosny Ludów brutalnie zweryfikował założenia, opierające się na idei współpracy ruchów narodowych na Bałkanach i w obszarze naddunajskim, ujawniając z całą ostrością głębię dzielących je konfliktów, a możliwości rozwijania jakiejś istotnej (poza symboliczną) współpracy z ludami kaukaskimi czy nadczarnomorskimi w owym okresie po prostu nie istniały.

Być może należałoby uznać owe „fantazje” za całkowicie chimeryczne pomysły, które mogły się narodzić tylko w rozgorączkowanych głowach emigrantów, chwytających się każdej okazji podtrzymującej w nich nadzieję na pokonanie wielokrotnie przeważających nad nimi sił wrogów i pozwalającej wierzyć, że tą drogą będą oni mogli wrócić do kraju. Być może…, ale czy zadaniem naszych emigracyjnych polityków, za którymi nie stał żaden liczący się potencjał państwa, który można by było użyć w prowadzonej grze, którzy nie byli w stanie w żaden sposób tworzyć koniunktury politycznej sprzyjającej ich zamiarom, nie było właśnie konstruowanie różnych koncepcji działania, proponowanie różnych rozwiązań istniejących kwestii politycznych na wszelkich obszarach, które mogłyby być brane pod uwagę jako teatr wojny z zaborcami. Nie sposób było przewidzieć, gdzie ta wojna się zacznie i co będzie w związku z nią możliwe do zrealizowania. Plany na wszelkie ewentualności powinny być wszakże gotowe, grunt przygotowywany, kontakty nawiązywane, czynione rozpoznania i schematy działania. Życie najczęściej bezlitośnie weryfikowało te pomysły, ale w ostatecznym rozrachunku ich bilans był pozytywny, a koszty tych inicjatyw nie takie duże. Zresztą niemal każda z tych „fantastycznych” idei pozostawała w sferze marzeń dopóki rozwój nieprzewidywalnych wydarzeń by jej nie uprawdopodobnił. Trudno było przypuszczać w początkach emigracji, że ćwierć wieku później w Turcji powstanie polska dywizja, a pułki kozaków sułtańskich złożonych po części z Polaków, a po części ze Słowian bałkańskich, pod polską komendą i dowodzone przez polskich oficerów zajmą Bukareszt. To, czy mogłyby one pójść dalej na północ, czy też przeciwnie, decyzją alianckiego dowództwa zostałyby wycofane na fronty oddalone od ziem polskich, nie zależało od woli polskich emigrantów. To, co mogli oni zrobić, to stworzyć narzędzie działania i powołać kolejną „Polskę w obozie wojskowym”, czekającą na szansę, by móc maszerować do kraju – i to właśnie zrobili. To do głównych graczy – do mocarstw europejskich – należały decyzje mogące w jednej chwili uprawdopodobnić znaczną część polskich marzeń. Zadaniem polskiej emigracji było być na tę chwilę przygotowanym, gdy nareszcie się pojawi – gdziekolwiek – na Bałkanach, na Węgrzech, na Kaukazie, w Italii czy nad Renem – tam gdzie wybuchnie wojna tworząca szansę dla poruszenia sprawy polskiej. Alternatywą dla tego typu działań było ich zaniechanie. Bierność nie dawała jednak żadnych nadziei na przyszłość. Aktywność zaś generowała koszty – nie tylko te materialne, ale także i ludzkie, w postaci poległych, straconych, zesłanych czy wtrąconych do więzień, nie dając żadnych gwarancji powodzenia, ale oferując nadzieję konieczną dla przetrwania idei narodowej, a może także niezbędną dla mobilizowania narodu do zorganizowanego wysiłku, poświadczającego tak wobec świata, jak i samego siebie, że żyje i nie godzi się na niewolę, że ma wolę wybicia się na niepodległość i wszelkimi sposobami do niej dąży, że nie jest to idea kilku gorących głów, ale że żyje ona w sercach wystarczająco wielu współrodaków, by wysyłać w szeregi powstańcze i do konspiracji, a także i na emigrację tysiące nowych żołnierzy niepodległości w każdym pokoleniu. Motto sformułowane przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, przyświecające podejmowanym przez niego wysiłkom, dobrze oddaje sens działań politycznych całej emigracji, nawet jeśli czasem zasadnie można ją oskarżać o marzycielstwo i oderwanie od rzeczywistości: „Będzie co może, rób coś powinien” – mawiał książę. Tę powinność wobec sprawy narodowej polska emigracja polityczna spełniła – nie bez dramatycznych błędów, żenujących czasem sporów, a bywało, że i zdrad, w sumie jednak najlepiej jak potrafiła, przynosząc w ogólnym bilansie chwałę nie tylko sobie, ale i samemu imieniu Polaków i dobrze zasłużywszy się Ojczynie.

 

Dofinansowano ze środków MHP w ramach Programu „Patriotyzm Jutra”. Tekst dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Autorów i Ośrodka Myśli Politycznej.



[1]    R. P. Żurawski vel Grajewski, Polskie emigracje 1831-1918, [w:] Historia Polski w XIX wieku, t. 4, Narody, wyznania, emigracje, porównania, red. A. Nowak, Warszawa 2015, s. 115-276.

[2]    W. Konopczyński, Kazimierz Pułaski; życiorys, Kraków 1931; J. Roszko, Ostatni rycerz Europy, Katowice 1983.

[3]    J. Pachoński, Legiony polskie. Prawda i legenda 1794-1807, t. 1-4, Warszawa 1969-1979.

[4]   S. Kalembka, Wielka Emigracja 1831-1863, Toruń 2003.

[5]    W. Lipiński, Walka zbrojna o niepodległość Polski w latach 1905-1918, Warszawa 1990.

[6]   E. Duraczyński, Rząd polski na uchodźstwie 1939-1945, Warszawa 1993.

[7]    W. Biegański, Wojsko Polskie we Francji 1939-1940, Warszawa 1967; J. Smoliński, Wojsko Polskie we Francji, Warszawa 1995; W. Iwanowski, Z dziejów formacji polskich na Zachodzie 1939-1945, Warszawa 1975; P. Żaroń, Armia Polska w ZSRR, na Bliskim Wschodzie i Środkowym Wschodzie, Warszawa 1981.

[8]   R. Bender, Polacy w armii belgijskiej w latach 1830-1853, [w:] Polska w Europie, red. H. Zins, Lublin 1968, s. 223-239; C. Merzbach, Oficerowie polscy w armii belgijskiej po roku 1830, „Przegląd Współczesny” 1932, t. 11, nr 41, s. 170-181.

[9]   A. H. Kasznik, Między Francją a Algierią – z dziejów emigracji polskiej 1832-1856, Wrocław 1977.

[10]  J. Frejlich, Legion gen. Józefa Bema w walce o sukcesję portugalską, „Przegląd Historyczny” 1912, t. 14, s. 93-124, 237-259, 338-364, t. 15, s. 70-88, 171-187; J. Grobicki, Pułk ułanów polskich Legii Cudzoziemskiej w czasie walk karlistowskich w Hiszpanii 1836–1838, „Przegląd Historyczno-Wojskowy” 1930, t. 3, z. 1-2, s. 91-125; M. Pawlicowa, Sto lat temu: o Polakach w legii francuskiej i hiszpańskiej 1834-1839, „Przegląd Historyczny” 1933, t. 33, nr 1, s. 176-183; W. Rostocki, Jeszcze o próbach stworzenia legionu polskiego w Portugalii, „Annales UMCS, Sect. F. Humanoria” 1982, t. 37, s. 257-278; E. Wróblewska, Emigranci polistopadowi w Hiszpanii, [w:] Rozprawy z dziejów XIX i XX wieku, red. S. Kalembka, Toruń 1978, s. 89-104.

[11]   H. Chudzio, Egipt w idei legionowej Wielkiej Emigracji, Kraków 2014.

[12]   R. P. Żurawski vel Grajewski, Wielka Brytania w „dyplomacji” księcia Adama Jerzego Czartoryskiego wobec kryzysu wschodniego (1832–1841), Warszawa 1999, s. 359-360.

[13]   M. Wawrykowa, Powstanie frankfurckie i udział w nim Polaków, [w:] Z dziejów wojny i polityki. Księga pamiątkowa ku uczczeniu siedemdziesiątej rocznicy urodzin prof. dra J. Wolińskiego, „Zeszyty Naukowe Wojskowej Akademii Politycznej” 1964, nr 37, s. 62-73.

[14]  A. Lewak, Od związków węglarskich do Młodej Polski. Dzieje emigracji i legionu polskiego w Szwajcarii w r. 1833-1834, Warszawa b.r.w.; W. Prechner, Wyprawa do Sabaudii w roku 1834, „Przegląd Historyczny” 1924, t. 24, s. 97-119; M. Wawrykowa, Geneza powstania sabaudzkiego w 1834 r., „Przegląd Historyczny” 1970, t. 61, s. 233-248.

[15]   K. Dach, Południowa Legia Rzeczypospolitej Polskiej (1841-1848), „Kwartalnik Historyczny” 1977, t. 84, z. 1, s. 35-46.

[16] H. Batowski, Legion Mickiewicza w kampanii włosko-austriackiej 1848 roku, Warszawa 1956; S. Kieniewicz, Legion Mickiewicza 1848–1849, Warszawa 1955.

[17]   I. Kovács, Polacy w węgierskiej Wiośnie Ludów 1848-1849, Warszawa 1999; E. Kozłowski, Legion Polski na Węgrzech 1848-1849, Warszawa 1983.

[18] P. Wierzbicki, Dywizja Kozaków Sułtańskich. Polityczno-wojskowe koncepcje stronnictwa Czartoryskich w okresie wojny krymskiej (1853–1856), Kraków 2013.

[19] J. Reychman, Polacy w górach Kaukazu do końca XIX w., „Wierchy” 1954, nr 23, s.19-58.

[20] J. S. Łątka, Z ziemi tureckiej do Polski. Dzieje legionu polskiego w Turcji 1877, Gdańsk 2000.

[21]   W. Jarno, 1 Dywizja Strzelców Armii Generała Hallera w latach 1918-1919, Łódź 2006; D. Radziwiłłowicz, Polskie formacje zbrojne we wschodniej Rosji oraz na Syberii i Dalekim Wschodzie w latach 1918-1920, Olsztyn 2009.

[22] J. Pezda, Historia Biblioteki Polskiej w Paryżu w latach 1838-1893, Kraków 2013.

[23]   K. Groniowski, Rapperswil jako ośrodek polityczny (1868-1887), „Annales UMCS, Sect. F. Humanoria” 1982, t. 37, s. 393-409.

[24] W. Djakow, A. Nagajew, Partyzantka Zaliwskiego i jej pogłosy (1832-1835), Warszawa 1979.

[25] S. Kieniewicz, Ruch chłopski w Galicji w 1846 roku, Wrocław 1951.

[26] A. Nowak, Jak rozbić rosyjskie imperium? Koncepcje polityczne i fantazje kręgu Adama Czartoryskiego 1832-1847, „Studia Historyczne” 1990, R. XXXIII, z. 2, s.197-224.

Najnowsze artykuły